R11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy następnego dnia się obudziłam, lecieliśmy samolotem.
   – Gdzie lecimy? – zapytałam przytulając się do Michaela

   – Do Hiszpanii... Czeka mnie kolejny koncert

   – Jesteś naprawdę wspaniały... Nie rozumiem czemu mówią o tobie, że...

   – Nie kończ... Proszę

   – Up to you. Kocham cię, więc posłucham, twojej prośby i nie skończę... Chodziło mi co prawda o, stosunki z braćmi, ale ok

  – Możesz trochę jaśniej?

   – No... Mówią, że jesteś nieźle skłócony z braćmi... I, ogólnie rodziną

   – Bo niewiedzą co się działo od zawsze...

   – Że ojciec?
 
  – Że ja i moje rodzeństwo, zawsze byliśmy jak jeden organizm. Zawsze razem... Znaczy Randy i Janet mieli trochę gorzej, bo między nami, znaczy mną i tymi starszymi ode mnie jest zawsze max. 2 lata, a Randy i Janet są ode mnie młodsi o 3 i 8 lat... A od Rebbie o 11 i 16 lat

   – Jak to jest być midium rodzeństwa?

   – Znaczy?

   – Rebbie jest od ciebie starsza o 8 lat i Janet jest tyle samo młodsza

   – Dziwnie, szczególnie, gdy ma się za brata pirata drogowego

   – Znaczy, Jackie, po tym jak rozbił auto?

   – Nie... Erms jak mieszkał w Malibu z Hazel i raz u nich byłem...
 
  – Nie kończ – przerwałam mu, przykładają palec do jego ust – opowiesz mi wieczorem...

   – Na wieczór mam inne plany...

   – Pan tajemniczy się znalazł... – cmoknęłam go w usta...

   Po kilku godzinach dolecieliśmy do Hiszpanii... Na lotnisku na Michaela czekały tłumy... Znaczy to normalne, bo jest gwiazdą... Zanim wyszliśmy, on popatrzył na mnie i stwierdził, że tak nie wyjdę. W sumie miał rację, bo nie byłam za ładnie ubrana. Przekopał szafę i podał mi jedną ze swoich koszul, po czym kazał mi się rozebrać do bielizny. Z za dużej na mnie koszuli kilkoma drobnymi przeróbkami zrobił mi sukienkę. W końcu stwierdził, że jestem gotowa. Przyznam. Serio świetnie zaimprowizował, bo potem ta "sukienka" stała się jedną z moich ulubionych... Stanęliśmy w drzwiach samolotu. Rozległ się pisk dziewczyn... Mike pomachał tłumowi na powitanie. Potem trzymając się za ręce ruszyliśmy w dół schodów. Wysiedliśmy do limuzyny i pojechaliśmy na miejsce koncertu. Był to hiszpański stadion narodowy Estadio La Romaredia. Później pojechaliśmy do hotelu, gdzie mieliśmy spać. Byliśmy oczywiście wypytywani, skąd się wzięłam, kim jestem, co mnie łączy z Mike'iem, itp., itd...

***

Rano obudził mnie piękny zapach kawy. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Michaela siedzącego na krawędzi łóżka. Gładził moją dłoń. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam...

   – I co z naszymi planami na wczorajszy wieczór? – zapytałam

   – Śmiało możemy je przełożyć na dzisiejszy wieczór... Ale nie wytrzymam do tego czasu, więc bajkę o piracie drogowym opowiem Ci teraz – podał mi kawę... – Kiedy byłem u Jermainego, Hazel była jego żoną, i mieszkali w Malibu. Mieszkali tuż nad wodą. Poszedłem się po pluskać w wodzie i w ten sposób omal nie zginąłem. Nabawiłem się zapalenia opłucnej, ale jak widać jeszcze żyję...

   – A Pirat drogowy gdzie?

   – Mój brat, Erms, kiedy jakoś o własnych siłach się wyczołgałem na brzeg, zawiózł mnie do szpitala. Bardziej bałem się, że zginę w wypadku, niż, że umrę przez ocean.

   – Dobra... Znasz może nadal tamtą dziewczynę, która wtedy... No wiesz...

   – Znam. Czemu pytasz?

   – Bo wtedy u niej w domu... Sama myślałam, że zginę...

   – Miał broń, wiem. Ale Carrie łatwo nie odpuszcza. Oskarżyła go i trafił do więzienia... Sam potwierdziłem, że ty jesteś jego ofiarą

   – Twojego ojca też...

   – Tylko czekam na rozwój ostatniego koszmaru

   – No racja... A może... Rzucisz karierę i zajmiemy się czymś ciekawszym?

   – Na przykład?

   – Możemy założyć gang... – zażartowałam

   – O nie... Starczy mi trauma z dzieciństwa.... Mam dosyć gangów i broni

   – Zawsze chciałam... – dokończyłam półgłosem do jego ucha

   – Mogę spełnić praktycznie każde twoje marzenie... Kiedy po trasie wrócimy do mojej Nibylandii to słowo doję, że spełnię twoje marzenia

   – Nie dziwi cię, że po takiej traumie nadal mam takie marzenia?

   – Wcale. Mówiłem, że wręcz panicznie boję się broni, a sam umiem ją obsługiwać...

   – Mike... Kiedy masz ten koncert?

   – Dziś wieczorem... Wrócę, jak znam życie, w okolicach drugiej czy trzeciej....

   – Będę czekać...
 
  – Lepiej idź spać... No kiedy wrócę, to mam dla ciebie nie spodzienkę

   – Czekam... – mruknęłam i zahaczyłam pasemko jego włosów za jego uchem

   – Emi... Czemu ty nadal masz piękne oczy?

   – A ty czemu nadal masz takie piękne oczy?

   – Nie wiem – odparł, jednak gdy ja chciałam mu odpowiedzieć, wpił się w moje usta i... W sumie to na łóżku już siedzieliśmy... Resztę sobie Odpowiedzcie sami...

***

Zdrzemnęłam się po tym. Obudziłam się wypoczęta w okolicy 3 w nocy, więc przespałam prawie cały dzień i prawie całą noc... Poczekałam, aż Mike skończy koncert, a gdy wszedł do sypialni...

   – Jak wrócimy do Nibylandii, to spełnisz moje marzenie?

   – Tak... Tylko, że na razie to umieram ze zmęczenia...

   – Ty, bo ślubu to jeszcze nie mamy, a ty zamierzasz zrobić ze mnie niedoszłą wdowę? – zażartowałam

   – Nie ja... Ja po prostu... Nie zrozumiesz... Ostatnie kilka godzin ganiałem po scenie i śpiewałem... Padam z nóg...

   – To chodź mój Królu... Na pewno chcesz się umyć po tej ganianinie, mam rację?

   – Oj, masz...

   – Michael, powiedz mi jedną rzecz

   – Co, kochanie?

   – Ty nosisz perukę?

   – Więcej... – sięgnął po płyn micelarny i zmył z twarzy makijaż zasłaniający resztki ciemnej skóry – zgaduję, że gdyby te wszystkie fanki wiedziały, jak wyglądam naprawdę, to te wszystkie listy by się skończyły – uśmiechnął się

     – Jakie listy?

     – Te które fani wysyłają z nadzieją, że idol odpisze... W sumie też taki byłem...

     – Ale ty spotkałeś Fred'a Astaire'a...

     – Pamiętasz jak cię znalazłem?

     – Przecież, że tak

     – Wiesz jak się cieszyłem?

     – Z czego?

     – Najpierw z tego, że żyjesz, potem z tego, że jesteś jak wszystkie dziewczyny, które spotkałem... Psychofanki...

     – One są twoimi psychofankami, ale tego ciebie, jakiego widzą na estradzie, ciebie Króla Popu, a ja jestem psychofanką ciebie jako człowieka – zażartowałam

     – Dla ciebie nie jestem ani tym mną, którym jestem na estradzie, ani tym mną, którego znają rodzina i znajomi. Dla ciebie, jestem, Aniołem Stróżem, aka Strażnikiem Więziennym, bo nie wiem, czy ta moja troskliwość, cię nie irytuje...

     – Irytuje to mnie, to co widzieliśmy... Wiesz. Moja matka, twój ojciec...

     – Chcesz się spotkać z Carrie?

     – Jasne

     – Jak wrócimy do mojej Nibylandii, to słowo, że ją spotkasz. Upodobała sobie palmiarnię na terenie. Carrie pasjonuje się roślinami egzotycznymi

     – Sam jesteś roślina egzotyczna...

     – Coś ci powiem. Carrie i ja od kiedy ty wróciłaś do domu martwiliśmy się tylko żeby to co przeżyliśmy całą trójką się nie powtórzyło... Ale się Carrie wścieknie, jak się dowie, że jestem z tobą...

     – A czemu?

     – Bo od kilku miesięcy do mnie zarywa, a media już wymyśliły bajkę, że jesteśmy w związku

     – To się z dziwią jedni i drudzy...

     – Ta... A jak weźmiemy ślub, to się dopiero zdziwią... A Carrie mnie zlinczuje

     – Akurat ona, to moje najmniejsze zmartwienie...

     – No nie takie najmniejsze, bo sądzę, że jest gotowa zrobić ze mną to, co ja z tobą

     – To znaczy?

     – Zamknąć w złotej klatce i nie wypuszczać na światło dzienne
 
   – To będziemy siedzieć w jednej klatce

     – Jak to?!

     – Jeżeli ty zamkniesz mnie, a Carrie ciebie, to będziemy jechać na tym samym wózku...

     – Uwierz. Ona nie zawsze bywa normalna

     – Jeśli przeżyła to co ja, to chyba ją rozumiem...

     – Dobra, poczekasz chwilę? Skoczę tylko się umyć i zaraz wracam
 
   – Jasne – odparłam i pocałowałam go w policzek...

***

Ledwie Mike zniknął za drzwiami łazienki, a poczułam, że dostałam czymś tępym w głowę... ...

Kiedy się ocknęłam, byłam w koncertowy namiocie medycznym... Mike siedział obok

– Matko... Jak to boli... – sięgnęłam ręką do miejsca gdzie oberwałam...

– Będzie dobrze... – Michael brzmiał, jakby samemu sobie usiłował dodać nadziei....

– Michael, co się właściwie stało?

– Kiedy wróciłem po koncercie...

– Dobra. Czekaj. Poszedłeś do łazienki, się umyć. Do tej chwili pamiętam.

– Nie wiem co, ale coś mnie tknęło, żeby zajrzeć jeszcze do ciebie... Leżałaś nieprzytomna, z raną na głowie... Zadzwoniłem po Matt'a, żeby się tobą zajęli... Emi, nie możemy dłużej odkładać ślubu... Jeśli weźmiemy go na tej trasie, to będziesz bezpieczna jak nigdy

– Michael, a jeśli dostałam w głowę od Carrie, albo twojego ojca, albo tamtego drugiego?

– Ta druga opcja, jest najbardziej prawdopodobna...

– Mike, ja... Się boję...

– Emi, spokojnie... Weźmiemy ślub, to nikt ci nie zagrozi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro