Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Tak, stało się - odpowiedział.

-Opowiadaj.

-Komu? Osobie z parku? Z resztą jestem umówiony - powiedział odwracając się. Na twarzy miał maskę, lecz od razu rozpoznałem tę osobę.

-Lee? Jezu przestraszyłem się - lekko się zaśmiałem. - Chodź do kawiarni to wszystko mi opowiesz- powiedziałem po czym chwyciłem jego dłoń i pociągnełem w stronę kawiarni.

-Nie, stój! Em nie wolisz porozmawiać na świerzym powietrzu?

-No, napewno miło by było, ale w każdym momencie mogą nas poznać... Wole nie ryzykować - odpowiedziałem.

-Wole zostać tu - wyrwał swoją rękę z uścisku jak jakieś dziecko - dotlenimy sie, a fani? Gdzieś to mam i tak skończy sie na zdjęciach i autografach.

-Eh no dobra niech ci będzie - usiadłem na ławce i otworzyłem plecak, z którego wyciągnełem czapkę.

-Po co ci to? - zapytał wskazując rzecz.

-Na nagłe coś. Fani mogą rozpoznać nas w najmiej spodziewanym momencie - powiedziałem z troską.

-Eh no dobrze... Przejdźmy do ważnych tematów. Jak wiadomo ty jesteś mądry - ledwo przełknął ślinę i mówił dalej. - Słyszałem rozmowe menagera kiedy rozmawiał z kimś przez telefon. Mówił coś o "przerwie" członków zespołu lub jednego. Zrozumiałem, że chodzi o przerwe w karierze. Postanowiłem, że to będę ja. Dobrze sobie radzicie i beze mnie też dacie rade - chciałem mu przerwać, ale zaczął mówić dalej - ja wiem, chcesz mnie powstrzymać, jestem ważny i bla bla bla. Dacie rade. Ja w tym czasie odpoczne i przemyślę pare spraw. Moja "przerwa" napewno nie potrwa wieki. Eh chyba że uznają, że idzie wam lepiej beze mnie.

-Lee co ty wygadujesz? Jesteś głupi czy głupi, aby wierzyć w takie gówno? Podsłuchiwałeś? To źle, ale jeszcze gorzej że wierzysz w te bzdury. Bardzo dobrze nam idzie i nie rozumiem potrzeby zawieszania czy tam "przerwy". Powodzi nam sie i niczego nam nie brakuje. Może mówili o innym zespole? Może to nie nasz menager? Jeśli nie chcesz mi uwierzyć i dalej tak będziesz gadać to pogadam z nim i wszystko wyjaśnimy. Teraz myślę, że może reszta powinna o tym wiedzieć... Ale to zależy od ciebie, w końcu to ty wszystko usłyszałeś.

-Racja, powinienem porozmawiać z menagerem, ale to później. Przepraszam że tak jakoś wyciągam wnioski za wcześnie i za zmarnowany czas - wstał. - To wszystko co chciałem ci powiedzieć.

Wstałem i stanąłem przy nim. Dużej odległości między nami nie było, ale i tak jesteśmy przyjaciółmi więc nic sie nie dzieje. Lee jednak się odsunął przy tym potykając się o korzeń drzewa. Pomogłem mu wstać i zauważyłem ranę na jego dłoni. Może i nic poważnego, ale sławne osoby nie powinny mieć żadnych zbytnio dzucających się w oczy ran. Wróciliśmy do hotelu. Lee powiedział, abyśmy poszli do jego pokoju. Jak powiedział tak zrobiliśmy. Siedział na swoim łóżku, a ja grzebałem w apteczce w poszukiwaniu wody utlenionej i plastra. Gdy już znalazłem potrzebne mi rzeczy opatrzyłem jego rany. Zauważyłem, że jest głęboka. Niezdara. Podziękował mi, a ja usiadłem obok niego na łóżku. Między nami była cisza, więc postanowiłem ją zakłócić. Spojrzałem na niego i rzuciłem się tak, aby leżał na łożu. Jak chciałem tak zrobiłem. Usiadłem na nim rozkrokiem i zacząłem go łaskotać. Wiedziałem że tego nie lubi, ale przez śmiech nic nie mógł powiedzieć. Był cały czerwony. Uroczo. Po dłuższym czasie przestałem i to wszystko obróciło się do mnie.
Teraz ja leżałem, a on na mnie siedział. Teraz ja byłem łaskotany i ja się dusiłem ze śmiechu. Jakimś cudem opanowałem się i śmiejąc się zwaliłem go z łóżka. Nie spodziewał się tego i upadł na plecy udeżając czymś o coś z dziwnym dźwiękiem.

-Nic ci nie jest? - zapytałem.

*cisza*

-Halo Lee - zaniepokoiłem się. A co jeśli coś mu się stało? Nie wybaczyłbym sobie jeśli tak. Zeszłem z łóżka i siedziałem przy chłopaku. Nic nie mówił i miał zamknięte oczy. Przestraszyłem się jak nigdy. Zaczełem panikować. Schyliłem się, aby sprawdzić jego oddech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro