{Rozdział Trzynasty}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To było dwa tygodnie temu. Obaj byliśmy pijani. To nie było na serio, wątpię że on to pamięta. Więc czemu do jasnej cholery ja nie mogę zapomnieć?!

-Julek, mógłbyś proszę, delikatnie rzecz ujmując... Pisać po kartce a nie po ławce?-ksiądz Ignacy delikatnym ruchem przeniósł jego dłoń z powrotem na papier. Dopiero ten ruch obudził Słowackiego z rozmyślań. Zamrugał kilkukrotnie i rozejrzał się po klasie, zauważając między innymi chamski uśmieszek na twarzy Adama. Zawiesił się na chwilę gdy na niego spojrzał. Na niego i na te jego cholerne, szaroniebieskie oczy.

-Zamyśliłem się, przepraszam -mruknął i wrócił do przepisywania notatki, tym razem w zeszycie.

-Zakochany -Krasicki roześmiał się i odszedł od ławki Juliusza, w głowie którego kotłowała się jedna myśl.

Błagam, niech pan się myli...

***

Fryderyk zacisnął palce na nutach, czując że serce mu przyśpieszyło. Jeszcze tylko dwie osoby i była jego kolej.
Dalej nigdzie nie widział Ferenca, co napawało go dziwnym, niewytłumaczalnym niepokojem.

Wziął głęboki wdech i w tej samej chwili poczuł nacisk na swoich barkach.

-Dzień dobry panie Chopin -usłyszał wypowiedziane szyderczo słowa bardzo blisko swojego ucha. -Pogodzony już z porażką?

Chopin odwrócił się w stronę Liszta i uśmiechnął się pod nosem.

-Tak jak mówiłem, pana ego czekało już tutaj. A ja nie dam panu tym razem tak łatwo wygrać.

Ferenc uśmiechnął się lekko, patrząc na Polaka jakby cieszył się, że go widzi. Jednak nie potrwało to długo, gdyż został wywołany i rzucając Fryderykowi wredny uśmiech, wyszedł na scenę.

-Nie dam się tak łatwo Ferenc -uśmiechnął się równie chamsko ciemnowłosy.

***

-Ale masz napad weny -mruknął Cyprian opierając się o framugę pokoju Adama, który znowu z zawziętością coś pisał.

-Bo mam inspiracje -wzruszył ramionami Mickiewicz.

-Jak się nazywa? -spytał z lekkim uśmieszkiem. Niebieskooki lekko się zarumienił.

-Celina Szymanowska...

-A to nie ta twoja psycho fanka z trzeciej b? -czarnowłosy zlustrował go wzrokiem, na co Adam tylko wzruszył ramionami. -Piłeś coś?

-Nie.

-Gadasz od rzeczy... A tak właściwie pijemy teraz czy jak nasz Mistrz wróci do domu?

-O czym ty mówisz? -Adam przerwał pisanie i spojrzał na Norwida.

-O tym, że co jak co, ale zwycięstwo Frycka trzeba opić -chłopak uśmiechnął się lekko.

-Już wraca?

-Nie, dopiero gdzieś za tydzień, bo siostry z nim pojechały i cytując -tu czarnowłosy spojrzał na wyświetlacz telefonu - "Ciągną mnie na zwiedzanie Paryża jakbym tu nie bywał parę razy do roku"

Adam roześmiał się cicho, a Cyprian wyszedł zamykając za sobą drzwi. Chłopak spojrzał na kartkę, która normalnym ludziom wydałaby się nie do odczytania i uśmiechnął się pod nosem, zadowolony ze swojego pisma.

-Przynajmniej nikt tego nie przeczyta dopóki nie zechce -mruknął z uśmiechem.

***

-Juliusz, ratuj -Tadeusz spojrzał na chłopaka błagalnie.

-Ja ciebie? A co się takiego stało? -czarnooki zmarszczył brwi.

-Ludwika się stała... Zaczynam się w niej od nowa zakochiwać, a nie mogę! Ona ma narzeczonego, jej ojciec mnie nienawidzi i będzie z tego draka stulecia jak ktokolwiek się dowie...

-Cytując Norwida "Mnie pytasz o sprawy miłosne? Ja ci mogę co najwyżej doradzić jak ukryć zwłoki".

Kościuszko mimo dość podłego humoru, roześmiał się serdecznie. Słowacki wstał od stołu przy którym obaj siedzieli i ruszył w stronę balkonu, mając nadzieję, że Tadeusz nie zada pytania, którego się teraz najbardziej obawiał.

-Ej, po co ty pytałeś Cypriana o sprawy miłosne? -spytał jednak niebieskooki, lecz ciemnowłosy udał że go nie usłyszał.

Zamknął za sobą balkonowe drzwi, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym włożył jednego z nich w usta i odpalił. Oparł się o barierkę i wypranym z emocji, zamyślonym wzrokiem wpatrywał się w niebo. Niebo, które jak na złość było szaro niebieskie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro