Część 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Julia

Wpadam w panikę, kiedy czuję czyjąś dłoń , zakrywającą moje usta.
Już po mnie, dopadli mnie.
Nawet ochrona włoskiej mafii nic nie dała i Haleskin osiągnął to, co zamierzał od chwili, kiedy zobaczył mnie w tej ciemnej uliczce.

Kris powiedział, że cokolwiek by się działo, mam walczyć i nigdy się nie poddawać, więc gryzę dłoń napastnika i zaczynam się szamotać, aby jak najszybciej wydostać się z łóżka. Jednak silne ramie owija się wokół mojej talii i gdy mam już krzyknąć, ponownie moje usta zostają zasłonięte.

- Uspokój się kochanie.

Zaraz...to głos Krisa.

- Nie krzycz, musimy być cicho.

Moje serce galopuje jak szalone i potrzebuję chwili, aby się uspokoić. Przytakuję głową, aby dać mu znać, że już może mnie puścić i w końcu to robi.
Odwracam się w jego stronę i widzę, jak sięga po włącznik lampki nocnej i ją zapala. Słabe światło daje mi widok na zmartwionego Krisa, który ubrany cały na czarno, schodzi z łóżka i zmierza w stronę szafy, gdzie znajdują się moje rzeczy. Przy szafie dostrzegam jego torbę sportową , którą zabrał z posiadłości Colettich.

- Co się dzieje? Masz pojęcie , jak bardzo mnie wystraszyłeś? Myślałam, że to kolejni zabójcy!

- Ciszej Julio, nie może nikt nas usłyszeć - mówi, jednocześnie wyciągając zielony dres, który otrzymałam od Asy.

- Ubieraj się kochanie, musimy opuścić ten dom i to natychmiast.

Wstaję z łóżka i Kris od razu wręcza mi ubranie, jednak, zamiast robić to , o co mnie prosił, a raczej rozkazał, czekam , aż wyjaśni mi to całe zamieszanie.

- Dlaczego się nie ubierasz?

- Co się dzieje?

- Nie jest tu bezpiecznie, musimy odejść.

- Ale przecież Asa powiedział...

Kris podchodzi do mnie bliżej i ujmuje moje policzki.

- Wiem, że nic teraz nie rozumiesz, ale wszystko wyjaśnię ci po drodze. Proszę, zaufaj mi i nie pytaj na razie o nic, ubierz się.

Mimo zaskoczenia, jakie mnie ogarnęło, gdy zakradł się do mojego pokoju i braku wytłumaczenia , wiem, że mogę mu ufać pod względem mojego bezpieczeństwa. Prawda jest taka, że żyję tylko dzięki niemu. Sama nigdy bym sobie nie poradziła.

Kiwam głową na zgodę, po czym odrywa ode mnie swoje ręce i podchodzi do komody, gdzie trzymam bieliznę. Podaje mi fioletowe figi stanik sportowy w tym samym kolorze.
W duchu dziękuję dziewczynie , która na polecenie Asy kupiła dla mnie parę rzeczy.
Kris zaczyna pakować moje ubrania do swojej torby, a ja nadal jestem zmieszana całym zajściem.

Kiedy wszystko jest już spakowane, zamyka torbę , unosi ją i zbliża się do drzwi. Lekko je uchyla, po czym wygląda przez małą szparę, a ja w tym czasie ściągam koszulkę i zakładam bieliznę, a następnie dresy. Gdy zapinam zamek przy bluzie, Kris wyciąga w moją stronę rękę , więc podchodzę do niego i ją ujmuję.

***

Kris

Czekamy za garażem i obserwujemy bramę, gdzie stoi Terry, zagadujący strażnika. Śmieją się z czegoś i wchodzą do małej budki, gdzie jest cały sprzęt , otwierający bramę.

- Terry otworzy nam bramę i musimy szybko biec. Ale trzymaj się prawej strony, nigdy nie puszczaj mojej ręki.

- I co potem?

- Dante już podstawił samochód. Wsiadamy i znikamy.

- A Terry?

- Zostaje.

- Ale skoro jest niebezpiecznie...

- Poradzi sobie, nic mu nie będzie.

Kilka minut później, strażnik wychodzi z budki i rusza w naszą stronę. Już myślę, że nas dostrzegł, ale jednak wchodzi do środka . Wtedy brama się otwiera. Ciągnę za sobą Julię i gdy przebiegamy przez bramę, Terry z uśmiechem unosi kciuk do góry i ponownie brama zaczyna się zamykać.

Biegniemy przy słabo oświetlonej drodze, a po jakimś kilometrze zauważamy czarny samochód na poboczu.
Podbiegamy do niego, puszczam rękę Julii i szukam kluczyków, które miały być schowane na oponie. W końcu je odnajduję i otwieram drzwi. Julia szybko wsiada na miejsce pasażera, a sam wskakuję za kierownicę.

***

Julia

Gdy wyjeżdżamy z miasta, postanawiam dowiedzieć się, co sprawiło, że Kris wyciągnął nas w środku nocy z rezydencji Russo.

Opowiada mi o swoich podejrzeniach, a ja nie mogę uwierzyć, że Benedetto mógłby wpuścić do własnego domu płatnych zabójców, gdzie mieszka jego żona i syn. Jednak Kris jest przekonany, że taka możliwość istniała i dlatego nie chciał ryzykować życia, tylko po to, by sprawdzić, jak bardzo są słuszne jego podejrzenia.

Mówi także o rozmowie, którą usłyszał, wychodząc z jadalni, a ja nadal nie mogę uwierzyć, że Russo mógłby zorganizować taką zasadzkę. Nie, żebym go znała, ale jego żona i syn są tacy serdeczni i szczerzy w tym, co robią i mówią.

- A jeśli się mylisz? Russo będzie wściekły, że udzielił nam schronienia, a my potraktowaliśmy go jak zdrajcę. A co Leah? Była taka wspaniała dla nas...

- Jeśli moje przypuszczenia są trafne, Russo po naszym zniknięciu zrozumie, że go przejrzeliśmy i nic nie zrobi. A jeśli się mylę, to Asa nas kryje. Rano otrzyma od niego telefon z informacją, że plany się zmieniły i musieliśmy wyjechać.

- Ale będzie się dopytywać...

- Kochanie Asa to boss. Powie tyle , ile będzie chciał. Nie musi się tłumaczyć przed nikim, rozumiesz? Plecenie to polecenie, nawet Russo musi się słuchać.

- I tak mam wyrzuty sumienia względem Leah i Michaela.

Kris spogląda na mnie i wiem, że imię młodego Russo sprawiło, że przypomniał sobie o całym wczorajszym zajściu . Do mnie także wracają te negatywne emocje , wywołane przez jego idiotyczną akcję z pięściami.
Kieruję swój wzrok przed siebie i pytam, gdzie teraz pojedziemy.

- Do miejsca, gdzie nikt nas nie znajdzie, przynajmniej przez dłuższą chwilę.

- To znaczy?

- Do mojej przeszłości.

***

Kris

Moja enigmatyczna odpowiedź zdecydowanie ją zaciekawiła, ale nie pytała dalej.
Kiedy zostawiliśmy za sobą Nowy Jork, musiałem opowiedzieć jej o swoich przypuszczeniach. Oczywiście jest jej żal Leah, ale i tak uważam , że przyjęła spokojnie moje słowa. Jednak, gdy wypowiedziała imię Michael, jej nastrój się zmienił.
Jest wkurwiona i to bardzo. Nie tylko za to, że zaatakowałem młodego Russo, ale także za moje ostatnie słowa.
Byłem bezczelny i chamski, nic w tej chwili mnie nie usprawiedliwia i nie wiem, jak mam to naprawić.

- Rozmawiałam wieczorem z Gianną przez telefon.

- Co?

- Michael udostępnił mi swój telefon.

- Był u ciebie...

- Nawet nie zaczynaj.

- Ok, więc o czym rozmawiałyście?

- Była na nas wściekła, że ukrywaliśmy przed nią to, co się dzieje i kazała mi obiecać, że więcej razy to się nie powtórzy.

- Wyrabia się nasza szefowa - mówię z uśmiechem.

Julia milknie na chwilę, ale w końcu czuję jej wzrok na sobie, więc również na nią patrzę.

- Powiedziałam jej o nas. O tym, co zaszło między nami.

- Naprawdę? - pytam z nadzieją, ponieważ nie mam zamiaru ukrywać naszej relacji i cieszę się, że i ona jest tego samego zdania.

- Jest moją najlepszą przyjaciółką, musiałam się wygadać.

Teraz zastanawiam się, czy mówiąc Giannie o nas, miała na myśli to, że jesteśmy razem i spaliśmy ze sobą, czy to , że zaatakowałem Michaela .

Gdy zobaczyłem ich razem, moja krew przyspieszyła i zazdrość zalała całe ciało. Nigdy wcześniej tak się nie czułem, stąd moje niekontrolowane zachowanie.

- Czy wie, że...

- Pobiłeś Michaela? Tak, wie.

- Jak bardzo jest mną zawiedziona?

- Na początku była zaskoczona, ale potem i tak cię broniła.

Gianna jest kochana, nawet w takiej sytuacji stoi po mojej stronie. Jest moją najlepszą przyjaciółką, zupełnie tak samo, jak dla Julii.

- A ty jak bardzo jesteś zawiedziona? - pytam ostrożnie, a gdy ponownie patrzy przed siebie, widzę, jak mocno zaciska usta.

Co mogę powiedzieć? Przepraszam za moje chamskie zachowanie? Wybacz kochanie, że jestem chorobliwie zazdrosny?

I wtedy przypominają mi się słowa Terry'ego. Kurwa! Sam nie wierzę, że mam zamiar to powiedzieć!

- Julio zachowałem się jak głąb i przysięgam , że to już się nie powtórzy. Przepraszam za wszystko. To, co powiedziałem na końcu...

- Było paskudne i nie na miejscu. Nie jestem twoją własnością Kris i to, że spaliśmy ze sobą , nie daje ci żadnego prawa do mnie.

Zabolało i to bardzo. Jednak ma rację, zachowałem się paskudnie i muszę jej słowa przyjąć na klatę.

- Nie chciałem cię urazić. To się nie powtórzy.

- Mam nadzieję, bo zupełnie zmienię o tobie zdanie Mitchell.

***

Po naszej trudnej rozmowie, Julia włączyła radio, a następnie ułożyła się wygodnie na siedzeniu i po chwili zasnęła.
Ja również potrzebuję snu, ale adrenalina nadal pozwala mi działać. Musimy zniknąć z ich pola widzenia. Zaszyć się w końcu gdzieś, gdzie odpoczniemy i gdzie nikt nie pomyśli, aby nas szukać. Tylko jedna osoba wie, o miejscu gdzie zmierzamy. Asa Coletti.

***
Następnego dnia

Julia

Budzę się i pierwsze co czuję to ból w plecach. Spanie na siedzeniu w samochodzie nie należy do najbardziej komfortowych, ale nie mam zamiaru narzekać. Ważnie, abyśmy byli bezpieczni, nawet kiedy mam ochotę zdzielić w łeb tego cwaniaczka od praw po wspólnej nocy.

Chwila, nie jedziemy. I do tego jestem sama w samochodzie.
Odwracam się do tyłu i widzę stację paliw. Uspokajam się, gdy dociera do mnie, że to tylko postój.
Tylko dlaczego mnie nie obudził?

Wysiadam z samochodu, aby rozprostować kości i robię kilka przysiadów.
I wtedy widzę, jak Kris zmierza w moją stronę z uśmiechem, a w rękach trzyma tacę z kawami na wynos i jakąś papierową paczuszkę.
Kiedy jest już tuż obok, zabieram kubek z gorącym naparem.

- Wracamy do początków co? Znowu postoje na stacji i żarcie na wynos- mówi , gdy odkłada tace na dach samochodu i również sięga po kawę. -Kupiłem nam kanapki i pączki z marmoladą.

Słysząc o słodkościach, ślinka pojawia się w moich ustach. Dlatego podchodzę bliżej samochodu i wyciągam polukrowany pączek. Biorę sporego gryza, smakując ten niebiański przysmak.
Ależ ja uwielbiam słodycze, to moja słabość.
Czuję , jak przy ustach przykleił się lukier, a że mam zajęte ręce, postanawiam wytrzeć go wierzchem dłoni. Jednak zanim będę mogła to zrobić, Kris wyciąga rękę i kciukiem ściera słodką plewę, a następnie wkłada palec do swoich ust.

- Zawsze taka słodka - mówi z uśmieszkiem i choć jest cholernie rozbrajający i już tęsknię za jego dotykiem, nie dam mu satysfakcji.

Musi dostać nauczkę, za to, co powiedział i zrobił. Wtedy w przyszłości pomyśli dwa razy, zanim zrobi coś głupiego.
Dlatego nie odwzajemniam uśmiechu i skupiam się na kalorycznym śniadaniu.

***

Kilka godzin później

Jest już późne południe , a drogę otaczają kolejny raz pustkowie.

- Czy my jedziemy do Vegas? To chyba ta sama droga - mówię zaskoczona, patrząc na Krisa .

- Nie i już nigdy nie pozwolę ci jechać do Vegas. Dla ciebie jest dosłownie zakazanym miastem - odpowiada z uśmieszkiem.

Nie mam zamiaru się sprzeciwiać, ponieważ nie planuję wracać do miasta hazardu przynajmniej przez następne trzydzieści lat! A jak moja firma dostanie zlecenie na przyjęcie w Vegas, na pewno nie ja będę je organizować.

Mam nadzieję, że moi współpracownicy, Mia i Patrick, nie myślą o mnie jak najgorzej.
Asa zapewnił mnie, że jego ludzie poinformowali ich dyskretnie o tym, co się dzieje. Jednak jak zareagowali , gdy ochroniarze weszli do biura i zaczęli mówić o moim zamieszaniu w morderstwie? Nawet nie wiem, ile wiedzą na temat włoskiej mafii w Nowym Jorku. Czy mają pojęcie, kim jest Asa i Gianna, z którymi się przyjaźnię?
Ten temat nigdy nie wypłynął podczas naszych rozmów, ale nawet jeśli wcześniej nie mieli o tym pojęcia, to teraz już tak.

***
Kolejne kilka godzin później

Kolejny raz wybudzam się z drzemki. Tym razem jest już ciemno. Zerkam na zegarek w panelu w samochodzie i widzę, że wybiła druga w nocy.

- Kris powiedz, gdzie jedziemy i cię zastąpię. Samochód na pewno ma GPS, podaj tylko adres.

- Nie ma takiej potrzeby, za godzinę będziemy na miejscu.

- Czyli gdzie?

- Jesteśmy w Teksasie.

- Co takiego?

- Tutaj się ukryjemy.

- Asa ma tutaj jakąś kryjówkę, o której nie wiem?- pytam zaskoczona, ale w końcu facet jest dziany i może mieć kilka posiadłości w całej Ameryce.

- Nie, to mój pomysł.

***

Tak jak zapowiedział Kris, minęła godzina , gdy wjeżdżamy do miejscowości o nazwie Rollingwood. Światło latarni ulicznych oświetla głównie tylko drogę, ale w oddali widzę piękne budynki mieszkalne z pastelowymi fasadami.

Jestem zaskoczona, gdy opuszczamy to małe miasteczko, a gdy patrzę na Krisa, widzę , że jest coraz bardziej spięty. A może to zmęczenie?
Nie, coś mi mówi, że chodzi o coś bardziej poważnego.

Następne dwadzieścia minut jazdy spędzamy w ciszy, aż w końcu zjeżdżamy z głównej drogi i polną ścieżką, otoczoną wysokimi drzewami , docieramy do miejsca, gdzie są pola uprawne.
Po kilku kilometrach zauważam w oddali jakieś budynki. Światła z reflektorów w samochodzie niestety nie dają zbyt wielkiego pola widzenia, więc dopiero kiedy wjeżdżamy na rozległe podwórko, mogę dostrzec ogromny , drewniany dom mieszkalny z pokaźnym tarasem, a w oddali inne budynki.

Jesteśmy na prawdziwym ranczu. Pierwszy raz mam okazję zobaczyć takie domostwo na własne oczy.

Kris zatrzymuje samochód tuż przed domem i gdy mam już wysiadać, zauważam , że on się nie porusza. Jest wpatrzony w dom, a gdy wypowiadam jego imię, nie odzywa się. Jest jak w transie.

W końcu odpina swój pas i oboje wysiadamy z auta.
Wtedy słyszę dźwięk otwieranych drzwi, dobiegający z domu. Ciemność nocy nie pozwala mi dostrzec, kto wychodzi nam na przywitanie, dopiero gdy schodzi po drewnianych schodach, widzę , że jest to starszy mężczyzna ze strzelbą w rękach.

- Kris?- pytam niepewnie.

- Spokojnie Julio, nic nam nie zrobi.

- On ma broń.

- Kim jesteście?! I co robicie na mojej ziemi?! - pyta mężczyzna ze strzelbą wycelowaną w nas.

Kris robi kilka kroków naprzód i po chwili się odzywa...

- Witaj tato.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro