Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ty dewiniaid
Reese

Przerażliwy krzyk, połączony z nutą bólu i rozpaczy staję się błogą symfonią dla mych uszu. Wrzaski rozdzierają jego gardło,  budzą we mnie rządzę mordu.

Wychowana w kłamstwie, zrodzona dla zemsty. Sama wymierzę teraz sprawiedliwość na swoich własnych zasadach.

Drzemie we mnie krew rodziny Rosso. Morderstwo mamy w genach. Nigdy nie odpuszczamy.

Niedawno odkryty magiczny pierwiastek we mnie,  sprawia iż staję się niedozatrzymania.

W tym momencie nie poznaję samej siebie. Jestem dla siebie kimś obcym.

Ta mroczniejsza część mnie, której się boję przejmuje kontrolę nad tym co robię.

W moim umyśle,  chaotycznie zostają rozrzucone myśli,  których nie sposób mi poukładać.

Nie ma w nich, ani grama dobra.

Pragnę jednego. Jest to pragnienie,  które z upływem czasu przeobraził się w żądanie. Chcę,  by pieprzony Fornerro cierpiał. 

Odebrał mi  cząstkę mnie, której już nigdy nie będę w stanie odzyskać. Zbeszcześcił mnie.

Teraz w wielkim zapałem sprawie,  że w piekle będzie mnie przeklinać.

Nieśpiesznie podchodzę do swojej ofiary.  Stawiam powolne, wręcz teatralne kroki

- La La La La- nucę sobie melodie, z każdym kolejnym krokiem.

Panika w jego spojrzeniu jest cudownym dodatkiem do tej sytuacji.

Przystaje na chwilę,  uważnie mu się przyglądam.

Patrzę na niego jak na obsrany męski kibel dla bezdomnych w Nowym Yorku.

W końcu odwracam się twarzą do stołu z narzędziami i zaczynam się śmiać. Nie jest to delikatny śmiech. Coś bardziej jak ryk psychopatki.

Z wyraźnym zaciekawieniem biorę do ręki wiertarkę. W mgnieniu oka przybliżam narzędzie do okolic intymnych mężczyzny. Wiertłem przyciskam prącie nieszczęśnika.

Spłoszony próbuję wyrwać się z pułapki,   rozszarpuje przy tym swoje rany.

- Warto było?- zimny ton mojego głosu najbardziej zaskakuję mnie w tym wszystkim.

- Przez parę minut byłaś moją dziwką Rosso- krzywi się Lorenzo.

Wtem dzieję się coś kurewsko zaskakującego. W powietrzu wyraźnie wyczuwam zapach siarki. Gwałtownie piorun uderza prosto w jaja mojego wroga.

Zaskoczony odwracam się w stronę Aengusa, który w luźny sposób opiera się o framugę drzwi.  Lekko unosi kącik ust.

- Nie pozwolę obrażać swojej żony,  iskierko- oznajmnia i obdarza mnie żarliwym spojrzeniem.

- Po uderzeniu pioruna, on wciąż żyję.  Czy on też ma magiczne zdolności?- zdezorientowana zadaje pytanie.

- Porządek. Tym w naszym świecie musimy się kierować.  Zabiłaś go w ludzkim wymiarze i tylko ty jesteś w stanie go zabić- wyznaje mi mój mąż.

Stalowy odcień oczu Aengusa połączony z jego kpiącym spojrzeniem,  sprawia, że przez całe moje ciało przechodzą ciarki. Przyjemne mrowienie,  mizia mnie całą.

Biorę głęboki wdech i  po chwili powoli spuszczam powietrze z ust. Robię to miarowo. Uspokajam tym żądzę,  rozpaloną w moim wnętrzu.

Z nienawiścią w oczach, odwracam się w  kierunku Lorenzo,  który powoli odzyskuje przytomność.

- Mężu, w takim bądź razie nie psuj mi zabawy- uśmiecham się przebiegle.

W tej chwili w głowie mam tyle wykreowanych, okrutnych tortów dla Lorenzo, że nawet sam król piekieł błagałby mnie o litość.

Ta mroczna część mnie już całkowicie przejmuję kontrolę nad tym co robię.  Ona nie spocznie,  dopóki nienasici się bólem i śmiercią mojego oprawcy.

Pchnięta chęcią zemsty właśnie w tej chwili otwieram bramy piekieł dla mego gwałciciela.

- Lorenzo gdyby nie twój za długi fiut,  mógłbyś mieć władzę nad imperium.- zaczynam swoją psychopatyczną grę.

Podchodzę z wiertarką w ręku do uwięzionego Włocha.  Z obłąkanym spojrzeniu włączam i wyłączam narzędzie. Kieruję wiertło maszyny do prawego jądra mężczyzny i po prostu zaczynam wiercić tam dziurę na najniższych obrotach.

Przerażliwy krzyk bólu rozprzestrzeniania się po całym pomieszczeniu. Niewzruszona jego rozpaczliwymi błaganiami o litość zwiększam nacisk i zmieniam prędkość na większą. Przebijam jajo mężczyzny.
Przy akompaniamencie jego wrzasków  sprawiam, że moja lewa dłoń zajmuję się ogniem.  W chwili gdy rozpoczynam zabawę z drugim jądrem.  Te zranione przypapalam magicznym ogniem. Spalam je.

Wrzask już staję się nie do zniesienia.  Rozochocona widokiem jego bólu ściskam zajętą ogniem dłoń na jego jeszcze w miarę funkcjonującym drugim jądrze. Ściskam tak długo, aż po prostu pęka.

- Zapomniałem uprzedzić cię iskierko, że gdy używasz swoich zdolności masz nadnaturalną moc. Naszemu gościowi i tak już nie będą potrzebne te jajka- komentuje mój wyczyn Aengus.

Szybko odrywam dłoń od genitalii mężczyzny.  Po jajach została jedynie zwisająca skóra pobrudzona krwią.

Zaciągam się powietrzem i omal nie wymiotuję. Smród przytłumia moją zdolność myślenia.

Spoglądam na swoją ofiarę i z niesmakiem odkrywam, że Lorenzo Fornerro zesrał się z bólu.

Nie jest to zwykłe gówno.  To jest kurwa sraczka.

- Popatrz na siebie Fornerro leżysz we własnych odchodach- patrzę na niego z wyższością.

Nie odpowiada mi. Jest za bardzo zaobserwowany łkaniem.

Dawny postrach Włoch, morderca, a przedewszystkim pojebany skurwiel, zmienił się w miękką faje.

Pomimo odruchów wymiotnych,  spowodowanych gównem Lorenzo. Biorę do ręki maszynkę do mielenia mięsa.

Naprawdę nie wiem jakim cudem Aengus dostał do tego arsenału poręczną maszynkę i w dodatku jeszcze bezprzewodową.

Kieruję kutasa mężczyzny wprost do środka maszynki, tak by  czubek penisa stykał się z ostrzami.

- Reese poradzisz coś na ten smród?- zwraca się do mnie Aengus.

- Wyglądam Ci na babcię klozetową?- warczę w odpowiedzi na jego głupie pytanie.

Rozwścieczona włączam maszynkę już na najwyższe obroty. Ostrza rozszarpują czubek prącia Lorenzo. Krew rozpryskuje się na wszystkie strony.

Aengus przez cały czas nie pozwala na to, aby Fornerro zemdlał z bólu.  W okrutny sposób pozostawia go przy świadomości.

Po minucie wyłączam maszynkę. Zdejmuje ją z jego żałosnej imitacji męskości. Zmielona część kutasa ledwo trzyma się jeszcze nienaruszonej części. Po chwili opada na stół i miesza się z kupą.

- To był pomysł Giorgii- słyszę bełkot tego skurwiela.

- Ona kazała Ci mnie zgwałcić?- upewniam się.

- To ona zleciła zabójstwo waszego ojca- precyzuje ostatkiem sił mój wróg.

Traci przytomność,  a ja rozjuszona szarpię jego klatkę piersiową,  tylko po to, by wstał. 

Ognistymi pięściami okładam go po brzuchu. W końcu przestaję. Czuję,  że to bez sensu. On jeszcze żyję,  ale ból jaki mu sprawiłam zabrał go w odmęty stanu utraty świadomości.

Bez słowa wybiegam z pomieszczenia. Muszę ochłonąć.  Giorgia jest odpowiedzialna za śmierć naszego ojca. Ten fakt kolejny raz rozbija moje już połamane serce.

Okrucieństwo miesza się z bólem.

- Reese?- zmysłowy tembr głosu mego męża,  przywraca mnie do rzeczywistości.

- Muszę go zabić prawda?-  zadaje pytanie  na które już znam odpowiedź.

Chcę zająć myśli czymś innym niż tym, że moja siostra zleciła zabójstwo papy.
Nie jestem w stanie w to uwierzyć. Tak bardzo chciałabym, aby okazało się to kłamstwem. 

- Musi zginąć z twoich rąk,  aby równowaga została zachowana. Zabiłaś go w świecie ludzkim,  dlatego magiczny porządek zaakceptuje jego śmierć tylko i wyłącznie z twoich rąk- oznajmia mi mag.

- On nie żył. Jakim cudem stał się żywy?- dopytuję się.

- Osobiście udałem się za nim do piekła- wyznaje mi Aengus i spogląda mi głęboko w oczy.

Sycę się jego spojrzeniem. To wyzwanie daję mi nieopisaną siłę psychiczną.

Aengus jest mrokiem mojego światła,  a ja światłością jego mroku.

- Oddałem swe jedno życie z wieczności tylko po to, abyś mogła się na nim zemścić moja iskierko- uśmiecha się czule.

- W takim bądź razie razem się zemścijmy- chwytam w dłoń jego dłoń i splatam nasze palce ze sobą.

Ta bliskość jest mi potrzebna. Łakne jej jeszcze bardziej niż powietrza.

- Iskierko- szepczę Aengus.

Niebezpiecznie blisko nachyla się ku moim ustą.  Serce zaczyna mi być w niekontrolowanym tempie. Po chwili czuję na swoich wargach subtelne muśnięcie ust.

Ten czuły gest dodaje mi sił. Zmywa ze mnie rozpacz.

Na drżących nogach odsuwam się od niego.

- Dokończmy więc te rozpoczętą gre- mówię pewna siebie.

Nie wiem skąd w moim umyśle pojawia się żądzą mordu. Czuję jedynie jak przez mój krwiobieg przedziera się niekontrolowana iskra mocy, której do końca nie rozumiem.

Bliskość Aengusa działa na mnie jak zapalnik. Przy nim moje niegdyś wewnętrzne światło zanika. Sprawia,  że jestem silniejsza. Jestem kimś więcej niż córką capo.

Mam nieodparte wrażenie,  że on pomoże odkryć mi kim właściwie jestem.

Nasze więzi uściślą to co prowizorycznie  ma zostać naszym przeznaczeniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro