R9
– Wiesz jak nasza historia z mojej perspektywy? – zapytał
– No jak?
– Po twoim powrocie do domu, Joseph spóścił mi niezłe manto. Sama zobacz – odgarnął włosy zza ucha, pokazując mi bliznę – gdyby nie jeden z moich braci, Joe mnie by mnie zabił... Zresztą... Od tamtego czasu wszystko się zmieniło... Było gorzej niż przed tym jak trafiłaś do nas... W chwili gdy cię znalazłem, myślałem, że jesteś martwa... A jednocześnie modliłem się, żebyś otworzyła oczy... Byłaś i jesteś piękna... Wyglądałaś jak śpiąca królewna... Taka piękna i delikatna... Wtedy się w tobie zakochałem, zwykła szczenięca miłość... Wiele lat zajęło mi znalezienie igły w stogu siana... Żeby cię, znaleść sześć razy obleciałem świat dookoła. Każda mała wioska. Wszędzie cię szukałem... Najwyższa Góra nie zdołała by mnie powstrzymać, od spotkania z tobą... Teraz, kiedy jesteś przy mnie, jestem gotów za ciebie umrzeć...
– Ty mi tu nie umieraj... Bo niebędę miała z kim dziecka wychować...
– Jesteś moim skarbem... Dałbym się rozstrzelać dla twojego dobra...
– Dla mojego dobra? Dla mojego dobra, to ty wiesz co możesz? Tyle – wpiłam się w jego usta... Poczułam jak mnie obejmuje... Wbiłam palce w jego plecy... Już zakochana w nim byłam już, gdy wtedy mnie uratował... Był piękny. Zawsze... Nagle wstał utrzymując pocałunek... Uniósł mnie lekko. Oplatłam nogi wokół jego bioder... Nawet niewiem kiedy, a zrobiło się między nami goręcej... Zasnęłam przytulna do niego... Zawsze był dla mnie słodki i uroczy...
– Księżniczko, wstawaj... Przygotowałem ci śniadanie – szepnął i pocałował mnie w policzek. Uchyliłam oczy i uśmiechnęłam się do niego
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro