Część 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowy Jork

Agent John Davis

Wchodzę do gabinetu, gdzie czeka na mnie mój partner Mark Anderson.

- Ten Coletti jest cwany. Niby chce pomóc, ale nic nie wyjaśnia- mówi nadal wpatrzony w dokumenty.
Po jego wypowiedzi domyślam się, że właśnie czyta zeznania naszego tajemniczego Włocha.

- Ma lata praktyki w oszukiwaniu wymiaru sprawiedliwości.

- To prawda. Jak to możliwe, że nigdy nie siedział za swoje występki.

- Przestępca w białych rękawiczkach. Ma ludzi od brudnej roboty i całą armię prawników za sobą.

- Myślisz, że nigdy nie pobrudził sobie rąk?- pyta zaciekawiony.

- Myślę, że z jego arogancją i pewnością siebie, ciężko wykluczyć, iż nie brał udziału w zbrodniach.

Mark przytakuje , po czym wraca do swojej lektury.
Podchodzę do ściany naprzeciwko biurka, na której wisi tablica ze wszystkimi informacjami i wskazówkami dotyczącymi sprawy Julii Kane. Są na niej zdjęcia podejrzanej, a także Krisa Mitchella, Asy Colettiego i Susan Kripke.
Screeny z wideo z ucieczką Julii Kane , zdjęcia broni znalezionej w jej mieszkaniu.

Moją uwagę przykuwa zdjęcie  Colettiego, który zasiał we mnie wątpliwości po naszej krótkiej rozmowie na parkingu. Mogła to być tylko sprytna próba odwrócenia mojej uwagi, ale co jeśli chciał mi coś przekazać? Jeśli wie o czymś, czego ja nie dostrzegam?

- Był jakiś telefon z Vegas?- pytam nadal wpatrzony w tablicę.

- Nie. Monroe zaraz przyjedzie, więc jeśli masz jakieś dodatkowe pytania w sprawie dochodzenia w klubie...

- Nie chodziło mi o Monroe'a. I Mark?

- Tak?

- Jeśli ktoś zadzwoni do mnie, nie mów nic Richardowi.

- Pewnie, ale co się dzieje?

- Muszę coś sprawdzić, ale bez jego wiedzy.

- Musimy z nim współpracować John, śledztwo dotyczy zbrodni popełnionej w Vegas, ma prawo znać szczegóły naszego dochodzenia.

- Tak, ale mimio wszystko chciałbym, aby to zostało na razie między nami.

- Jak chcesz, ja nie mam z tym problemu.

- Dobrze. A co z Krisem Mitchellem? Zdobyłeś jakieś nowe informacje?

- Nie. Do czasu zatrudnienia się u Alberto Colettiego, był czysty jak łza.

- Czy to cię nie dziwi Mark?

- Pewnie znajomość z Asą przyczyniła się do jego przejścia na złą stronę- mówi z uśmieszkiem, ale dla mnie to nie jest wystarczające wytłumaczenie.

Odchodzę od tablicy i ruszam w stronę swojego miejsca za biurkiem. Gdy siadam wygodnie, Mark podaje mi teczkę z informacjami, które udało nam się zebrać na temat człowieka, który towarzyszy naszej uciekinierce.

- Wychowany w domu dziecka, brak informacji na temat krewnych, w wieku osiemnastu lat podejmuje pracę w firmie budowlanej, po kilku miesiącach zwalnia się i znika na rok. Potem umowa o pracę z Colettim jako ochroniarz i tak jest do dzisiaj. Kilka oskarżeń , aresztowań, ale wszystko umorzone.

- Tak, jak mówiłem, spotkał gangsterów i bum, zaczęły się problemy z prawem.

- Ale nawet mandatu? Tak kompletne nic? Nawet jego karta zdrowia nic nam nie mówi.

- Okaz zdrowia?

- Albo przekręt- oznajmiam z powagą, a Mark również zaczyna się zastanawiać.

- Fałszywe papiery?- pyta po chwili mój partner.

- To dosyć częste w organizacji przestępczej. Ukrywają swoją przeszłość ze względu na bezpieczeństwo rodziny albo z powodu popełnionych wcześniej przestępstw.

- Mamy jego odciski palców, sprawdzaliśmy je w bazie danych.

- Może nie popełnił żadnej zbrodni przed poznaniem Colettiego, ale to nie znaczy, że jego papiery są autentyczne.

- I jak dowiemy się prawdy?

- Sprawdź, ile jest Krisów Mitchellów w Ameryce. .

- To zajmie sporo czasu.

- Daj to zadanie stażystom. Niech zwracają uwagę na kolor oczu, kolor włosów i odpowiedni wiek.

- Takich Krisów może być mnóstwo, ma dość popularne imię i nazwisko.

- Najpierw zawęźmy grono do ogólnego opisu, które pasuje do naszego podejrzanego. Potem skontaktujemy się z władzami , aby zweryfikowali, czy mieszkające na ich terenie odpowiadające osoby z profilu, są podobne do Krisa. Wyślemy im jego zdjęcie. Może ktoś go rozpozna.

***

Asa

Po rozmowie z chłopakami , którzy śledzą Haleskina, jestem wściekły. Nadal nic na niego nie mają.
Jeździ do pracy, potem wraca do swojej willi na obrzeżach miasta. Kilka razy zjadł kolację na mieście w towarzystwie pewnej blondynki.

Parę dni temu otrzymałem raport na temat Gabrieli Brown. Można powiedzieć, że zajmuje się kreowaniem dobrego wizerunku przyszłych polityków bądź biznesmenów. Już wcześniej dowiedziałem się, że nasz Tristan ma aspiracje na miejsce burmistrza tego rozrywkowego miasta, a teraz kiedy wiemy o jego kontaktach z panną Brown, ta informacja okazuje się autentyczna.

Co za szuja! Jeśli nie zrobimy z nim szybko porządku, będzie cholernie ciężko dorwać się do niego po zajęciu tak wysokiego stanowiska. Będzie miał wszystkich w garści.

To takie kuszące, aby pojawić się w Vegas i podarować mu kulkę w łeb, ale to nie zmieni sytuacji , w jakiej znalazła się Julia.
Mogę zabić skurwiela, ale ona nadal będzie podejrzana o zbrodnię, której nie popełniła. Na razie Tristan jest potrzebny żywy. Musimy udowodnić jego winę i wtedy Julia będzie wolna.

A potem...potem Tristan dostanie to, na co zasłużył. W jego przypadku niestety muszę wykazać się cierpliwością, a jak wiadomo, nie słynę z niej za bardzo.

Do gabinetu wchodzi Gianna z małą na rękach, a gdy zamyka za sobą drzwi, stawia córeczkę na podłodze. Wstaję z fotela, omijam biurko i gdy Eva mnie zauważa, biegnie w moją stronę. Chwytam ją pod pachami i unoszę do góry. Przykładam twarz do jej brzuszka, dmucham powietrze, co przyczynia się do imitacji dźwięku pierdzioszka i mała zaczyna głośno chichotać.

- Muszę jechać na spotkanie z klientem. Chce wprowadzić zmiany w salonie, po raz setny, jeśli mogę dodać- mówi nieco zrezygnowana Gianna, ale wiem, że mimo kłopotliwego klienta i tak uwielbia swoją pracę.

- Dobrze kochanie, niech Diego i Terry jadą z tobą.

- A co oni we dwóch tak ostatnio razem się trzymają?

- Na moje polecenie, póki Kris nie wróci.

- Asa to skończy się źle. Diego nie wytrzyma z Terrym.

- Dadzą sobie radę, młody niech się uczy od starej wygi.

- Nie mów na Diego stary.

- Jest stary kochanie- mówię z uśmiechem, stawiam małą na podłodze i podchodzę do swojej pięknej żony.

Kiedy widzi mój uśmieszek, przewraca na mnie oczami, ale pozwala mi się objąć w pasie. Przyciskam ją mocno do siebie, a wtedy jej cycuszki unoszą się do góry.

- Czy ta bluzka nie jest za bardzo odkrywcza?- pytam tuż przy jej ustach.

- Nie, kiedy nikt mnie nie dusi. Poza tym założę jeszcze marynarkę, więc się uspokój- mówi poważnie, mrużąc na mnie oczy.

- Ależ ja jestem bardzo spokojny. Tak spokojny, że nawet nie zapytam o klienta.

- I mam uwierzyć, że go wcześniej nie sprawdziłeś?

- Niby kiedy?

- Gdy zaczynałam jego projekt dwa miesiące temu.

- Nic nie zrobiłem.

- Tak, jasne. I pewnie nie wiesz, że jest odmiennej orientacji seksualnej?

- A skąd mam o takich rzeczach wiedzieć piękna?

Gianna ponownie przewraca na mnie oczami i ma słuszność. Jak tylko dowiedziałem się, dla kogo szykuje projekt apartamentu, prześwietliłem gościa.
Nie chodzi tylko o zazdrość, ale także o bezpieczeństwo. Nie chcę dopuścić do sytuacji, gdzie ktoś będzie chciał dorwać mnie poprzez moją żonę. Już raz wystarczy i to na całe życie.
Także, nie tylko zazdrość!
Chociaż ucieszyłem się na wieść o tym, że jej klient jest gejem.

Najgorsze jest to, że nie zawsze będę miał takiego farta, ale będę się tym martwić później.

- Czy zostaniesz z małą ?

- Tak, a o której wrócisz?

- Wychodzę za pół godziny, a spotkanie pewnie potrwa z godzinę.

- Nie ma problemu, mała może po grandzić w gabinecie, ja w tym czasie trochę popracuję przy komputerze. Muszę przejrzeć umowę z nowym inwestorem.

- W takim razie zaraz przyniosę tutaj klocki.

Nie wypuszczę żony bez dostania buziaka, więc pochylam się nad nią i całuję jej słodkie usta.
I wtedy ktoś  puka  do gabinetu.
Moja kwaśna mina rozśmiesza Giannę.
Odsuwa się ode mnie i podchodzi do drzwi. Okazuje się, że człowiek , któy nam przeszkodził to Diego. Wita się ze swoją dawną podopieczną buziakiem w policzek, a potem spogląda na mnie. Ma napiętą twarz, a to nie wróży nic dobrego.

- Michael Russo przyjechał. Chce z szefem rozmawiać.

- Jeszcze tego tutaj brakowało...

Po moich słowach Gianna patrzy na mnie zaskoczona. Cholera, nie chcę , aby była podejrzliwa, nie chcę tłumaczyć jej, że rodzina Russo może przeszkadzać nam w uratowaniu jej przyjaciółki. Od lat przyjaźni się z Michaelem i nie uwierzy w nasze podejrzenia, zacznie go bronić, a w tej chwili tego nie potrzebuję.

- Asa? Coś się dzieje?- pyta, jednocześnie zbliżając się do mnie.

- Nic skarbie, ale muszę z nim porozmawiać o interesach. Czy mogłabyś jeszcze przez chwilę zająć się Evą? Obiecuję, że za parę minut będziesz wolna.

- Dobrze...ale powiedz, dlaczego tak bardzo zdenerwowałeś się na wieść o Michaelu?

- Gianna...

- Zrobił coś?

- Nie, nie wiem.

- Widzę, że niewiele się teraz dowiem, a nie mam za wiele czasu. Tym razem odpuszczę, ale obiecaj, że się z nim nie pokłócisz.

- Ja? Nie mam zamiaru.

- Asa...

- Jak mnie wkurwi, to będzie jego wina.

- Ciebie łatwo...wkurwić kochanie- mówi cichutko, ale nadal gromi mnie surowym spojrzeniem.

Moja pani wyrobiła się , jeżeli chodzi o ustawianie męża po kątach. Oczywiście lubię dominować, ale nic nie poradzę na to, że ta kobieta ma mnie w garści i w momencie, kiedy to sobie uświadomiła w pełni, mam czasami przechlapane.

Gianna podchodzi do Evy, która zrzuciła kilka poduszek z małej sofy przy kominku i zaczyna układać z nich piramidę.
Zabiera małą, podchodzi do mnie, więc mam okazję jeszcze raz skraść pocałunek żonie.
Eva dotyka mojej brody, a gdy zerkam na nią , wyciąga z buzi smoczek i się uśmiecha. Daję jej buziaka w policzek, po czym moje dziewczyny opuszczają gabinet.

Diego nadal czeka na moją decyzję co do Michaela, więc mówię mu, aby wpuścił tego pięknisia.
Wracam na swoje miejsce za biurkiem z nadzieją, że ta rozmowa nie zajmie dużo czasu.

Minutę później Diego wpuszcza Michaela do środka, a gdy widzę jego napiętą minę , zdaję sobie sprawę, że już mnie wkurwia.
I jak mam składać obietnice Giannie, kiedy to nawet nie jest moja wina?!
Młody Russo tak na mnie działa i koniec kropka.

- Co się dzieje Asa?! Gdzie jest Julia?

- Uspokój się Michael.

- Gdzie ona jest?!

- W bezpiecznym miejscu.

- Przecież tym bezpiecznym miejscem miał być mój dom rodzinny! To był twój pomysł!

- To prawda, to był mój pomysł.

- Więc co się tutaj odpierdala?!

Wstaję z krzesła, obserwując uważnie rozjuszonego Michaela. Dyszy ciężko , jakby przebiegł przed chwilą maraton, co sprawia, że dopiero teraz zaczynam uświadamiać sobie, ile Julia dla niego znaczy. Jednak jest w moim domu i nie pozwolę na takie zachowanie.

- Albo się uspokoisz i przestaniesz na mnie krzyczeć, albo wyrzucę cię stąd na zbity pysk Michael! Przypominam ci, że ja tutaj rządzę i nie muszę się tłumaczyć ze swoich decyzji, ani tobie, ani twojemu ojcu!

Michael przez chwilę milczy i to chyba najlepsze co może zrobić w momencie, kiedy i mnie emocje ponoszą.

Bierze głęboki oddech, przeczesuje dłonią jasne włosy i w końcu odzywa się spokojnie...

- Co się stało? Dlaczego wyjechali w środku nocy?

- Wracaj do domu Russo...

- Asa martwię się o nią.

- Ona nie jest twoim zmartwieniem.

- Ale...

- Ma mężczyznę, który zadba o nią i jej bezpieczeństwo, nie wpierdalaj się w to Michael, dobrze ci radzę.

- Wiem, że ona i Kris są razem, ale to nie znaczy , że nie zależy mi na niej. Przyjąłem do wiadomości, że może nas łączyć tylko przyjaźń, ale chcę wiedzieć, że jest bezpieczna. Gdzie ją ukryłeś?

- Wracaj do domu.

Facet wygląda jak siedem nieszczęść, a gdy zdaje sobie sprawę, że nie mam zamiaru mu nic zdradzić, obraca się do mnie plecami i rusza w stronę wyjścia. Jednak zanim wyjdzie, ponownie wraca na swoje miejsce i staje naprzeciwko mnie.

- Chodzi o mojego ojca? Zrobił coś?

- Michael...

- Muszę wiedzieć Asa. Znamy się od dziecka, wiesz , że nigdy bym nie skrzywdził Julii. Nie jestem taki.

- Taki jak my? Jak ja? Twój ojciec? Mój ojciec?

- Więc chodzi o mojego ojca, nie ufasz mu.

- Ja prawie nikomu nie ufam Michael, zwłaszcza po tym, co się stało z Gianną.

- Pomogłem Krisowi dogadać się z Antonem, pomogliśmy wam...

- Michael , szczerze? Nie sądzę, byś zrobił coś przeciwko Julii i nawet Krisowi, ale im mniej ludzi wie, gdzie aktualnie przebywają tym lepiej. Dla nich lepiej.

- Tak, chodzi o mojego ojca - mówi kpiąco, ale w tym wszystkim jest wiele żalu.

- Nasi ojcowie zaczynali tutaj od zera. Myślisz, że jak weszli na szczyt? Jak stworzyli imperium? Bo mieli żyłkę do interesów? Pewnie, bez tego by się nie udało, ale nie zapominajmy o najważniejszym. O tej mało niechlubnej stronie naszej familii. Rządziła nimi nieposkromiona chciwość Michael? Pragnęli nie tylko pieniędzy, ale także władzy. Za wszelką cenę. Myślisz, że twój ojciec mimo posuniętego wieku, zmienił się?

Michael nie odpowiada, w gabinecie nastaje cisza. Wie, że mam rację, ludzie się nie zmieniają. Jeśli jego ojciec dostrzegł możliwość zdobycia władzy, nie zatrzyma się.
Oczywiście zawsze mogę się mylić co do Benedetto, ale wolę dmuchać na zimno. Skoro Kris miał wątpliwości co do przebywania w posiadłości Russo, nie mogłem tego zignorować.

Zrezygnowany Michael przytakuje, po czym ponownie rusza w stronę drzwi.

- Niech to pozostanie między nami Michael, stawką jest życie Julii.

Nie uzyskuję odpowiedzi ani zepewnienia , wychodzi bez słowa.

To prawda, że znamy się od dziecka i wątpię, by zrobił coś przeciwko mnie. Mam tylko nadzieję, że nie podzieli się informacjami z ojcem. Wtedy będziemy mieli problem.
A problemów należy się pozbywać i to jak najszybciej.

***

Julia

- I co masz taką minę niewiniątka? Jesteś podstępną, małą manipulatorką.

Kris stoi ze skrzyżowanymi ramionami na klacie, przyszpilając mnie groźnym spojrzeniem. Mam ochotę kłócić się z nim o to, jak mnie nazwał, ale zważywszy na okoliczności, muszę przyznać mu rację.
Niech mu już będzie tym razem.

- Kochanie...

- Teraz kochanie? A jak prosiłem, abyś otworzyła stodołę, to jakoś nie chciałaś ze mną współpracować.

- To ty nadal jesteś na mnie zły? Przecież dzięki tej małej intrydze, pogodziłeś się z ojcem.

- Małej intrydze...

- Musieliście mieć warunki, aby na spokojnie porozmawiać.

- Myślisz, że było tam spokojnie?- pyta zaskoczony moim optymizmem.
Może dlatego, że cały czas staram się złagodzić jego fochy uroczym uśmiechem.

- No może nie przez cały czas, ale liczy się efekt końcowy prawda?

Podchodzę do niego bliżej i kładę dłoń na jego napiętym ramieniu. Zaczynam delikatnie go masować, cały czas  uśmiechając się , więc gdy staję na palcach i całuję go w policzek, w końcu dostrzegam, jak jego usta znikomo drgają.
Chciał się uśmiechnąć, cholera już prawie go miałam.

- Oszukałaś mnie. Obiecałaś mi seks w stodole. Czekałem tam na ciebie nakręcony i kto do mnie dołączył? Mój ojciec- mówi niskim głosem, więc ja muszę użyć dla równowagi tego słodkiego.

- Oj przecież nic takiego się nie stało.

- Byłem do połowy rozebrany, kiedy przyszedł Julio! Leżałem na słomie , jak bohater z taniego  filmu pornograficznego!

O cholera, tego nie wiedziałam. Jednak, zamiast odczuwać skruchę, parskam śmiechem , gdy wyobrażam sobie tę scenę.

- To cię bawi złośnico?

Odsuwam się od niego, gdy mrozi mnie srogim spojrzeniem. Kris nigdy by mnie nie skrzywdził, ale coś czuję, że należy się ewakuować.

- Kris...

- Sądziłem , że to ty przyszłaś i powiedziałem do ojca "czekałem na ciebie".

- Przecież nie ma w tych słowach nic złego...

- Użyłem seksownego głosu!

- Kochanie...- mówię , jednocześnie próbując się nie zaśmiać .

- Już ja ci dam kochanie.

Stawia krok naprzód, tym samym zbliżając się do mnie. Cholera, na pewno znowu będzie chciał mi dać klapsy. Nie narzekałam ostatnim razem, ale coś czuję, że tym razem zły Kris nie zwieńczy tych zabaw  orgazmem dla mnie.

- Kris...chyba mi trochę słabo...

- Wyglądasz dobrze.

- Może to mdłości z powodu ciąży...

- Za wcześnie na to.

- Każda ciąża jest inna...

- Hmmm.

Doskonale wie, że udaję, ale chyba nie będzie ryzykować. Przecież mogłabym naprawdę odczuwać mdłości.

W końcu uśmiecha się , ale zdecydowanie jest to podstępny uśmiech. Obraca się do mnie plecami, mówiąc w stronę łóżka...

- Położysz się teraz i grzecznie...

Nie mam zamiaru się nigdzie kłaść, więc wykorzystuję okazję , że stoi plecami do mnie i wybiegam z pokoju. W oddali słyszę , jak krzyczy moje imię, ale nie mam zamiaru się zatrzymywać.

W salonie spotykam Franka, który rozmawia z kimś przez telefon.
Dyskutuje  o jakimś nawozie do kukurydzy, a gdy mnie dostrzega, obdarza mnie iście uroczym uśmiechem .

Gdy kończy, jego uśmiech nie znika, a ja mogę sobie wyobrazić, jak Kris będzie obłędnie wyglądać w wieku swojego ojca. Są bardzo podobni do siebie, a teraz gdy Frank ma lepszy humor, jego twarz złagodniała i zdecydowanie wygląda przystojniej .

- Nieźle to z Nelsonem rozegraliście. Nic nie podejrzewałem , gdy kazał mi szybko udać się do stodoły, twierdząc , że Kris zrobił sobie krzywdę.

- To był kolejny znak, że zależy panu na synu.

- Mów mi Frank, chyba nie ma sensu panować, skoro będziemy rodziną.

- Tak, to chyba dobre rozwiązanie.

- Więc...jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?

- Nie, wszystko jest w porządku.

- Musisz teraz dbać o siebie, a to oznacza, że nie musisz tutaj wszystkiego sprzątać, ogarniemy to z Krisem...

- Ale ciąża to nie choroba, poza tym jeszcze trochę minie czasu, zanim wielki brzuch zacznie mi przeszkadzać w niektórych , codziennych czynnościach.

- Moja żona też tak mówiła, ale faktycznie pod koniec ciąży męczyła się strasznie. Kris był dużym dzieckiem , kiedy się urodził. Miał ponad cztery kilogramy.

- To faktycznie, kawał chłopa- mówię z uśmiechem, ale Frank patrzy na mnie pobłażliwie.

- Julio, nie chcę cię straszyć, ale skoro to dziecko Krisa, to ono również może być...no cóż, duże.

Cholera, to prawda!
Ponad cztery kilo?

Frank rusza z miejsca, a gdy mnie mija, klepie mnie po ramieniu i wychodzi z salonu.

Przeklęci Mitchelle...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro