1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harold wysiadł z pociągu i ruszył do centrum miasta, gdzie miał na niego czekać informator, Micheal Porter, jego stary znajomy ze szkoły. To on dał mu cynk. W Moulton dzieją się dziwne rzeczy... Dokładnie dwa miesiące temu złapano członków sekty porywającej studentów i mordujących ich na bagnach. Dokonał tego jakiś zadufany prywatny detektyw... Nie lubię ich. Wolę pracować sam...

W barze "Pod Okiem" nie zastałem mojego przyjaciela, więc do niego zadzwoniłem.

-No? Gdzie ty do cholery jesteś? Jest dziesiąta w nocy, do jasnej cholery! CO?! ŻONA CIĘ NIE PUŚCIŁA?! JA PIERDOLĘ... MOGŁEŚ MI CHOĆ POWIEDZIEĆ... CO JA? TO TY MIAŁEŚ REZERWACJĘ! TAK? TY TEŻ! -Krzyknął Burke i rzucił telefonem o podłogę ze złością i przeczesał krótkie, brązowe włosy.

-Przepraszam... - Zagadnął jakiś starszy człowiek. -mogę postawić kolejkę?

-Proszę bardzo... - Odparł zrezygnowany Harold i ciężko usiadł na krześle.

-Słyszałem przypadkiem pańską rozmowę... Może mógłbym coś zaradzić... khe, khe. Na obrzeżach miasta, khe, mam posiadłość... Mieszkam tam sam, więc gdyby pan chciał mi dotrzymać dziś wieczorem towarzystwa... Mam kilka pokoi gościnnych, a za adekwatną cenę, dostanie pan też smaczną kolację... Ale w zamian opowie mi pan o tym, co pana tu sprowadza, do takiego miasta jak Moulton... Zgoda? - Spytał staruszek.

-Hmm... O tej porze i tak w mieście nic nie znajdę... No dobrze! Czemu nie?

-Idealnie! Proszę za mną. - Siwy mężczyzna poprowadził Harolda do swojego auta i ruszyli.

Jechali tak przez czterdzieści minut, wyjechali z miasta i jechali przez gęsty i ciemny las. W końcu ich oczom ukazała się spora posiadłość na osłoniętej polanie. Dom miał gotycką architekturę i w ogóle wydawał się ponury.

-Oto BLACK ABBY MANOR. -Zaprezentował dom kierowca.

Kiedy Harold rozpakował swoje walizki w jednym z pokoi, zszedł za namową staruszka do wielkiej jadalni, którą oświetlało tylko kilka świec. Burke usiadł na przeciw swojego gospodarza i zaczęli jeść.

-Więc... Co pana tu sprowadza?

-Może najpierw poznam pańskie imię? Ja nazywam się Harold Burke, jestem dziennikarzem śledczym. Przyjechałem tu w sprawie tych morderstw sprzed tygodnia. Cztery trupy, w czterech częściach miasta!

-Hmmm... Na razie zaspokoił pan moją ciekawość... Ja nazywam się Merle Huston, na co dzień pracuję jako zaufany doradca burmistrza... Sporo się tu dzieje, w sensie w mieście i okolicy... Dwa miesiące temu sekciarze, teraz to... Co się stało z tym światem?

-Nie mam pojęcia... - Odparł Burke.

kolacja się skończyła i gość poszedł do swojego pokoju. Kiedy już chciał się położyć, potknął się i wylądował twarzą przed kominkiem. Chciał się podnieść, ale wtem coś dostrzegł. A mianowicie wystające spod popiołu wieczko pudełka. W szkatułce znajdowały się jakieś zapiski oznaczone cyfrą "2". Zeszyt był obity skórzaną okładką z wystającym z grzbietu frędzlem. Zaciekawiony Harold otworzył książkę na pierwszej stronie.

Nazywam się (Nieczytelne imię i nazwisko). Aktualnie jest rok 1986. Minęło już pięć lat, odkąd zacząłem badać tajemnice tego miasta. Nic nie jest tu takie, jakie się wydaje... Upiory, grupy przestępcze... Sekty... To miasto przyciąga wszystkie dziwne stwory... Do tego podejrzewam, że jeden z moich współpracowników coś knuje... Mam nadzieję, że to tylko złe przeczucie... Wszak najważniejsza jest maszyna... (Dalej nieczytelne)

Harold szybko przekartkował dziennik, który kończył się mniej więcej w połowie. Reszta kartek była pusta. skupił się więc na zapisanych stronicach. Na każdej kartce były rysunki kreatur, zjawisk paranormalnych czy innej podejrzanej aktywności.

To nie mógł być przypadek, że Harold znalazł tę książkę... tym bardziej, że znalazł mapę przyczepioną taśmą na ostatniej stronie. Były na niej zaznaczone cztery miejsca. Tam właśnie znaleziono przed tygodniem ciała. Dopisek:

Te miejsca, na czterech krańcach miasta... Zbadałem to. były tam zatrzymania grawitacji, a ludzie, którzy przebywali tam więcej czasu, wariowali. Mówili cały czas o jakimś Kuysucie... Jeszcze muszę to zbadać...

Harold Burke wiedział, że w ręce wpadł mu prawdziwy skarb, być może klucz do znalezienia winnego zamordowaniu czterech osób. Musiał to dobrze rozegrać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro