Część 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Julia

Martwa Susan przy ścianie z dziurą między oczami.
Krew spływająca po jej twarzy, oczy nadal otwarte.
Ten widok na zawsze pozostanie ze mną. Już nigdy go nie wymarzę z pamięci.

Zamieram. Czuję , jak mój oddech staje się ciężki, a dłonie pocą się ze zdenerwowania.
To szok tak wpływa na moje ciało, totalnie nad nim nie panuję.
Nigdy nie widziałam czegoś takiego, nigdy nie byłam świadkiem czyjejś śmierci. A to, w jaki sposób zginęła moja znajoma, przyprawia mnie o ciarki. Przerażenie to za słabe słowo, aby opisać co czuję. Jeszcze niedawno piłam z nią drinka...

Moje spojrzenie w końcu skupia się na dwóch mężczyznach, którzy są przyczyną tej tragedii.
Dwaj mordercy nadal stoją w gabinecie menadżerki, a dzieli mnie od nich jakieś cztery metry. Cztery pieprzone metry!
Jestem świadkiem morderstwa i to z udziałem przedstawiciela sprawiedliwości...

Muszę uciekać. Zabiją mnie, jeśli mnie tu zastaną.

Bardzo cichutko i powoli zamykam drzwi łazienkowe.
Całe szczęście, że światło było zgaszone, inaczej już dawno by mnie zauważyli.
A może wtedy nie zabiliby Susan? Może gdybym od razu wyszła z łazienki, nadal by żyła?
Przecież nie zabiliby jej przy mnie prawda?
Kogo ja chcę oszukiwać. Przyszli tu w konkretnym celu, ich rozmowa trwała z minutę. Zabiliby nas obie.

Robię krok do tyłu i wtedy słyszę stukot moich szpilek. Zaciskam zęby ze strachu, że dźwięk dotarł do morderców.
Stróżka potu spływa po moim czole, gdy nachylam się, aby ściągnąć obuwie. Odkładam je na podłogę, błagając w duchu Boga, aby nie wydać kolejnego groźnego hałasu.

Co teraz?

Okno! Małe okno nad toaletą.
Światło uliczne nieco daje mi widoku na pomieszczenie, więc szybko lokalizuję torebkę, po czym przewieszam ją na ramię.
Stawiam pierwszą stopę na plastikowej klapie, a gdy unoszę się do góry, by na niej ustać, czekam sekundę, po raz kolejny modląc się, aby Haleskin i Monroe nic nie usłyszeli.

Następnie chwytam za klamkę okienną i naciskam na nią. Otwieram małe okno i wtedy rozlega się pisk...

Może i nie był głośny, ale w tej chwili nawet mój oddech wydaje się robić niezwykłego hałasu.
Wpadam w panikę, moje ręce się trzęsą, a łzy spływają samoistnie po policzkach. Czuję, jak cała moja jedwabna koszula przykleja się do moich spoconych pleców.

Muszę uchylić jeszcze bardziej okno, inaczej się nie zmieszczę.

Kolejny pisk.

Chciałabym płakać, ale wiem, że muszę być cichutko jak myszka.
Oglądam się za siebie, by spojrzeć na drzwi, oczekując na wtargnięcie dwóch niebezpiecznych mężczyzn, ale nic się nie dzieje.

Działaj Julio, im dłużej tu jesteś , tym bardziej  ryzykujesz swoje życie.

Staję na zbiorniku wodnym, aby łatwiej podciągnąć się do okienka.
W pewnym momencie niemalże spadam, ale udaje mi się w ostatnim momencie przytrzymać parapetu. Mam jedną próbę.
Jeśli spadnę, na pewno mnie usłyszą, wtedy mnie zabiją.

Wyrzucam torebkę za okno, a potem przychodzi moja kolej.

Podciągam się z całej siły. Chyba nigdy nie trzymałam się tak mocno, jak teraz.
Nie spadam.
Przez chwilę wiszę między łazienką a alejką uliczną, gdzie znajdują się kontenery na śmieci.

Nie wiem co teraz, mogę spaść na głowę. Zaczynam się rozglądać i po prawej stronie dostrzegam metalową ramę od schodów przeciwpożarowych.
Sięgam po nią i gdy jestem w stanie złapać się obiema dłońmi, przekręcam nieco swoje ciało, a następnie wysuwam się z okienka.

Przez chwilę wiszę w powietrzu, a moje mięśnie ramion zaczynają palić z nadwyrężenia. Do jezdni mam jakieś półtora metra. To nie dużo, a jednak mogę skręcić sobie kostkę, jeśli źle upadnę.

Wtedy słyszę hałas dobiegający z łazienki...

To sprawia, że przestaję zastanawiać się jak zejść, tylko po prostu puszczam barierkę.
Upadam na betonowe podłoże, jedynie zdzierając sobie kolana.

Sięgam po torebkę, wstaję i wtedy widzę w okienku twarz Haleskina. Włączyli światło i mogę dostrzec jego zaskoczenie, wypływające na jego twarzy, widząc mnie trzęsącą się ze strachu.

Nasz kontakt wzrokowy trwa dosłownie sekundę, ale wystarczy, aby zrozumieć, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy.
Morderca i świadek.

Zaczynam uciekać, a w tle słyszę krzyk. Gdy udaje mi się przebiec kilka metrów , pada pierwszy strzał. Krzyczę z przerażenia, a gdy następny strzał niemalże czuję nad głową, upadam na chodnik.

Kolejny raz ból kolan dociera do mnie ze zdwojoną siłą. Jednak adrenalina sprawia, że szybko wstaję i biegnę przed siebie. W końcu wybiegam z alejki.

Kilku młodych mężczyzna idzie chodnikiem, śmiejąc się i rozmawiając. Podbiegam do nich, po czym łapię jednego za ramię.

- Pomocy, potrzebuję pomocy!

- Co ci się stało kochanie?

- Oni mnie zabiją...pomocy...

Mój głos jest nie tylko zdyszany, ale także drżący z emocji.

- To jakiś żart maleńka? Vegas jest jednak popierdolone- mówi inny chłopak , śmiejąc się z własnego żartu.

Wtedy zdaję sobie sprawę, że są pijani i niewiele ich obchodzi kobieta z obdartymi kolanami i z przerażeniem wypisanym na twarzy. Dla nich to tylko jakiś chory żart.

- A może chcesz się zabawić? Pójdziesz z nami do klubu?

Nie pomogą mi, muszę uciekać. Rozglądam się i wtedy ich widzę. Monroe i Haleskin są jakieś dwadzieścia metrów ode mnie.
Vegas jest tak dobrze oświetlone od wszechobecnych neonów, że mam pewność, iż to oni.

Omijam grupkę chłopaków i uciekam w przeciwnym kierunku.
Biegnę tak szybko, jak tylko potrafię. Gołe stopy dotykają szorstkiego chodnika, ale nawet to mi nie przeszkadza w tym momencie.
Muszę się od nich oddalić jak najszybciej.

Przebiegam przez ulicę, niemalże zostając potrącona przez samochód. Jednak mała parada ludzi ubranych w kolorowe stroje , jest moim najlepszym wyjściem.
Zgubię się w tłumie, szukając kryjówki.

Przeciskam się przez roztańczonych ludzi, jednocześnie oglądając się za siebie. Mam wrażenie, jakby byli tuż za mną i czekam , aż jeden z nich złapie mnie i zaciągnie siłą w jakieś ustronne miejsce.
Moja wyobraźnia pomieszana ze strachem płata mi figla i kiedy faktycznie czuję dłoń na ramieniu, odwracam się i z krzykiem uderzam pięścią w twarz.
Wedy widzę, że to jakiś chłopak ubrany za Elvisa Presleya. Łapie się za nos, w którego musiałam trawić.

Kolejny raz płaczę, jednocześnie przepraszając. Zaczyna coś mówić, ale ja już go nie słyszę, ponieważ ponownie przepycham się między ludźmi.

Po chwili dostrzegam wielki różowy neon po prawej stronie. Kaplica miłości.

Biegnę ile mam sił w nogach, a gdy wpadam do środka, nikogo nie widzę na korytarzu. Idę naprzód , po czym mijam zakręt i wtedy dostrzegam recepcję — również różową — a za nią siedzi starsza, bardzo chuda kobieta z rudą peruką. To nie mogą być jej prawdziwe włosy, nie ma szans.

Gdy mnie zauważa, otwiera buzię ze zdziwienia, a jej brwi unoszą się do góry.

- Co ci się stało kochaniutka?

- Czy...czy mogę skorzystać z łazienki? Miałam mały wypadek.

- Dzwonię na policję w takim razie.

- Nie!

Nie może zadzwonić na policję, nie kiedy jednym z morderców jest pieprzony prokurator. Gdy tylko zgłoszę się na komisariat, od razu mnie namierzą.

- Jesteś pewna? Wglądasz, jakbyś miała zderzenie z czołgiem.

- Żadnej policji! Potrzebuję się tylko chwilę ogarnąć.

- Łazienka jest tam - mówi, wskazując ręką na przeciwległe drzwi.
Kiedy ruszam w ich stronę, kobieta ponownie się odzywa...

- Na pewno nie potrzebujesz profesjonalnej pomocy ?

- Nie...i gdyby ktoś mnie szukał...proszę nie mówić , że tutaj jestem. Błagam.

Kobieta wychodzi zza recepcji i podchodzi do mnie.

- Problemy z facetem? Trafiłaś kochaniutka na zwyrola? Nie musisz się krępować, nawet nie masz pojęcia, jakie historie słyszałam z udziałem popierdoleńców.

Widzę jej współczucie, ale także zrozumienie, dlatego odruchowo przytakuję. Może mnie nie wyda, skoro mój widok wyzwolił w niej takie uczucia.

- Idź kochaniutka do łazienki, a oficjalnie nie ma cię tutaj.

Puszcza mi oczko, po czym wraca za ladę recepcji. W tle słyszę śmiech ludzi, więc szybko udaję się do łazienki.
Pewnie ktoś chce zawrzeć szybki ślub , iście w stylu Vegas, ale nie mogę ryzykować , że ktoś mnie zauważy. Im mniej osób wie, że tu jestem, tym lepiej.

Łazienka pokryta szarymi płytkami od starości w tej chwili jest moją kryjówką. Zamykam za sobą drzwi , przekręcam zamek i sięgam po swoją torebkę.
Otwieram ją i wyciągam telefon.

Moja pierwsza myśl to Asa Coletti.
Jest włoskim bossem , on na pewno mi pomoże. Jestem nie tylko chrzestną jego córki, ale także przyjaciółką jego żony.

Gianna. Boże ona jest w ciąży i jak dowie się, co się dzieje , na pewno się zdenerwuje. A jeśli coś jej się stanie? Na pewno będzie przerażona. A Asa? On teraz przeżywa tak trudny czas. Czuwa przy wuju...

Przeglądam kontakty i wtedy widzę imię osoby , która będzie wiedziała co robić...

Kris

Umowa z Feldmanem poszła gładko, chociaż widziałem niezadowolenie Perii i Russo względem mojej obecności.

Prawda jest taka, że nie jestem kimś ważnym w organizacji. Przynajmniej dla nich. Nie należę do rodziny i nie mam wpływu na żadne decyzje. Jednak jestem zaufanym człowiekiem Asy i jeśli on mówi, że mam gdzieś być, nie mogą się przeciwstawić.
Boss to boss. Jego słowo jest święte i póki rządzi, on podejmuje ostateczne decyzje.

Siadam na kanapie z piwkiem w ręku i odpalam telewizję. Muszę się nieco zrelaksować po stresującym dniu.

Myślę o Colettim, który dzwonił rano z wiadomościami, że Luigi jest coraz słabszy. Możliwe , że to kwestia dni i prawdę mówiąc, niewiele można zrobić.
Po jego śmierci władzę we Włoszech przejmie człowiek, którego wyznaczył. Podobno ma do niego zaufanie, więc Asa nie przewiduje większych problemów.
Nie ma zamiaru ubiegać się o  terytorium w ojczyźnie, jego miejsce jest w Stanach i to tutaj chce żyć z rodziną. Jednak z pewnością będzie musiał zostać nieco dłużej i przypilnować pewnych spraw, jako jedyny spadkobierca po Luigim Coletti.
W tym poznanie jego następcy. Oby tylko się dogadali. Już wystarczająco dużo działo się w jego życiu i wystarczy na następne trzydzieści lat.

Odstawiam pustą butelkę po piwie i układam się wygodniej na kanapie. Moje oczy zaczynają się zamykać, szukając krainy snu i wtedy dzwoni mój telefon. Mam ochotę go zignorować. Tak bardzo chce mi się spać.

Ponownie dzwoni, więc wyciągam go z kieszeni, a gdy widzę imię Julii, senność momentalnie mija.
Siadam niemalże na baczność i odbieram.

- Julia? Dlaczego do mnie dzwonisz tak późno? Co się dzieje?

Najpierw nic nie słyszę , więc moja pierwsza myśl to , że może niechcący coś nacisnęła. Jednak po chwili słyszę cichy szloch.
Dlaczego kurwa ona płacze? Jeśli ktoś jej coś zrobił...

- Kris, musisz mi pomóc...nie wiem co robić...tak się boję...proszę, nie rozłączaj się...

Kolejny szloch, a moje tętno przyspiesza.

- Julio co się dzieje?! Nic ci nie jest?!

- Oni ją zabili...widziałam...i oni mnie widzieli...i mnie gonią...Kris oni mnie zabiją...

Chryste, co tam się dzieje!

Wstaję z kanapy i zaczynam niespokojnie krążyć po salonie, próbując zrozumieć o czym ona mówi.

- Kto cię ściga?! Kogo widziałaś?!

- Zabili Susan...w klubie...widziałam to i teraz przyjdą po mnie, nie wiem co robić dalej.

- Gdzie jesteś? Zaraz tam będę!

- Vegas. Jestem w Las Vegas...

Kurwa! Vegas?! Kurwa pierdolona Nevada?! To ponad cztery tysiące kilometrów od Nowego Jorku!

- Julio teraz mnie posłuchaj.

- Kris tak się boję...

- Wiem kochanie, ale musisz na chwilę się uspokoić. Dzieli nas zbyt duża odległość i nie jestem w stanie być u ciebie za chwilę. W tej chwili wychodzę z mieszkania i przylecę pierwszym lotem ok? Gdzie jesteś teraz?

- Jestem w kaplicy...nazywa się Kaplica miłości, pewna pani pozwoliła mi skorzystać z łazienki.

- Dobrze. Coś ci zrobili?

Błagam w duchu, aby była cała, aby nic jej nie było.

- Nie, uciekłam.

- Bardzo dobrze kochanie, posłuchaj...nie możesz długo tam zostać. . Myślisz, że cię widzieli, jak wchodzisz do tej kaplicy?- pytam , jednocześnie zbiegając ze schodów , aby jak najszybciej dostać się do samochodu.

Muszę pojechać na lotnisko, ponieważ prywatny samolot Asy jest w Toskanii.
Mam nadzieję, że szybko się do niej dostanę, ale jazda samochodem nie wchodzi w grę. Zajęłoby mi to pewnie z czterdzieści godzin, więc ten pomysł odpada.

- Nie wiem, czy mnie widzieli. Była parada na ulicy, więc...postanowiła zgubić się w tłumie.

Moja dziewczynka, dobrze pomyślała. Gdyby nie była tak zdenerwowana, powiedziałabym jej, jak bardzo jestem z niej dumny. Przyjdzie jeszcze czas, aby jej to oznajmić.

- Nie możemy ryzykować, mogli cię dostrzec. Najlepiej będzie, jeśli uda ci się dostać do najbliższego posterunku policji, tam będziesz bezpieczna do mojego przybycia.

- Nie mogę iść na policję!

- Julia musisz, rozumiesz!

- Jeden z nich to prokurator!

Kurwa! Kurwa! Kurwa!
Ma rację, nie może iść na policję, jeśli w zabójstwo jest zamieszany policjant, zwłaszcza na tak wysokim stanowisku. Znajdzie ją i przejmie sprawę. A wtedy będzie po niej. Wywiezie ją i zabije...

Kurwa!

- Kris? Co mam robić? Widziałam ich w swoim hotelu, wiedzą gdzie się zatrzymałam, tam też mnie znajdą.

- Musisz się przemieszczać, nie możesz zostać w tej łazience do czasu, aż przylecę.

- Gdzie mam iść? Nie znam Vegas, nie mam tutaj żadnych znajomych...

- Autobus, wsiądziesz do miejskiego autobusu, usiądziesz z tyłu i się schowasz. Będziesz jeździć, aż do ciebie zadzwonię.

W tle słyszę tylko jej ciężki oddech i żałuję, że nie mogę teraz być przy niej. Nie pozwoliłbym jej skrzywdzić, nie pozwoliłbym im się zbliżyć do niej choćby na milimetr! Zabiłbym ich gołymi rękoma, gdyby próbowali się do niej odstać!

- Julia? Słyszałaś, co powiedziałem?

- Tak. A co jeśli czekają na mnie przed kaplicą? Co, jeśli...

Nie kończy zdania, ponieważ ponownie zaczyna płakać ze strachu. Musi być przerażona.
Widziała morderstwo i teraz sama stała się celem. Gdybym tylko mógł, zamieniłbym się z nią miejscami.
Ja wiem, jak sobie radzić w stresujących i niebezpiecznych sytuacjach. Ona nie ma o tym zielonego pojęcia.

- Kochanie nie płacz. Zapytaj kobietę, która ci pozwoliła skorzystać z łazienki czy jest jakieś tylne wyjście. Sprzedaj jej jakąś historię, ale nie mów o tym prokuratorze...

- Myśli, że mój nadużywający siły eks mnie goni.

- Brawo kochanie, to może się udać. Idź i zapytaj o wyjście, a także o najbliższy przystanek. Najważniejszy jest teraz czas, musisz to zrobić Julio, rozumiesz?

- Tak.

- Julio? Obiecaj mi , że dasz sobie radę do mojego przyjazdu, obiecaj mi.

- Dam radę Kris, dam radę.

- Wsiądę w pierwszy lepszy samolot do Vegas, lot zajmie pięć godzin. Może za siedem, osiem będę już przy tobie. Wytrzymasz tyle?

- Tak, tylko przyleć.

- Nic mnie nie powstrzyma, jestem w drodze.

Jak myślicie kochani? Kto pierwszy dotrze do Julii? Kris czy panowie z klubu? 🤔🤔🤔
Pozdrawiam ❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro