14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło ponad pół roku. Głosy w głowie Harolda nieco ucichły, jednak wciąż dawały o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach.

Wiosną przerodziła się w lato, lato w jesień, a ta w zimę...

Nowy rok 2007 Harold świętował razem z Eliotem w stołowce, w otoczeniu innych pacjentów, oglądając specjalny sylwestrowy program w telewizji zajadając budyń i pijąc ziołowe herbatki. Uroki życia w szpitalu psychiatrycznym.

Dokładnie cztery tygodnie później, coś się zaczęło dziać. Zaczęło się od tego, że radio i telewizory przestały odbierać sygnał. Telefony też nie działały. Podczas gdy personel próbował naprawić usterki. Wszyscy osadzeni zostali zagnani do stołówki i czekali tam pod czujnym okiem ochrony.

-Mówiłem... To już się dzieje! Ludzie! ONI nadciągają, i chcą nowego Proroka, mnie! Miałem wizję. Pomożecie mi, a dostąpicie Raju, spróbujecie mi przeszkodzić, spotka was boska kara! -Krzyczał Eliot, który wdrapał się na stół i przemawiał do swoich dawnych kompanów, tych, którzy przetrwali masakrę w ogrodzie botanicznym, ale też do innych chorych psychicznie pacjentów. - To jest ta chwila, gwiazdy nam sprzyjają, otworzę bramę i ICH wpuszczę... Wielkiego Cthulhu! 

Ludzie zamruczeli. Po chwili do Hollowa dostała się grupa medyków i ochroniarz, wstrzyknęli mu środek uspokajający i gdzieś zaciągnęli.

-NIE... ONI SĄ BLISKO... HAROLD... NIE ZOSTAWIAJ MNIE... TO NASZA SZANSA... NIGDY WIĘCEJ TAKIEJ NIE BĘDZIE... - Krzyknął Eliot ostatkiem sił, nim stracił przytomność. 

-POMÓŻ MU. ON CI POMOŻE STĄD WYJŚĆ I WSZYSCY BĘDĄ ZADOWOLENI! - Powiedział Zły Harold. - NIEDŁUGO SIĘ WYRWIEMY I ZEMŚCIMY SIĘ NA NIM, NA OLSENIE... TO PRZEZ NIEGO TU JESTEŚ I ZASYPIASZ WŚRÓD KRZYKÓW PSYCHOPATÓW, CZYŻ NIE?! MUSI ZAPŁACIĆ!

-Tak... Musi zapłacić... - Pomyślał Dobry Harold. Ale jak pomoc Eliotowi?

-NAJPIERW MUSIMY GO ZNALEŹĆ I OBGADAĆ PAN... MAM POMYSŁ. - Na tę myśl Burke zerwał się z ławy i z całej siły przywalił głową w stół krzycząc: "CTHULHU NASZYM PANEM, PRZED NIM TYLKO ODPOWIADAM I POWIADAM WAM, ŻE PROROK NADEJDZIE". Uderzenie rozbiło mu czoło, krew zalała mu oczy, ale zauważył, że w jego kierunku idą ci sami ludzie, którzy wcześniej zabrali Hollowa, więc krzyknął coś jeszcze niezrozumiałego, wycelował w nich palec i zemdlał.

Obudził się w odizolowanej części skrzydła szpitalnego. Był przypięty skórzanymi pasami do łóżka. Obok niego leżał Hollow.

-Hejka, jak życie? - Spytał.

-Bywało lepiej... - Odparł Harold. - Czy to też było częścią planu?

-Oczywiście. Teraz większość personelu zajmuje się popsutym sygnałem radiowym. Resztka ochrony jest raczej nieskuteczna, jeśli znasz większość dawnych przejść i korytarzy, tym bardziej, jeśli jesteś niewykrywalny...

W tym momencie do izolatki wszedł doktor Powerst. Nożem przeciął pasy krępujące obu mężczyzn, podał Eliotowi kulę i stanął na baczność.

-Coś jeszcze, Proroku? - Spytał z ukłonem.

-Dziękuję, toja służba zostanie sowicie wynagrodzona w Raju, przyjacielu.

Po tych słowach doktor przyłożył sobie nóż do gardła przejechał po nim ostrzem. Krew zalała posadzkę, kiedy człowiek padł martwy udusiwszy się własną krwią.

-Co... Jak? - Spytał Burke.

-Wyznawcy są wszędzie... jestem czymś więcej niż człowiekiem... Jestem ideą, która będzie pielęgnowana w ciemnych zakątkach Moulton, dopuki Światłość nie zatriumfuje, ale tak się nigdy nie stanie, bo świat potrzebuje Mroku tak jak potrzebuje Światła... Właśnie dlatego jestem taki ważny, rozumiesz?

Burke nie rozumiał, nie chciał tego rozumieć. Chciał się wyrwać że szpitala psychiatrycznego, co myśli jego towarzysz, było raczej najmniej ważne, liczyła się pomoc jego wyznawców.

Uciekinierzy przeszli szybko pustym korytarzem w stronę oczyszczalni wody, która znajdowała się za stołówką. Nikt ich nie zaczepił, wszyscy pacjenci rozstępowali się przed nimi z szacunkiem i skutecznie zagradzali drogę ochronie. Po przejściu przez ciasny ściek i wyłamaniu kraty łomem zabranym że składzika, dwójka mężczyzn ujrzała światło zachodzącego słońca.

-Przed śmiercią Powerst wymazał cię z kartoteki, więc myślą, że tylko ja zwiałem... Więc, tu nasze drogi się rozchodzą, przyjacielu... -Powiedział Hollow. -Mam coś do załatwienia w mieście...

-Dzięki za wszystko, obyś wykonał swoje przeznaczenie, jakie by ono nie było... Żegnaj. -Odparł Harold i popatrzył za odchodzącym nierównym krokiem Eliota.

Sam spojrzał jeszcze w blask słońca.

-UDAŁO SIĘ NAM! MÓWIŁEM, ŻE SIĘ UDA... TERAZ ZOSTAŁO NAM TYLKO JEDNO... -Powiedział Zły Harold. -TRZEBA ODWIEDZIĆ STAREGO ZNAJOMEGO...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro