Część 48

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Agent Mark Anderson

Po raz kolejny staram się uzyskać dostęp do Mitchella. I po raz kolejny zostaję odesłany z kwitkiem.
Czekam przed biurem komisarza , aby ten w końcu udzielił mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Dlaczego do jasnej cholery nie mogę przesłuchać człowieka, którego ścigamy od tygodni?!

Na korytarzu zjawia się komisarz Branley w towarzystwie eleganckiego mężczyzny. Są pogrążeni w intensywnej rozmowie, ale nie mam czasu do stracenia. Podchodzę do nich, a gdy Branley mnie dostrzega, jego mina rzednie.

- Komisarzu, dlaczego nie mogę przesłuchać podejrzanego?

- Panie Anderson...

- Agencie - poprawiam go, co ewidentnie mu się nie podoba.

- Nasi detektywi mają pierwszeństwo, zważywszy, że to ich jurysdykcja. Proszę czekać na ich decyzję w tej sprawie, na pewno dostanie pan możliwość porozmawiania z Mitchellem.

- To absurd, pracuję nad tą sprawą od początku , a pierwsze przesłuchania są najważniejsze, najbardziej kluczowe. Macie zamkniętego Mitchella od prawie doby i nie ma postępów.

- Tak jak powiedziałem, musi pan...agent poczekać.

- Jestem z FBI, mam prawo...

- Na jakiej podstawie? Proszę przedstawić mi dokumenty uprawniające pana do przejęcia całej sprawy. Powtarzam, to śledztwo należy do wydziału z Vegas.

- Mogę uzyskać odpowiednie dokumenty.

- Więc proszę to zrobić, a teraz byłbym bardzo wdzięczny, aby pan mi nie przeszkadzał. Mamy kryzysową sytuację. Prokurator Monroe został zabity i musimy to wyjaśnić jak najszybciej.

- W pełni to rozumiem i jestem tutaj , aby pomóc. Gdyby przyzwolił pan komisarz na moją rozmowę z Mitchellem...

- Agent Anderson z Nowego Jorku prawda?- pyta mężczyzna, którego nie znam.

- Tak, zgadza się. A pan?

- Zastępca prokuratora, Colin Johnson. Przykro mi z powodu pana partnera, mam nadzieję, że z tego wyjdzie. I pragnę zapewnić, że robimy wszystko, aby ta cała okropna sytuacja została jak najszybciej wyjaśniona, a odpowiedzialni za te zbrodnie zostali ukarani.

Johnson stara się być taktowny, a zarazem profesjonalny, ale gdy czekasz na coś kilkanaście godzin, zwyczajnie jesteś wkurwiony.
Do tego myślę o Johnie, który teraz walczy o życie. Dwukrotnie postrzelony został niezwłocznie przetransportowany do szpitala specjalistycznego w Austin. Jestem w stałym kontakcie z żoną Johna, która informuje mnie na bieżąco o jego stanie zdrowia.
W tej chwili ma przeprowadzaną drugą operację, więc moje nerwy są zszargane. Jego życie nadal jest zagrożone i  ciężko mi być spokojnym, skoro znajduję się w tym samym budynku, co człowiek, który może odpowiedzieć na moje pytania. On wie, co tam się wydarzyło, możliwe nawet, że to on zastrzelił Davisa.
Nadal czekamy na ekspertyzę balistyczną, a zważywszy na to, że na ranczu policja zastała niezłą jatkę, trochę to potrwa.

Komisarz otwiera drzwi do swojego gabinetu i zaprasza do siebie zastępcę prokuratora. Ten mijając mnie, uśmiecha się współczująco, a ja mam ochotę przywalić temu elegancikowi.
Co tu się do chuja dzieje?!

Pozostaje mi tylko zadzwonić do swoich przełożonych i przekonać ich, aby przesłali na komisariat pełne zezwolenia na dalsze działania. Mam tylko nadzieję, że wraz z ujęciem podejrzanego, FBI nie odsunie się od sprawy. Jeśli to właśnie mi zasugerują szychy z Waszyngtonu, przypomnę im , że ich człowiek właśnie walczy o życie.

Kris

Od tylu godzin próbują wyciągnąć ze mnie przyznanie się do winy. Według nich jestem odpowiedzialny za strzelaninę przy Rollingwood. Naciskają na mnie, ale nie mogę nic powiedzieć. Nadal nie uzyskałem możliwości zadzwonienia do prawnika, co jest ewidentnie łamaniem moich praw. Jestem podejrzany, ale nie udowodnili mi jeszcze winy. Po raz kolejny odmawiam składania wyjaśnień, a dwóch detektywów traci na mnie swoje nerwy.

Zastanawiam się, czy któryś z nich pracuje dla Haleskina. Czy zmuszając mnie do przyjęcia na siebie winę, chcą zadowolić swojego przyjaciela.
A może mnie sprawdzają? Jeśli powiem coś o Tristanie, wtedy dadzą mu znać , a on pozbędzie się na zawsze Julii.

Kurwa! Jestem w potrzasku, nie mogę tutaj nikomu ufać. Haleskin ma zbyt duże wpływy w tym mieście i każdy mój ruch może okazać się śmiertelny dla mojej kobiety.

Cały czas myślę o niej. Co teraz się z nią dzieje? Czy ktoś ją skrzywdził? Czy płacze gdzieś zamknięta w okropnych warunkach? Zwariuję przez to! Nie mogę nic zrobić, gdy tak mnie potrzebuje!

Wiem, że Terry i kilku chłopaków z oddziału Fabiano także zostali aresztowani, ale mam pewność, że nie powiedzieli nic glinom. Gardzą nimi, a poza tym są lojalni wobec Colettiego, a także mnie. Nie sypną, choćby grozili im odsiadką. Nadzieja w tym, że uznają ich za mało groźnych i przyzwolą na telefon.

Asa z pewnością czekał na wieści.
Ale ich brak, także jest dla niego wiadomością. Na pewno już działa, może właśnie przeprowadza akcję odbicia Julii. Tylko to mnie jeszcze trzyma przy zdrowych zmysłach, wiara, że Coletti nie zostawi tak tego.

***
Julia

Wyciągam z pudełka koronkowe figi w kolorze pudrowego różu. Są bardzo odkrywcze i gdyby nie fakt, że mam założyć je na polecenie tego psychola, uznałabym je za cholernie seksowne i piękne. Jednak teraz czuje tylko obrzydzenie.

Pod bibułką znajduje się coś jeszcze, więc ze wstrętem odkładam bieliznę na łóżko i odkrywam papierowy materiał.
Ponownie jestem w szoku.
Chwytam za cienkie ramiączka i unoszę strój do góry. Jest to długa , połyskująca złotem suknia wieczorowa. Dekolt nie jest zbyt głęboki, ale za to, gdy obracam ją, widzę wycięcie na plecach. I to cholernie duże.

Moje ręce zaczynają się trząść ze strachu i stresu. Nie wiem, w co on gra i czego teraz ode mnie oczekuje. Oczywiście poza ubraniem się w rzeczy, które dla mnie uszykował.

Czuję napływające łzy w oczach, ale otrząsam się , przypominając sobie obietnicę sobie złożoną, że się nie załamię. Nie poddam się. Nie, kiedy noszę pod sercem nasze dziecko. Dla niego zniosę wszystko, co dla mnie uszykował, a przy pierwszej nadarzającej się okazji, ucieknę.

Do pokoju ktoś wchodzi, więc obracam się szybko w stronę wejścia, pewna , że to ten oblech znowu będzie mnie popędzać. Jednak w progu zastaję Haleskina, który uśmiecha się do mnie. Wchodzi pewnym krokiem do pokoju i staje tak blisko mnie, że momentalnie zapominam, jak się oddycha.

- Dlaczego jeszcze się nie przebrałaś? Kolacja wystygnie.

- Nie chcę, wolę zostać tutaj.

- Nonsens, nie masz pojęcia, jakiego dobrego łososia mamy do spałaszowania. Do tego świetne wino. Będzie wspaniale.

- Czego ty chcesz ode mnie?- pytam coraz bardziej zdezorientowana , a zarazem zrezygnowana.

- Chcę, abyś teraz ubrała się w tę piękną sukienkę i dołączyła do mnie w jadalni.

Jego głos jest spokojny, zupełnie jak jego cała postawa. Bije od niego pewna nonszalancja i lekkość.
Jak to pozory mogą mylić.
Gdybym spotkała go w innych okolicznościach, gdybym nie znała jego prawdziwej natury, uznałabym tego mężczyznę za niesamowicie atrakcyjnego i interesującego.

Tristan kładzie dłonie na moich ramionach, a ja odruchowo się wzdrygam.

- Zmarzłaś?- pyta z tym wiecznym uśmiechem i zaczyna pocierać moje ramiona, jakby próbował mnie rozgrzać.

On wie, że moja reakcja nie ma nic wspólnego z chłodem. Doskonale zdaje sobie sprawę, jaką trwogę we mnie wywołuje. I mam dziwne wrażenie, że się tym napawa.
Chory, wstręty człowiek.

Odsuwa się ode mnie, za co dziękuję w duchu Bogu. Robi kilka kroków w tył, wsuwa dłonie do kieszeni i patrzy na mnie z wyczekaniem.
Czy on ma zamiar patrzeć , jak się przebieram?

- Za pięć minut zejdę na dół - mówię z nadzieją, że to skłoni go do wyjścia z pokoju. Jednak on się nie porusza.

- Zejdziemy razem. Proszę Julio, ubierz się już.

Zerkam na drzwi, które należą do prywatnej łazienki, ale Tristan szybko rozwiewa moje nadzieje na odrobinę prywatności.

- Ubierz się tutaj, nie musisz się mną krępować.

Jego uśmiech znika. Zdaję sobie sprawę, że to nie była prośba. Jego cierpliwość się kończy, mogę to wyczuć. Ta groźba w powietrzu jest prawie fizycznie wyczuwalna. Jakby sekundy dzieliły mnie od jego ataku. Nie mam szans na otwartą walkę z nim, wystarczyłoby jedno, mocne uderzenie i padłabym u jego stóp. Nie chcę narażać dziecka, nie chcę, by mnie bił.

Obracam się do niego plecami, odkładam sukienkę na łóżko i chwytam za krawędzi T-shirtu, należącego do Krisa. Ściągam koszulkę ze łzami w oczach, a na nagich plecach czuję delikatny powiew powietrza. Lewą ręką zarywam piersi i choć stoję do niego tyłem, mam wrażenie, jakby widział mnie całą.
Czuję się przez to zbrukana i brudna. Chwytam za suknię i szybko zakładam ją przez głowę. Gdy materiał opada u mych stóp, sięgam pod suknię i ściągam legginsy. Następnie zsuwam moją bieliznę, a potem jak najszybciej, a zarazem najdyskretniej zakładam koronkowe figi.
Poprawiam dół sukni, która mieni się w blasku nocnych lampek.

Wiem, że mi się przygląda, ale nie mam odwagi odwrócić się do niego twarzą. Po chwili słyszę jego kroki, a gdy kładzie dłoń na moich odkrytych plecach i zaczyna masować moją skórę, zaciskam mocno usta i oczy. Łzy i tak wydobywają się z kącików oczu i spływają po policzkach.
Muska pacami mój kark. Przytrzymuje go władczo, a moje ciało znowu zaczyna się trząść.

- Jesteś taka spięta skarbie- mówi tuż przy moim uchu, co wywołuje kolejny nieprzyjemny dreszcz.

Jego perfumy docierają do moich nozdrzy, a gdy muska ustami mój bark, momentalnie odsuwam się od niego i odwracam się , aby na niego spojrzeć.

- Nie dotykaj mnie! - mówię głośno, ale nawet ja słyszę w moim głosie przerażenie.

- Wybacz, nie chciałem, abyś źle się poczuła.

- O czym ty mówisz człowieku? Chciałeś mnie zabić, teraz przetrzymujesz w swoim domu!

- Spokojnie, już nie chcę cię zabić- odpowiada radośnie.

- Jesteś nienor...

- Uważaj Julio na słowa- przerywa mi , jednocześnie unoszą palec wskazujący do góry. Jakby mnie karcił za złe zachowanie.

Tristan rusza w stronę drzwi, a gdy wychodzi, prosi , abym poprawiła włosy i włożyła buty, które znajdę w łazience. Następnie wychodzi, zapewniając, że poczeka za mną za drzwiami.

Gdy znika z pomieszczenia, wypuszczam powietrze z płuc. Jakbym wstrzymywała się od oddychania, gdy był tuż obok mnie. Zmieszana całym wydarzeniem, postanawiam wejść do łazienki i obmyć twarz zimną wodą.

Gdy już zaznaję chwili ulgi, patrzę na lustro i muszę przyznać, że faktycznie moje włosy, mimo związania gumką, są w totalnym nieładzie. Jednak nie mam zamiaru dla niego więcej się szykować. Przygładzam tylko trochę kosmyki przy bokach, a następnie szukam butów , które miały tutaj być.

Na podłodze pod umywalką znajduję kolejne pudełko. W środku są złote sandałki na wysokiej szpilce. Ściągam swoje trampki, zakładam eleganckie obuwie, a potem na drżących nogach wychodzę z łazienki , a następnie z pokoju.

Tristan faktycznie czeka na mnie na korytarzu. Rozmawia zadowolony z gorylem, który mnie tutaj przyprowadził, a kiedy mnie dostrzega, jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerza.
Nijaki Matt także patrzy na mnie pożądliwie, co kolejny raz przywołuje pewne konwulsje w żołądku.

Haleskin wyciąga w moją stronę dłoń, abym ją ujęła, ale to ostatnia rzecz , którą chcę zrobić. On jednak jest nieustępliwy, więc siłą łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić na dół.
Nie wyrządza mi krzywdy uściskiem, ale wiem, że to tylko pozory. Jeśli się zdenerwuje, mogę żegnać się z życiem. On nie ma skrupułów, już o tym dobrze wiem.

Wprowadza nas do rozległej jadalni, która jest zdecydowanie wykwintna i luksusowa. Drewniany stół jest duży, ale nie taki jak w jadalni Colettiego czy też moich rodziców. Widać, że nie gości zbyt dużo ludzi na wspólnych posiłkach. Jednak wysoki standard w tej rezydencji  widać na pierwszy rzut oka.

Prowadzi mnie na szczyt stołu , puszcza moją rękę, odsuwa dla mnie krzesło i czeka, aż zajmę miejsce. Gdy siadam , zamiast odejść , ponownie kładzie dłonie na moich ramionach.

- Miałaś poprawić włosy. Przy tak pięknej kreacji, trzeba zadbać o szczegóły.

Chwyta za moją kitkę, po czym zsuwa gumkę. Włosy opadają na moje ramiona i plecy, ale on po chwili chwyta je i zaczyna formować chyba coś na kształt koka. Mocno je naciąga, że jeszcze chwilę i wyrwie je z cebulkami. W końcu związuje je gumką.

- Masz piękne włosy, złociste jak ta sukienka, ale skoro ma ona wycięcie na plecach, szkoda zasłaniać je włosami.

Odsuwa się ode mnie i zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. Stół jest już nakryty, a przede mną na talerzu leży idealnie przyrządzony łosoś, pieczone ziemniaki i sałatka z rukolą, pomidorem oraz innymi dodatkami.

- Myślałem o przegrzebkach, ale nie wiem, czy lubisz owoce morza, a łosoś wydaje się bezpieczną opcją- oznajmia wyraźnie rozluźniony, po czym sięga po kieliszek z białym winem.

Ja także mam przed sobą trunek, ale nie mam zamiaru pić alkoholu. Nie mogę , będąc w ciąży, ale on o tym się nie dowie. Cokolwiek dla mnie przygotował, obawiam się, że dziecko będzie dla niego problemem, które postanowi się pozbyć.

Haleskin bierze pierwszy kęs i wręcz mruczy z zadowolenia. Przymyka oczy, delektując się posiłkiem, a gdy w końcu patrzy na mnie i widzi , że nadal siedzę nieruchomo, robi smutną minę i mówi...

- Dlaczego nie jesz? Ryba jest wspaniała, idealnie upieczona.

Nie odpowiadam na jego pytanie. Prawdę mówiąc, boję się wykonać jakikolwiek ruch. Ten człowiek nie jest normalny, a to jest najbardziej przerażające.

- Julio,  jesteś niezwykłą kobietą. Z początku byłaś utrudnieniem, które należało się pozbyć. Gdy uciekłaś z Vegas, byłem naturalnie wściekły i chciałem twojej śmierci. Zagrażałaś moim interesom, mojej pozycji i nie mogłem być bezczynny. Choć przyznaję , że jesteś tylko ofiarą niefortunnych wydarzeń, musiałem działać. Jednak potrafiłaś dobrze się przede mną ukryć. Trochę to trwało, zanim cię odnaleźliśmy. Przez ten czas bardzo często o tobie myślałem.

Tristan uśmiecha się subtelnie, patrząc na mnie niemalże z czułością. Wszystko jest tak mylące, że już nie wiem czego się po nim spodziewać.

- Intrygujesz mnie Julio. Żadna kobieta nie wywołała we mnie tyle emocji. Dobrych i złych. Byłem szczerze zaskoczony, dowiadując się, że właścicielka firmy organizującej przyjęcia dla elity, a także dziewczyna pochodząca z zamożnego domu ma znajomości we włoskiej mafii. Kto by pomyślał?- mówi z szerokim uśmiechem, a potem klaszcze w dłonie.

W końcu postanawiam się odezwać , skoro sam zaczął ten temat...

- Asa Coletti to bardzo niebezpieczny człowiek , a zarazem jest moim przyjacielem. Nie zostawi tak tego. Wypuść mnie i może wtedy...

Tristan zaczyna się głośno śmiać, więc przerywam swój wywód.

- Tak, wiem, kim jest Coletti, ale rozejrzyj się Julio, widzisz tu kogoś oprócz nas?

- On przybędzie.

- Nie spodziewam się gości. A musisz wiedzieć, że twój znajomy pewnie ma teraz na głowie policję nowojorską. Jego ludzie z pewnością zostali już zidentyfikowani i będzie musiał się długo tłumaczyć, dlaczego są trupy na ranczu , należącego do ojca jego szefa ochrony.

- Twoi ludzie także tam są, martwi.

- O tak, wiem o tym i przyznaję, że jestem nimi szczerze zawiedziony. Jednak muszę cię rozczarować, nie połączą ich ze mną. Nazwijmy ich po prostu najemnikami do spraw szczególnych.

Jeśli to, co mówi, jest prawdą, moja nadzieja na szybkie uwolnienie z każdą sekundą maleje. Asa faktycznie może mieć problemy z policją, już i tak mieli go na oku, a teraz to zamieszanie w Teksasie.

- Kris żyje prawda?

Bałam się zadać to pytanie, bałam się otrzymać szczerą odpowiedź, ale dłużej nie mogę oszukiwać siebie i odganiać myśli od człowieka, którego kocham.
Tristan uśmiecha się tym razem pobłażliwie, ale mi nie odpowiada wprost.

- Nim nie musisz się już przejmować. Radzę ci , abyś szybko o nim zapomniała.

- Nigdy tego nie zrobię.

- Aż tak ci na nim zależy?

- Tak.

- Więc powiem ci prawdę. Kris Mitchell umarł na ranczu. Dostał kulkę i się wykrwawił. Przykro mi skarbie, ale taka jest prawda.

Moje serce pęka z bólu. Jego słowa w kółko rozbrzmiewają w mojej głowie. Kris nie żyje.
Mój Kris nie żyje. Nasze dziecko nigdy nie pozna swojego ojca.
Mój Kris nie żyje.

Tristan Haleskin

Łzy spływają po jej policzkach. Jej spojrzenie jest wryte gdzieś przed siebie i widać w nim pustkę. Załamała się wiadomością , którą zmyśliłem. Jednak zrobiłem to dla niej, dla jej dobra. Mówiłem prawdę, zapewniając , że powinna jak najszybciej zapomnieć o tym chłystku. On należy już do jej przeszłości.

Wstaję z krzesła, podchodzę do niej i kładę dłoń na jej ramieniu. Nawet nie reaguje na mój dotyk, jest tak wstrząśnięta, jakby myślami była daleko stąd.

- Przykro mi skarbie.

Tak jak się spodziewałem , nie odpowiada mi . Nachylam się nad nią i całuję ją w czoło. Nie porusza się nawet o milimetr. Odrywam się od niej , ale postanawiam jeszcze chwilę postać przy niej. W końcu obraca głowę i nasze spojrzenia się spotykają.

- Nienawidzę cię- szepcze, a w jej oczach dostrzegam potwierdzenie jej słów.

- Wiem, ale może to się zmienić z czasem.

Kręci przecząco głową, jej usta są mocno zaciśnięte, a kolejne łzy zdobią jej ładną buźkę.

- Nie jestem takim potworem, jak ci się wydaje. Gdy poznasz mnie bliżej, zobaczysz, że może być nam dobrze ze sobą.

Julia

Co on powiedział? Ze sobą?
Czy on naprawdę myśli, że mogłabym być z człowiekiem, który zabił mojego ukochanego?! Nie, to się nie dzieje naprawdę. To musi być sen, a raczej koszmar. Tylko dlaczego nie mogę się wybudzić?!

Haleskin kuca tuż przy mnie, ujmuje moją dłoń i zaczyna ją głaskać. Patrzy na mnie czule, a ja mogę odwzajemnić to tylko wstrętem na jego dotyk.
Takie chore rzeczy dzieją się tylko w książkach, w filmach, ale nie w prawdziwym życiu do cholery! Może traktować mnie jak księżniczkę, ale nigdy nie zakocham się w tym potworze!

- Zadbam o ciebie, będziesz moją królową- mówi melodyjnym głosem.

Nie mogę już tego wytrzymać i wyrywam rękę z jego objęć.
Wstaje , obdarza mnie współczującym spojrzeniem i ponownie się nachyla nade mną. Jego twarz jest tak blisko mnie, że zaczynam się obawiać, iż będzie chciał mnie pocałować. Nie mogę zdzierżyć jego dotyku dłoni, a co to będzie , gdy poczuję jego usta na swoich?

- Wszystko możemy jeszcze naprawić, ale oboje musimy tego chcieć Julio.

Chciałabym mu powiedzieć, aby poszedł do diabła. Jednak co jeśli to moja szansa na wolność? Mogłabym udawać, że zastanawiam się nad jego propozycją. Zaufa mi, a potem ucieknę.

- Naprawdę można to naprawić?- pytam spokojnie i ponownie patrzę mu głęboko w oczy?

- Oczywiście skarbie. Obiecaj , że nad tym pomyślisz.

Przytakuję na jego prośbę. Haleskin przygląda mi się z niezwykłym zainteresowaniem. Ponownie całuje mnie w czoło. Potem ujmuje w dłonie moją twarz i gdy już ma mnie pocałować, gdy czuję jego oddech na swoich ustach, mówi...

- Żartowałem skarbie. Nie naprawimy tego. Zrobię z ciebie luksusową kurwę. Nigdy już nie zobaczysz swoich bliskich, a twoim jedynym zadaniem w życiu będzie rozkładanie nóg. Znajdę dla ciebie odpowiedniego klienta, który nauczy cię posłuszeństwa. Zapłacisz za wszystkie problemy , które mnie spotkały.

Na końcu składa pocałunek na moim nosie, a potem prostuje się z uśmieszkiem na twarzy i wraca na swoje miejsce.

Siedzę otępiała na jego słowa. Cały czas insynuował, że jest mną zainteresowany, a teraz zdradza swój prawdziwy plan. Jest nieobliczalny, jest perfidny i godny pożałowania.
Nie chciałam jego atencji ani zalotów, ale nie rozumiem gry , którą ze mną prowadzi. Bawił się tylko moim kosztem.

Wraca do posiłku. Po kilku kęsach ponownie patrzy na moją bezczynność.

- Jedz Julio, nie lubię marnotrawstwa.

Gdy nadal nie reaguję na jego słowa, on z hukiem odkłada na stół sztućce. Nie ma śladu po jego dobrym nastroju, tym razem to on wygląda na spiętego.

- Jeśli za kilka sekund nie zaczniesz jeść i delektować się tym wspaniałym posiłkiem, zawartość twojego talerza wyląduje na podłodze i siłą zmuszę cię do każdego kęsa. Choćbyś miała być na wpół przytomna, a z twoich ust miałaby lecieć krew po pobiciu, zjesz wszystko!

Teraz rozumiem, że nie ma sensu stawiać się szaleńcowi, nie w tak małej kwestii jak posiłek.
Jego nienawistne nastawienie mnie przeraża. Ciężko odnaleźć  w sobie odwagę i wolę walki, kiedy tak naprawdę jest się na przegranej pozycji. W tej właśnie chwili nie wygram z nim.

Podnoszę trzęsącą się rękę i ujmuję srebrny widelec. Nadziewam na niego kawałek łososia i wkładam do ust. Nie czuję nawet smaku i mam wrażenie, że mój żołądek unosi się do gardła. Mało brakuje , abym po pierwszym kęsie nie zwróciła pokarmu. Jednak on obserwuje mnie uważnie, popijając drogie wino.
Zmuszam się do zjedzenia kolacji z najgorszym człowiekiem, którego spotkałam w życiu.

W duchu modlę się o pomoc Colettiego. Wierzę, że nie zostawi mnie na pastwę tego popierdoleńca i pomści przy okazji śmierć swojego najlepszego przyjaciela...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro