Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"-Dong,masz swoje lizaki - powiedział JiYong kładąc na stół reklamówkę.
-Nie wydawało mi się, abym prosił was o lizaki w jakieś... penisy - wyciągnełem jednego i machałem nim z ręką ku górze.
-Emm nie było mowy jakie chcesz, więc postanowiliśmy ci je kupić, a ze względu że wiemy jak bardzo kochasz słodycze, a w tym lizaki kupiliśmy ci ich maaaaseeee. Mamy jeszcze jedną reklamówkę.
-Żartujecie sobie, prawda?
-Nie, naprawde tyle kupiliśmy. Co prawda wydaliśmy na to troche kaski, ale dla przecież dla przyjaciół wszystko - odezwał się Kang.
-Oh, ale wy kochani. Nie wiem jak mam się odwdzięczyć - udałem wzruszonego.
-Wystarczy mini striptiz czy coś - powiedział Kwon. Wszyscy zaczeli sie śmiać.
-Mini jak twój penis, czy mini jak ryż? - zaśmiałem się.
-Nie widziałeś mojego przyjaciela cwelu.
-Moge zobaczyć - podeszłem do niego z wyciągniętymi rękoma w kierunku jego spodni.
-Aish! Dobra wygrałeś. Nie musisz nam dziękować, tylko poczęstuj- wyciągnął ręcę w stronę jednej z reklamówek.
-Sięgasz po peniski z cukru, wiesz? Em w takim razie zapraszam zespół na lizaczki!!! - krzyknełem.
-Przynajmniej słodkie i mieszczą się w ryju takim jak na przykład twój.
-Ohohohoh dobra, daj se siana, bo chce zjeść. "

Pamiętam tę rozmowę jakby zdarzyła się wczoraj. Emm chociaż w sumie tak było. Czasem naprawde miło powspominać. Dzisiaj mamy dzień odpoczynku, a jutro podpisywanie autografów, spotkania z fanami itd. Trzeba wypocząć, chociaż znając życie wyrwą nas (tych nie chętnych czyli zazwyczaj mnie i Lee) do jakiegoś klubu. Sięgnełem po jednego z lizaków. Moja ręka dotkneła czegoś innego. Aaaah to tylko telefon. Moja ręka błądziła po stole w poszukiwaniu czegoś słodkiego.

-Znalazłem! - krzyknełem sam do siebie. Logiczne, przecież ludzie tak robią.

Otworzyłem folię, w której się znajdował i włożyłem go do buzi. W prawie tym samym momencie czułem już jego smak. Oczywiście był owocowy, a nie jakiś spermowy czy tak jak tam kto pomyśli. Owocowy. Po jakimś czasie zaczełem się coraz bardziej nudzić. Przypomniał mi się leżący na stole samotny telefon. Postanowiłem zerwać nasze samotności i chwycić go z planami pogrania lub napisania do kogoś. Sięgając mało co brakowało, abym upadł. Ughh nikt chyba nie lubi tego bólu jak spadnie się z łóżka, prawda? Spokojnie bez żadnych komplikacji odblokowałem telefon i napisałem do przypadkowej osoby. Oczywiście padło na Lee. Przypomniało mi się, że chciał o czymś porozmawiać, może teraz będzie ten moment? Zobaczy się.

JA: Hej Lee. Jesteś zajęty?

Po około pięciu minutach otrzymałem odpowiedź.

Kochaś: Oczywiście że nie. Coś się stało, czy nudzi ci się?

(Sam sobie ustawił pseudonim jak coś to nie moja sprawka)

JA: Emm przypomniało mi się jak wczoraj mówiłeś coś o ważnej sprawie. Możesz teraz powiedzieć czyy tak jakoś przez telefon pisząc ci nie wypada? :///

Kochaś: Emm no może jednak się spotkajmy. Masz czas?

JA: Dzisiaj mamy wolne, więc tak.

Kochaś: No dobra... To o 3pm w kawiarni w pobliżu?

JA: Dobra. Dozobaczenia ;***

Kochaś: No bajooo ^~^

Po całej rozmowie zobaczyłem która godzina. Była 2pm więc miałem dokładnie godzinę na wyszykowanie się. Szybko pobiegłem wziąć orzeźwiający prysznic. Nie mogłem sobie pozwolić na długie kąpanie, więc wyszedłem po 15 minutach. W ręczniku poszłem wybrać sobie ubrania. Zapomniałem o nich. Na dziś padło na czarne rurki z dziurami na kolanach i długim, pasteloworóżowym sweterku. Ja wiem - różowy, ale ja osobiście nie mam nic do tego koloru, ani do facetów ubranych w jakieś odcienie różu, wręcz uważam, że wyglądają uroczo. Ci, co znają mnie dobrze, doskonale o tym wiedzą. Przebrałem się w wybranie przez siebie ciuchy i spojrzałem na zegarek - 2.30. Poszukałem jeszcze paru dodatków, aby fani nie rozpoznali mnie i abym na każdym kroku nie musiał się zatrzymywać. Wybrałem czarną maskę i okulary przeciwsłoneczne. Włosy mam typowe dla tego kraju, więc mam nadzieję, że nic się nie stanie jak nie założę czapki. Chociaż postanowiłem jednak wziąć plecak do którego schowam wodę i tą czapkę na nagłe coś, albo jakby Lee się czepiał. Jeszcze raz rzuciłem okiem na zegarek, który tym razem ukazał mi godzinę 2.42. Jakbym się pospieszył to może byłbym przed Lee. Z tą myślą szybko wyszedłem i z prędkością światła kierowałem się w stronę kawiarni. Kawał drogi to to nie był, ale krok też nie. Trzeba było ominąć park, a on malutki nie był. Spokojnym krokiem zajmie to około 15 minut więc szybszym około 10. Szedłem spokojnie aż nagle coś zwróciło moją uwagę. Był to facet ubrany w spodnie pod kolor mojego swetra, białą koszulę i biały kapelusz. Stał do mnie tyłem więc nie wiedziałem kto to. Stał na ławce więc miałem temat, aby "zagadać" do chłopaka.

-Emm cześć, czy wszystko jest okej? - powiedziałem zachrypniętym głosem. Brzmiałem jak nie ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro