Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Gilan pierwszy raz od dawna nie wstał o świcie. To był pierwszy taki dzień, kiedy wylegiwał się w łóżku jeszcze dobre dwie godziny po wstaniu. Ale właściwie... co miał innego robić? Nie miał wielu papierów, ponieważ kurierzy zostali wstrzymani. Niosło to za sobą wiele niekorzyści, ale król nie mógł ryzykować, że ktoś zginie. Listy były wysyłane jedynie w wypadku znalezienia poszlak, świadczących o obecności Willa.

   W takich okolicznościach ludzie mieli obowiązek zgłosić wszystko, jak najszybciej zwiadowcy, by miał szanse złapać uciekiniera, a następnie sprawa trafiała do barona, który własna pieczęcią podbijał list i dawał go zaufanemu człowiekowi, który wyruszał do Araluenu, by wieści przekazać królowi, a następnie do Redmont - by o wszystkim dowiedział się również dowódca korpusu.

   Nie wiedział, po prawdzie, co zrobiłby w sytuacji, gdyby taki list do niego doszedł. Nie było czasu wysyłać wiadomości do zwiadowców z sąsiadujących lenn - to trwałoby za długo. Gilan, jako dowódca korpusu, miał możliwość wysłania kuriera, do któregoś z zwiadowców. Oczywiście pod warunkiem zgody barona. Tylko znowu pojawiał się szkopuł - w Redmont wciąż nikt nie zajmował tego stanowiska.

   Horace co prawda miał zasiąść na tronie Redmont, ale to wiązało się z wieloma dokumentami, dlatego wspólnie postanowili, że zajmą się tym, kiedy będą mieć pewność, że Redmont jest bezpieczne. A w danej chwili mieli jasny dowód, że Will był w lennie. I nawet mógł być tam dalej. W tej chwili zamykanie się w komnacie z papierzyskami z dala od mieszkańców było wyjątkowo głupim posunięciem, które mogło zagrozić wielu ludziom.

-Co za ironia losu - szepnął do siebie wpatrując się w sufit - Prawda, Treaty? - zaśmiał się gorzko pod nosem.

   Gilan nigdy nie brałby pod uwagę takiej możliwości. Przecież czy możliwe było by największy bohater kraju stał się jego najgroźniejszym wrogiem? Przecież to było bez sensu. Co mogło spowodować taką zmianę u Willa? Z smutkiem przypomniał sobie ich rozmowę z dnia, kiedy wybrano Willa na królewskiego zwiadowcę. Pamiętał, jak wspólnie chodzili wtedy po lesie z dala od wszystkich.

,,-Poradzisz sobie - stwierdził Gilan szturchając kompana w ramię.

-Wiesz... To jest bardzo ważne stanowisko... - stwierdził Will cicho, na co odpowiedział mu głośny śmiech - Nie wiem czy dam radę...

-Ty nie dasz rady? Ty? Chyba nie myślimy o tych samych osobach! - zaśmiał się Gilan - Jesteśmy z tobą. A najwyżej opuścisz korpus - zażartował, na co Will od razu się ożywił.

-Coś ty! - zawołał - Nigdy nie zostawię korpusu! Będę zwiadowcą do końca życia! Tym bardziej nie mam powodu by odchodzić. Mam żonę, najlepszych przyjaciół...

-No przecież żartuje... - stwierdził Gilan ponownie szturchając go w ramię. Następnie podniósł dłoń i dodał - Bracia na zawsze... - Will złapał jego dłoń w męskim uchwycie i powtórzył.

-Bracia na zawsze - następnie ponownie został szturchnięty - Ej! Mógłbyś przestać!!"

   Gilan nigdy nie słyszał takiej pewności w jego głosie, jak wtedy gdy mówił, że nigdy nie zostawi korpusu. A teraz zrobił to z prawie łatwością. Czy była szansa by było jeszcze tak jak kiedyś? Gilan przypomniał sobie swoją obietnicę i wiedział jedno - nic nie mogło być takie samo.

   Nawet jeśli Will przeżyje - nawet jeśli on i Horace go nie zabiją - to co będzie? Albo zostanie i tak skazany na karę śmierci, albo będzie dalej zabijał ludzi w królestwie. A na to nie mogli pozwolić. Powiedzmy, że Will opamięta się. Że znowu stanie się tym radosnym chłopakiem. Że znowu będzie chciał być zwiadowcą. Nawet jeśli ominą go kary, Gilan nie będzie mógł oddać Treaty'emu stanowiska.

   Nagła zmiana byłego zwiadowcy nic tu nie zmieni. I tak będzie uważany za wroga, a nawet jeśli uda mu się ułaskawić króla to wciąż nie zdobędzie niczyjego zaufania. Wciąż będzie postrzegany za wroga przez mieszkańców wiosek. Wciąż będą się go bać. I nawet największe chęci tego nie zmienią.

   Tak samo jak nic nie przywróci życia Haltowi i Madie, a także wielu osobom, które mogły okazać się wybawicielami Araluenu.

   Dlatego oczywiste było, że Will już nigdy nie będzie miał zwykłego życia. Ale czy to na pewno była jego wina?

-Uzdrowienie... Tajemniczy mężczyzna... - mówił pod nosem -...Uzdrowienie... Gdzie Will mógł szukać pomocy? - zapytał i od razu do głowy wpadł mu Malcolm, wierny przyjaciel byłego zwiadowcy, ale ten był wiele dni drogi z Redmont - Przecież Will był w lennie, więc... - To było tylko podejrzenie. Nie chciał myśleć pochopnie, jak Treaty, ale to była jedyna osoba, która mogła mieć z tym coś wspólnego.

   Szybko podniósł się z łóżka, a na plecy narzucił swoją zwiadowczą pelerynę. Szybko wyciągnął z szafy swój łuk i kołczan pełen strzał i zapiął pas z nożami. W pełni gotowy wyszedł z małego pokoju, by zobaczyć Horace'a, który czytał dziennik i popijał kawę.

-Horace, idziemy do zamku - oznajmił, kierując się do wyjścia - Zaraz ci wszystko wyjaśnię - dopiero po chwili zrozumiał, że rycerz za nim nie podąża - Horace! No chodź rzesz!

-Czekaj... - powiedział Horace wpatrując się w litery - Daj mi chwilę muszę tylko się dowiedzieć, co się stanie dalej... - Gilan po prostu złapał przyjaciela za ramię i zaczął go ciągnąć w stronę wyjścia. Było to trudne, zważywszy na różnice wagi, ale jakoś mu się udało.

-Ej no! - zawołał Horace - Musze wiedzieć czy udało mu się dostać do Redmont!

-Później się dowiesz - warknął zwiadowca nie zatrzymując się.

-Ale teraz miało być wielkie uzdrowienie... - westchnął rycerz, po czym wpadł na plecy Gilana, który gwałtownie się zatrzymał. Horace'owi nic się nie stało, ale dowódca korpusu wywalił się w przód i pewnie zdarł by sobie skórę z dłoni, gdyby nie miękka trawa.

-Uważaj, Horace! - krzyknął podnosząc się z miejsca, po czym od razu zmienił temat - Co powiedziałeś?

-Te twoje zmiany nastrojów bywają mylące... - skomentował to rycerz, ale widząc jedynie wlepione w niego oczy przyjaciela odparł - Will miał właśnie wyjechać z Seacliff. Zmierzał do Redmont, gdzie miał przejść ,,wielkie uzdrowienie" - stwierdził - Może dam mu jeden dzień życia więcej. Jeśli napiszę mi w tym czasie kontynuacje to będę zadowolony. Mógłby być świetnym pisarzem...

-Horace! - krzyknął ni stąd, ni zowąd zwiadowca - Mam do ciebie pytanie.

-Słucham...

-Królewski medyk wciąż jest w zamku?

...

Witajcie! Witam was już 6 rozdziałem. Więc dzisiaj nie będę nic mówić na temat tego fanfiction albo tego rozdziału. Mam natomiast do was pytanie...

Czy ktoś z was czytał... ,,Baśniobór'' - Brandona Mulla, ,,Olimpijskich herosów" - Ricka Riordana lub ,,Apollo i boskie próby" - również Ricka Riordana?

To jest pytanie z ciekawości, tak jakby co :) A jeśli ktoś z was nie czytał tych serii to gorąco polecam ;) (jaka reklama ;b)

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro