Część 46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Richard Monroe

Postrzeliłem Davisa dwa razy i gdy mam już strzelać w jego parszywy, wścibski ryj, zamyka oczy.
Krew sączy się z jego klatki piersiowej, tak samo, jak jego życie opuszcza jego ciało.
Jeden z głowy.

Teraz czas zabić Krisa Mitchella, który przyczynił się do naszego długiego pościgu za Julią Kane. Zapłaci za nasze problemy, w prezencie otrzyma śmiercionośną kulkę.
Zabiję tego śmiecia.

Jest w pokoju na końcu korytarza. Słyszałem , jak agent go wołał. Dlaczego zatem jest taka cisza?
Czyżby człowiek Haleskina załatwił już naszego gangstera? To by było nawet mi na rękę.
Niech ta sprawa już się zakończy na litość boską!

Po cichu zbliżam się do lekko uchylonych drzwi. Gdy jestem już w ich zasięgu , popycham drzwi i celuję w Krisa Mitchella, który leży na podłodze. Ma zamknięte oczy i nie porusza się.
Chyba jednak został zabity.

Wtedy zerkam na miejsce przy łóżku i dostrzegam kolejne nieporuszające się ciało. Poznaję tego mężczyznę, należał do ekipy Tristana. Ma rozwaloną głowę, prawdopodobnie od pocisku.

Nie widzę krwi Krisa, ponieważ jest ubrany cało na czarno, więc celuję w jego postać . Już mam naciskać na spust, kiedy ktoś wyskakuję zza ściany i zaczyna strzelać. Kris także unosi głowę i po sekundzie jest wycelowana we mnie broń. Chowam się za ścianą przy drzwiach, kiedy pada seria strzałów.

Kładę dłoń na rozwalonym od kuli prawym uchu. Kurwa, jak to boli!

- Poddaj się Mitchell! To już koniec!

Nie odpowiada. Kolejny raz nastaje cisza. Jest ich dwóch, więc muszę być sprytny. To nie byle jakie oprychy i mają nade mną przewagę. Myśl do cholery!

- Chcesz zobaczyć ją jeszcze żywą?!- krzyczę, nadal schowany za ścianą, trzymając mocno broń.

- Julia jest bezpieczna, a ciebie zabiję Monroe!

- Jesteś tego pewien? Bo ja właśnie rozmawiałem z człowiekiem, który ją schwytał.

Kolejny raz nastaje cisza. To nie blef, a szczera prawda. Zanim wkroczyłem do akcji, upewniłem się , że nasi ludzie przejęli Julię.

- Kłamiesz !

- Nie Mitchell, mamy Julię. Zastanów się, co teraz zrobisz. Jeśli zginę, ona podzieli mój los!

Kris

To niemożliwe, to kurwa niemożliwe! Nie mogą mieć Julii!
I co z ojcem? Jeśli go zabili, przysięgam, że rozpierdolę wszystkich, którzy staną mi na drodze do zemsty!

- Proponuję, abyście oddali broń, a ja wyjdę bezpiecznie z tego domu!

Propozycja Monroe jest absurdalna, zważywszy na to, w jakiej sytuacji właśnie się znajdujemy. Jeśli oddamy broń, zabije nas. Nie mogę do tego dopuścić.

Patrzę na Terry'ego, z którego bije podobna wściekłość do mojej. Jest tak samo, jak ja zdeterminowany, aby zabić Richarda i nie wygląda na skłonnego, aby oddać broń.

Jest nas dwóch, mamy przewagę, ale jeśli prawdą jest to, że ma Julię, Richard Monroe ma w swoich łapach moje całe życie.

Wyciągam broń zza paska i sprawdzam naboje. Mam jeszcze trzy. Wsuwam gnata w rękaw bluzy, a następnie rzucam drugą broń na podłogę, a dokładnie tuż przy wyjściu z pokoju.

- Jeszcze twój koleżka!- krzyczy zadowolony, a gdy kolejny raz zerkam na mojego przyjaciela, widzę, że walczy ze sobą. Jednak po chwili robi to samo co ja, oddaje broń.

W przejściu wyłania się ta gnida. Jego połowa twarzy jest zakrwawiona od postrzału. Celowałem w głowę, było tak blisko, aby go załatwić.
Parszywy uśmiech na twarzy zdradza mi jego zamiar. Nie tylko chce bezpiecznie wyjść z tego domu, chce nas zabić.

- Blefowałeś? Nie znaleźliście Julii prawda?- pytam , a moje serce wali jak szalone.

- Nie kłamałem Mitchell, Julia już jest w drodze do Vegas. Tristan ma dla niej specjalne plany.

- Chcesz iść na układ? Dobrze zapłacę. Ile chcesz za zadzwonienie do kompanów i sprowadzenie z powrotem Julii? Milion? Dwa miliony?

- Nie masz takich pieniędzy, jesteś tylko ochroniarzem Colettiego.

- Mylisz się, zapłacę każdą kwotę. Podaj tylko liczbę.

Richard wygląda, jakby się zastanawiał nad propozycją. Takie pieniądze muszą być wielką pokusą. Wątpię , by tyle zarobił przy Haleskinie. Nie ma szans.

- To jak będzie Richard? Mamy umowę?

- Ja zadzwonię po chłopaków, a potem gdy będzie już tutaj twoja dupa, zabijesz nas.

- Macie przewagę. Zostałem tylko ja i Terry.

- Jak dostanę pieniądze? Masz zakopane na tym ranczu dwa miliony? Nie rozśmieszaj mnie.

- Zdobędę je w ciągu kilku godzin. Coś wymyślimy, ty dyktujesz warunki.

Ponownie rozmyśla nad moją propozycją. Jeśli się zgodzi, będę miał czas na obmyślenie planu. Nawet jeśli w tym czasie będzie we mnie celować. Ważne, aby samochód z Julią zawrócił. Ona musi być tutaj, cała i zdrowa.
Po chwili Richard uśmiecha się szyderczo.

- Zabiję was, a potem zadzwonię do twojego szefunia z propozycją zapłacenia za twoją dupeczkę.. Podobno Julia jest cenna, należy do rodziny. Tak właśnie powiedział biedny Davis...

Zadowolony Monroe staje bokiem i  kiwną głową w stronę agenta. I wtedy odsłania mi widok na korytarz. On także zaskoczony patrzy na miejsce, gdzie agent Davis stoi oparty o ścianę i celuje w prokuratora. Jeden czysty strzał i Monroe pada na podłogę.

Agent upada także i upuszcza broń. Jego biała koszula jest cała zakrwawiona.

Wybiegam z pokoju i widzę , że Richard próbuje wycelować we mnie, jednak tym razem jestem szybszy. Dostaje kulkę w łeb.
A dokładnie pomiędzy oczy.
Jego ręka z bronią opada bezwładnie przy ciele.

Podbiegam do agenta i przykładam palce do jego krtani. Terry zjawia się tuż przy mnie.

- Oddycha- mówię do swojego kompana.

Patrzę na agenta federalnego, który uratował mi życie.
Po chwili otwiera oczy, ale wygląda na wyczerpanego. Jest cholernie dużo krwi , nie wygląda to dobrze.

- Policja zaraz będzie, sam tak powiedziałeś. Zabiorą cię do szpitala, trzymaj się Davis.

Jest tylko w stanie przytaknąć.

- Dziękuję- mówię do gliny, po czym wstaję i kiwam do Terry'ego, aby poszedł za mną.

Wchodzę do swojej sypialni, sięgam po torbę, w której mam magazynek z nabojami, a następnie razem schodzimy na dół.
Wybiegam przed dom i wtedy widzę ojca ,który trzyma się za tył głowy. Widząc go żywego, moje serce się raduje. Podbiegam do niego i mocno go obejmuję. Odwzajemnia mój uścisk.

- Boże tato, myślałem, że...o Chryste...

- Już dobrze synu, ale zabrali Julię. Pobiegliśmy do lasu, tak jak kazałeś i wtedy ktoś uderzył mnie w głowę czymś twardym, pewnie bronią. Musiałem stracić na chwilę przytomność, bo gdy się obudziłem, Julii nigdzie nie było. Przepraszam cię synu, ja nikogo nie widziałem...

Odrywam się od ojca, ujmuję w dłonie jego twarz i mówię...

- Odzyskam ją tato, to nie twoja wina. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Zaraz będzie tutaj policja, ty nic nie wiedziałeś. Odwiedził cię syn z dziewczyną, to wszystko, co wiesz.

- Ale ja wszystko mogę im wytłumaczyć Kris...

- Zobacz, co zrobili z Julią? Oskarżyli ją o morderstwo. Z tobą zrobią to samo. Oskarżą cię o pomaganie zbiegom, nie będziemy tak ryzykować. Nic nie wiedziałeś, a ja zniknąłem, rozumiesz? Na piętrze jest ranny policjant, potrzebuje pomocy.

Ojciec przytakuje, ale nadal nie wygląda na przekonanego. Nie ufam wymiarowi sprawiedliwości, a nie chcę, aby ojciec miał problemy. Za pomaganie nam, może dostać odsiadkę i nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

Terry podbiega do samochodu i zauważam, że w naszą stronę biegnie Valerio. Nadal trzyma się za zranione ramię, a gdy już stoi tuż obok nas , widzę jaki blady jest na twarzy. Bez słowa wsiadamy we trójkę do samochodu, którym przyjechali.

Patrzę na ojca, który wygląda na zagubionego. Nie mamy jednak czasu, więc Terry odpala samochód i po chwili wyjeżdżamy z rancza.

- Nie jedź główną drogą , skręć w prawo, nadrobimy kilometr, ale unikniemy spotkania z policją. Jedź tą ścieżką, aż do rozwidlenia. Ominiemy Rollingwood.

- Dobra, czyli Vegas?-pyta Terry.

- Tak, chyba że ich dogonimy. Wtedy przejmiemy Julię, ale musi być bezpieczna, więc nie próbuj zepchnąć ich samochodu.

- No co ty, nie zrobię tego.

- Muszę zadzwonić do Colettiego.

Szukam po kieszeniach telefonu, ale nie mogę go znaleźć. Cholera musiał mi wypaść.

- Terry telefon.

Terry zaczyna szukać po kieszeniach, aż w końcu wyciąga komórkę i mi ją wręcza. Wystukuję numer do Asy, po czym obracam się i patrzę na Valerio.

- Jak się trzymasz?

- Dobrze, ale w chuj boli.

- Wiem, wyliżesz się .

Gdy czekam ,aż Asa odbierze, widzę w oddali w tylnej szybie samochodu niebiesko-czerwone światła radiowozów.

- Zatrzymaj się Terry i wyłącz światła.

Hamuje nagle i po chwili dookoła nas nastaje ciemność. Są daleko, ale jeśli nas zauważyli, ktoś pojedzie za nami.
Po chwili widzę, jak policja wjeżdża na dróżkę prowadzącą do rancza.

- Możesz jechać, nie zauważyli nas. I Terry? Dodaj gazu.

Robi dokładnie tak, jak powiedziałem. Asa w końcu odbiera i tłumaczę mu, co się wydarzyło.

***

Kilka godzin później

Nastał dzień, a my nadal jedziemy z nadzieją, że dogonimy samochód bandziorów , którzy zabrali Julię. Valerio zauważył czarny SUV wyjeżdżający z rancza, więc to w nim musi być Julia, jednak gdy zbliżaliśmy się do podobnych samochodów, widzieliśmy , że są to albo rodziny, albo kobieta rozmawiająca przez telefon.

Coraz bardziej się denerwuję, nie mogę racjonalnie myśleć, wiedząc , że moja kobieta jest w niebezpieczeństwie. A co jeśli ją pobili? Jeśli coś się stało dziecku? Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli coś im się stanie. Do końca życia będę pokutował. Co ja mówię, ja już nie będę miał życia. Ona i dziecko to wszystko, co dla mnie się liczy. Tylko oni mają teraz dla mnie znaczenie. Jedno słowo Julii i odejdę z szeregów Asy.
Nigdy nie wrócę do gangsterki, tylko Boże oddaj mi moją rodzinę. Przysięgam, że będę od tej pory dobrym człowiekiem, tylko nie pozwól im ich skrzywdzić.

***

Droga wydaje się jeszcze dłuższa, niż kiedy jechałem nią z Julią, gdy uciekaliśmy z Vegas. Obiecałem jej, że już nigdy tutaj nie wróci i zawiodłem. Jak ona musi się teraz bać.

- Odzyskamy ją Kris, temu dupkowi się nie uda.

Terry od czasu do czasu stara się podnieść mnie na duchu, ale żadne słowa nie są w stanie mnie pocieszyć. Dopiero kiedy będę miał w objęciach mój skarb, odetchnę z ulgą. To jedyna możliwość, abym odnalazł spokój.

***
Słońce zaczyna zachodzić, kiedy wjeżdżamy do Vegas. Tutaj jest masa czarnych SUV-ów, więc naszym celem jest tym razem posiadłość Haleskina. To tam muszą kierować się porywacze. Rozpierdolę jego dom w poszukiwaniu mojej kobiety, a sam nie dożyje następnego poranka.
Po telefonie do Asy zadzwoniłem do Fabiano, który obserwuje dom biznesmena.

Jak do tej pory nie oddzwonił, więc nikt nie pojawił się u bram willi. Może mają kilkanaście minut  przewagi przed nami i w każdej chwili Fabiano może zadzwonić. Mają za zadanie zatrzymanie każdego samochodu, który zbliży się do posiadłości. Rozkaz jest wyraźny - odbicie Julii, a potem mogą zabijać, kogo chcą. Ważne by ona była bezpieczna.

***

Zajeżdżamy pod posiadłość Tristana. Gdy chłopacy nas dostrzegają, pierwszy z samochodu wychodzi Fabiano. My także opuszczamy auto.

- Nikt nie przyjechał Kris- mówi , gdy tylko się do mnie zbliża.

- To niemożliwe, ona musi tutaj być.

- Może ją gdzieś przetrzymują.

- I tak wchodzę, Tristan wyzna mi wszystko, odzyskam ją.

Chłopacy, widząc moją determinację, nie próbują mnie powstrzymać. Przez chwilę patrzę na wielką bramę, która dzieli mnie od domu Haleskina.
Wracam prędko do samochodu, siadam na miejsce kierowcy i jakimś cudem Terry zdążył wsiąść na miejsce pasażera, gdy odpalam silnik i z piskiem opon ruszam wprost na metalową bramę. Rozpędzam auto do granic możliwość, po czym uderzam w bramę. Szarpnięcie jest potężne, ale brama się otwiera.

Wjeżdżam na posesję i zatrzymuję samochód tuż przed schodami do willi.

Wysiadam z samochodu, wyciągam broń i wbiegam po schodach. Nagle na podwórku pojawiają się ochroniarze Haleskina, którzy zaczynają strzelać w moją stronę. Terry , Fabiano i reszta chłopaków osłaniają mnie, abym mógł dostać się bezpiecznie do domu. Ogromne drzwi są zamknięte na klucz, więc celuję w zamek, strzelam i po tym zabiegu, mogę wejść do środka.

- Haleskin! Wyłaź gnido! Jeśli zrobiłeś coś Julii, to przysięgam, że będziesz mnie błagać o szybką śmierć!

Stoję w wielkim holu z wyciągniętą przed sobą bronią. Rozglądam się dookoła , czekając na jakiś odzew. Postanawiam sprawdzić parter, wchodzę do pierwszego pomieszczenia, które okazuje się rozległą kuchnią. Następne drzwi prowadzą do łazienki, w której przeważa drogi marmur. Kolejne wejście należy do gabinetu. Tutaj także nikogo nie zastaję.
Wracam do holu, alby ruszyć schodami na piętro. Wchodząc na górę, ponowne krzyczę...

- Haleskin!

Cisza, tylko mój głos roznosi się po gigantycznej rezydencji.

Zanim jednak wejdę na piętro, słyszę coś jeszcze na dole. Zbiegam szybko po schodach i zaczynam szukać źródła hałasu.
Na mojej drodze pojawia się rosły mężczyzna, ubrany w sportową kurtkę i czarne spodnie. Unosi ręce do góry na znak poddania.

- Opuść broń człowieku, tutaj nikogo nie ma.

- Gdzie jest Haleskin?!- pytam coraz bardziej wkurwiony. Jedno złe jego słowo , a go zabiję.

- Nie ma go tutaj.

- Kłamiesz! Moi ludzie obserwują posiadłość, jest w domu.

- Nie wiem, o co chodzi, ale musisz się uspokoić. To musi być jakaś pomyłka. Pan Tristan Haleskin z pewnością wyjaśni całą sprawę.

- Co ty pierdolisz?! Gdzie on jest!

Dlaczego on tak mówi o Haleskinie? Czy nie ma pojęcia, czym zajmuje się właściciel tego domu?

- Jak się nazywasz?- pyta mnie, a ja jestem coraz bardziej wkurwiony, ale także zmieszany.

- Dobrze wiesz, kim jestem do kurwy nędznej! A jak nie, to niech tutaj przyjdzie ten pojeb, on ci wytłumaczy!

- Niech pan się uspokoi i nie robi coś , czego będzie pan żałował do końca życia.

Jego głos jest spokojny i opanowany. Zupełnie jakby próbował rozmawiać racjonalnie z szaleńcem. Ale to nie ja mam coś z głową, to Tristan jest popierdolony i ma moją kobietę.
I wtedy słyszę dźwięk radiowozów policyjnych. Ten chuj schował się i zadzwonił po gliny!

Nadal mam na celowniku gościa, który chroni Haleskina.

- Poddaj się. Nie masz szans, policja już się zjawiła- mówi , jednocześnie zbliżając się do mnie.

- Ja się nie poddaję debilu- oznajmiam, po czym strzelam w jego lewe udo.

Mężczyzna z krzykiem łapie się za nogę, po czym upada na połyskującą posadzkę. Wbiegam ponownie na górę i zaczynam otwierać każde drzwi na swojej drodze.

Zabiję go, zabiję go, jeśli zrobił coś Julii.

Wbiegam do wielkiej sypialni, otwieram drzwi do niej przylegające i gdy w prywatnej łazience nikogo nie zastaję, już mam wychodzić z pokoju, ale wtedy zauważam, że naprzeciwko łóżka zamiast komody, bądź stolika czy też szafy, znajduje się ściana zakryta bordową, aksamitną zasłoną. Okna są po lewej stronie, więc to nie możliwe, żeby i za tymi zasłonami kryły się okna.

Podchodzę do ściany i sięgam po złotawy sznur . Zanim jednak zdążę  pociągnąć go na dół, ciężki materiał sam  rozsuwa się na boki.

Przede mną stoi Tristan Haleskin. Ubrany w bialutką koszulę, bordowy krawat, granatowe spodnie na kant i połyskującymi czarnymi mokasynami, przygląda mi się z uśmiechem na twarzy. Jego donie są schowane w kieszeniach spodni, a jego postawa jest swobodna.
Nie boi się , że go postrzelę, ponieważ znajduje się za szklaną ścianą. W jednej chwili zdaję sobie sprawę, że musi być kuloodporna.

Za nim znajduje się jakiś obraz na ścianie i zakładam, że musi być bezcenny, skoro umieścił go w skarbcu. Tak , właśnie tym jest to pomieszczenie za szybą. Małym skarbcem, gdzie może trzymać cenne rzeczy. W gablotkach na ścinach są różne przedmioty, zapewne także piekielnie drogie. Jego prywatna kolekcja, którą pewnie się chełbi przed kobietami.

- Chyba masz problem Mitchell, policja już tutaj jest- mówi zadowolony, a mimo szyby mogę go wyraźnie słyszeć.

- Gdzie jest Julia? Co jej zrobiłeś?

- Julia jest bezpieczna, śpi sobie grzecznie. Na twoim miejscu martwiłbym się o siebie.

- Zabiję cię, przysięgam, że twoja krew spłynie po moich rękach.

- Nie bądźmy tacy dramatyczni Kris. Musisz zrozumieć, że nie zawsze się wygrywa. Tym razem to ja jestem zwycięzcą, czas się z tym pogodzić.

- Zdemaskuję cię , stracisz wszystko.

- Wtedy Julia zginie. Jeśli coś powiesz, jeśli piśniesz słówkiem o mnie, moi ludzie zrobią sobie używanie na twojej kobiecie, a widziałem ją Kris, jest piękna. Jak dla mnie może za chuda, ale chłopakom się podoba.

W porywie złości, bezsensownie strzelam w szybę. Jednak ze szklaną ścianą nie dzieje się nic, oprócz kilku draśnięć.
Tristan śmieje się bezczelnie, a ja czuję, jak po moich policzkach spływają łzy. Czuję się bezradny i nie wiem co mam zrobić dalej.

Słyszę policjantów krzyczących na korytarzu i wiem, że za chwilę mnie aresztują, a Julia będzie skazana na tego skurwiela.

Zbliżam się do szyby, a Haleskin nadal z uśmiechem przygląda mi się z zaciekawieniem.

- Jeszcze nie wygrałeś Tristan. Jeśli spadnie z jej głowy chociaż włos, zapłacisz za wszystko. Myślisz, że tylko ty masz wpływowych przyjaciół? Tylko poczekaj na zemstę moich.

Jego uśmiech znika, ale nadal nie wygląda na przestraszonego. Zapewne wie o Colettim, ale nie zna go, nie wie, do czego jest zdolny, kiedy bliskie mu osoby są zagrożone.
Do sypialni wpadają uzbrojeni policjanci. Cały czas patrząc w oczy swojemu przeciwnikowi, pozwalam, aby mnie obezwładnili i skuli.

Tej bitwy nie wygrałem, ale to nie znaczy , że nie wygram wojny. Nie odpuszczę, a jeśli przez niego Julia zginie, stanę się koszmarem dla Tristana. I Asa mi w tym pomoże...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro