{Rozdział Dwudziesty Pierwszy}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zielone oczy blondyna jednocześnie sparaliżowały Fryderyka i były spełnieniem jego marzeń. Nie mógł od nich oderwać wzroku i nie chciał tego robić. W tym momencie nie chciał już nigdy patrzeć na cokolwiek innego.

Przez kilka chwil trwała zupełna cisza. Niebieskooki stał w drzwiach jak zaklęty, z szeroko otwartymi oczami i uchylonymi ustami, za to posiadacz oczu zielonych nie mógł z siebie nic wykrztusić, mimo że chciał. Po chwili Węgier przełamał się.

-Przepraszam, że cię tak potraktowałem, ja po prostu... -Ferenc zaczął się jąkać i spuścił wzrok.

-Wejdź... - mruknął Fryderyk wyrwany z zamyślenia i przesunął się by blondyn mógł przejść, po czym zamknął za nim drzwi.

-Przepraszam...

-Nie szkodzi... -ciemnowłosy odwrócił wzrok. -Nie wiem co masz do George...

-To że jest z tobą -przerwał mu zielonooki. Polak zamrugał kilkukrotnie, patrząc na niego ze zdziwieniem.

-Ale zerwaliśmy -skończył wypowiedź.

-O-oh, dlaczego...? -Węgier wyraźnie się speszył.

-Nie przez ciebie, czy coś... Po prostu George stwierdziła, że związek aż na taką odległość nie ma sensu -niebieskooki spojrzał mu w oczy badawczo. -Czemu ci przeszkadza tylko gdy jest moją dziewczyną?

Zielonooki wbił wzrok w podłogę i przez chwilę w całym mieszkaniu panowała zupełnie martwa cisza.
Chopin patrzył na Węgra pytająco, zaczynając się zastanawiać, czy nie dowie się za chwilę, że Liszt zakochał się w George...

Lub...

Przez chwilę w umyśle Fryderyka pojawiła się jeszcze jedna opcja, ale Polak szybko ją odrzucił, bowiem wydawała mu się zbyt piękna by być prawdą.

-Jesteśmy przyjaciółmi...-przerwał w końcu ciszę Ferenc. Fryderyk kiwnął głową, mimo wszystko jednak słowa blondyna go zabolały, choć próbował jak mógł sam sobie wmówić, że nie zrobiły one na nim żadnego wrażenia.

- T-ta, j-jasne, p-przyjaciółmi... -Chopin zwiesił głowę. Znowu nastała cisza, tym razem również przerwana przez Ferenca, jednak po znacznie krótszym czasie.

-Pamiętasz jak mówiłem ci, że utknąłem we friendzone?

Serce Chopina momentalnie przyśpieszyło. Podniósł wzrok na Ferenca, który patrzył na niego jakby z nadzieją. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Fryderyk był już prawie że pewny o co chodziło Lisztowi.

-W sensie, że ja..? -wyszeptał po chwili. Twarz zielonookiego pokryła się ledwo dostrzegalnym rumieńcem i kiwnął głową. Chopin przybliżył się ciut do blondyna i dodał już głośniej, choć dalej równie nieśmiało i niepewnie -W takim razie ja też utknąłem we Friendzone.

Węgier przez chwilę wpatrywał się w niego, będąc w bezgranicznym szoku, po czym wskazał na siebie, patrząc mu w oczy pytająco.

-Tak... Ale zrozumiałem to dopiero gdy kazałeś mi zerwać z tobą kontakt... Zrozumiałem, że... -ciemnowłosy zwiesił wzrok- że nie potrafię bez ciebie żyć...

Przez chwilę trwało zupełne milczenie i obaj pianiści stali bez ruchu. Ten stan jednak przerwał Liszt, łapiąc Chopina za ramiona i mocno do siebie przytulając. Niebieskooki oparł głowę na jego ramieniu, automatycznie wtulając się w blondyna bardziej.

Znowu stali w bezruchu i milczeniu. W tym momencie nie potrzebowali słów. Dla każdego z nich obecność tego drugiego i jego bliskość było wszystkim czego pragnęli.

Po chwili jednak ciszę przerwał Polak.

-Czy mógłbym... Cię pocałować...? -bąknął nieśmiało, rumieniąc się i patrząc w zielone oczy Węgra.

Ferenc nie odpowiedział, za to delikatnie chwycił jego podbródek i unosząc go lekko, złączył ich usta w delikatnym, ale bardzo uczuciowym pocałunku.

***
Rozdział z przeproszeniami dla -starcandle i jej wargi, która ucierpiała podczas czytania poprzedniego rozdziału... No i dla wszystkich, którzy myśleli że to listonosz xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro