Rozdział 8 | Uratowani

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu wzięłam się w garść i napisałam tą część. Głównie dlatego, że dostałam kopa w cztery litery od weny.

Error obudził się w swoim Anty-Voidzie z dziwnym wrażeniem, że ktoś go obserwuje. Szkielet próbował wstać i rozejrzeć się, ale utrudniła mu to zabandażowana noga. Syknął z bólu. Uczucie zniknęło, razem z nadzieją na podniesienie się.

- Aaaa!

- Nie drzyj się - Ink pojawił się w zakresie pola widoku Errora.

- AAAAAAA! J-ja ży-ję?!

- No jak widać tak - Ink spojrzał na Errora z ciekawością.

- Ale-e - Error otwarł szerzej oczodoły. - Cz-emu m-mnie urato-owałeś?

- W ten sposób każdy by postąpił.

- Nie-e każdy.

Ink zamyślił się.

- No w sumie. Prawie każdy. Teraz, czy możesz wstać? - wyciągnął dłoń, ale Error tylko odwrócił wzrok.

- Po-porad-zę s-s-sobi-e sam.

- Taaa jasne - odparł Ink, ale cofnął rękę. Error przez chwilę wiercił się w miejscu, w końcu wpadł na pomysł.

Użył nitek i przywiązał je do tych znajdujących się na górze. Jakimś cudem wstał, podciągając się na linkach. Kiedy puścił nitki uśmiechną się szeroko. Przybrał minę zwycięstwa. Zrobił dwa kroki. Niestety usztywniona noga utrudniła mu poruszanie się. Stracił równowagę i się przewrócił.

Ink przyglądając się całemu zdarzeniu pękając ze śmiechu. Otarł łezkę, która mimowolnie spłynęła mu po czaszce. Podał rękę Errorowi, ale ten znowu nie przyjął pomocy.

- Wie-esz c-co? Wyg-godnie m-mi t-u i chy-ba n-nie mam o-ochoty wstawa-ać.

- Okej, jak wolisz. To nie pokaże ci niespodzianki - rozłożył ręce.

Error lekko się podniósł i spojrzał z szeroko otwartymi oczodołami na niego.

- Ja-aka nie-spodzia-anka?

- Nie nazywało by się to "niespodzianką" gdybym ci wszystko zdradził.

Czarny szkielet podniósł swoją wyimaginowaną brew.

- Ok-kej. Wygrałeś.

Tym razem przyjął pomoc. Gdy zdołał postawić się do pionu oparł się o Inka, starając się oszczędzać uszkodzoną nogę. Mimo że przez chwilę nie widział nic przez zasłaniające mu napisy "Error" dał radę nie zaciąć się. Ink cierpliwie czekał i gdy czarny szkielet dał mu znak, że jest gotowy, ruszył kilka kroków.

- Móg-głbyś m-mi n-aamalowa-ać k-kule czy coś? Cz-czuję się-ę dzi-wnie t-tak na to-tobie wisz-ąc.

-Oh, jasne! Dobry pomysł.

Wkrótce Error otrzymał upragnioną parę kul.

- Dzi-ę-ęki - wymamrotał.

-Hm? Coś mówiłeś? - spytał Ink z pytajnikami zamiast źrenic.

- Dziękizawszystko - powiedział na jednym wdechu.

- Kim jesteś i co zrobiłeś z Errorem?!

- Hej! - Error uderzył w stopę Inka kulą, na co ten syknął i odskoczył na bezpieczną odległość.

- Ała! A to za co?

- Po prostu... - westchnął. - ...jeszcze sobie tego wszystkiego nie poukładałem. Uratowałeś mnie - powiedział jakby niedowierzająco.

Ink popatrzył na Errora. Kulejący szkielet zachowywał się tak otwarcie. Mówił o swoich odczuciach. Czy to naprawdę był ten morderca, którego znał, co zabijał bez litość?

- Ale dalej jesteśmy wrogami - Error wskazał kulą Inka.

- Jasne, jasne - powiedział malarz wyciągając ręce w obronnym geście.

- To co to za niespodzianka? - zapytał niepewnie.

- O, byłbym zapomniał! - Ink chwycił czarnego szkieleta za ramię, omal znowu go nie przewracając. Artysta namalował kałużę i wskoczył do niej razem z Errorem.

_
_

Światło przez chwilę poraziło Errora. Przymrużył oczy. Kiedy świat odzyskał swoje naturalne barwy szkielet cicho jęknął z zachwytu.

Przed nim rozciągała się nie duża dolina pełna kwiatów. Ogromne góry pokryte lasami, górowały nad szkieletem. Najbardziej jednak zachwyciło go słońce. Ogromna ognista kula wisiała wysoko na niebie.

Powierzchnia.

Error nigdy na niej nie był. Zawsze, w jakimkolwiek wymiarze się znajdował, skaliste sklepienie podziemia skutecznie odgradzało go od tych bajecznych widoków.

Może dlatego tak lubił Outertale, gdzie blask gwiazd był miłą odmianą, od jaskiń.

Ink wskazał coś na co na początku nie zwrócił uwagi. Była to mała wioska, z zaledwie kilkoma domkami. Wyglądała na nową. Po co Ink mnie tu przyprowadził? - zapytał sam siebie w myślach.

- Chodź - powoli zeszli z niskiego wzgórza i udali się w stronę wioski. Error zobaczył kilka małych potworów przemykających między domami.

Kiedy tylko weszli w obręby wioski, otoczyła ich gromadka potworów. Error rozglądał się niepewnie. Rozległy się szepty. Wszyscy patrzyli się na czarnego szkieleta, na co ten zaczął się glicht'ować. Nagle wszystko, ucichło, a pośród tłumu wyłonił się Asgore. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Inkiem i wziął głęboki oddech.

- Witam cię w naszej skromnej wiosce. Jesteś naszym bohaterem, proszę, zdradź swoje imię.

- N-n-nie r-r-roz-umi-em-em, I-ink? - Error był skołowany zaistniałą sytuacją. Bohaterem? - pomyślał. Ale jak to?

- Kiedy walczyłeś z człowiekiem, ja ewakuowałem wszystkich, którzy przeżyli - odparł spokojnie Ink. - Gdybyś nie kupił nam czasu, nie udałoby mi się ich ocalić, człowiek doszedłby do sali tronowej, a tam by zresetował, doprowadzając do natychmiastowej samodestrukcji wymiaru.

Errora zatkało.

- A-ale... - czy naprawdę ich wszystkich uratował? Przez chwilę zastanawiał się nad tym pytaniem. W końcu wydusił z siebie słowa. - J-jestem E-error.

- Miło mi zatem ciebie poznać, Error - Asgore uśmiechnął się od ucha do ucha.

Wszyscy zaczęli skandować ich imiona. Error i Ink - bohaterowie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro