Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wielka sala opanowana była przez względną ciszę i półmrok. Malcolm musiał przyznać, że noc na zamku miała w sobie urok.
Will wstał od stołu i skrzywił się z bólu, ale nie poświęcił mu wiele uwagi. Chciał rozprostować nogi. Malcolm natomiast został na swoim miejscu, wpatrując się intensywnie w młodego zwiadowcę.
- Nadchodzi świt - zauważył w końcu Malcolm.
- Nieważne - odpowiedział Will, mrużąc oczy. - Blask księżyca wciąż wpada do okna i rzuca te swoje dziwne cienie na ściany holu. Pamiętam jak mówiłeś, że masz dla mnie coś o większym stopniu znieczulenia.
Will nie mógł się doczekać odpowiedzi Malcolma. W końcu wywrócił oczami.
- Masz świetną pamięć, Willu. Jednak to nie było tak do końca.
Przez chwilę zwiadowca nie bardzo wiedział o czym mówi uzdrowiciel.
- Jesteś pewny? - Will skrzywił się, pozorując wątpliwości. - Brzmi poważnie.
- Pewnie tak - zgodził się uzdrowiciel, udając że nie zauważył jak Will zasymulował niepokój. - Nie masz co się starać. I tak to nic nie da. Ale nie martw się, wszystkie twoje boleści będą się odbywać pod moim czujnym okiem. Jak tylko znajdę jakąś alternatywę, od razu przybiegnę do ciebie i spróbujemy.
- Nie wiesz jeszcze, czy chcesz mi pomóc? Tak to wygląda, jakbyś nie był pewny.
- Mówię ci, znajdę cię pewnej nocy i zrobię to, co do mnie należy, bez zbędnych świadków. Według mnie doskonały pomysł.
- Według mnie bardzo głupi pomysł, bo po zamku kręci się więcej ludzi niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Od razu wszyscy się dowiedzą jak będziesz o tym paplał.
- To wspaniała opowieść, Willu. Jednak prosiłeś mnie o pomoc i nie ukrywam, że bardzo mi się to spodobało, ponieważ to moja domena. Równie dobrze wszystko mogłoby wyjść na jaw teraz, w tym momencie. Nie sądzisz?
- Nie chciałem być uszczypliwy. Wiesz jak jest. Tutaj ostatnio wszystko ma oczy i uszy. Sam do ciebie przyjdę. Malcolmie, znajdź źródło, które mi tak zawróciło w głowie.
- Kiedy to się ostatni raz stało? - spytał uzdrowiciel głosem pełnym zadumy.
- Nie wiem - odpowiedział po cichu Will, ale tak aby Malcolm mógł zrozumieć. - Ostatnio zwyczajnie spałem i miałem piękne sny.
- Chcesz wrócić ze mną do lasu Grimsdell?
- Nie mogę. Chciałbym jutro wyjechać. Mam nowe zlecenie - wyjaśnił na koniec.
***
Will zamyślił się przy progu i otworzył drzwi do kuchni. Jenny patrzyła zaskoczona. Nagle spostrzegła Gilana stojącego obok Willa tuż przy drzwiach. Położyła palec na wargach, kiedy Gilan zrobił kilka kroków i otworzył usta, żeby coś powiedzieć.
Dziewczyna poderwała się tak gwałtownie, że niemal straciła równowagę. Roześmiała się i w podskokach podbiegła do niego. Niechcący uderzyła Willa w korpus. Rzuciła się Gilanowi na szyję. Widocznie rozpierała ją energia.
- Och, mój Boże! Tak się cieszę, że przyjechałeś.
Zaczęła czule głaskać starszego zwiadowcę po ramieniu.
Will patrzył na całe zdarzenie, czując dziwny ucisk w sercu. Oboje przez dłuższy nie zwracali na niego uwagi. Młodszy zwiadowca nie miał im tego za złe. Widział bowiem jak wzajemnie obdarzają się spojrzeniami pełnymi uwielbienia.
Gilan podniósł głowę i spojrzał na swojego przyjaciela. Potem zwrócił się do Jenny łagodnym głosem.
- Mam nadzieję że spędzimy razem dzisiejszy wieczór. Jednak teraz zrobisz nam kawy? Chciałbym porozmawiać z Willem.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Z pewnością mogę to zrobić. Siadajcie - odparła, ocierając z oczu łzy szczęścia. - Zaraz każe nastawić wodę.

Will i Gilan usiedli przy stole. W kuchni stopniowo zaczęło napływać ludzi, którzy przygotowywali poranny posiłek. Młodszy zwiadowca nie był w stanie wyprostować się. Ramiona miał opuszczone i spięte. Upił kawę, którą podała mu Jenny. Oczywiście opowiedział swojemu przyjacielowi o nowym zleceniu. W tym wypadku nie miał tajemnic. Wiedział, że to tylko sprawy zawodowe..
- Baron Torric ma problemy. Podobno po lennie grasuje pewna grupa, owiana tajemnicą. Pewnie nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie zniknięcie córki barona i tajemniczy liścik znaleziony pod podłogą jej komnaty. I to właśnie tamtejszy zwiadowca przysłał mi wiadomość o sytuacji. Crowley oczywiście o wszystkim już wie.
- Jak nazywa się to miejsce?
- To taka dolina na skraju lenna. Ludzie nazwali ją Elwood...
Gilan zrobił kwaśną minę.
- Sprawa wydaje się być pilna. A to prawie cztery dni ostrej jazdy.
- Na pewno - odparła Will, spoglądając na Gilana, który wierzchem dłoni ocierał usta po wypiciu swojej kawy. Starszy zwiadowca wyglądał na niespokojnego, jakby zmagał się ze sobą samym. W końcu spojrzał przyjacielowi prosto w oczy.
- To może okazać się bez sensu.
Will pokiwał głową.
- Wiem. Jednakże w obecnej chwili tylko to mogę zrobić. W końcu nie ma o tym żadnych informacji, a sprawa nie wygląda dobrze.
- Nie jesteś zbyt zmęczony, aby teraz o tym myśleć? W końcu przez całą noc rozmawiałeś ze sobą. Co do tego...
- Już znasz prawdę. - Will nadal upierał się przy swoim. Narazie był spokojny, ale nie wiedział jak długo jeszcze zdoła zachować zdrowy rozsądek.
Gilan westchnął i spoważniał. Postanowił zmienić temat. Nie chciał drażnić przyjaciela.
- Jest jeszcze bardzo wcześnie. Może odpoczniesz zanim wyjedziesz?
Will potrząsnął głową.
- Nie jestem chory. Nie jestem też zmęczony. - Młodszy zwiadowca po chwili wstał od stołu, wydawać by się mogło, że obrażony.
- Ja już muszę wracać do pracy - powiedział całkowicie poważnym tonem. Zwrócił się również do Jenny, która akurat była w pobliżu, a to iż nagle przy stoliku zrobiło się głośno to zwróciła na chłopaków uwagę, krzątając się przy garach. - Dziękuję za kawę. Postaram się nie sprawiać więcej kłopotów.

Gilan wyciągnął rękę w jego stronę. Przez jakiś czas stał, patrząc się na zamknięte drzwi, i zastanawiał się, jakim człowiekiem stał się Will.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro