Część 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Asa

Wkraczam pewnym krokiem na posterunek policji po tym, jak otrzymałem oficjalne wezwanie na przesłuchanie.
Oczywiście towarzyszy mi prawnik, aby wszystko było zgodne z prawem. Zwłaszcza że jestem prawie pewny, iż będą próbować połączyć mnie ze sprawą zmarłej Susan Kripke.
Nie urodziłem się wczoraj, aby nie nie przewidzieć pewnych zagrywek glin. Wystarczy, że wiedzą, jaką funkcję pełnię w tym mieście i najłatwiej przypisać mi wszystkie zbrodnie, które tylko w minimalnym stopniu są ze mną powiązane.

Podchodzę do recepcji, za którą urzęduje młoda policjantka. Witam się z nią, jednocześnie pokazując jej pismo z nakazem wstawienia się na przesłuchanie. Prosi mnie jeszcze o dowód osobisty, a następnie pyta o towarzyszącego mi prawnika.
Kilka minut później, prosi nas , abyśmy poczekali na pierwszym piętrze, przed salą numer 45.

W asyście innego funkcjonariusza zmierzamy na górę, po czym siadamy na plastikowych, w cholerę niewygodnych krzesłach przymocowanych na stałe do podłogi.

***
Godzinę później

- Oni sobie chyba robią żarty z tego przesłuchania, miałem podaną konkretną godzinę i teraz czekamy tu bezsensu od godziny- mówię coraz bardziej wkurwiony na niekompetencje policji.

- To taktyczne zagranie panie Coletti. Długie oczekiwanie na spotkanie sprawia, że traci pan nerwy, a to może doprowadzić do wydobycia z pana potrzebnych im informacji. Poza tym, jeśli uznają pana zamieszanego w to przestępstwo, chcą, aby miał pan czas na rozmyślania, a raczej na to , aby zalały pana wątpliwości. Wtedy łatwiej popełnić błąd.

- Nie jestem w to zamieszany, więc nie ma mowy o błędzie mecenasie.

- I tego proszę się trzymać.

W końcu drzwi od sali otwierają się i w progu pojawia się agent Davis.

- Proszę wybaczyć opóźnienie, mamy nawał pracy- mówi spokojnie i zaprasza nas do środka.

- Ależ nie ma problemu- odpowiadam z uśmiechem, wchodząc do ponurego gabinetu.

Kiedy siadam na nieco wygodniejszym siedzisku, mój prawnik przedstawia się agentowi, a potem siada tuż obok mnie.
Davis zajmuje miejsce naprzeciwko nas, a następnie kładzie grubą teczkę na stoliku, który nas dzieli.

- Nie spodziewałem się pana w towarzystwie prawnika. Tak, jak pisało na wezwaniu, jest pan tutaj w roli świadka.

- Mimo to postanowiłem poprosić mecenasa o przybycie. Różne niespodziewane rzeczy mogą się przytrafić, a ja lubię być zawsze zabezpieczony.

- Rozumiem, ma pan takie prawo.

- Więc o co chce mnie detektyw zapytać? W czym mogę pomóc?

- Jeszcze chwileczkę, ktoś do nas dołączy...

Po tych słowach słyszymy pukanie do drzwi, więc Davis wstaje z krzesła i podchodzi do nich, aby otworzyć przybyszowi.

W tle słyszę cichą rozmowę , ale w końcu się odwracam i widzę łysawego mężczyznę w średnim wieku , ubranego w szary garnitur i błękitną koszulę .

- To prokurator Richard Monroe, przyjechał z Vegas, aby pomóc w śledztwie.

Zamieram, słysząc to nazwisko.
Jak pojebany patrzę na niego, a w środku czuję, jak moje ciśnienie się podnosi i to bardzo niebezpiecznie.

Nie obawiam się tego skurwiela, nie chodzi o nic podobnego. Prawdę mówiąc, już fantazjuję o moich dłoniach , mocno zaciskających się na jego szyi. O kulce w jego parszywym łbie.
To on zabił Kripke. To on wrobił biedną Julię w tę paskudną sprawę.
To on zagraża moim przyjaciołom.

Wstaję z krzesła i wtedy wyciąga w moją stronę dłoń na przywitanie. Patrzę na nią przez chwilę, a w myślach przyrzekam mu, że go dorwę. Nie mam zamiaru podawać tej łachudrze ręki i gdy zdaje sobie sprawę z tej niezręcznej sytuacji, opuszcza dłoń i rusza na miejsce za stołem.

Natrafiam na spojrzenie Davisa, który przez moment wygląda na zdezorientowanego. Jednak szybko się otrząsa i ponownie zajmuje swoje miejsce.

Mój humor zdecydowanie się pogorszył, chociaż to niebywała okazja, aby stanąć twarzą w twarz ze swoim przeciwnikiem. Jednym z nich. Haleskina także poznam, już niebawem.

Agent FBI po raz kolejny przedstawia mi całe zajście , które miało miejsce w Las Vegas. Mam nawet okazję zobaczyć zdjęcia z miejsca zbrodni. Zapewne obraz zamordowanej kobiety miał zrobić na mnie wrażenie, ale prawdę mówiąc, widziałem gorsze rzeczy.

- Tak, jak mówił mój klient, w tym czasie przebywał w Toskanii w odwiedzinach u chorego krewnego- oznajmia poważnie prawnik, a Davis przytakuje.

- Nie wątpię w to, ale coś mnie zastanawia. Kris Mitchell jest szefem pana ochrony i chyba powinien towarzyszyć panu w tego typu podróżach, prawda?

- Nie zawsze jest to konieczne. To był rodzinny wyjazd i nic nam nie groziło.

- Groziło...często panu coś grozi? Ma pan tylu ochroniarzy, czy to nie przesada?- pyta Davis.

- Mój klient jest poważnym biznesmenem, inwestorem, a co za tym idzie bogatym człowiekiem. Ochrona jest konieczna, choćby ze względu na ryzyko ewentualnego porwania. Pieniądze potrafią przyciągnąć zachłannych, zazdrosnych i niebezpiecznych ludzi agencie Davis-oznajmia stanowczo mój prawnik.

- Oczywiście, to wszystko prawda. Ale czy Kris Mitchell to tylko ochroniarz?

- W jakim sensie?

- Czy to tylko pracownik? Odnoszę wrażenie, że znaczy dla pana o wiele więcej.

- Na przestrzeni lat zawiązała się między nami przyjaźń. Nie ufam nikomu tak , jak jemu. I zapewniam, że ani on, ani tym bardziej Julia Kane nie mieli nic wspólnego z tym okropnym morderstwem. Szukacie nie tych, co trzeba- mówię spokojnie, a gdy kończę swoją wypowiedź, moje spojrzenie ląduje na Monroe'a.

Ten przygląda mi się uważnie, ale jego dotychczas  skamieniała twarz zdecydowanie zaczyna  okazywać zdenerwowanie.
Gdy tak patrzymy na siebie przez zaledwie kilka sekund, mam wrażenie , jakbyśmy prowadzili niemą rozmowę.
Tak skurwielu, wiem, co zrobiłeś i dopadnę cię!

- Mamy nagranie z ucieczki Julii Kane, mamy narzędzie zbrodni znalezione w jej mieszkaniu, mamy dowody na to, że Kris Mitchell był w pokoju hotelowym, który był zarezerwowany na pańską znajomą. Byli tam oboje i teraz uciekają. Ilu dowodów jeszcze pan potrzebuje?

- A pan agencie Davis? Ile dowodów wystarczy , by skazać osobę? Macie nagranie , jak pociąga za spust?

- Panie Coletti... - przerywa mi mecenas, ale nie mam zamiaru przestać.

- Macie odciski palców na broni, która przysłużyła się do zabicia tej menadżerki? Macie kurwa motyw?

- Panie Coletti!

Prawnik jeszcze raz stara się mnie uspokoić i tym razem, postanawiam go posłuchać. Davis przygląda mi się uważnie, ale dostrzegam w nim szczere zaciekawienie. Natomiast Monroe zdecydowanie traci nerwy. Widzę, jak jego czoło aż błyszczy od potu.

- Panie Coletti rozumiem pana wzburzenie, w końcu chodzi o pańskich przyjaciół, ale zapewniam , że sprawdzamy każdy trop. Jednak ucieczka nie stawia ich w dobrym świetle.

- A może nie mieli wyboru? Może ludzie , którzy za tym stoją, którzy w rzeczywistości są winni, nie dali im wyboru?

- Jeśli wie pan coś , czego ja nie wiem, proszę się z tym podzielić dla dobra śledztwa, a tym samym dla dobra Kane i Mitchella.

Skupiam wzrok na Davisie, który czeka na moją odpowiedź. Póki nie mam dowodów przeciwko Haleskinowi, a jego szczur siedzi w sali przesłuchań, nie mogę nic więcej zdradzić.

- Mogę jedynie zapewnić, że moi przyjaciele padli ofiarą oszustwa agencie Davis. Julia nikogo nie zabiła. Gdy wy ją szukacie, prawdziwy morderca siedzi i się śmieje. Jako dobry przyjaciel i dobry obywatel tego pięknego kraju, obiecuję na wszystko, co mam, że nie spocznę, dopóki prawda nie wyjdzie na jaw, dopóki sprawiedliwości nie stanie się zadość.

Nie mogę się powstrzymać i ponownie zerkam na prokuratora. Teraz wie, że i ja wiem. Nie mam co do tego wątpliwości.

Agent John Davis

Zadaję jeszcze kilka formalnych pytań Asie Colettiemu, ale od momentu jego wybuchu, więcej odzywa się jego prawnik. Włoch był zdenerwowany, a niektóre pytania wyprowadziły go z równowagi, jednak gdy wychodzi , robi coś, co ponownie mnie zadziwia. Podaje mi rękę na pożegnanie, a Richarda Monroe'a obdarza tylko zimnym spojrzeniem.

Gdy wychodzi z sali przesłuchań, prokurator wstaje z krzesła, wyciąga chusteczkę z kieszeni i wyciera swoje czoło.

- Ten włoski mafiozo potrafi być intensywny. Na pewno maczał w tym palce.

- Tego nie wiemy.

- Agencie Davis, to bandyta i powie wszystko, aby tylko uszło mu to płazem. Takim ludziom nie można ufać. Jest po przeciwnej stronie i tam pozostanie.

- Dobrze się pan czuje?- pytam, gdy tym razem wyciera kark.

- Tak, zmiana klimatu mnie dobija.

- W Vegas powinno być cieplej...

Nie odpowiada mi, tylko uśmiecha się odrobinę zakłopotany , po czym wychodzi z sali. Spoglądam na klimatyzację zwieszoną przy suficie i zaczynam się zastanawiać, co mu dolega, że tak się poci.

W końcu sam także opuszczam pomieszczenie, ale zanim wrócę do dalszych obowiązków, postanawiam wyjść przed budynek.

Gdy przekraczam próg, wita mnie słabe słońce za chmurką. Schodzę po schodach i odpalam papierosa.

- Jak nic będzie padać.

Odwracam się w stronę dobiegającego głosu i dostrzegam Asę Colettiego opartego o swój czarny mercedes.

- Myślałem, że już pan odjechał...

Wtedy unosi dłoń i także dostrzegam palącego się papierosa.
Prawnika nigdzie nie widzę , ale kilka metrów za Colettim, jest zaparkowany podobny samochód, w któym siedzi dwóch mężczyzn.

- Moi ochroniarze- mówi Coletti , wskazując  na miejsce, gdzie zawędrowało moje spojrzenie.

- Boi się pan, że ktoś pana porwie na posterunku policji?

- Nigdy nie wiadomo.

- Tutaj chyba jest pan wystarczająco bezpieczny.

- Powiedzmy, że nie ufam wszystkim policjantom. Chyba zdaje pan sobie sprawę, że nie każdy jest tak szlachetny i bezinteresowny?

- To prawda, w każdym stadzie znajdzie się czarna owca.

Mężczyzna śmieje się głośno, po czym jeszcze raz zaciąga się papierosem. Następnie podchodzi do popielnicy , gasi niedopałek i chowa dłonie we wnętrzu swoich czarnych spodni.

- Wierzę w to, że chce pan rozwiązać te sprawę i złapać prawdziwego winowajcę. Widzę w panu szczerość i zapał do pracy agencie Davis. Jednak nie rozumiem jednego. Dlaczego ten prokurator tutaj jest?

- Ta sprawa zaczęła się w Vegas i nadal musimy współpracować z ich organami ścigania.

- To rozumiem doskonale, ale czy nie powinni wysłać detektywa prowadzącego? Co prokurator tutaj robi? Czy tego typu ludzie nie spijają śmietanki na końcu? Przed kamerami telewizji?

- Prokurator Monroe bardzo zaangażował się w odnalezienie sprawcy...

- Czy to tak niesamowita zbrodnia, że się nią zainteresował? Człowiek na jego stanowisku? To nawet nie jest zbyt specjalnie medialna sprawa. Rozumiem , gdyby chodziło o wielokrotne morderstwo, ale to? Ile zabójstw dokonuje się w Vegas ? To wielkie miasto. Do tego hazard, wszelkiego rodzaju inne rozrywki. Na pewno ma ciekawsze sprawy na świeczniku.

- Nie ja decyduję, jakie sprawy wybiera prokurator.

- Ale to dziwne prawda?

Nie odpowiadam na jego pytanie, bo przyznaję, że sam o tym wcześniej pomyślałem. Jednak Nie mam zamiaru dzielić się moimi spostrzeżeniami z człowiekiem, który faktycznie może być zamieszany w tę dziwną sprawę.

Coletti uśmiecha się , po czym przytakuje i odchodzi w stronę swojego auta.

Obserwuję, jak wyjeżdża z parkingu, a za nim ruszają ochroniarze.
Kończę papierosa, mając w głowie milion myśli, ale jedna mnie wyjątkowo zadręcza. Wracam do budynku i ruszam w stronę swojego gabinetu. Siadam za biurkiem, sięgam po słuchawkę telefonu stacjonarnego i wykręcam numer.

- Tak słucham?

- Marla? Jak się masz? Tutaj John Davis.

- John? O mój Boże, jak dawno nie rozmawialiśmy. Co u Cassi i dzieciaków?

- Wszystko w porządku. Dzwonię , bo mam prośbę.

- Jak zwykle biurokrata. Czego potrzebujesz agencie?

- Twój brat nadal pracuje w policji w Vegas?

- Tak, dostał ostatnio awans . Nieźle mu idzie w mieście hazardu.

- To wspaniale, możesz mi podać jego numer?

- Pewnie, a czego potrzebujesz od mojego brata ?

- Mam pewne pytania , na które on może znać odpowiedź.

- Dobrze, ale uprzedzam, że ma teraz jakąś większą sprawę i kontakt z nim może być utrudniony. Podobno działa pod przykrywką i rozpracowuje jakichś dilerów narkotykowych.

- Rozumiem, ale mimo to spróbuję z nim porozmawiać, to ważne.

- Masz gdzieś kartkę i długopis pod ręką?

- Tak , mam- sięgam po mały notes i długopis, czekając na numer.

***
Kris

Po telefonie Asy, mam ochotę w coś przywalić!
Spotkał go, spotkał gnidę, która zabiła Susan i zwaliła wszystko na moją Julię!
Pamiętam o Haleskinie, który zdecydowanie pociąga za sznurki, ale to Monroe rozpoczął policyjną nagonkę na nas.
Gdybym tylko miał go w zasięgu rąk, to...

- Co się stało?

Nawet nie usłyszałem, kiedy Julia weszła do mojego pokoju. Nie ma co udawać przed nią, ponieważ moja mina musi  wszystko zdradzać.

- Asa dzwonił. Monroe jest w Nowym Jorku, współpracuje z FBI.

- O Boże- mówi zmartwiona i siada na łóżku.

Natychmiast zajmuję miejsce obok i owijam ramię wokół jej drobnego ciałka. Przytulam ją do siebie, całuję w czubek głowy, a drugą rękę umieszczam na jej brzuchu.

- Nie denerwuj się kochanie. To, że jest w Nowym Jorku, jeszcze nie oznacza pogorszenia sytuacji.

- Bo i tak jest beznadziejna Kris! On będzie mieszał, mącił...

- I jest na terytorium Colettiego.

- Co to oznacza?- pyta przerażona.

Już mam ochotę powiedzieć jej, że jeśli o mnie chodzi, to Asa może go zabić jeszcze tego dnia. Jednak ona nie jest taka, jak my i muszę o tym pamiętać. Tym bardziej że nie chcę , by widziała we mnie bezwzględnego przestępcy.

- To znaczy, że może go pilnować.

- A co z Haleskinem?

- Ludzie Asy także go obserwują, ale na razie nie zrobił nic podejrzanego. Tak, jakby na czas naszej sprawy zawiesił swoje...przedsięwzięcie.

- Masz na myśli, że nie sprzedaje kobiet, bo najpierw chce mnie dorwać?

Jej głos jest jednocześnie ironiczny i przesiąknięty przerażeniem . W takim wypadku ujmuję palcami jej podbródek, zmuszam, by na mnie spojrzała, po czym składam na jej ustach czuły pocałunek.

- My to załatwimy Julio, ty masz się teraz martwić tylko o naszą fasolkę.

- A jeśli...jeśli test pokazał błędnie? Wiem, że się nie zabezpieczaliśmy i nie dostałam okresu, ale nadal jest możliwość...

- Za kilka dni znowu zrobimy test , a gdy ta cała afera się skończy, pójdziemy do lekarza. Teraz nie możemy tego zrobić kochanie.

- Wiem, po prostu dużo o tym myślę i sama już nie wiem.

- A gdybyś mogła wybrać?

- Ale nie mogę wybrać, jeśli jestem w ciąży, to jestem, żaden test tego nie zmieni.

- Ale gdybyś mogła zdecydować?

Julia patrzy na mnie skupiona, następnie sama dotyka brzucha i mówi...

- Chyba...chyba bym żałowała, że jednak nie jestem w ciąży. Tak bardzo się jej obawiałam, a teraz czułabym się rozczarowana, gdyby to była pomyłka.

Uśmiecham się na jej słowa, a ona to odwzajemnia.
Bałem się, że tak naprawdę nie cieszy się z ciąży. I nie do końca bym się jej dziwił.
Sprawa z morderstwem, ucieczka, niepewna przyszłość i bardzo krótki związek to niezbyt idealne warunki na zakładanie rodziny.

Jednak, gdy umieszczam  dłoń na jej brzuszku, odkąd wiem, że jest tam nasze dziecko, czuję szczęście. Może to pokręcone, ale nigdy nie byłem szczęśliwszy niż teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro