Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

🌻R o z d z i a ł  I 🌻

POV. Polska:

Spojrzałam na budzik, który przed chwilą mnie obudził. Pora wstać do pracy pomyślałam i ruszyłam w stronę szafki z ubraniami. Po ubraniu się i odrobieniu codziennej rutyny zeszłam do kuchni, której siedział przy stole mój brat Węgier.
- Hej Polska. Jak się spało? - zapytał.
- Bardzo dobrze, a jak tam u ciebie i Austrii? - odpowiedziałam optymistycznie.
- Niezbyt dobrze, ponieważ się na mnie obraziła i nie chce ze mną rozmawiać - rzekł zasmucony Węgier.
- Może ma ciężki okres, zrozum ją - próbowałam go pocieszyć.
- Ciężki okres tak? Ona już nie raz ma na mnie swoje dziwne fochy! Już mam tego serdecznie dość! - wybuchnął.
- Czasami jej się nie dziwię, że ma ciebie dosyć widząc twoje zachowanie - odburknęłam.
- Czyli to teraz moja wina mam rozumieć?! Nie pojmuję waszej głupoty. To, że ona ma do mnie problem to nie moja wina, a ty jak zawsze stajesz po jej stronie! To jest ta wasza "dziewczęca solidarność" czy jak? - zaczął wrzeszczeć na mnie.
- Jeśli masz zamiar tak się nadal zachowywać to ja wychodzę do pracy bez śniadania - powiedziałam i wyszłam z mieszkania.
Szłam spokojnie chodnikiem ponieważ miałam dużo czasu na dojście do celu. Po przekroczeniu progu mojego miejsca pracy i udaniu się do pomieszczenia dla personelu przebrałam się w uniform i zasiadłam przed kasą obsługując klientów. Każdemu mówiłam wykłutą na pamięć formułkę "Dzień dobry, ma pan/pani kartę Moja Biedronka? Czy torbę doliczyć? Zbiera pan/pani naklejki? Dowodzenia i zapraszamy ponownie". Jednym słowem nuda.
Po kilku godzinach skończyłam pracę. Przebrałam się i postanowiłam nie wracać do domu i wkurzającego brata tylko skoczyć do klubu. Imprezy to jeden z najlepszych form spędzania wolnego czasu.  To niesamowite jak można odciąć się od rzeczywistości i zmartwień poprzez głośną muzykę i alkohol.
Po krótkim spacerze weszłam do środka. Sala była ogromna ale tłum już się także zbierał. Kolorowe światła z reflektorów odbijały się od szklących się płytek. Podreptalam do baru i poprosiłam o drinka. Wypiłam go i patrząc się w pustkę rozmyślałam o całej sytuacji, która wydarzyła się dziś rano. Może byłam zbyt niemila dla niego, albo może naprawdę jestem po stronie Austrii bez wyraźnego powodu. Odetchnęłam ze słyszalnym świstem mówiąc niewyraźnie
  - Życie jest bezsensu...
  - Może dla ciebie, ale dla mnie ma sens - odpowiedział dość niski i spokojny głos.
  - A kim ty niby jesteś żeby mi porady dawać - syknęłam chamsko i odwróciłam się i przeciwną stronę.
  - To jest nie istotne, a wracając do tematu to życie ma sens dopiero wtedy gdy mu go nadasz - kontynuował nie przejmując się moją wcześniejszą reakcją.
Spojrzałam na niego, ale nie mogłam zauważyć twarzy i innych detalów przez światło panujące w sali. Dzięki błyskom kolorowych reflektorów mogłam ujrzeć krawędzie jego sylwetki i ubioru. Był ode mnie sporo wyższy, miał na sobie dość długi płaszcz, a na głowie miał futrzastą czapkę.
  - Nie wiedziałam, że psycholodzy też chodzą do klubów - zaśmiałem się cicho.
  - Nie jestem psychologiem - rzekł ze stoickim spokojem.
  - To gdzie pracujesz? - zapytałam z zżerającą mnie ciekawością.
  - Jestem wojskowym - odpowiedział bezuczuciowo - A ty?
  - Pracuję na kasie w Biedronce. Zaczynam pracę wcześnie rano i wracam późnym wieczorem. Szczerze mówiąc w ogóle nie podoba mi się ta praca, ale innego wyjścia nie mam. Miałam dziś ciężki dzień i w ogóle żyć mi się już nie chce. Mam tego wszystkiego serdecznie dosyć - wyżaliłam się nieznajomemu.
  - Każdy ma problemy czy inne zmartwienia, ale trzeba je rozwiązywać zamiast czekać na to jak wszystko załatwi czas, bo czasami bywa na to za późno i w taki sposób człowiek wiele traci - odpowiedział.
  - To w takim razie jakie ty masz problemy, że je zapijasz trunkami? - zapytałam pokazujące trzy puste butelki wódki stojące obok niego.
  - Mógłbym tego samego się zapytać - odburknął krótko wyraźnie unikając tematu.
  - Jeśli już mam być szczera to mam inne problemy, które mnie męczą. Dzisiaj pokłóciłam się z bratem o totalną głupotę i jest mi głupio. Tak naprawdę to oprócz niego nikogo nie mam. Przyjaciół nigdy nie mogłam sobie znaleźć, nie wiem dlaczego. Po prostu nigdy chyba nie byłam wystarczająco miła do tego. Samotność mnie już powoli wykańcza. Nie wiem co mam ze sobą zrobić - opowiedziałam wszystko co mi leżało na sercu - ja już powiedziałam teraz ty.
  - To trochę trudne... - próbował obejść temat jak się tylko dało, ale nie ze mną takie numery.
  - Nie wymyślaj tylko mów - odparłam zniecierpliwiona.
  - Szczerze mówiąc nie wiem czemu tu jestem. Może przez stresującą pracę a może przez sprawy rodzinne. W sumie teraz praca to druga rodzina. Tylko ona ze mną została, bo już każdy albo się mną brzydzi lub nie chce mnie znać. Zraziłem do siebie wszystkich na kim mi zależało. Próbuje jak mogę odbudować to co było w przeszłości. Nienawidzę przyszłości. Chciałbym się zamknąć w moich najlepszych latach i w nich żyć do kresu swych dni. Może w taki sposób mógłbym doznać radość i upragniony spokój - powiedział po czym poprosił barmana o jeszcze jedna butelkę.
  - A masz może kogoś kto mógłby ci pomóc? - zapytałam.
  - Już nie. Moja rodzina była idealna. Miałem żonę i dzieci, ale żona rozwiodła się ze mną kilka lat temu. Nie potrafię się z tym pogodzić, ponieważ dalej ją kocham i chciałem się dla niej zmienić. Była taka wyrozumiała dla mnie. Chciała mnie wspierać w odwyku od wódki, ale nie wytrzymała i mnie zostawiła. Moje dzieci mnie przez to znienawidzily, ale sytuacja się pogorszyła gdy ich matka zginęła w wypadku samochodowym. Obwiniali mnie za to wszystko, choć nie miałem z tym nic wspólnego. Nie dawno wyprowadziły się ode mnie do mojego najstarszego syna i w taki sposób zostałem sam. Nie lubię siedzieć w tym domu. Przywołuje on tyle niechcianych wspomnień. Ta pustka zaczęła mnie przytłaczać, a ja wróciłem do alkoholu. To moja jedyna ucieczka. Boje się myśleć. Chciałbym być jeszcze chociaż raz szczęśliwym człowiekiem. Tylko tego pragnę - rzekl kładąc głowę na blat.
Byłam zaskoczona tym co mi opowiedział. Nie sprawiał wrażenia na smutnego czy cokolwiek w tym stylu. Musi bardzo dobrze się z tym kryć.
  - Bardzo ci współczuję - odpowiedziałam kładąc dłoń na jego ramieniu w geście pocieszenia.
  - Twoje współczucie na nic mi się nie przyda, ale i tak dziękuję - odpowiedział cicho.
  - Nie ma za co i mam na imię Polska. Ja też powinnam była ci podziękować za słuchanie moich blachostek w porównaniu do twoich problemów oraz za zrozumienie - uśmiechnęłam się do niego aby choć trochę pokazać moje szczere intencje.
  - Ja w takiej sytuacji też muszę się przedstawić. Moje imię to Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich - odpowiedział mi z widocznym zadowoleniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro