Rozdział osiemnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do komnat cesarza weszło 20 senshi, po czym usiedli do okoła stoliku z porcelanowymi kubeczkami. Pod scianą siedziały kobiety, czekając na znak cesarza.
- Zacznijmy ceremonię. - oznajmił Shigieru. Dwie młodsze dziewczyny w zielonych kimonach wstały i zaczęły nalewać gościom herbatę. Kiedy doszły do klanu Arisaki, oni wyjęli katany i zanim reszta zdążyła zrozumieć, co się stało, okrążyli cesarza.
- Szykujcie się na swój koniec! - krzyknął dowódca buntowników, po czym wziął zamach. W ostatniej chwili jego ostrze zatrzymała klinga Raven. Jej oczy jednak wyrażały strach. Bała się, że inny senshi zabije cesarza. Kilka razy odpierała ataki, lecz w końcu nie dała rady. Katana jednego z przeciwników zagłębiła się z ramieniu, po czym dostała czymś w głowę. Ze stukiem osunęła się na ziemię. Dowódca uśmiechnął się drapierznie.
- Weźmy ją razem z cesarzykiem do obozu. Niech zobaczy jego śmierć. -

>>>-------------------->

Halt oglądał pobojowisko ciał, jednak rzadne nie było tym, którym szukał. Cesarza i Raven uprowadzili oknem i zaszyli się gdzieś w lesie.
- Marne szanse na znalezienie ich. - mruknął pod nosem. Wtedy weszła Maddlyn. Nawet kaptur zwiadowczej peleryny nie zdołał ukryć smutku, który bił z niej.
- Halt, masz jakiś pomysł na ich odbicie? - spytała, patrząc w las.
- Może Strzała pomoże. - odparł za swego mistza Will - W końcu chyba nauczono ją tropić. - dodał, patrząc na czarno-białą kotkę.

>>>------------------->

Pierwszą rzeczą, jaką poczuła Raven był niewybrażalny ból głowy i ramienia, a drugą to, że jest przewieszona przez koński zad. Udając nadal nieprzytomną lekko uchyliła oczy. Senshi przedzierali się przez gęstwinę lasu w kolumnie. W środku dojrzała cesarza, a ona jechała na końcu. To dobrze, pomyślała, po czym cichutko urwała kawałek rękawu kimona, które wciąż miała na sobie. Jadąc tak, co jakiś czas zrzucała kawałek materiału i myślała, co zrobić. Postanowiła grać głupkowatą służkę, którą nauczono władać bronią. Jej rozmyślania przerwało rzucienie ją o ziemię. Jakby przed chwilą się obudziła, otworzyła oczy i udając przestraszoną, skuliła się pod drzewem. Znajdowała się na polanie, na której senshi rozbili obóz. Na samym środku stała drewniana klatka, w której siedziało kilka innych dziewczyn. Oglądanie przerwał ostry ton dowódcy. (Wymianę zdań przeprowadzono po nichońsku)
- Jak śmiałaś atakować wojowników senshi kataną!? - spytał się Raven.
- Kazano mi panie. - pisnęła, kłaniając się zwiadowczyni - Nie chciałam obrazić was w jakikolwiek sposób. - Senshi spojrzał na nią z odrazą.
- Skoro tak, to za karę będziesz nam usługiwać, a potem oddamy cię naszemu panu. - rozkazał, po czym zaprowadził, wepchnął ja do klatki i odszedł. Raven wstała, otrzepując się z kurzu, a dziewczęta przypatrywały jej się. Najstarsza z nich spytała po aralueńsku swoje towarzyszki
- Co zrobiła, że ją porwali? - odpowiedź od strony nowej, i to w jej ojczystym języku ją zdziwiła.
- Oj wiesz, biegałam z kataną broniąc cesarza. Nic takiego. - odparła Raven - Wy jesteście pewnie materiałem na żony, prawda? - kilka rówieśniczek kiwnęło głową. Nie zdążyły się nawet zapytać jak się nazywa, bo lekko pijany senshi otworzył drzwi.
- Ty! Ze mną! Posprzątaj mi w namiocie! Już! - krzyknął, pokazując na Raven. Ta posłusznie wstała i poszła za pijanym. Najstarsza westchnęła z ulgą.
- Dobrze, że wziął ją, a nie którąś z nas. Ona przyprawia mnie o ciarki, a ciebie, Lydio? - spytała koleżankę. Ta kiwnęła głową.
- Masz rację, Lelio. Jakby przeszywała cię wzrokiem. - przytaknęła koleżance

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro