Część 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kris

Wchodzę rano do kuchni pewny , że spotkam tam Julię i jakie ogarnia mnie zaskoczenie, kiedy nie tylko ją tam zastaję.

- Wuja Nelson?

Brat ojca odrywa swoje spojrzenie od mojej dziewczyny, która uśmiecha się serdecznie na mój widok i gdy mężczyzna  mnie  dostrzega, również obdarza mnie szerokim uśmiechem, po czym podchodzi .
Obejmuje mnie mocno, klepiąc jednocześnie po plecach.

- Kiedy Miguel zadzwonił do mnie i powiedział, że wróciłeś na stare śmieci, nie mogłem uwierzyć w pierwszej chwili. Ale oto jesteś.

- Cześć wujku, dobrze cię widzieć.

Oboje przyglądamy się sobie uważnie, chyba oceniając zmiany w wyglądzie, które w nas zaszły na przestrzeni lat, a po chwili Julia podchodzi do nas z dwoma kubkami gorącej kawy i nam wręcza.

- Złota dziewczyna, dziękuję piękna- mówi Nelson, a Julia jeszcze bardziej wygląda na radosną.

- Czaruś jak zawsze- dodaję, puszczając oczko Julii.

- Bycie miłym nie wychodzi z mody. Mam swoje lata, ale czy to znaczy, że nie mogę docenić urodziwej kobiety?

- Dobra wuja, nie podrywaj mojej dziewczyny.

- Boisz się, że zmieni zdanie i będzie wolała mnie?

- Tak, tego boję się najbardziej na świecie, że mój podstarzały wujek odbije mi dziewczynę.

Śmieję się z Nelsona, który nawet przez chwilę nie wydaje się obrażonym na moje słowa. Wręcz przeciwnie, jest jeszcze bardziej rozbawiony.

Przez chwilę rozmawiamy we trójkę o naszej podróży , a także dowiaduję się co słychać u wuja. Nadal mieszka w Houston i prowadzi firmę deweloperską. Nigdy nie miał aspiracji, aby pozostać na rodzinnym ranczu, więc cały przybytek po dziadkach spoczął na barkach mojego ojca. Dla niego było to zbawienie, bo przysięgam, że to gospodarstwo znaczy dla niego więcej niż cokolwiek innego. Tutaj się urodził, wychowywał i tutaj zapewne zaczerpnie ostatnie tchnienie.

- Jak sytuacja z Frankiem? Daje ci w kość? - Nelson pyta tym razem poważnie.

- Prawie nie rozmawiają, obaj są uparci- wtrąca się nieoczekiwanie Julia, która widząc moje karcące spojrzenie , wzrusza tylko ramionami.

- Widzisz Julio, te dwa barany mają silne charaktery. Nieco głupie, ale silne.

- Chyba wystarczy tych czułości wuju- mówię z nutką ironii w głosie, a Nelson ponownie się uśmiecha.

- Jakie plany na dzisiaj?

- Ogrodzenie przy granicy z Blackwoodami jest zniszczone. Bydło już raz przedostało się na ich stronę i trzeba je naprawić.

- Jezu, już dawno nie widziałem Clinta Blackwooda. Nieprzyjemny typ. Zawsze ma minę , jakby chciał kogoś zabić.

- Może to zaraźliwe, bo Frank zachowuje się tak samo- oznajmiam z uśmieszkiem, a po chwili czuję uszczypnięcie w ramię.
Spoglądam na Julię i tym razem to ona gromi mnie karcącym spojrzeniem.

Nelson ma niezły ubaw, przyglądając się nam, a ja mam ochotę w odwecie klepnąć Julię w pupę, ale wątpię, by w tej sytuacji doceniła te niewinne igraszki. Muszę odpuścić, ale zanim wyjdę z domu, kradnę całusa , który zdecydowanie jej się podobał.

***

- Trzymaj Kris.

Chwytam mocno drewniany słup, gdy Miguel przybija do niego kolejną deskę. Od kilku godzin prażymy się na pełnym, popołudniowym słońcu, więc mentalnie dziękuję ojcu za kapelusz, który zdecydowanie w tym momencie chroni mnie przed udarem.

Zerkam na ojca , który kilka metrów dalej wraz z pomocnikami osadza nowy słup w twardej ziemi. Każdy jest już zmęczony, ale musimy dokończyć wymianę starego ogrodzenia, aby uniknąć wędrówki bydła na pastwiska niezbyt miłego Blackwooda.
Podejrzewam, że Frank także nie życzy sobie żadnych spacerów po jego posiadłości.

Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem jego wytrzymałości i siły w tym wieku. Nie oszczędza się, mimo że mógłby zlecić tę robotę innym.

Po raz kolejny uderza młotem w słup, aby jeszcze bardziej go osadzić kilka centymetrów głębiej i wtedy krzyczy , wypuszczając z rąk ciężki przedmiot. Z wykrzywioną od bólu twarzą, łapie się za ramię i odchodzi kilka kroków od ogrodzenia, przeklinając pod nosem. Razem z Miguelem zostawiam swoją robotę i szybko do niego podchodzimy.

- Frank, co się stało?- pyta zmartwiony Miguel.

- Nic, coś mi przeskoczyło. Kurwa!

Kolejny raz unosi głos, więc tym razem to ja podchodzę do niego i dotykam jego pleców, aby odwrócił się w naszą stronę i pokazał rękę.
Wtedy szarpie się i gdy na mnie patrzy groźnie, odsuwam się od niego.

- Musisz jechać do lekarza- mówię spokojnie, ale on nadal jest wściekły. Może przez ból, a może dlatego, że to ja się odezwałem.

- Powiedziałem, że nic mi nie jest. To tylko skurcz.

- Frank...

- Zajmij się swoją robotą Kris !

- Chciałem pomóc...

- Nie potrzebuję twojej pomocy. Od lat radzę sobie sam i w tej kwestii nic się nie zmieniło.

Co za uparty dziad.
Odwracam się i ruszam w stronę, jak to powiedział swojej roboty.
Jak on mnie wkurwia!

Gdy sięgam po kolejną deskę, zauważam, że nadal próbuje rozmasować swoje ramię. Miguel stara się z nim porozmawiać, ale bez skutku. Frankowi Mitchellowi nie można nic powiedzieć, nawet w dobrej wierze. Gołym okiem widać , że go boli, ale woli udawać, że nic się nie stało.

A pierdole to wszystko! Jak chce się wkurwiać , to proszę bardzo!

Rzucam na ziemię deskę i ponownie zbliżam się do niego .

- Jedziemy do lekarza Frank. Może to tylko naciągnięcie, ale trzeba to sprawdzić.

- Głuchy jesteś? Powiedziałem, że masz się nie wtrącać!

- Jak chcesz, krzycz na mnie, ale w samochodzie, w drodze do ośrodka- mówię w miarę spokojnie, ale pod powierzchnią , aż cały się gotuję ze złości.

- Nie będziesz mi mówić, co ma robić gówniarzu!

I wtedy przypominam sobie, jak zawsze tak do mnie mówił, kiedy próbowałem udowodnić mu swoje racje. Co prawda byłem gówniarzem i to dosyć pyskatym, ale te czasy już minęły.

- Nie jestem już dzieckiem , którego możesz zrugać. A tak naprawdę , w tej chwili to ty jesteś niedojrzały, powinien zobaczyć cię lekarz...

- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się odczepił do cholery?! Jak zwykle nie słuchasz, nic się nie zmieniłeś!

- Bo ty jesteś taki wspaniały!- unoszę głos , nie zważając na to , że wszyscy nas słyszą.

- Nie będziesz na mnie krzyczeć, nie na mojej ziemi!

- No tak, ta twoja ziemia! Tylko ona się dla ciebie liczy. Zawsze tak było i zawsze tak będzie, a wszystko inne może się pierdolić!

- Jesteś niewdzięcznikiem Kris, żyłeś z tej ziemi, z tego rancza! Miałeś wszystko, dobre jedzenie, ubranie, zabawki, pierwszy samochód!

- I tu się mylisz tato.

- Niczego ci nie brakowało Kris, o wszystko zadbałem!

- Ale nie zadbałeś o wspólny czas...

Frank patrzy na mnie zaskoczony, ale po chwili widzę w jego oczach wściekłość.

- Ta praca wymaga poświęceń chłopcze. Nie ma tu ustalonych godzin pracy i dobrze o tym wiesz!

- Miałem jedzenie, ubrania , nawet ten pieprzony samochód, ale nie miałem ojca. Jeszcze, kiedy mama żyła, odsunąłeś się od nas. I to kiedy była chora!

- Nie bredź głupot!

- Głupot?! Ty tak na poważnie?! Była przykuta do łóżka miesiącami, a ty tylko zaglądałeś do niej na chwilę! Potrzebowała cię, a ty całe dnie spędzałeś na pastwiskach!

- Miała pielęgniarkę, robiłem, co mogłem, ale ty tego nigdy nie widziałeś!

- Nawet po tylu latach nie umiesz przyznać, że wolałeś odsunąć się niż być przy nas w trudnej chwili! Mnie też przerażało to, co się dzieje z mamą, ciężko mi było na nią patrzeć w takim stanie, ale nigdy się od niej nie odwróciłem! Byłem z nią każdego dnia! W każdej wolnej chwili!

- Myślisz, że opieka medyczna jest tania? Musiałem harować, aby niczego wam nie zabrakło do cholery!

- Potrzebowała cię i dobrze o tym wiesz!

- To ty nie wiesz wszystkiego Kris i skończ tę durną rozmowę!

- Nie tylko ona cię potrzebowała! Mnie też zostawiłeś z tym wszystkim!

- Nie byłeś już małym dzieckiem...

- Kurwa! Byłem dzieckiem, miałem czternaście lat! Nie radziłem sobie sam, a w tobie nie miałem oparcia! Po tym, jak umarła, też nie mogłem na ciebie liczyć. Po pogrzebie, zamiast zostać ze mną w domu, przebrałeś się i poszedłeś doglądać spraw na tym pieprzonym ranchu! Nawet nie wiedziałeś, że  późnym wieczorem wymknąłem się z domu i pojechałem rowerem na jej grób! Dopiero wuja Nelson znalazł mnie kilka godzin później! Gdzie ty byłeś w tym czasie?!

W moich oczach pojawiają się łzy, ze wściekłości, żalu , niezrozumienia.  Zlatują mimowolnie po moich policzkach i to chyba zatrzymuje go od dalszej kłótni. Ojciec już nic nie odpowiada, tylko odwraca się do mnie plecami i ściąga swój stetson, aby przeczesać dłonią włosy.

Ja również odwracam się do niego plecami, ścieram łzy z twarzy i ruszam w stronę samochodu Miguela, którym przyjechałem. Widzę , że przyjaciel patrzy na mnie ze smutkiem , gdy go mijam, ale nic nie mówi.

Wsiadam do samochodu na miejsce kierowcy, zamykam za sobą drzwi mocnym trzaśnięciem i biorę głęboki oddech. To jednak mnie nie uspokaja, więc uderzam kilka razy dłonią w kierownicę, aby chociaż odrobinę upuścić z siebie nadmiar negatywnych emocji, które zdecydowanie mnie przytłaczają.

Kilka minut później odpalam silnik i wyjeżdżam z polnej drogi. Nie mogę teraz na niego patrzeć, nie mogę słuchać jego tłumaczeń, to zbyt bolesne. Myślałem, że po tylu latach już nie będę reagować tak drastycznie, ale moje emocje i uczucia były tylko uśpione na czas pobytu z dala od tego miejsca. Mam wrażenie, jakbym przeniósł się do przeszłości i znów przeżywał to, co się działo, odkąd mama zachorowała.
Jest tylko jedno miejsce, o którym teraz mogę myśleć...

***

- Wybacz za mój strój, ale...cóż nie miałem okazji się przebrać. Nie chciałem, aby Julia mnie zobaczyła w takim stanie. Martwiłaby się , a nie chcę tego. I choć doceniam jej wsparcie, wiem, że muszę sam to przepracować. Cholera! Okazuje się , że Frank i ja nadal nie radzimy sobie bez ciebie mamo...

Moje spojrzenie jest skupione na kamiennej tabliczce z jej imieniem i nazwiskiem. Na cmentarzu oprócz mnie, jest kilka osób odwiedzających swoich bliskich, ale nikt nie zwraca na mnie uwagi, mimo że jestem w brudnych i przepoconych rzeczach.

Kucam przed nagrobkiem i kładę dłoń na kamienną płytę.

Brakuje mi jej. Ona zawsze wiedziała, co powiedzieć, abym poczuł się lepiej. Nawet gdy zachorowała i bywałem wściekły na ojca, kazała mi przestać i się uspokoić. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego go broniła, dlaczego nie narzekała na niego. Rozumiem, że go kochała, ale mógł poświęcić jej więcej czasu. Wiedział, co się stanie, a i tak całe dnie był poza domem.

Przychodził do niej w czasie posiłku i razem jedli obiad, a potem wychodził i wracał dopiero wieczorem. To za mało, to było kurwa za mało! Nie zasługiwała na to!

- Kris?

Gdy słyszę swoje imię, obracam się zaskoczony, widząc wuja Nelsona. Kolejny raz czuję, jakbym przeniósł się do przeszłości.
Ponownie odnalazł mnie na cmentarzu, gdy mam chwilowe załamanie. Podobnie, jak lata temu, obdarza mnie współczującym spojrzeniem, ale i tak uśmiecha się do mnie pocieszająco.

Wstaję , prostuję się i po chwili Nelson staje tuż obok mnie. Oboje przez chwilę patrzymy w milczeniu na grób mamy.

- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- pytam, przerywając chwilę zadumania.

- Miguel zadzwonił do domu, martwił się o ciebie.

- Więc wiesz, co się stało?

- Tak. Podobno daliście z Frankiem niezły popis.

- Trochę nas poniosło.

- Kris wiem, że nie masz teraz zbyt dobrego zdania o ojcu, ale uwierz mi, że on cię kocha.

Parskam śmiechem, ale Nelson nadal patrzy na mnie w pełnym skupieniu i powagi.

- To był błąd , że tu przyjechaliśmy. Nigdy nie dogadam się z Frankiem. To niemożliwe.

- A próbowałeś się dogadać? Bo z tego, co wiem, to tylko były tam krzyki i gorzkie żale.

- Zranił się podczas pracy, chciałem mu pomóc i zawieźć do lekarza. Na moją troskę odpowiedział krzykiem. Wybacz wuju, ale nie dam mu wejść sobie na głowę.

- Jezu, jesteście tacy sami. Uparci i totalnie ślepi.

- Nie pamiętasz już, jak było po śmierci mamy? Chcesz powiedzieć, że wtedy martwił się o mnie? Nie, tylko rancho się liczyło.

- Każdy inaczej radzi sobie ze stratą ukochanej osoby Kris. Twój ojciec nigdy nie był wylewny, zawsze miał problemy z okazywaniem uczuć, to znaczy tych ciepłych uczuć, bo wrzaski i pretensje zawsze przychodziły mu z łatwością- mówi i zaczyna się śmiać.
I wtedy zdaję sobie sprawę, że ja również się uśmiecham.

- Sam widzisz...

- Kiedy poznał twoją mamę, nie był nią zainteresowany.

- Co takiego?- pytam zaskoczony, ponieważ nigdy wcześniej o tym nie słyszałem.

- Pracowała u Blackwoodów i gdy poznała Franka, spodobał jej się. On był skupiony na pracy i denerwowała go wesoła dziewczyna, która obdarzyła go zainteresowaniem. Na jej miejscu każda by zrezygnowała z tego naburmuszonego palanta, ale ona nie odpuściła.

- Więc jak to się stało, że się pobrali?

-Lilly była bardzo uparta. Pewnego razu po pokazie rodeo, zorganizowali zabawę taneczną. Pamiętam , jak podeszła do nas i bez słowa wyjaśnienia chwyciła Franka za rękę i zaciągnęła na sam środek parkietu. Opierał się, ale nie mógł przecież szarpać się z drobną dziewczyną. Zatańczył z nią, a gdy później chciał odejść, pocałowała go i to był chyba moment , który wszystko zmienił.

- Mama była niezłą agentką- mówię rozbawiony.

- Jeszcze jak. Po zabawie udawał , że to nic dla niego nie znaczyło i wręcz udawał złość. Ale coś często zaglądał do Blackwoodów. Wtedy wiedziałem, że Lilly skradł nie tylko pocałunek, ale także jego skamieniałe serce. Boże, tylko przy niej był wesoły, przysięgam. Ta dziewczyna wyzwalała w nim te maleńkie pokłady radości z życia i byłem jej za to dozgonnie wdzięczny. Kris on kochał twoją mamę nad życie, a gdy ją stracił...chyba czuł, że stracił wszystko.

- Miał jeszcze mnie i o to chodzi. Już nie liczyłem się dla niego, bo mamy nie było.

- To nieprawda i nigdy tak nie myśl. On nie umiał pogodzić się z jej śmiercią, myślę nawet , że wpadł w depresję.

- Dlaczego go bronisz?

- Nie bronię, ale nie wszystko jest takie, jak myślisz.

- Gdy wyjechałem , sądziłem, że odległość dobrze nam zrobi. Nasze emocje opadną i gdy przyjadę w odwiedziny, zaczniemy normalnie się odzywać do siebie. Że tęsknota za mną czegoś go nauczy. Ależ się myliłem.

- Tęsknił bardziej, niż myślisz Kris.

- Dzwoniłem do niego Nelson, mówiłem, gdzie mieszkam , ale on nie chciał mnie słuchać. Odkładał słuchawkę, jakby dzwonił do niego natrętny ankieter!

- Na początku był zły , że wyjechałeś, ale później rozumiał twoją decyzję.

- Proszę cię, on nigdy...

- Rok po twoim wyjeździe pojechał do Nowego Jorku , aby się z tobą zobaczyć.

Nie wierzę własnym uszom. Tata był w Nowym Jorku? Nie, to niemożliwe, on nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Nie wyciągnąłby pierwszy ręki, to nie w jego stylu...

- O czym ty mówisz?

- I zobaczył cię Kris. Jak wychodzisz z budynku pod adresem , który podałeś. Znał go na pamięć , wystarczyło, że raz o nim wspomniałeś i zapamiętał.

- Nie widziałem się z nim wuju, więc może on cię oszukał...

- Zobaczył cię w pewnym towarzystwie. Wsiadałeś do samochodu z młodym człowiekiem. Gdy odjechaliście, wrócił do motelu i postanowił spotkać się z tobą następnego dnia. Zanim jednak to zrobił, zobaczył nagłówek w gazecie. Był obszerny artykuł o wątpliwych interesach znanej nowojorskiej rodziny włoskiego pochodzenia. Pisano o Alberto Colettim jak o gangsterze w białych rękawiczkach, które są splamione niewidzialną krwią wrogów. Na zdjęciu obok niego rozpoznał młodego mężczyznę, z którym odjechałeś.

- Asa Coletti.

- Tak. Twój ojciec zrozumiał, z kim przystałeś i zrezygnował ze spotkania. Wrócił do domu. Dowiedziałem się o tym wszystkim kilka tygodni później, I to tylko dlatego, że wlałem w niego sporą dawkę alkoholu. Widziałem, że jest spięty i chciałem, aby chociaż na chwilę się odprężył i wyrzucił z siebie złe emocje. Po pijaku opowiedział mi o tym, co widział.

- Nelson ja....

- Nie musisz mi się tłumaczyć chłopcze. Jesteś dorosły i wiem, że masz dobre serce. To mi wystarcza, ufam twojemu rozsądkowi.

- Frank jednak nie potrafił tego zrobić, wolał odjechać.

- Tak naprawdę nie wiemy, co on musiał przeżywać Kris. Stracił przedwcześnie żonę, jego relacje z jedynym dzieckiem wyglądały okropnie, co przyczyniło się do jego wyjazdu, a potem dowiaduje się , że syn zna się z włoskim mafiozo. Nie wiem, co bym zrobił na jego miejscu.

- Na pewno inaczej byś się zachowywał, nie wierzę, że zrobiłbyś tak samo, jak on.

- Ty też sprawiałeś problemy Kris...

- Byłem nastolatkiem...

- Oto chodzi. Frank widział nastoletniego syna, który pakował się w kłopoty, więc gdy dowiedział się o Colettim , wytłumaczył to sobie tylko na jeden sposób. Ja zawsze widziałem młodego chłopaka, który próbuje zwrócić na siebie uwagę ojca, robiąc głupie rzeczy. Ale nie jestem twoim rodzicem, nie wiem, co Frank wtedy czuł. Jednak jednego jestem pewien. Kocha cię, tak samo, jak ty kochasz jego.

***

Julia

Od godziny siedzę na ganku i wpatruję się w stronę wjazdu na ranczo.
Gdy zadzwonił Miguel i Nelson z nim rozmawiał, wiedziałam, że coś się stało. Jego mina mówiła wszystko. Kris I Frank ponownie się kłócili. Od razu przypomniałam sobie, jak Kris był zdenerwowany, gdy zamienił kilka ostrych słów z ojcem przed domem. Tym razem musiało być podobnie, więc na pewno jest zdruzgotany, a cholernie martwię się o niego.

Chciałam jechać z Nelsonem, który twierdził, że wie, gdzie może być, ale poprosił mnie, abym poczekała w domu. Nie chciałam się na to zgodzić, już szłam twardo do jego samochodu, ale wtedy spojrzał na mnie z uśmiechem i powiedział, że bardzo się cieszy z naszej miłości. Zawsze chciał, aby Kris znalazł kobietę, która stanie za nim murem i udało mu się.

Ponownie poprosił, abym dała im szansę porozmawiać na osobności i musiałam w końcu odpuścić.

To jego wujek i tak naprawdę zna go o wiele lepiej . Ja nie miałabym pojęcia , gdzie go teraz szukać, on wiedział, gdzie zmierza.

W końcu w polu mojego widzenia pojawia się samochód Nelsona , więc wstaję z wiklinowego, bujanego krzesła i schodzę ze schodów.
Po chwili parkują tuż obok mnie, a gdy Kris wychodzi z samochodu, uśmiecha się do mnie, ale dostrzegam , że ten uśmiech nie sięga jego oczu. Jest smutny i to sprawia , że ja także odczuwam to samo.

Bez wypowiadania żadnych słów podchodzę do niego i przytulam się mocno. Obejmuje mnie ramionami, unoszę głowę do góry, aby na niego spojrzeć i zostaję obdarowana buziakiem w nos.

- Jestem brudny i śmierdzący od potu Julio, nie powinnaś się do mnie przytulać, zanim się nie wykąpię- mówi z uśmiechem, jednocześnie wsuwając kosmyk włosów za moje ucho.

- Nie obchodzi mnie to. Zawsze warto się do ciebie przytulać.

- Warto?- pyta tym razem szczerze rozbawiony.

- Tak, bo to oznacza, że możemy znów zadbać o ekologię i wykąpać się razem. No wiesz...oszczędzanie wody w Teksasie jest bardzo ważne. Sam tak mówiłeś.

- To cholernie ważne kochanie.

Wuja Nelson wychodzi z samochodu i mija nas z szerokim uśmiechem na twarzy. Idzie w stronę domu, zostawiając nas samych, a gdy znów patrzę na Krisa, tym razem widzę szczęście w jego oczach.

- Wszystko już w porządku Kris?

- Tak, teraz już tak skarbie.

❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro