25. Rzeź winnych niewiniątek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Obudziłem się, a może w ogóle nie spałem? Było mi ciężko...Czułem niesamowity żal, ból, strach i nienawiść. O tak! Nienawiść, wypełniała mnie od środka. Byłem wściekły, nie tylko na Ernesta, czy resztę świata, ale też na siebie. Żałowałem tego, że ją wtedy uderzyłem, że przeze mnie cierpiała. Chciałbym cofnąć czas...Ale kurwa się nie da.

Wstałem, wziąłem prysznic. Żyłem, a czułem się tak jakby ktoś mnie zabił. Obudziłem Łukasza.

Od tamtego fatalnego  wieczora minęły już trzy dni, a ja nadal miałem przed oczami ten płonący samochód.

- Jak tam? - Adrian klepnął mnie w ramie, kiedy kończyłem pić kawę. Przez te kilka dni mieszkałem z Łukaszem u niego - Źle chyba spałeś, nie zbyt dobrze wyglądasz.

- Jest ok, daje radę...Powiedzmy.

- Iść z tobą? No wiesz tam na ten...

- Pogrzeb? - Potrząsnąłem głową - Nie trzeba...

- Na pewno?

- Ta...- Adrian był dobrym przyjacielem. Zawsze mogłem na niego liczyć, nie ważne co bym nie odjebał on był gotowy mi pomóc.

- A co z Łukaszem?

- Chyba pora mu wszystko wyjaśnić...To nie będzie łatwe...

- Chcesz go ze sobą zabrać?

- Może w ten sposób się z nią jakoś pożegna i oswoi z myślą, że jej już nie ma...

- Musisz być dzielny.

- Jasne - Mruknąłem i go minąłem.   W salonie siedział Łukasz, trzymał w rączkach kubek i oglądał kreskówki. " Dasz radę...Dasz radę..." - Łukasz pogadamy? - Zapytałem siadając obok niego.

- Kiedy wrócimy do domu? Gdzie jest Melka? Czemu jesteś taki smutny? - Zadawał naprawdę dużo pytań.

- Łukasz...Pamiętasz jak trzy dni temu wieczorem było u nas tak dużo ludzi?

- No tak...- Kiwnął głową - Była Zuza, Borys...Wujcio Kuba, ciocia Olivia i mały Alanek, pamiętam...

- I pamiętasz, że później Melka gdzieś zniknęła?

- Tak, wyszła za tym dziwnym panem, sam mnie pytałeś gdzie jest...

- No właśnie...-Spuściłem wzrok - Wiesz...Tego wieczora...Zdarzył się wypadek.

 - Jaki wypadek? - Przejął się. Czułem jak odbiera mi mowę, a gardło się zaciska.

- Mela miała wypadek...

- Mela miała wypadek?! To szybko jedźmy do szpitala! - Zeskoczył z kanapy, odłożył kubek.

- Łukasz...Meli nie ma w szpitalu...

- To gdzie jest? Jedźmy do niej! Czemu nie jedziemy Igor?! - Dopytywał bardzo przejęty.

- Łukasz...Mela, no..."Nie przejdzie mi to przez gardło...Nie potrafię"

- No co? No mów - Podszedł do mnie.

- Nie żyje...

- Co?- Zamarł. Pobladł, a do oczu napłynęły mu łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzkach.

Wiedziałem, że ten malec wie co znaczą słowa nie żyje, niestety wie.

- Mela...Nie żyje? Igor nie żartuj sobie! To tak nie ładnie! - Płakał - Przecież jak ktoś ma jakiś wypadek, to wiozą go do szpitala! - Podszedł do mnie i wyciągnął ręce. Objąłem go i podniosłem, wtulił się w moją klatkę - Dlaczego tak brzydko mówisz? Jedźmy do niej! No proszę!

- Przykro mi Łukasz...Naprawdę bardzo mi przykro...

- Ale dlaczego? Dlaczego ona?

- Też zadaję sobie to pytanie...

- Chcę do mamy...- Wyszeptał i przytulił się jeszcze mocniej.

W  salonie pojawił się Adrian, jego dziewczyna mi moja menagerka...Patrzyli na malca ze współczuciem...Na malca, albo na mnie.

***


Na pogrzebie było sporo ludzi. Sam  nie spodziewałem się, że Mela, która zawsze opisywała siebie, jako stroniącą od innych, miała aż tylu znajomych. 

Stałem z tyłu, wolałem się nie wychylać. Nie chciałem patrzeć na to wszystko, na te smętne, smutne twarze, na te dziewczyny ocierając łzy i na te głowy spuszczone w dół. 

Na cmentarzu było nas już mniej, poprosiłem Adriana, żeby zabrał Łukasza do domu, nie chciałem już go ciągnąć tu. Za dużo i tak już wycierpiał... Stałem nad tym dołkiem i sam miałem ochotę do niego  wskoczyć. Kiedy wszystko się skończyło stałem i  po prostu patrzyłem. Nie wierzyłem w Boga i wiem, że ona też w niego nie wierzyła, ale miałem szczerą nadzieje, że jest teraz w lepszym miejscu.

Wszyscy pożegnali mnie w dość życzliwy sposób. Zostałem zupełnie sam.

- No i co? Co teraz? - Mówiłem - Dlaczego ty? Dlaczego na przykład to nie byłem  ja? Nie zasłużyłaś na to...Nie po tym wszystkim - Pokręciłem głową i przykucnąłem - Przecież ja cię potrzebuje...- Nabrałem powietrza - Otworzyłaś mi oczy, nie każ mi ich teraz zamykać...- Poczułem przypływ silnych emocji - Tyle razy mnie zaskakiwałaś...Kocham cię mała i  proszę...- Poczułem, że z oczu lecą mi łzy, spuściłem głowę, nie chciałem by ktoś widział, że płaczę - Proszę...Zrób to ostatni raz i...- Głos mi drżał, mówiłem przez zaciśnięte zęby - Nie...Bądź...Martwa...- Zamilkłem, wstałem i otarłem twarz dłonią, trochę się uspokoiłem i odszedłem.



***

- I jak się czujesz? - Zapytał, kiedy stałam oparta o drzewo, bawiąc się nożem i przyglądając się jak Igor odchodzi.

- A jak mam się czuć? Jak ty byś się czuł będąc na własnym pogrzebie i widząc jak miłość twojego życia błaga o to, byś żył...Zajebiście...- Mruknęłam.

- Co teraz planujesz?

- Co planuje? - Popatrzyłam na niego i wiedziałam, że to spojrzenie było przepełnione chłodem - Zemstę...Wyrównam teraz wszystkie rachunki i nic mi nie stanie na drodze...

- A później, kiedy  już załatwisz je wszystkie?

- Kupię mu czerwone ferrari  i powiem " Cześć, sorry że umarłam na jakiś czas, ale teraz wróciłam"  - Mówiłam z ironią w głosie - Nie wiem co będzie później, ale wiem co jest teraz...Czas na zemstę...To będzie rzeź, ale te niewiniątka nie są takie niewinne - Wbiłam nóż w drzewo i zostawiłam Ernesta w tyle.



Cześć!

Naprawdę nie wiem co powiedzieć...Nie mam pojęcia...

Powiem więc tylko tyle, że kolejny rozdział już niebawem. 

Dajcie znać jak wam się spodobał ten rozdział .

Pozdrawiam

Mela :3

01:42 04.11.2018

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro