Część 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Julia

Przeglądam ostatnie zamówienia w kwiaciarni i gdy doszukuję się błędu, postanawiam od razu rozmówić się z Patrickiem, moim pracownikiem.

Chłopak jest niezły w tym zawodzie, ma zdecydowanie smykałkę do organizowania przyjęć , a jednocześnie jego urok osobisty i całkiem przystojna buźka sprawia, że nasze klientki są zachwycone jego atencją. Po prostu — chłopak potrafi bajerować.

Podchodzę do biurka bruneta i siadam na jego krawędzi, po czym podsuwam mu fakturę przed nos.

- Zamówiłeś dwa razy więcej białych róż , niż omawialiśmy to z klientką.

- Rozmawiałem z panią Paterson wczoraj i stwierdziliśmy, że przepych jest w jej stylu.

Patrick obdarza mnie stuwatowym uśmiechem, a potem  zawadiacko puszcza  oczko.

- Patrick chyba mi nie powiesz, że tak właśnie jej powiedziałeś...

- Oczywiście, że nie szefowo. Jednak pani Paterson zdecydowała się na małe zmiany, które nieźle wypłyną na nasz budżet.

- To prawda, te róże są cholernie drogie i zdecydowanie zarobimy na nowej umowie z kwiaciarnią. Jesteś podstępny.

- Wolę słowo przedsiębiorczy.

- Wszystko jest gotowe na przyjęcie?

- Tak. Zaspół, catering , obsługa tylko czekają na niedzielę.

- Dobrze.

Jeszcze przez chwilę rozmawiamy na temat przyjęcia naszej klientki, gdy do naszego biura wchodzi Mia. Zatrudniłam dziewczynę tuż po tym, jak otworzyłam własną firmę. To z nią zaczynałam i muszę przyznać, że uratowała mi życie. Jest niezawodna i bystra. Potrafi rozwiązać każdy problem i spokojnie mogę powierzyć jej duże zlecenia , bez mojego nadzoru.

- Jeśli jeszcze raz zadzwoni do mnie to rozpuszczone dziewuszysko , to przysięgam, że odejdę!

- Krzyż na drogę- dodaje żartobliwie Patrick, więc szczypię go w ramię, aby przestał.

- Co się dzieje Mia?- pytam spokojnie.

- Sandy Crowford się dzieje.

Nasza klientka, a raczej córka klienta. Za trzy tygodnie odbędą się jej dwudzieste pierwsze urodziny w Las Vegas, a od miesiąca ustalamy z nią wszystkie szczegóły.
To jedna z tych klientek, które co chwilę zmieniają zdanie i zdecydowanie utrudniają nam pracę.

Oczywiście płaci i wymaga, rozumiem to w stu procentach i zawsze staramy się , aby wszystko wyglądało tak , jak życzą sobie tego nasi klienci. Ale Sandy przechodzi samą siebie.

- Co tym razem? Granatowy kolor ścian sali jest zbyt granatowy?- dopytuję z uśmieszkiem.

- Jeszcze tego , by brakowało, abym z wałkiem malarskim biegała. Chodzi o kieliszki z motywem. Pamiętasz , jak chciała , aby były różowe z kwiatowymi zdobieniami?

- Tak, pamiętam. Już je zamówiłam.

- To trzeba zmienić zamówienie. Teraz mają być w kształcie flamingów.

- Żartujesz?- pytam z niedowierzaniem, a mój uśmiech momentalnie gdzieś zniknął.

- Nie. I tym razem podobno jest pewna.

- Poinformowałaś ją o wzroście kosztów i tak dalej?

- Oczywiście, ale przecież tatuś płaci, więc księżniczka robi, co chce.

- Mia nie denerwuj się, ja zadzwonię z nowym zamówieniem.

- Dzięki Julio, mam wrażenie, że ta dziewczyna mnie wykończy.

Mia daje z siebie wszystko, ale wiem, że ostatnio miała problemy rodzinne. Jej mąż miał wypadek i od kilku tygodni uczęszcza na rehabilitację. Widzę jej zmęczenie, ale nie potrafi odpuścić. Proponowałam jej urlop, jednak stwierdziła , że trzy dni wolnego wystarczą.

- Mia, ja pojadę do Vegas.

- Ale to moje zlecenie i ja powinnam. Obiecuję, że nie zabiję naszej klientki.

- Nie. Ja pojadę do Vegas i wszystkiego dopilnuję, a ty spędzisz weekend z mężem. Jeśli trochę nie wyluzujesz, to za chwilę nam tu padniesz, a tego nie chcemy.

- Jesteś pewna, że chcesz być na  urodzinach Sandy?

- Tak, ty w tej chwili naprawdę jesteś w stanie ją zabić, a ja nie chcę mieć nic wspólnego z morderstwem.

- Jak już to z zabójstwem w afekcie- dodaje Patrick, czym nas obie rozbawia.

Kris

Stoję od kilku minut przed biurem Julii i zamiast wejść , patrzę na nią zza szklanej ściany.
Ludzie mijający mnie na chodniku pewnie zastanawiają się, co ten wariat robi, ale przez moment chcę jeszcze popatrzeć na jej uśmiech. Wygląda pięknie i tak beztrosko. Jednak jestem przekonany, że jak tylko mnie zobaczy, jej mina się zmieni.

A walić to! Raz się żyje. Przeproszę ją za swoje zachowanie na ślubie i zaproszę na randkę. W końcu muszę się określić, coś zrobić. Asa ma rację, nie mogę stać bezczynnie.

Wchodzę do eleganckiego biura ze stylowym wystrojem i ruszam w stronę mojej blondynki.
Jej dopasowana zielona sukienka podkreśla jej zgrabne ciało, a czarne szpilki sprawiają, że jej nogi wydają się jeszcze dłuższe.

Tak , jak się spodziewałem, jej uśmiech znika, kiedy mnie dostrzega. Wcześniej oparta o biurko, teraz stoi sztywno z zaskoczoną miną. Za jej spojrzeniem podążają jej pracownicy.

- Cześć Julio.

- Hej.

Gdyby powiedziała to jeszcze ciszej, nikt by jej nie usłyszał.

- Możemy porozmawiać na osobności?

Przez moment tylko patrzy na mnie w osłupieniu, ale w końcu przytakuje i wskazuję ręką na chyba swój gabinet.

Nigdy tutaj nie byłem i może to błąd? Może faktycznie powinienem bardziej o nią zabiegać, a nie tylko liczyć na to, że spotkam ją w rezydencji Colettich. Gdyby tylko tak nie utrudniała...

Gdy już zamykam za sobą drzwi, rozglądam się po pomieszczeniu. Białe ściany, na których wiszą abstrakcyjne obrazy, czarne meble, szklane biurko i ewidentnie drogi sprzęt oraz dodatki.

- Imponujące.

- Dziękuję Kris.

Ponownie patrzę na Julię, która wygląda na nieco speszoną. Dzielą nas jakieś dwa metry i tak łatwo mógłbym teraz szybko do niej podejść i zgarnąć w swoje ramiona...

- Po co przyszedłeś?

I czar prysł.

- Chciałem cię przeprosić za swoje zachowanie na ślubie. Nie powinienem wywlekać dawnych dziejów.

Julia jeszcze bardziej sztywnieje, dając mi do zrozumienia, że bardzo nie odpowiada jej tematyka naszej rozmowy. Przerywa nasz kontakt wzrokowy i podchodzi do biurka. Poprawia jakieś papiery, chyba tylko po to, aby czymś się zająć, ale gdy się odzywa, to ja jestem zaszokowany...

- Więc mnie przeproś Kris.

Jej głos jest lodowaty , a gdy ponownie na mnie patrzy, widzę irytację. I co ja tym razem zrobiłem?

- Właśnie to zrobiłem.

- Nie, nie zrobiłeś. Powiedziałeś, jaki masz zamiar, ale nie usłyszałam Przepraszam Julio za brak taktu.

No to teraz mnie wkurzyła. Kolejny raz czepia się mnie, chociaż przyszedłem ją przeprosić. Mam już tego serdecznie dosyć, nie będę jej popychadłem!

Podchodzę do niej bardzo blisko , a że biurko jest tuż za nią , nie ma gdzie uciec. Nasze ciała prawie się stykają, a nasze oddechy wręcz się mieszają.

- Powiedziałaś, że Gianna ciągle mnie zachwala, a wobec ciebie zachowuję się jak dupek. Ale wiesz co? Ty nie jesteś lepsza. Gianna także mówi o tobie w superlatywach, a wobec mnie jesteś wredna i uszczypliwa. Rozumiem, skąd to się wywodzi.

- Wątpię, byś wiedział.

- Pochodzisz z bogatego domu, studiowałaś i teraz sama prowadzisz firmę. A ja? Jestem po szkole średniej i należę do mafii, jestem...jak to nazwiesz? Napakowanym gorylem ?

- Nigdy tak o tobie...

- Patrzysz na mnie z góry, taka jest prawda. Nie pasuję do twojego obrazka.

Julia otwiera buzię, ale żadne słowa nie padają. Przez chwilę, która wydaje się wiecznością, patrzymy sobie w oczy. W moich może dostrzec złość, ale w jej widzę coś innego. Żal? Smutek?

Jednak nie zaprzeczyła ponownie, więc odsuwam się od niej i wtedy ktoś puka do gabinetu. Podchodzę do drzwi i otwieram, zastając za nimi jej pracownicę.

- Przepraszam, że przeszkadzam. Julio? Michael Russo przyszedł.

Ponownie się odwracam w stronę Julii z uśmiechem i mówię...

- Z nim obrazek będzie idealny.

Wtedy mijam zmieszaną kobietę w progu i ruszam w stronę wyjścia.
Po drodze widzę w poczekalni młodego Russo, jak zwykle ubranego w nienaganny garnitur , a gdy mnie dostrzega, najpierw wygląda na zaskoczonego, ale szybko się poprawia i na jego twarzy wypływa uśmiech.

- Kris, ty tutaj?

- Pomyłka.

- Co takiego?

- Nieważne.

Wychodzę z biura i gdyby teraz ktoś mnie zaczepił, dostałby po mordzie. Może powinienem wrócić i wpierdolić Michaelowi za ten jebany uśmiech.

Julia

W mojej głowie ciągle słyszę słowa Krisa.

Patrzysz na mnie z góry.

Czy to możliwe, że tak właśnie się przy nim zachowuję? Nie uważam siebie za lepszej, tylko dlatego, że pochodzę z bogatej rodziny.
Studia też nie zawsze świadczą o inteligencji. Znam wiele osób po szkole wyższej, które zachowują się jak totalne buraki. Nigdy nie myślałam w taki sposób o Krisie. Owszem, czasami zachowywał się jak jaskiniowiec, ale nigdy mu nie umniejszałam.

Jednak on tak uważa, więc może takie sprawiałam wrażenie...

- Julio, mam zaprosić Michaela?

Mia czeka na moją odpowiedź, a ja nadal czuję otępienie w całym ciele.

- Julio?

- Tak, jeśli możesz, poproś go.

Dosłownie minutę później do mojego gabinetu wchodzi Michael z szerokim uśmiechem.
Jest zawsze taki radosny, taki optymistyczny. Jakby nic nie mogło go złamać czy też zasmucić. A może znam go za mało, aby móc coś takiego stwierdzić? Może nie widzę wszystkiego? Może Krisa również źle oceniam?

- Witaj Julio, jak zwykle wyglądasz pięknie.

Podchodzi bliżej i zaskakuje mnie, gdy składa szybkiego całusa na moim policzku. Uśmiecham się grzecznie, choć tak naprawdę chciałabym w tej chwili zostać sama.

- Nie możesz mi odmówić- mówi, jednocześnie szukając czegoś w wewnętrznej kieszeni grafitowej marynarki.
Po chwili wręcza mi kopertę.

- Co to takiego?

- Dostałem od znajomego zaproszenia na wspaniałą sztukę. Chciałbym, abyś mi towarzyszyła.

- Michael...

- Proszę Julio, to przyjacielskie zaproszenie. Nie odmawiaj mi.

- Na pewno masz wielu przyjaciół i ktoś chętnie będzie ci towarzyszyć.

- Gianna nie pójdzie, bo wtedy Asa by mnie zabił, a nie mam wielu przyjaciół.

- Sama nie wiem...

- Bez zobowiązań. Obiecuję, że nic sobie nie ubzduram. Totalny luz. Spędzimy po prostu miło wieczór. Nawet nie spróbuję cię pocałować na pożegnanie. Choćbyś mnie błagała, nie pocałuję cię!

Zaczynam się śmiać, bo cóż...potrafi mnie rozbawić ten facet.
Michael jeszcze raz obdarza mnie sympatycznym uśmiechem , po czym rusza w stronę drzwi. Wtedy patrzę na kopertę, którą nadal trzymam...

- Nie zgodziłam się.

- Trzymasz zaproszenie, więc tak jakby się zgodziłaś. Przyjadę po ciebie jutro o dziewiętnastej. Do zobaczenia Julio.

Wychodzi z gabinetu, a ja ponownie tracę mowę. Ponownie opieram się o krawędź biurka i patrzę na kopertę. Jednak to słowa Krisa nadal krążą po mojej głowie.

Kolejny raz słyszę otwieranie drzwi, po czym do gabinetu wchodzi zaaferowana Mia.

- Ale przystojniak- mówi uśmiechnięta.

No tak, z pewnością nie mogła się doczekać, aż zapyta o Krisa. Pierwszy raz tutaj się pojawił i nie można go nie zauważyć.

- Kris potrafi zrobić wrażenie w tych dżinsach i skórzanej kurtce.

- Prawdę mówiąc mówiłam o Michaelu, ale dobrze wiedzieć , który bardziej ci się podoba.

- Nie, ja...

- Ale faktycznie. Jak tak pomyślę drugi raz to smaczny kąsek z tego Krisa, a jego tyłeczek w dżinsach to sam sex .

- Mia, nie to miałam na myśli.

Mia parska śmiechem , a następnie zostawia mnie samą w gabinecie.
Nie chcę rozmyślać ani o Krisie, ani o Michaelu. Mam za dużo pracy i za mało czasu. A jednak to robię. Zwłaszcza o pierwszym niezapowiedzianym gościu...

Kris

Nie potrafiłem odjechać, więc czekam jak idiota przed biurem Julii Kane i gdy tylko wychodzi z niego Michael Russo, podchodzę do niego prędko .

- Ty jeszcze tutaj? Zapomniałeś czegoś?- pyta mnie zaskoczony.

- Czego chcesz od Julii?

- Słucham?

- Słyszałeś mnie, czego od niej chcesz?

- To chyba nie jest twoja sprawa Mitchell.

- Może jest , może nie jest. Odpowiedz mi.

- Wybieramy się do teatru, zadowolony? A teraz mnie przepuść.

Jednak tego nie robię i gdy próbuje mnie ominąć, ponownie zagradzam mu drogę.

- Zostaw ją w spokoju, nie mieszaj jej w głowie, jak innym panienkom.

- Jakim panienkom?- pyta, jednocześnie śmiejąc się z moich słów.

- Nie jesteś święty Russo.

- Ty tym bardziej.

- Co masz na myśli?

- Kris, może ona nie chce mieć faceta , który dostaje pieniądze za łamanie komuś kończyn.

Jego słowa wywołują mój gromki śmiech.

- Chcesz udawać, że ty nie masz nic wspólnego z organizacją? Ty? Poważnie?

- Prowadzę legalne interesy, a to, że mój ojciec...

- Twój ojciec dał ci pieniądze na rozkręcenie tych legalnych interesów. Udawaj sobie przykładnego obywatela, ale to brudne pieniądze mafii ustawiły cię w życiu.

Michael traci swój dobry nastrój , bo wie, że mam rację. Nie zaczynał od zera, nigdy nie musiał martwić się o pieniądze. A to, że nie macza palców w brudnych interesach, nie znaczy, że z nich nie korzysta.

- Chyba się zapominasz Kris. Nie powinieneś tak do mnie mówić.

- Czyli jednak masz coś z mafioso. Nie bój się, znam swoje miejsce, pytanie, czy ty znasz swoje.

Odchodzę od Russo i idę w stronę mojego zaparkowanego suva.

Znam hierarchię w organizacji i fakt kim jest jego ojciec, stawia go na wyższym szczeblu. Jednak niech nie myśli, że się go przestraszę choćby na sekundę. Nie miałby ze mną szans. Siłownia to nie wszystko. Treningi z trenerem personalnym nie sprawią, że jest się wojownikiem.
To ulica cię uczy, jak przeżyć i radzić sobie z atakiem.
On studiował na prestiżowym uniwerku, ja otrzymałem dyplom ze szkoły życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro