Rozdział 10 - muszę dodać nazwy rozdziałów XD

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Nie wiedział czy można to było nazwać awansem, ale żadnego lepszego określenia na to nie miał obecnie w głowie. Więc... tak, awansował. Od tygodnia jego misją nie tylko było roznoszenie posiłków i wszystkich nowo dostarczonych produktów po karczmie, ale również zajął swoje miejsce w kuchni. Nie nazwałby się jednak kucharzem - to byłaby obraza dla tego zawodu. Jenny wciąż nie dorastał do pięt, a poza swoją potrawką nie potrafił tak naprawdę za wiele w tym temacie.

   Jako zwiadowca od wielu lat nie miał już czasu, by gotować dla siebie pełne posiłki. Tym bardziej, że nie było potrzeby, bo zawsze miał obok siebie karczmę albo często siadywał na różnych bankietach - czy to u Króla, czy to u jakiegoś barona. Czasem zdarzało się, że i w trakcie różnych misji, gdy udawał jakiś karczmarzy albo służbę, udawało mu się zdobyć przeróżny - darmowy - posiłek. Więc nie licząc kawy i jajecznicy potrafił tylko pokroić chleb i warzywa.

   Co prawda te lata wprawy nauczyły go robić naprawdę dobrą kawę, ale wolał tego teraz nie przyznawać, żeby nie dokładać sobie tylko roboty. Bo wiedział, że Beatrice wykorzysta każdą okazję, by go użyć do jakiejkolwiek innej pracy. Jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju.

 -Ej, gdzie jest Jeff? - spytał pewnego dnia, odkładając ostatnią miskę do szafki.

 -A po co ci on teraz? - zawołała Beatrice z drugiej strony kuchni. W jednej ręce trzymała patelnie, na której smażyło się jakieś mięso - Zrobiłeś co miałeś?

 -Muszę z nim pogadać i tak, wszystko zrobione. Nie jestem dzieckiem - odparł sfrustrowany na kolejne przypomnienie od kobiety. Dosłownie co 5 minut słyszał kogoś kto mówił mu o jego obowiązkach, które on doskonale już znał. Szybko przyswajał się do nowych warunków i również nie miał tu jakieś trudnej pracy. A poza tym... Halo! Nieważne co był przecież zwiadowcą. Nawet jeśli byłym to szkolenie przeszedł.

 -Powinien być w swoim pokoju - odpowiedziała, a on kiwnął głową i wyszedł z kuchni. Dotarł do schodów i ruszył na górę. Tam znalazł się w dość długim korytarzu prowadzącym do wielu pokoi. Początkowo był aż zaskoczony jak odkrył to miejsce. Nie spodziewał się, że taka nieznana karczma będzie w stanie sobie pozwolić na tak wielki budynek, ale Jeff mu wyjaśnił, że w tej dzielnicy wszystko było strasznie tanie, ponieważ nikt nie chciał zamieszkiwać takich ulic. A dodatkowo dla nich ceny - z jakiegoś powodu - na ogół zostawały jeszcze bardziej zaniżane.

   Jeff kiedyś proponował mu jeden z pokoi, ale Will odmówił. Już to że spędzał tu większość swojego dnia było wystarczające. Gdyby mógł to najchętniej przestałby tam przychodzić w tej chwili. Jednak miał umowę i z jakiegoś powodu się jej trzymał...

   Zapukał do drzwi.

 -Wejść! - usłyszał po chwili. Otworzył drzwi i wszedł do schludnego pokoju. Łózko, jakis stolik z krzesłem i szafa, to było wszystko co się tam znajdowało - O, Will, chciałeś coś? - Will zamknął za sobą drzwi i zajął miejsce na łóżku.

 -Jednej rzeczy - odparł szybko. Jeff tylko rzucił mu pytające spojrzenie z swojego miejsca przy biurku - Ile dni jeszcze muszę tu być? - Mężczyzna przez chwilę patrzył na niego uważnie, po czym westchnął i stwierdził:

 -Wedle umowy to byłyby... dwa tygodnie. Miał być miesiąc, więc jesteś już w połowie swojej przygody - dodał, uśmiechając się przyjaźnie. Will nie wydawał się usatysfakcjonowany tą odpowiedzią - Co? Co ci się nie podoba?

 -Jak myślisz... - zaczął - Ile zdołałbym zarobić w trakcie tego miesiąca? - spytał.

 -Czy tobie teraz naprawdę chodzi o pieniądze? Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty?

 -Ej... Każesz mi tu siedzieć, a jednocześnie nie pozwalanie jeść mi nic z kuchni. Ja również mam... dom - zawahał się przez chwilę, ale potem kontynuował już płynnie - I nie mieszkam sam, wiesz o tym? - Jeff podskoczył zaskoczony.

 -Masz dziewczynę? - Will przez chwilę siedział osłupiały.

 -Ja... em... nie, Jeff, nie.

 -Czyli to twoja żona?

-Ja cię kręcę. Jeff! Nie! Skąd od razu założenie, że to w ogóle jakaś kobieta?

 -A nie? - Will był gotowy już zaprzeczyć, ale przypomniał sobie, że mężczyzna w sumie miał rację.

 -Wiesz... w sumie tak, ale... ja miałem żonę. Nie szukam teraz nikogo nowego.

 -Dlaczego nie? - Jeff nie ustępował.

 -Po prostu nie. Ogarnij się - dodał brunet, ale z jakiegoś powodu nie chciał jeszcze w pełni kończyć tematu - A co z tobą? Widząc gdzie mieszkasz obstawiam, że sam nie randkujesz za wiele. - Mężczyzna spojrzał na niego rozbawiony.

 -Aha, więc tak to ma wyglądać? Będziesz mnie teraz męczyć tym - zaśmiał się - Nie, urodziłem się w trakcie wojny. I to pod jej koniec, więc w najgorszym możliwym momencie, jeśli chodzi o pieniądze. Nie miałem nigdy w głowie takich rzeczy...

 -Czekaj... kiedy się urodziłeś? - spytał Will nagle jakiś zdziwiony.

 -To było może pół roku przed oficjalnym zakończeniem wojny. Nie dam głowy. Wiesz, wtedy mało kto martwił się datami...

 -Jesteśmy w tym samym wieku w takim razie - wyparował nagle Will.

 -O, naprawdę? Ciekawie.

 -Kłamiesz - zarzucił mu były zwiadowca.

 -Dosłownie po co miałbym to robić? Zresztą nawet nie wiedziałem ile ty masz lat...

 -Ale nie możesz być w moim wieku - odparł. Jeff rzucił mu wyższe spojrzenie.

 -A dlaczego niby? - Will chwilę siedział w ciszy, po czym odparł szybko:

 -Nie wyglądasz. - Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał. W końcu jednak Jeff wziął głęboki oddech i zawołał:

 -Mówisz, że wyglądam staro?

 -Nie to miałem na myśli! - bronił się Will - W sensie tak, ale nie bierz tego do siebie...

 -Co? Dlatego, że mam brodę?

 -Nie, aczkolwiek faktycznie dodaje ci ona kilku lat.

 -Wiesz ile się nad nią męczyłem?! - zawołał na koniec i rzucił się w stronę Willa. Ten od razu odskoczył na bok - Nie uciekaj! Okaż szacunek starszym i daj się walną!

   Żaden z nich nie byłby w stanie powiedzie ile tak biegali, a również kiedy skończyli. Jednak w pewnym momencie oboje siedzieli na podłodze i zwyczajnie rozmawiali ze sobą. Nie była to poważna rozmowa, a także zapomnieli już o całej kwestii pieniędzy... zwyczajnie rozmawiali ze sobą, jak przyjaciele, którzy spotkali się po latach...

...

Pozdro, nie mam pojęcia co tu napisałam, ale tak.

Wrzucam to, bo i tak nigdy tego nie sprawdzę XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro