Część 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Julia

Budzę się pierwsza, kiedy Kris nadal smacznie śpi wtulony w małą poduszkę.
To nie prawda, że pary zawsze budzą się przytuleni do siebie, w nocy w końcu każdy szuka wygodnego miejsca dla siebie. I jeśli dobrze pamiętam , wiercił się na wszystkie strony. Czasem złapał mnie za cycek, a czasem popchnął swoją jędrną pupką. Te wspomnienia sprawiają, że uśmiecham się samoistnie. Lubię tego faceta, jest...cóż jest boski. Ale nadal jestem zła.

Wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Dzięki Bogu za siatkę w nim zamontowaną, ponieważ komary zjadłyby nas żywcem.

Jestem zaskoczona, widząc ilu ludzi, kręci się na podwórku. Każdy ma na sobie kapelusz kowbojski — tak zwany stetson — flanelowe koszule na krótki rękaw , wytarte spodnie i ciężkie obuwie robocze.

Rosły mężczyzna trzyma lejce i prowadzi konia w stronę drewnianego budynku. Pewnie to stajnia.
Inni rozmawiają, by po chwili rozejść się na różne strony.

I wtedy dostrzegam Franka Mitchella, także ubranego jak rasowy rancher. Stoi przy studni i po chwili trzyma wiadro pełne wody. Oddala się z mojego pola widzenia, a ja zdaję sobie sprawę, że musi być już dość późna godzina, skoro wszyscy wyglądają już na zajętych swoją pracą. Rozglądam się po pokoju i dostrzegam na przeciwległej do łóżka ścianie wiszący zegar. Dochodzi ósma, więc jestem zaskoczona, że wcale nie jest aż tak późno.
Zważywszy na to, że przyjechaliśmy w środku nocy i tak jestem zaskoczona tym, jak czuję się wyspana.
Może tutejsze powietrze jest inne i przyjemniej się wypoczywa...

Zaczynam rozglądać się po pokoju , który kiedyś zamieszkiwał mały Kris. Ale gdy widzę plakat prawie rozebranej panienki na motorze, zdaję sobie sprawę, że opuszczał to miejsce , kiedy był nastolatkiem, a raczej już młodzieńcem wchodzącym w dorosłość.

Podchodzę do biurka i siadam na obrotowym krześle. Otwieram szafkę , aby poszukać jakiś wstydliwych rzeczy należących do Krisa, aby później móc z niego żartować.
Jednak znajduję tam kilka zostawionych książek, pusty plecak , jakieś śrubki i narzędzia.

- Playboye trzymałem pod materacem...

Na dźwięk głosu Krisa, aż podskakuję na krześle i kładę dłoń na swojej piersi, podejrzewając mini zawał.

- Nie strasz mnie Mitchell.

- To nie myszkuj.

- Tak tylko...

- No co?

- Dobra, myszkowałam. To co ? Pisemka masz pod ręką?- pytam z uśmieszkiem.

Kris w odpowiedzi ziewa, a potem przeciąga się, unosząc ręce do góry i wdychając głęboko powietrze. Jego naga klata napręża się , a każdy wyrzeźbiony mięsień staje się widoczny. Nawet mały bandaż na jego brzuchu nie przeszkadza w podziwianiu jego boskiego ciała.

- Miałem, czas przeszły kochanie. Teraz nie potrzebuję pisemek dla pobudzenia wyobraźni, wolę prawdziwą kobietę przy swoim boku. Pod ręką, jak to ładnie ujęłaś.

Kris unosi się do pozycji siedzącej , opiera łokcie o zgięte kolana i patrzy na mnie tym gorącym wzrokiem, a na jego twarzy pojawia się kuszący uśmieszek.

Jego spojrzenie zjeżdża na moje odsłonięte nogi, a gdy zagryza wargę, mnie momentalnie robi się gorąco. Tak, w Teksasie jest zdecydowanie wyższa temperatura.

- Może tak śniadanie do łóżka?- pyta, wracając wzrokiem do moich oczu.

- Nie wiem, czy mogę tak wejść do kuchni twojego ojca...

- Jezu kobieto, nie to miałem na myśli. Nie dosłownie.

Patrzę na niego lekko skołowana, ale po chwili zdaję sobie sprawę, o co mu chodziło.

- Nadal jestem zła, już nie pamiętasz?

- No tak, zawieszenie broni było tylko na czas nocy- mówi, po czym odrzuca na bok kołdrę i wstaje z łóżka, ubrany w same slipki.

Zmierza powoli w moją stronę, kiedy ja kolejny raz podziwiam jego idealną sylwetkę. Gdy już stoi tuż przede mną, kładzie dłonie na podłokietniki krzesła , zamykając mnie w klatce zbudowanej z samych seksownych mięśni.

- A może przeproszę cię bardzo...skrupulatnie, bardzo dogłębnie i ze szczerymi chęciami? Może znajdziemy wspólny język ?

- Język?

Czy to mój głos brzmi tak żałośnie, kiedy pochyla się nade mną ten adonis w samych slipkach?

- Tak, mogę przy pomocy języka bardzo długo cię przepraszać. I zrobię to z największą przyjemnością.

Boże, te teksańskie upały zaraz mnie wykończą!

- Jesteśmy w domu twojego ojca i nie wypada...

- Abym cię przepraszał? Kultura osobista tego wymaga, kiedy zrobi się coś niewłaściwego. Potrafię przyznać się do błędu i prosić o wybaczenie. Korona z głowy mi nie spadnie.

- Ale ty...przecież chciałeś czegoś innego.

- Chciałem cię tylko przeprosić kochanie. A ty, o czym pomyślałaś?- pyta z niewinnym uśmiechem.

Nie dosyć , że upał to jeszcze ciśnienie mi rośnie!

- Dobrze wiesz, co sugerowałeś i teraz nie zaprzeczaj!

- Masz brudne myśli Julio Kane, ale rozumiem, czasem tak bywa...

- Ale...

- Nie tłumacz się kochanie, bo poczujesz się jeszcze bardziej skrępowana.

- Ty...

Nie kończę zdania, ponieważ zostaję uciszona mocnym pocałunkiem.
Nie, żebym miała coś przeciwko, ale mógłby mi dać szansę na zwyzywanie go za podstępną grę słów.

Jego dłonie lądują na moich nagich udach, a gdy lekko je ściska, odczuwam, jak tam na dole budzi się moja pewna intymna część ciała , która gdyby mogła mówić, krzyczałaby "weź mnie teraz".

Tak samo, jak nagle zaczął nasz namiętny pocałunek na dzień dobry, tak nagle przerwa i odsuwa się ode mnie. Gdy ja oszołomiona i już stęskniona za jego bliskością , siedzę na obrotowym krześle, prawie bezwstydnie rozkraczona , on podchodzi do krzesła stojącego tuż przy oknie i zabiera z niego rzeczy, które musiał wczoraj zostawić przed spaniem. Zakłada spodnie dresowe, a ja patrzę na jego szerokie plecy i wąską talię.

Obserwuje, co się dzieje za oknem i zaczyna zakładać koszulkę. Gdy już nie widzę jego pięknie opalonej skóry, układam usta w smutną podkowę i wstaję z krzesła.

- To ja wrócę do siebie i też się ubiorę.

- Dobrze kochanie. Łazienka jest naprzeciwko, jeśli chcesz, możesz pierwsza z niej skorzystać. Ja zejdę na dół i wyciągnę nasze torby z rzeczami.

- Aha ok- mówię beznamiętnie, a Kris tylko się śmieje i jeszcze raz wygląda przez okno. Gdy już trzymam dłoń na kłamcę, odzywa się ...

- Miałaś rację, mam cholerną ochotę posmakować cię tam na dole, gdzie jesteś taka słodka i soczysta, ale z drugiej strony lubię się z tobą droczyć. Najpierw mi wybacz incydent z Russo, a potem zrobię wszystko, co będziesz chciała. Wystarczy twoje jedno słowo kochanie i padnę przed tobą na kolana i z radością zanurzę głowę między twoimi nogami.

- Jesteś niemożliwy Kris.

- Jedno słowo kochanie.

Jego słowa przyczyniły się do pulsacji mojej kobiecości, która ostatnio chyba żyje własnym życiem, ale widok tego aroganckiego uśmiechu, zaczyna mnie irytować.

- Mam dla ciebie cztery słowa — Nie tak szybko cwaniaczku.

Po tych słowach opuszczam jego komnatę , jednocześnie ratując resztki swojej godności.

***
Po porannej toalecie wracam do sypialni i zastaję  na łóżku moją torbę z rzeczami. Ubieram czarne spodenki i białą koszulkę na krótki rękaw, po czym spinam włosy w kucyk i zakładam trampki.

Wychodzę z pokoju i gdy już mam zapukać do sypialni Krisa, widzę , że drzwi są lekko uchylone. Przez szparę dostrzegam jak siedzi na swoim łóżku i przegląda coś w małym pudełku.

Unosi do góry coś błyszczącego i gdy jego uśmiech poszerza się, czuję radość. Wygląda w tej chwili jak mały chłopiec, który dostał coś wspaniałego.
Pukam trzy razy i gdy mnie zauważa, macha ręką , abym weszła do środka. I tak robię.

Siadam naprzeciwko niego, a on podaje mi do ręki przepiękną broszkę w kształcie liścia obłożoną kolorowymi kryształkami.

- Należała do mojej mamy, zawsze ubierała ją na święta i uroczystości. Dostała ją od taty na pierwszą rocznicę ślubu .

- Jest piękna- mówię, wpatrzona na Krisa, który nadal szpera w swoim sekretnym pudełku.

Podejrzewam, że są tam jego skarby z dzieciństwa. Zerkam za nim na szafkę nocną i dostrzegam zdjęcie w ramce, ukazujące piękną młodą kobietę z małym chłopcem na kolanach.

- To ty z mamą?- pytam ostrożnie, obserwując jego reakcję. Kris także spogląda na zdjęcie , po czym podaje mi je i przytakuje.

- Byłeś grubaskiem- mówię z uśmiechem.

Kris śmieje się, a potem wyciąga kilka papierowych małych karteczek.

- Bilety ze wszystkich meczów bejsbolowych Texas Ragers. Pamiętam , gdy pierwszy raz tata i jego brat , wuja Nelson zabrali mnie na  stadion. Miałem z siedem lat i było spektakularnie. Pełne trybuny, same gwiazdy sportu na boisku, bardzo to przeżywałem.

Kolejną rzeczą , jaką wyciąga, jest paczka papierosów marlboro light. Opowiada , jak podebrał ją jednemu z pracowników ojca i ukrył. Zapalił swojego pierwszego papierosa w łazience , gdy miał dwanaście lat i o mało co się nie udusił.
Gdy jednak wyciąga zapakowaną prezerwatywę, porusza zabawnie brwiami i szeroko się uśmiecha.

- I z czego się śmiejesz? Przecież jest nierozpakowana, więc wątpię, by kryła sie za nią pikantna opowieść- oznajmiam z uśmieszkiem, na co groźnie mruży na mnie oczy.

- Dostałem ją od mojego najlepszego kumpla, Brody'ego. Mieliśmy wtedy z czternaście lat i tak naprawdę nie byłem gotowy na seks, nawet nie miałem wtedy dziewczyny. Ale on udawał takiego dorosłego, bo pocałował się z Susie Matthews i nie mogłem odstawać. Schowałem ją w pudełku. Dopiero dwa lata później zacząłem spotykać się z Emily , ale bałem się , że gumka jest przeterminowana albo Brody zrobił mi kawał i przedziurawił ją igłą.

Zaczynam się śmiać, a Kris opowiada więcej anegdot związanych z jego kumplem z ławki szkolnej.

- Utrzymujecie ze sobą kontakt?

- Rok po moim wyjeździe, przyjechał mnie odwiedzić, ale z czasem nasz kontakt się urwał.

- Więc nie wiesz, czy nadal tutaj mieszka?

- Nie wiem.

- A Facebook?

- Czy myślisz, że ja czy Coletti mamy konta w mediach społecznościowych?- pyta rozbawiony, a ja zdaję sobie sprawę, jakie głupie pytanie zadałam.

- Możesz sprawdzić z czyjegoś konta, na przykład z mojego.

- Może kiedyś skorzystam, ale na razie nie możesz nigdzie się logować...

- Tak, tak pamiętam.

Kris wkłada z powrotem do pudełka wszystkie rzeczy, które mi pokazał, a następnie wstaje i podchodzi do szafy. Wsuwa pudełko na górną półkę, a ja ponownie patrzę na zdjęcie jego mamy. Była śliczna i taka szczęśliwa trzymając w ramionach swojego bobaska.

- Była pełna życia i tylko ona potrafiła utemperować ojca. Patrzył na nią jak na ósmy cud świata, nawet kiedy na niego narzekała, że za dużo pracuje i za mało jest z nami w domu.

Kris siada obok mnie , więc wręczam mu fotografię, a gdy patrzy na nią z uśmiechem, widzę także jego tęsknotę.

- Choroba przyszła nagle i całkowicie ją zmieniła. Przez rok była unieruchomiona w łóżku i wymagała stałej opieki. Nie mogła sama nic zrobić. Pod koniec nawet jej wzrok osłabł. Nie wiedziałem, że tak wszystko może się wywrócić do góry nogami.

- Musiało być wam ciężko. Tobie i tacie.

- Tak, ale to ja byłem przy niej każdego dnia. On zajął się ranchem. Mało bywał w domu, myślę , że nie mógł na nią patrzeć w takim stanie.

- Czyli zostałeś z tym sam?

- W jakiś sposób tak. Kiedy mama zmarła, sprawy między mną a Frankiem jeszcze bardziej się skomplikowały. Nie potrafiliśmy się dogadać, więc wyjechałem, jak tylko skończyłem osiemnaście lat.

- Powiedział wczoraj, że uciekłeś...

- Wiedział, co zamierzam, nie raz wykrzyczałem mu to podczas kłótni, jednak nie pożegnałem się.

- Żałujesz?

- Julio, on i tak by mnie nie próbował zatrzymać, tak po prostu było między nami. I nadal jest i chyba zawsze będzie.

Już mam ochotę powiedzieć, mu co zauważyłam, ale postanawiam na razie zostawić to dla siebie.
Jego pokój wygląda na nienaruszony od czasu jego wyjazdu, a to oznacza, że Frank nie chciał pozbywać się rzeczy syna. Kto wie, ile razy wchodził do tego pokoju i tęsknił za Krisem. Nie wierzę, że nie kocha swoje jedyne dziecko. Tak samo nie wierzę, że Kris nie darzy ojca szczerym uczuciem.

***
Kris

Dom wygląda na pusty, kiedy schodzimy na dół.
Wchodzimy do kuchni i pierwsze co rzuca mi się w oczy to porcelanowy, czerwony kubek, który należy do Franka. Każdego ranka nalewał sobie czarnej kawy, aby dodać sobie energii przed pracą na ranczu.

- Twój tata jadł już śniadanie?- pyta Julia.

- Jeszcze nie. Jeśli nie zmienił rytuału, w co wątpię, wstał przed piątą, napił się kawy i poszedł oporządzić zwierzęta. Wróci na śniadanie za jakieś pół godziny.

- To może coś uszykuję? Myślisz, że miałby coś przeciwko?

- Pewnie tak, on zawsze jest na "nie".

- Kris...

- On nas tu nie chce Julio i nie patrz na to , że jest moim ojcem, znam go aż za dobrze. Nie podziękuje ci za śniadanie, zje, wyjdzie i tyle go zobaczysz.

Widzę rozczarowanie wypisane na twarzy Julii i zastanawiam się, czy jest rozczarowana moją postawą , czy ewentualną postawą Franka.
Ale taka jest prawda, ten człowiek jest jak głaz. Duży, nie do poruszenia i ciągle stojący w miejscu.

- Poradzisz sobie sama na chwilę? Muszę się wykąpać.

- Dobrze, zrobię nam kawy- mówi z delikatnym uśmiechem.

Podchodzę do mojej dziewczyny i składam całusa na jej policzku .

***
Pół godziny później

Julia

Kiedy kończę smażyć jajecznicę z dziesięciu jaj z dodatkiem szynki i szczypiorku, słyszę zbliżające się kroki. Pewna , że to Kris, odwracam się z uśmiechem, ale szybko znika, kiedy widzę , że to Frank uważnie przygląda się nakrytemu stołowi w części jadalnej.

Oprócz talerzy i sztućcy postawiłam serwetki, szklanki z sokiem pomarańczowym, kostkę prawdziwego masła na talerzyku i chleb w wiklinowym koszyczku. Do tego pokrojony pomidor z cebulką i serek topiony.

- Dzień dobry panie Mitchell. W ramach podziękowań za możliwość noclegu pozwoliłam sobie przygotować śniadanie. Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko.

Frank nic nie mówi, a po chwili wychodzi z kuchni. Zaskoczona jego nagłym wycofaniem, omal nie przypalam jajecznicy. Ściągam dużą patelnię z ognia i podchodzę z nią do stołu. Drewnianą łopatką nakładam porcję na talerze, dla mężczyzn oczywiście większą, ponieważ ja mam jeszcze chrapkę na chrupiący chlebek z masełkiem i pomidorem.

Mam tylko nadzieję, że ani Kris , czy też Frank nie będą się gniewać za moją samowolkę.

Frank wraca do kuchni i jeszcze raz obdarza mnie uważnym spojrzeniem.

- Dzień dobry.

Tylko tyle mówi i siada przy stole. Chwyta za widelec i bierze pierwszy kęs do ust. Ja również siadam obok niego i zaczynam jeść śniadanie. Po kilku minutach wchodzi Kris, który ma dokładnie tą samą minę co jego ojciec przy naszym pierwszym spotkaniu w kuchni.
Szok i niedowierzanie.

Mam wrażenie, że ma ochotę wyjść , więc puszczam mu porozumiewawcze spojrzenie, aby natychmiast usiadł przy stole.

- Siadaj i jedz , bo za chwilę wyskoczą jej oczy przez te wasze ukradkowe spojrzenia — mówi nagle Frank, a ja zerkam na seniora, który ponownie skupia się na jedzeniu, które ma przed sobą.

Gdyby to była kreskówka, teraz z uszu Krisa wylatywałaby para , wywołana wściekłością.
Jednsk siada obok mnie, ale oczywiście musi się odezwać...

- Nie mów mi co mam robić Frank.

- No tak, ty nie słuchasz się nikogo. Zawsze wiesz lepiej.

- Mówisz o mnie, czy opowiadasz Julii, jaki jesteś?

- A może zjemy w ciszy? - pytam, jednocześnie przerywając ich wzajemne dogryzki.

Zarówno Kris, jak i jego ojciec patrzą na siebie nieprzychylnie, ale przystają na moją prośbę.
Przez resztę posiłku nikt się nie odzywa.

Kris

Frank po skończonym posiłku wstaje z krzesła, zabiera swój talerz i odnosi go do zlewu. Następnie wychodzi z kuchni, nie obdarzają nas nawet najmniejszym spojrzeniem. Pewnie jak najszybciej chciał wrócić do swoich obowiązków , aby nie musieć przebywać w tym samym pomieszczeniu co ja.

Nie Julia jest problemem, wierzę, że gdyby sama pojawiła się w nocy na progu jego domu, pomógłby jej bez zadawania pytań. Jednak ze mną sprawa wygląda inaczej.
Ma do mnie pretensje o wyjechanie z rancha w tak młodym wieku. Jednak oboje nie dogadywaliśmy się, odkąd zabrakło mamy. Gdybym został, oboje byśmy się pozabijali.

Tuż po wyjeździe, zadzwoniłem do niego i powiedziałem , gdzie teraz mieszkam. Po drugiej stronie odpowiedziała mi tylko cisza, a następnie dźwięk odkładanej słuchawki od telefonu stacjonarnego, który do dzisiaj wisi na ścianie w kuchni. Czy on nie słyszał o telefonach komórkowych? Kto jeszcze ma stacjonarne w domu?

- Dlaczego tak patrzysz na telefon? Ktoś ma zadzwonić?- pyta mnie Julia, która również wstaje z krzesła i zaczyna sprzątać ze stołu.

Postanawiam jej pomóc, więc ruszam cztery litery i zabieram talerze. Podchodzę do dziewczyny, która odkręca kran i przymierza się do mycia naczyń.
Staję dokładnie za nią i umieszczam dłonie na jej biodrach, po czym przesuwam ją na bok.

- Zrobiłaś śniadanie, więc ja pozmywam.

- Mogę to zrobić Kris. Może ty w tym czasie...porozmawiaj z tatą?

- Zdecydowanie wolę pozmywać.

- Kris...

- Dziękuję Julio, że starasz się nas pogodzić, ale...to nie jest takie proste.

Smutna Julia przytakuje, a mnie rozczula to, jak bardzo się przejmuje moimi relacjami z ojcem.
To nie jej wina, że tak między nami jest i nie musi starać się, abyśmy z Frankiem odnaleźli wspólny język.
Już w to nie wierzę. Jest, jak jest.

Mam tylko nadzieję, że pozwoli nam zostać dłużej, chociaż na kilka dni.
W tej chwili to najbezpieczniejsze miejsce, nikt nie będzie nas tutaj szukać.
Oby chłopaki szybko natrafili na jakiś trop w związku z przestępczą działalnością Haleskina. Jak tylko będziemy dysponować dowodami, wpakujemy go do kicia , a Julia zostanie oczyszczona z zarzutów. A potem...niech Tristan i Monroe pilnują się w więzieniu. Już my się postaramy, aby nie mieli lekko.

Zajmuję miejsce po Julii przy zlewie i zaczynam myć naczynia. Czuję na sobie jej wzrok, ale już nie drąży tematu dotyczącego Franka.

***
- Czy to ten sam , którego pokazywałeś w schronie u Asy?

- Tak Julio, Asa zostawił nam prezent w samochodzie, gdy opuszczaliśmy posiadłość Russo.

Julia patrzy na broń, którą jej przed chwilą wręczyłem. Następnie chce mi ją oddać, ale ja, zamiast spakować do torby, którą znalazłem w bagażniku, podchodzę do jej łóżka i wsuwam ją pod materac.

- Mam spać na broni?- pyta zaskoczona, a mnie to wręcz bawi.

- Kochanie, broń ma być blisko w razie nieoczekiwanych wydarzeń.

- No dobrze, ale pamiętasz , że ja i tak nie umiem strzelać?

- Pamiętam i to również nadrobimy. Tylko nic nie mów Frankowi, jeśli dowie się , że trzymamy tutaj broń...

- Rozumiem.

- On nie wie , czym się zajmuję i to również wolałbym pozostawić w tajemnicy. Przynajmniej na razie.

- Naprawdę przez ponad dziesięć lat nie utrzymywaliście kontaktu?

- Naprawdę.

- Nie wiem, czy potrafiłabym tak przestać odzywać się do rodziców. Nie jesteśmy blisko, nigdy nie byliśmy, ale...sama nie wiem, ciężko tak się odciąć.

- Nie mówiłem, że było łatwo Julio. Po prostu ja i Frank mamy silne charaktery . A gdy dołożysz do tego wzajemne pretensje, wychodzi niezły bałagan.

Julia podchodzi do mnie i nieoczekiwanie owija swoje ramiona wokół mojej talii, po czym mocno przytula . Jej wsparcie i dobre serduszko sprawia, że jeszcze bardziej się w niej zakochuję.
Jest zdecydowanie inna, niż myślałem jeszcze tydzień temu.

- Więc już mi wybaczyłaś akcję z Russo?- pytam ostrożnie, po czym składam pocałunek na jej głowie.

- Nie Mitchell.

- Aha, to będę pytał o to później ok?

- Ok- odpowiada beznamiętnie, ale nadal się obejmujemy, więc chyba jej złość znacznie opadła.

A co tam, jak mi pozwala, to jeszcze trochę ją poprzytulam. A może tak...

- Zabieraj rękę z mojego tyłka Mitchell...

Nadal zła...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro