Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 10
Obudziłam się gwałtownie. Usiadłam. Do moich uszu dobiegła muzyka dobiegająca z radia.

Obudziłam się. Co...? Czemu nie jestem w Araluenie w Redmont...? Wstałam z łóżka. Byłam w MOIM domu. Jeszcze ubrana w piżamę, więc pośpiesznie się przebrałam.

—To napewno był sen— powiedziałam cicho do siebie. Ale gdzieś w środku, coś mówilo mi, że to nie był sen. Ale... jak inaczej to wytłumaczyć?

Poszłam do salonu. Tam siedziała na kanapie moja mama i Antek- mój dwuletni kuzyn, którym chwilowo się zajmowaliśmy, bo jego rodzice chwilowo byli za granicą.

—Nareszcie się obudziłaś.

—No, tak... Czemu nie poszłam dziś do szkoły?—zapytałam lekko zmieszana.

—Jest sobota— przypomniała mama.

Szybko zjadłam śniadanie, wzięłam herbatę i wróciłam do pokoju. Musiałam za wszelką cenę dowiedzieć się, czy to się działo na prawdę. Zdjęłam pierwszą część Zwiadowców z półki (mam 1-14 części w pokoju i dwa tomy "Wczesne lata") i pośpiesznie przerzucałam kartki. Tak na prawdę, to nie do końca wiem, czemu kartkowałem te książki. Chyba w nikłej nadziei, że będzie tam jakaś wskazówka. "Może to jednak prawda a nie sen?"- mówiły mi myśli. Ale jednak w głębi siebie czułam, że to prawda. Kiedy dotarłam do czternastej księgi, nagle na wewnętrznej stronie tylnej okładki coś napisało:

"Nie oszukuj się. Wiesz, że to nie był sen, ale rzeczywistość. Przecież byłaś tam i widziałaś Araluen na własne oczy"

Każde słowo pisało się powoli, i starannie na mojej książce. Zamurowało mnie. Jak?!Oszołomiona przez chwilę stałam jak wryta. Po chwili jednak wzięłam czternastą część i powoli  podeszłam do biurka. Wzięłam ołówek i lekko, aby można było to później zmazać gumką, odpisałam:

"Kto pisze?"

I coś znowu napisało:

"Foldar."

Rzuciłam książkę na ziemię. Że co? Jakiś Foldar do mnie pisze? Nie możliwe... Kto to wogóle jest...? A może to ten były pomocnik Morgaratha... patrzyłam się z lekkim przerażeniem na leżącą na ziemi książkę. Powoli ją podniosłam, niepewna co robię.

"Czemu ja?- napisałam po chwili.- czemu mnie wybraliście i teraz skaczę ze świata do świata oraz piszecie po moich książkach?

Ale nic mi już nie odpisało. Poszłam do salonu, i zapytałam się mamy:

—Pójdziemy na spacer?— musiałam jakoś odreagować. To pewnie jakies halucynacje, po prostu muszę nabrać świeżego powietrza.

—Okej—odpowiedziała.

Ubraliśmy się, i wyszliśmy.

—Co robiłaś?—spytała mnie moja mama wyrywając mnie z zamyślenia.

—Co? Aha, tak. Czytałam sobie— odpowiedziałam. Nie chciałam jeszcze nikomu mówić co się stało. Postanowiłam, że później o tym wspomnę.

—Zwiadowców?— spytała.

Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. Człą serię Zwiadowców czytałam już trzy razy. Po za tym wszyscy uważali (i nadal uważają), że jestem na punkcie zwiadowców wręcz chora psychicznie, że szaleję za tą książką.

"I właśnie między innymi dla tego Cię wybrali"

Powiedział mi głos. Ale głos w głowie. To nie było normalne. Był to męski głos. "Coś jest ze mną nie tak. Mam zwidy i tak dalej..."- pomyślałam.

"Nie prawda. Aby ci to pokazać, powiem Ci, że zaraz obudzisz się w lesie. W Araluenie"

Zapowiedział mi głos w głowie. I nagle głowa mnie zabolała. I upadłam na ziemię. I zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam jak moja mama mną potrząsa i chyba wyjmuje telefon i do kogoś dzwoni. A potem już nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro