lód

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak długo ją znał?

Wydawało mu się, że znał ją od zawsze. Tę dziewczynkę z rolkami i choć nieco odmiennym uczesaniem na każdy dzień.

Nigdy nie była zadowolona z ułożenia swoich włosów, zawsze szukając czegoś, co bardziej by jej pasowało. Choć ostatecznie wzruszała ramionami, mając ważniejsze rzeczy na głowie. Nie chciała zmarnować za dużo czasu, który mogłaby zagospodarować inaczej.

Wybiegała na podwórko i niezależnie od swego kaprysu na dany dzień w jego oczach zawsze wyglądała pięknie, jako osoba pewna siebie i szczęśliwa.

Była inteligentna - ileż on godzin spędził rozmawiając z nią! Ileż godzin zeszło mu na absolutny zachwyt nią, jej umiejętnością debatowania czy jej grą na pianinie.

Inteligentna oraz błyskotliwa, choć uwielbiała być nierozważna lub chociaż odrobinę nieostrożna. Żeby choć zadrapać dłonie czy rozbić kolano.

Miał wrażenie, że najbardziej zwykle promieniała tuż po tym, jak z rozpędu wpadła w krzaki. A nic nie bawiło jej tak bardzo, jak wyciąganie sobie liści włosów.

W pewien sposób i dla niego było to miłe, gdy jej w tym pomagał, przeczesując palcami jej kosmyki, tak przyjemne w dotyku.

Może to była jej idealna koafiura.

Dopiero kiedy wywróciła się tak niefortunnie, by uderzyć w przeponę i zacząć dusić - jakkolwiek tylko przez chwilę - uświadomił sobie, że ta elokwentna istotka jest jednak śmiertelna i któregoś dnia może sobie coś zrobić.

Nie umiał jej tym niemniej wyperswadować w głowy jej definicji prawdziwej zabawy. Zbyt była na to zdecydowana.

A już z pewnością nie umiał się z nią rozstać. Zbyt byli na to nierozłączni. I zmienić tego nie mogła nawet szkoła z internatem.

Czy też dwie szkoły, tak bliskie, jak tylko mogli znaleźć, lecz wciąż rozdzielające ich znacznym dystansem. Wtedy nauczyli się zasady carpe diem i tego, że liczyła się każda chwila. Każdy dzień, kiedy mieli na tyle czasu, by wymknąć się do sąsiedniej wioski i spacerować razem nad jeziorem.

Zimą nauczyła go jeździć na łyżwach, zaś prawie oduczyła myśleć o tym, jak gruba jest zamarznięta tafla.

Prawie - tylko prawie - przekonała go, że nic się nigdy nie stanie.

Potem sama rozwiała tę iluzję.

Myślał o niej zawsze, obchodząc jeziorko. O tym, jak pięknie wyglądała, wirując zgrabnie i szczęśliwie, i z uśmiechem, i z zarumienionymi policzkami.

Dla niego nigdy nie skończyła się zima, ta zima.

Ta zima, gdy widział ją po raz ostatni. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro