~Rozdział 4~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Eilien większość swojego wolnego czasu poświęcała na analizowanie listów, które dotychczas udało jej się znaleźć. Wszystkie trzy wiadomości łączyło kilka cech wspólnych, za którymi musiała kryć się jakaś podpowiedź. Im częściej się nad tym zastanawiała, w tym większy popadała obłęd. Pozornie niewinne wiadomości szybko zamieniły się w nieuchronną wizję śmierci. W zamku niczego nie mogła być pewna. Bojąc się o to, że nie dożyje następnego dnia, kilkukrotnie przeszło jej przez myśl, żeby powiadomić o wszystkim Elnyara, jednak co jeśli on też był w to zamieszany? Nie, tę myśl na pewno mogła odrzucić. Gdyby chciał jej śmierci, to nie uciekałby się do podstępów. Siedziała na drewnianej wnęce okiennej, uważnie wpatrując się w trzymane kartki, jednocześnie wsłuchując się w opadające krople deszczu, który stopniowo stawał się coraz mniej intensywny. Jeśli chciała ustalić tożsamość tajemniczego autora, musiała skupić się na szczegółach, które wcześniej przeoczyła, albo wydały jej się nieistotne. Stary, lekko zżółknięty papier, za każdym razem owinięty był amanową wstążką. Aman był jej jedyną wskazówką. Mało kto miał do niego dostęp, był pożądanym i ciężkim do uzyskania materiałem, zwłaszcza że blokował wszelką magię i umiejętności. Wszystkie więzienia były nim przepełnione. To jedno skojarzenie wystarczyło jej, żeby rozwiązać dalszą część układanki. Listy, które dostała w podziemiach, zawsze kończyły się słowami ,,𝓉𝓊𝓉𝒶𝒿". Nie była pewna, ale wydawało jej się, że ktoś chce się z nią tam spotkać. Nie mogła jednak tak po prostu tam zejść, a przynajmniej nie za dnia, kiedy wejście było strzeżone przez strażników. Samo dostanie się do środka, nie stanowiło dla niej problemu, jednak męczyła ją inna myśl. Obawiała się, że owiane tajemnicą spotkanie może być jedynie formą podstępu, kolejną próbą, której poddawał ją król. Wciąż pamiętała wcześniejszą lekcję, a bardziej konsekwencje, które spotkały ją za jej bezmyślność. 

Eilien biegła po pałacowym ogrodzie, wyobrażając sobie, że jest zwykłą Nesterenką, która jak zawsze się gdzieś spieszy. Przeciskała się między różnymi krzewami, próbując dotrzeć do miejsca, które sama sobie wyznaczyła. Jej dziecięcy umysł nie był w stanie zrozumieć, dlaczego wszyscy tak bardzo gonią za swoimi obowiązkami, jednak uważała, że jest już wystarczająco dorosła, żeby również tak robić. Tylko Elnyar nigdy się nie spieszył, ale on był wyjątkowy. Kiedyś sądziła, że wszystkie istoty chcą zdążyć przed wschodem księżyca, kiedy trzeba iść spać, jednak pewnej nocy udało jej się podejrzeć, że Nesteren jest tak samo żywe nocą jak i za dnia. Postanowiła to jednak zachować w tajemnicy, w końcu jeśli powiedziałaby prawdę królowi, to ten zapewne kazałby wszystkim iść spać tak samo jak jej, a wtedy mieszkańcy musieliby spieszyć się jeszcze bardziej. Usiadła na chwilę na trawie, chcąc złapać oddech. Bieganie nie było jej ulubioną czynnością. Zerwała jedno źdźbło trawy, którym zaczęła się bawić, kiedy niespodziewanie jej wzrok przykuł jeden ze strażników. Przyglądała się jego czarnej zbroi, dopóki nie zorientowała się, że mężczyzna w ogóle nie patrzył, gdzie idzie. Musiała jakoś zareagować.

— Stój, bo zrobisz mu krzywdę! — krzyknęła, jednocześnie rzucając się na ziemię, żeby delikatnie pogładzić kwiat po jego białych płatkach. Wierzyła, że w ten sposób może wynagrodzić mu stres, którego doświadczył. Podniosła się z ziemi i obdarzyła strażnika gniewnym spojrzeniem, choć ten zdawał się w ogóle nie rozumieć, o co jej chodzi. — Następnym razem, kiedy będziesz szedł po ogrodzie, musisz bardziej uważać. Rośliny nie lubią, kiedy się po nich depcze. Tylko trawa jest wyjątkiem. Przekażesz to innym strażnikom? Prooszę.

Księżniczka nie chcąc tracić więcej czasu na rozmowy, ukłoniła się lekko i pobiegła w stronę ogromnego drzewa, które należało do jej ulubionych. Ostrożnie wspięła się po jego gałęziach, choć długa, fioletowa suknia znacząco jej to utrudniała. Dopiero będąc na szczycie, mogła w pełni podziwiać ogród w całej jego okazałości. Rozglądała się w poszukiwaniu nowego zajęcia, gdy nagle dotarło do niej, że jest zupełnie sama. Nigdy wcześniej się to nie zdarzało, a przynajmniej nie wtedy, kiedy pilnowała ją Meyla. Krzyczała, wołała, ale nikt nie przychodził. Zaczęła płakać, przerażona tym, że nie wie, co zrobić. Nagle natchnęła ją zupełnie nowa myśl. Pospiesznie zeszła z drzewa, lekko obdzierając przy tym ręce, po czym wybiegła na główną drogę, która prowadziła do bramy. Masywne wrota stanowiły jedyną barierę do jej marzenia - zwiedzenia Nesteren. Wyjątkowo nikt ich nie strzegł, nigdzie nie było śladu żywej duszy. Kierowana ekscytacją wybiegła z zamku, przecierając oczy ze zdumienia. Po raz pierwszy, odkąd pamiętała, przekroczyła mury zamku. Jej radość nie trwała jednak zbyt długo, bo niespodziewanie poczuła gwałtowne szarpnięcie, które uniosło ją do góry. Zaczęła krzyczeć i wierzgać nogami, jednak po chwili spostrzegła, że to jedynie Elnyar, więc nie miała się czego bać. Była w błędzie. Jego wyraz twarzy była tak zimny, że do dzisiaj, gdy wracała wspomnieniami do tamtego momentu, budził w niej przerażenie. Tamtego dnia skrzywdził ją po raz pierwszy, jednak ona i tak starała się go usprawiedliwić. Resztę tej historii próbowała wyprzeć z pamięci, jednak blizna ciągnąca się przez całe jej plecy nie pozwalała jej zapomnieć. Wolała wierzyć, że nie chciał tego zrobić.

Szybko odepchnęła od siebie wspomnienia, nie chcąc pamiętać strachu, który nieustannie towarzyszył jej od tamtego momentu. Bała się nawet własnego cienia, który w jej oczach w każdej chwili mógł zamienić się w istotę, która będzie chciała ją skrzywdzić. Cokolwiek miało czekać na nią w więzieniu, ta wciąż nieuśpiona w niej nadzieja, nie pozwalała jej tego zignorować. Nawet jeśli wielokrotnie okłamywała samą siebie, że wciąż wierzy w to, że pewnego dnia ktoś ją uratuje, nie potrafiła porzucić tej myśli. Była zbyt słaba, żeby to zrobić. Wyszła ze swojej komnaty,  chcąc zorientować się, jak wiele osób wciąż nie śpi. Nocą w zamku zawsze panował mrok, nikt nie trudził się zbytnio, żeby rozświetlić zamkowe korytarze. Tak długo żyła w ciemnościach, że nie potrzebowała światła, żeby widzieć. Doskonale znała rozkład wszystkich pomieszczeń, wiedziała też, gdzie się ukryć, żeby zniknąć z pola widzenia strażników. Mimo to pokonanie górnego piętra zawsze stanowiło dla niej wyzwanie, zwłaszcza że brakowało jej wnęk, które mogłyby, chociaż na chwilę ochronić ją przed niebezpieczeństwem. Niepewnie zarzuciła na siebie ciemny brązowy płaszcz, podarowany jej przez Meylę, choć mocno odstawał on od ubrań, które kazano jej nosić i ostrożnie przemknęła wśród strażników. Nie chcąc wzbudzać w nich podejrzeń, skierowała się w stronę komnaty króla, co kiedyś często jej się zdarzało. Elnyar zakazał im za nią podążać, co musiała wykorzystać.

Uważnie rozważała każdy swój krok, jakby od tego zależało jej życie, choć nikt nie mógł wiedzieć, co planuje. Strażnicy zdawali się w ogóle nie zwracać na nią uwagi, a nawet jeśli kierowali w jej stronę spojrzenia, to szybko je odwracali, skupiając się na własnych zajęciach. Skorzystała z ich nieuwagi i minęła sypialnie króla, kierując się w stronę schodów, aby następnie zejść po nich w dół. Dopiero kiedy znalazła się wewnątrz pierwszej napotkanej wnęki, mogła odetchnąć z ulgą, choć wciąż czekała na nią najtrudniejsza część planu. Będąc na dole, nie mogła pozwolić, żeby ktokolwiek ją rozpoznał. Mocniej zaciągnęła na głowę kaptur, starając się zakryć wszystkie białe włosy. Zostało jej jeszcze trochę czasu, żeby wszystko przemyśleć. Zachowując zimną krew, starannie dopracowywała każdy szczegół planu, jednak uświadamiając sobie, jakie mogły czekać ją konsekwencje, po raz pierwszy nabrała wątpliwości. W imię czego tak naprawdę ryzykowała? Kilku skrawków papieru, których znaczenia nawet nie rozumiała, czy może złudnej nadziei na to, że jej los się poprawi? Obie te rzeczy wydawały się być zbyt błahe, aby ryzykować dla nich życiem, a mimo to czuła, że to jedyne, co jej pozostało. Pierwszy raz, odkąd pamiętała, robiła coś dla siebie. Serce zaczęło jej bić szybciej, a umysł stawał się coraz bardziej niespokojny. Teraz, albo nigdy. Wyszła ze swojego ukrycia, podążając wzdłuż marmurowej ściany do kolejnej kryjówki. Niespodziewanie jednak zza zakrętu wyłonił się strażnik, którego obecności zupełnie się nie spodziewała. Pospiesznie skryła się za jednym z filarów, modląc się w duchu, aby jej nie dostrzegł. Na szczęście mężczyzna jej nie zauważył, jedynie powierzchownie rozglądając się po pomieszczeniu. Jedyne, co ją uratowało, to zwykły zbieg okoliczności. Stwórcy musieli mieć ją w opiece. Dotarła do kolejnej wnęki, z której widać już było cel. Upewniając się, że droga jest pusta, stanęła pod bramami więzienia. W nocy nikt nie strzegł jego murów. Więźniowie byli zbyt wycieńczeni, aby móc wydostać się z celi o własnych siłach, a nawet gdyby zdołali to zrobić, to nie byliby w stanie opuścić zamku. Jedyne wrota prowadzące do wyjścia były tak silnie strzeżone, że nikt nigdy nie zdołał ich przekroczyć wbrew woli władcy. Niepewnie zeszła w głąb podziemi, uważając, żeby nie potknąć się o któryś ze stopni. Nic nie widziała, więc starała się polegać na innych zmysłach. Choć błądzenie w ciemnościach nie było najlepszym rozwiązaniem, to światło pochodni zwróciłoby na nią zbyt wiele uwagi. W chwilach jak te żałowała, że była jedynie zwykłym człowiekiem.

Błądziła wśród cel, nie wiedząc, czego tak naprawdę szuka. Każdy najmniejszy ruch czy niepozornie rzucony cień budził w niej przerażenie. Wyobrażała sobie same najgorsze scenariusze. Chciała zawrócić, lecz wtedy zorientowała się, że kilka zakrętów wcześniej musiała pomylić drogę. Stała przed jednym z rozwidleń, nie wiedząc, w którą stronę powinna pójść. Gdy tylko któraś z dwóch opcji wydawała jej się oczywista, nabierała wątpliwości. Zrezygnowana usiadła pod jedną ze ścian, lekko odchylając głowę do tyłu. Próbowała zachować spokój, lecz z każdą minutą panika nasilała się w niej coraz mocniej, odbierając jej przy tym racjonalne myślenie. Jeśli teraz nie odnajdzie drogi powrotnej, to rano natkną się na nią strażnicy, a wtedy Elnyar dowie się, że złamała jego zakaz. Nagle, jakby w odpowiedzi na jej obawy, ujrzała w oddali dziwne źródło światła, rzucające w jej stronę słabe promienie. Momentalnie zerwała się na nogi, chcąc zobaczyć, skąd pochodzi nienaturalny blask. Początkowo była pewna, że odnaleźli ją strażnicy, jednak niepokojące światło w niczym nie przypominało tego rzucanego przez pochodnię, było nienaturalnie jasne. Kiedy dotarła na miejsce, źródło zniknęło, pojawiając się kilka metrów dalej. Zmieszana uważnie przyglądała się niespotykanemu zjawisku, nie wiedząc, co powinna zrobić. Magia, której użyto do stworzenia światła, w niczym nie przypominała tej pochodzącej od Stwórców. Nieufnie postanowiła sprawdzić, co stanie się, gdy ponownie zbliży się do źródła, jednak te znikało za każdym razem, gdy miała je na wyciągnięcie ręki. Była gotowa się poddać, lecz wtedy zapanował absolutny mrok, a zaraz po nim ukazały się płomienie pochodni, pochodzące z jednej z celi. Eilien przetarła oczy, chcąc upewnić się, że nie jest to wytwór jej wyobraźni. W zamku nikt nie dbał o to, aby zapewnić ludziom światło, a tym bardziej, gdy chodziło o więźniów. Zaciekawiona nowym odkryciem, stłumiła niepokój, który jej towarzyszył i poszła zobaczyć, co kryje się w środku. Spodziewała się wielu rzeczy, jednak gdy tylko jej oczom ukazał się elf, zrobiła kilka kroków w tył, próbując wmówić sobie, że to nie dzieje się naprawdę, jednak jak miała zaprzeczyć spiczastym uszom, białym tatuażom i intensywnie zielonym oczom, które przed chwilą ujrzała? Eileay nigdy nie było zamieszkiwane przez elfy, a ich przedstawicieli można było zliczyć na jednej ręce. Skrywali się oni na dworze w Efyvdii, nie lubiąc wchodzić w interakcję z innymi gatunkami. Zakłócenie ich spokoju zawsze zwiastowało kłopoty.

— Witaj Naeve Meri — elf zwrócił się do dziewczyny, kierując w jej stronę badawcze spojrzenie. Zapanowała niezręczna cisza, przez którą wstał z ziemi i uśmiechnął się szeroko, obnażając przy tym wszystkie swoje zęby. — Czekałem na ciebie. Mam nadzieję, że otrzymałaś wszystkie moje listy.

— Musiałeś mnie z kimś pomylić, choć... chodzi o te wiadomości? — pospiesznie wyjęła kartki, które skrywała w swoim rękawie, po czym przyłożyła je do krat, wciąż zachowując bezpieczną odległość. — Nic nie rozumiem, dlaczego chciałeś się ze mną widzieć?

— Nie mamy zbyt wiele czasu, dlatego pozwól, że od razu przejdę do sedna sprawy, choć nie ukrywam, że chętnie pozwoliłbym sobie na dłuższą wymianę zdań, gdyby nie niesprzyjające okoliczności. — Elf podszedł bliżej, opierając ręce o kraty, jednocześnie wciąż nie spuszczając wzroku z księżniczki. — Nie bój się, przecież nie zrobię ci krzywdy. Powiedz mi, Elnyar wie, że tu jesteś?

Eilien długo nie odpowiadała, próbując zebrać swoje myśli. Nieznajomy budził w niej wiele wątpliwości, jednak z jakiegoś powodu chciała wierzyć w to, że nie miał złych intencji. Jego zachowanie, choć zupełnie niejasne, nie sprawiło, że poczuła się zagrożona. Jedyne co ją stresowało, to myśl, że nie wie, co powinna zrobić. Zdradzenie, że jest sama, nie było najrozsądniejszym rozwiązaniem, jednak im dłużej wahała się nad tym, co powinna odpowiedzieć, tym bardziej się zdradzała. Niechętnie zrobiła kilka kroków w przód, chcąc pokazać elfowi, że się go nie boi, choć wewnątrz cała drżała. Więzień w każdej chwili mógłby ją zaatakować, a ona nawet nie zdążyłaby uciec. Cela uniemożliwiała wydostanie się z niej, jednak nie zapewniała bezpieczeństwa.

Dziewczyna ukradkiem zajrzała do jej wnętrza, wcześniej nie mając na to odwagi. Ściany pokryte były ciemnym drewnem, którego kolor nadawał pomieszczeniu ciepła, a podłogę zdobił zielony dywan obszyty nieznanym jej wzorem. W najdalszej części stało niewielkie łóżko, ozdobione jedwabiem i poduszkami, a tuż obok niego znajdowało się biurko i skromna szafa, na której dostrzegła świecznik i misę z wodą. Największą uwagę przyciągał jednak regał z książkami, który ciągnął się przez całe pomieszczenie. Wszystko urządzone było z przepychem, wszędzie walały się rozmaite ozdoby, niektóre pochodzące z odległego kontynentu.

Więzień stał w bezruchu, cierpliwie czekając na rozwój wydarzeń. Jego skóra miała fioletowy odcień, przypominający dzikie kwiaty, podobnie jak długie, choć o wiele ciemniejsze włosy. Cały czas obserwował dziewczynę i choć jego spojrzenie wydawało się łagodne, to kryło się w nim coś dzikiego. Ubrany był w białą tunikę przewiązaną pasem, długie skórzane spodnie i wysokie, wiązane buty. Jego ciało zdobiła spora ilość kolczyków, pierścieni i naszyjników. Był też o wiele wyższy, niż początkowo przypuszczała.

— Elnyar o niczym nie wie, jednak jeśli twoje zachowanie wzbudzi we mnie jakiekolwiek wątpliwości, to wiedz, że nieopodal stoją strażnicy, gotowi zainterweniować w każdym momencie — skłamała, przybierając oficjalny ton głosu. Zawsze zachowywała się tak w sytuacjach, które ją stresowały. Nawet nie chciała myśleć, co by się stało, gdyby Elnyar dowiedział się, że potajemnie spotkała się z więźniem i to bez jego wiedzy.

— To dobrze, musimy zachować nasze spotkania w tajemnicy. Nie chcę niepotrzebnie denerwować Elnyara, zwłaszcza że znajduję się na jego terenie. Bardzo podziwiam jego spryt, nawet jeśli jego sposób sprawowania władzy nie jest bliski moim ideałom, jednak ostatnio staje się zbyt emocjonalny i...

— Spotkania? — przerwała mu, nie kryjąc swojego zdziwienia. — Widzisz mnie pierwszy i ostatni raz, więc jeśli to coś ważnego, to powiedz mi to teraz, zamiast marnować mój czas. Nie powinno mnie tu być, tak samo jak ty nie powinieneś ze mną rozmawiać. — Cofnęła się o krok. — Chce jedynie wiedzieć, kim jesteś i dlaczego tak bardzo zależało ci na dostarczeniu mi tych wszystkich wiadomości. Jak dostałeś się do mojej komnaty, będąc jednocześnie uwięzionym? Zresztą wszystkie twoje starania są daremne, nie rozumiem treści żadnego z listów, podobnie jak słów, którymi mnie powitałeś. Zdradź mi znaczenie swoich czynów, a w zamian wysłucham tego, co chciałeś mi powiedzieć.

— Neave Meri wkrótce poznasz odpowiedzi na nurtujące cię pytania, jednak sama musisz do nich dojść. Pamiętaj jednak, że każda odpowiedź ciągnie za sobą kolejne pytania, więc dobrze zastanów się nad tym, które informacje są dla ciebie rzeczywiście cenne. Najpierw jednak chciałbym, żebyś przeczytała ten list. — Zniknął gdzieś w cieniu swojej celi, po czym wrócił z rozpieczętowaną kopertą, podając ją przez kraty.

Eilien nie była pewna, czy przyjęcie czegokolwiek od nieznajomego było dobrym pomysłem, jednak w myślach powtarzała sobie, że przecież elf jest zamknięty, więc nie zrobi jej krzywdy, zwłaszcza że czegoś od niej chce. Szybko chwyciła kopertę, po czym zrobiła kilka kroków w tył. Fioletowa pieczęć, choć naruszona, przedstawiała martwego kruka. Jedynie król mógł posługiwać się tym kolorem. Delikatnie wyjęła ze środka kartkę, kierując ją w stronę najbliższego źródła światła. Od razu rozpoznała pismo Elnyara, więc jeśli więzień je podrobił, to niezwykle dobrze mu się to udało. Uważnie wczytywała się w zdania, niektóre powtarzając po kilka razy, chcąc mieć pewność, że niczego nie przeoczyła.

,,Nesteren
ˣˣʸʸ

Drogi Zeaveranie,

wybacz, że nie będę szukał słów, które wytłumaczyłyby moje postępowanie, a tym bardziej wynagrodziły Ci to, że od czterech pór nie odpisywałem na Twoje listy. Wiedz jednak, że mimo wielu niedomówień, które między nami powstały, wciąż darze Cię sporym zaufaniem. Nie mogę zdradzić Ci wszystkich szczegółów, lecz sytuacja w zamku staje się coraz bardziej napięta. Przypuszczam, że N̷̷e̷̷v̷̷e̷̷r̷a̷̷e̷̷l̷ mój doradca powoli zaczyna odkrywać nasz sekret. Musimy się spieszyć, zanim on pierwszy wykona swój ruch. Jest o wiele bardziej przebiegły, niż pozornie mogłoby się wydawać. Przez lata trwania naszej przyjaźni nigdy Cię o nic nie poprosiłem, jednak wyjątkowe okoliczności sprawiają, że muszę to zrobić. Jeśli Ci się uda, przekonaj Zeę, aby pozwoliła Ci opuścić Efyvdię i udaj się do mojego zamku. Kończy nam się czas Zeaveranie. Niestety z obawy, że mój list dotrze w niepowołane ręce, nie mogę napisać nic więcej. Oby los Ci sprzyjał.

Elnyar

Ps. Wiedz, że Eilien ma się dobrze, nieustannie czuwa nad nią Meyla."

Dziewczyna jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej, włożyła list do koperty, po czym wręczyła go elfowi. Nie było w nim niczego, co w jakiś sposób wpłynęłoby na jej codzienność, a mimo to czuła, że nie powinna była go czytać. Dlaczego Elnyar nie powiedział jej, że ma przyjaciela? Czy była zbyt niewystarczająca, żeby mówił jej o wszystkim? Data listu wskazywała na to, że został on napisany równo dwadzieścia pór po tym, jak znalazła się w zamku. Może była wtedy zbyt młoda, żeby król w pełni jej zaufał? Coraz więcej scenariuszy rodziło się w jej głowie, jednak wszystkie prowadziły do jednego rozwiązania, król na pewno chciał zastąpić ją kimś lepszym. Nawet jeśli te wiadomości były stare, to powiedziałby jej, gdyby to była zwykła znajomość. Musiała zacząć starać się bardziej, zanim będzie za późno. Co jeśli powiedział jej, że zostanie królową, jedynie po to, aby uśpić jej czujność?

— Zeaveran to twoje imię, prawda? Co tak naprawdę łączy cię z Elnyarem? Dlaczego cię tu zamknął? Mnie też czeka podobny los?— bez zastanowienia, zaczęła zadawać więźniowi pytania, które przychodziły jej na myśl, nie zważając na to, że wciąż mu nie ufała.

— Mówiłem ci już, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie — uśmiechnął się, lecz jego uśmiech wcale nie wydawał się szczery, wręcz przeciwnie, było w nim coś podstępnego. — Nie ufasz mi, ale to dobrze, w tym zamku nikomu nie można ufać, dlatego chcę ci udowodnić moje dobre intencje. Wiem o wielu rzeczach, które przed tobą ukrywają. Elnyar nie jest tak szczery jak może ci się wydawać. Powiedz mi, wiesz, jak trafiłaś do zamku?

Eilien jedynie zaśmiała się na te słowa, nie wierząc w to, że Elnyar mógłby ją okłamać. Znała go na tyle dobrze, że wiedzieć, że nie posunąłby się do czegoś takiego. Często nie mówił jej o wielu rzeczach, jednak jeszcze nigdy jej nie okłamał. Była pewna, że to jedynie podstęp więźnia, który zrobiłby wszystko, byleby uwolnić się z celi. Cokolwiek od niej chciał, nie zamierzała tego spełniać. Najchętniej odeszłaby i zakończyła w ten sposób rozmowę, jednak chciała udowodnić, że król nie jest aż tak złą osobą, jak wszyscy myślą.

— Znam go o wiele dłużej niż ty, jednak skoro tak bardzo jesteś pewna, że możesz mu zaufać, to powiedzenie, jak znalazłaś się w zamku, nie powinno stanowić dla ciebie problemu. Chyba że to kolejna tajemnica — kontynuował, krzyżując ręce na piersi.

— Nocą nieznana kobieta porzuciła mnie pod bramą zamku, a Elnyar nie chcąc skazywać dziecka na pewną śmierć, postanowił mnie przygarnąć i wychować — wyrecytowała z pamięci doskonale znaną jej historię. Od zawsze chciała poznać tożsamość swoich rodziców, jednak Elnyar za każdym razem zbywał ją tymi samymi argumentami, że to niemożliwe i powinna uszanować ich decyzję. Jedyne, co jej pozostawało, to pogodzenie się z tym.

— Jakie to wspaniałomyślne z jego strony, więc to taką historyjkę sobie wymyślił? — więzień głośno się zaśmiał, ocierając przy tym łzy. — Nie zostało ci zbyt wiele czasu do świtu, dlatego jeśli postanowisz odkryć prawdę na temat własnego pochodzenia, wróć do mnie, albo żyj dalej w kłamstwie. To twój wybór Neave Meri, a teraz żegnaj, zanim ktoś nas nakryje. Światło wskaże ci drogę do wyjścia.

Nim księżniczka zdążyła jakkolwiek zareagować, więzień skrył się w mroku swojej celi, a po jej prawej stronie rozbłysło białe światło. Dłuższą chwilę stała w milczeniu, wciąż analizując wszystko to, co przed chwilą się wydarzyło, jednak nie mogąc tkwić w więzieniu przez wieczność, ruszyła za światłem. Wierzyła, że skoro raz wskazało jej dobrą drogę, to kolejny raz zrobi to samo. Szła wzdłuż korytarzy, co jakiś czas zaglądając do przypadkowych cel. Większość więźniów już dawno spała, a ci, którzy wciąż byli na nogach, nie zwracała na nią uwagi, czasem jedynie obdarzając ją spojrzeniem. Wszechobecna wilgoć i smród sprawiały, że jedyne, o czym teraz marzyła, to żeby z powrotem znaleźć się w swojej komnacie. Potrzebowała ciepłej kąpieli i snu, aby choć na chwilę zapomnieć o tym miejscu.

Niespodziewanie światło zgasło. Eilien nie rozumiejąc, co się dzieje, próbowała rozejrzeć się za jakąś podpowiedzią, jednak nic nie widziała. Nie powinna była ufać temu przeklętemu elfowi, jednak równie dobrze mogła wrócić na własną rękę i tak jak poprzednio zgubić się po drodze. Nie mając innego wyjścia, postanowiła iść przed siebie, nie zważając na to, że może coraz bardziej oddalać się od bramy. Wolała łudzić się, że sama jakoś odnajdzie drogę, niż stać i czekać, aż rano odnajdą ją strażnicy. Co jakiś czas potykała się o różne nierówności terenu, jednak ignorowała to, do czasu, aż na coś wpadła. Nie była to jednak zimna i kamienna ściana, a coś innego, coś żywego. Czyjeś palce zacisnęły się na jej szyi, jednocześnie unosząc ją do góry. Próbowała się szarpać, walcząc o każdy oddech, jednak było to bezskuteczne, więc się poddała. Ktokolwiek to był, nie odpuszczał. Uścisk stale się zaciskał, a ona opadała z sił. Nie chciała umierać pośród naxiańskich więźniów, jakby była jedną z nich. Wszystko działo się zbyt szybko.

— Nie wyraziłem się wystarczająco jasno, że masz tu nie przychodzić? — rozpoznała znajomy głos.

Król momentalnie puścił dziewczynę, przez co ta upadła na ziemię, zalewając się łzami. Bała się spojrzeć w jego stronę, choć w ciemności widziała jedynie zarys jego sylwetki. Wiedziała, że był wściekły. Czuła na sobie jego przeszywające spojrzenie. Pociągnął ją za materiał jej czarnej sukni, zmuszając ją, żeby wstała. Srebrna krew powoli zaczęła wypływać z jej rany, która powstała przy upadku, choć jeszcze przed chwilą nie czuła żadnego bólu. Zapewne było to jedynie zwykłe przetarcie. Palcami próbowała wyczuć, jak bardzo jest źle, jednak widząc więcej krwi, niż początkowo przypuszczała, spanikowała. Elnyar doskonale wszystko widział, więc bez problemu ocenił jej stan i uznając, że nic jej nie będzie, zignorował go.

— Mów, co tu robisz — rzekł stanowczo, zaciskając ręce w pięści.

— Przepraszam... Chciałam tylko pomóc... — z trudem wypowiadała słowa, czując, jak niewidzialna pętla zaciska się na jej szyi.

Elnyar używał na niej swojej magi, więc było gorzej, niż myślała. Nigdy wcześniej tego nie robił. Wiedziała, że była to jedynie iluzja, jednak była na tyle rzeczywista, że czuła sznur wbijający się w jej gardło. Odruchowo wręcz chciała go poluzować, nawet jeśli nie istniał. Każdy oddech wydawał się tym ostatnim.

— Więc twoją jedyną wymówką jest to, że pomagasz moim wrogom? Spodziewałem się po tobie czegoś lepszego Eilien, już nawet kłamstwo byłoby lepsze. Kolejny raz mnie zawodzisz.

— To był ostatni raz, nigdy więcej mnie tu nie zobaczysz, przysięgam...

— To oczywiste, że więcej cię tu nie zobaczę, zwłaszcza że osobiście o to zadbam, skoro trzymanie się z dala od tego miejsca ci nie wychodzi. Zamknięta we własnej komnacie przynajmniej nie będziesz sprawiać problemów.

— Elnyarze błagam, nie rób mi tego. Wiesz przecież, że zrobię wszystko, co tylko zechcesz. Poprawie się, zabiję tyle więźniów, ile rozkażesz, ale nie każ mnie zamykać — próbowała go przekonywać, jednak na próżno, bo żadne słowa nie zdołałyby tego zrobić. Podjął już decyzję, z którą jedyne, co jej pozostało, to się pogodzić.

Kara z pozoru błaha, dla niej była najgorszą torturą, jaka mogła ją spotkać. Nienawidziła zostawać sam na sam ze swoimi myślami i choć w zamku była na nie skazana, to jej sypialnia jedynie potęgowała poczucie osamotnienia. Przypominała jej o chwilach, których wspomnienia trzymały ją przy życiu, choć jednocześnie tak rozpaczliwie chciałaby móc o nich zapomnieć. Nie było nic gorszego niż samotność, która towarzyszyła jej przez większość życia. Wolałaby, żeby Elnyar znów ją skrzywdził, zostawiając na jej ciele kolejne blizny, bo ból fizyczny zawsze kiedyś mijał. Czasami, gdy łamała zasady, zamykano ją na kilka dni, a innym razem na kilka miesięcy. Elnyar nigdy nie mówił jej, ile potrwa jej kara, co było w tym wszystkim najgorsze. Nawet nie miała do czego odliczać. Pozbawiał ją ostatniej cząstki nadziei, której mogłaby się trzymać.

Neverael opierał się o ciemnobrązowy mebel, krzyżując ręce na piersi, podczas gdy król siedział na swoim łożu, mierząc wiecznego zimnym spojrzeniem. Oboje sobie nie ufali, co było aż nadto wyczuwalne. Niektórych słów nie dało się już cofnąć, a mimo to Elnyar przeczuwał, że tej nocy usłyszy coś o wiele gorszego, niż drobna sprzeczka, która wybuchła między nimi chwilę temu. Choć przez moment chciał się zaszyć w przyjemnej nicości ciszy, jego doradca nie zamierzał tak łatwo odpuścić, kierując w jego stronę kolejne oskarżenia.

— Więc ty naprawdę sądzisz, że zrobisz z niej królową? Eilien jest jak szczur, który boi się nawet własnego cienia. Trzeba się jej pozbyć, zamiast trzymać ją na siłę w zamku. Żałuj, że nigdy nie widziałeś, jak drży ze strachu na sam mój widok, gdy ciebie nie ma w pobliżu. Spodobałoby ci się  — zaśmiał się nerwowo. — Skończ wreszcie bawić się w ojca, zanim skutecznie zaprzepaścisz wszystko to, co razem zbudowaliśmy.

Król uważnie słuchał słów wiecznego, jednak czuł, że nie do końca potrafi się na nich skupić. Coś wewnątrz niego stawało się niespokojne z każdą następną częścią wypowiedzi. Nagle w pomieszczeniu zabrakło mu tlenu, choć okno było otwarte na oścież, ukazując dwa księżyce otoczone bezgwieździstym niebem. Jego serce przyspieszyło, a myśli stał się dziwnie zamglone, jakby nie miał do nich dostępu. Sięgnął po kielich z winem, od razu wypijając całą jego zawartość, choć nigdy wcześniej tego nie robił. Nie rozumiał, co się z nim dzieje.

— Jeśli tylko jeszcze raz ją skrzywdzisz Neveraelu... — zaczął, jednak wtedy umysł zaczął podpowiadać mu same najgorsze scenariusze. Przed oczami widział wystraszoną Eilien i choć wielokrotnie sam doprowadzał ją do takiego stanu, to myśl, że wieczny robi to samo, budziła w nim frustrację. Nie mógł jednak pozwolić, żeby dawny przyjaciel dostrzegł ten jeden słaby punkt, dlatego musiał brnąć w to dalej. — Dlaczego właściwie to robisz? To nie jest częścią naszego planu.

— Częścią naszego planu nie było też sprowadzenie jej do zamku, a ty mimo wszystko to zrobiłeś — stanął twarzą w twarz z królem. — Znosiłem lata upokorzeń i spełniania twoich wizji, cierpliwie czekając, aż role się odwrócą, a teraz wreszcie nastał ten dzień.

— Ryzykownie grasz, sprzeciwiając się mojej woli. Myślisz, że dla tych wszystkich zwykłych mieszkańców naprawdę cokolwiek znaczysz? Nikt cię nie uratuje, więc dobrze się zastanów, zanim zrobisz coś przeciwko mnie. Pamiętaj, że to ja jestem królem.

Elnyar podszedł do okna, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie traktował słów Nevereala poważnie, ten zapewne znów się z nim droczył, badając, gdzie może postawić granicę. Nie zamierzał jednak przymykać oczu na jego marne próby przejęcia władzy. Planował to ukrócić, jednak obiecał sobie, że zrobi to jutro. Tej nocy musiał jeszcze upewnić się, że z Eilien wszystko w porządku. Wieczny podążył za nim jak cień, opierając się o framugę okna.

— Pozwoliłem sobie na krótki spacer po więzieniu, podczas którego odkryłem naprawdę wiele ciekawych rzeczy. Powiem wprost, znam twoje tajemnice Elnyarze. Chyba nie sądziłeś, że zdołasz cokolwiek przede mną ukryć? Żyję na tym świecie o wiele dłużej niż ty, widziałem jego początek i chcę ujrzeć też koniec, ale nie ten zaplanowany przez Stwórców. Postawię sprawę jasno, przyspieszysz swój plan, albo pozbędziesz się Eilien z zamku, zanim sam wyjawię jej kilka interesujących faktów na twój temat. Zastanawia mnie, czy wciąż będzie stać po twojej stronie, gdy dowie się o tych wszystkich kłamstwach.

Król zamilkł, zastanawiając się nad tym, co powinien zrobić. Doskonale znał Neveraela, więc już od dawna wiedział, że ten prędzej czy później znajdzie jakiś sposób, żeby go zdradzić, jednak nigdy nie przypuszczałby, że wieczny odważy się wplątać we wszystko Eilien. Nie mógł pozwolić, żeby dziewczyna stała się kartą przetargową w sporze, który nawet jej nie dotyczył. Cały czas był pewien, że nad wszystkim czuwa, a nie przewidział tak oczywistej rzeczy. Doradcę wiązała przysięga, jednak nie dotyczyła ona księżniczki, więc znalazł idealny sposób, żeby ją obejść. Elnyar poczuł, jak ogarnia go wściekłość, jednak nie zamierzał nad nią panować. Cokolwiek miało zdarzyć się tej nocy, bezpieczeństwo Eilien było dla niego najważniejsze.

— Zabije cię, jeśli to zrobisz i zaufaj mi, że twoja śmierć będzie długa i bolesna — wycedził przez zęby, mierząc swojego dawnego przyjaciela wzrokiem.

— Myślisz, że jestem na tyle głupi, żeby tego nie przewidzieć? Ktoś w zamku zna prawdę i jeśli tylko dowie się o mojej śmierci albo uwięzieniu, natychmiast powiadomi o wszystkim Eilien. Kto wie, może to któryś ze strażników albo kucharzy? — uśmiechnął się, kładąc rękę na ramieniu króla. — Czas na wprowadzenie kilku zmian w zamku, ale pozwolę ci się z tym wszystkim przespać. Znam cię, więc doskonale wiem, że Eilien stała się dla ciebie ważniejsza niż władza, chyba że jestem w błędzie. W każdym razie miłej nocy, przyjacielu.

Elnyar bezradnie obserwował, jak wieczny wychodzi z jego komnaty. Chciał rozładować w jakiś sposób swoją złość, więc podszedł do komody, po czym zrzucił z niej całą zawartość i usiadł na podłodze. Był bliski załamania. Wszystko, co dotychczas zrobił, okazało się niewystarczające, zawiódł nie tylko siebie, ale również Eilien. Musiał za wszelką cenę ochronić ją przed prawdą. Wciąż nie rozumiał, jak mógł przegapić tak oczywiste szczegóły. Jedyne, co mu pozostawało, to trzymanie dziewczyny w zamknięciu tak długo, aż nie wymyśli jakiegoś rozwiązania. Tam nic jej nie zagrażało. Nie dbał o to, czy Eilien go znienawidzi i tak sumienie podpowiadało mu, że już dawno powinna to zrobić. Bardziej niż to, żeby go lubiła, zależało mu, żeby była bezpieczna. Całą noc zajęło mu rozważanie wszystkich opcji, które mu pozostały, aż znalazł tą jego zdaniem idealną. Robił to dla niej. Nie mógł być pewien, czy księżniczka była warta poświęcenia władzy i tego, co budował od lat, a mimo to nie potrafił jej porzucić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro