Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Tak to się zaczęło...

Natalie

Ostatni dzień przed weekendem. Przekręciłam głowę i spojrzałam na elektroniczny zegarek, który stał na szafce nocnej. Wskazywał równo szóstą trzydzieści. Westchnęłam cicho, po czym odchyliłam kołdrę i usiadłam na łóżku. Postawiłam bose stopy na drewnianej podłodze, która była przyjemnie chłodna. Moje ciało lekko zadrżało. Westchnęłam po raz drugi i wstałam.

Prysznic pomógł mi otrząsnąć się z resztek snu. Po nim owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do sypialni. Z jednej z szuflad wyjęłam czystą bieliznę, by zaraz z powrotem pospieszyć do łazienki. Założyłam majtki i stanik, a później spojrzałam w lustro. Brzydka nie byłam. Określiłabym siebie jako dość ładną kobietę, jeśli chodziło o twarz. Natomiast co do reszty...

No cóż.

Nie byłam chudą modelką z wystającymi żebrami. W dzieciństwie miałam szczupłe ciało, całkiem normalne, tak jak większość dzieciaków. Kłopoty zaczęły się
w okolicach dwudziestego roku życia. Zaczęłam przybierać na wadze i, z niepozornej osoby, stawałam się coraz bardziej okrągła. Nie otyła, ale trochę nadliczbowych funtów się dorobiłam.

Odziedziczyłam dość szerokie biodra – po mamie. Tak samo jak wydatny biust. Rude włosy, które z trudem okiełznywałam; mój tyłek był tak krągły, że jeszcze trochę i pewnie zostanę konkurencją dla Beyonce. Ewentualnie Jennifer Lopez.

I jak typowa kobieta, do pewnego czasu nie umiałam siebie w pełni zaakceptować.

Oczywiście próbowałam różnych diet i ćwiczeń. Osiągnęłam nawet pewne efekty, mimo że nigdy nie zostałam szczęśliwą posiadaczką płaskiego brzucha. Gdy tylko kończyłam z głodówkami, wracałam do poprzedniej wagi, i to w tempie o wiele szybszym, niż chudłam.

W końcu dałam sobie spokój. Zrozumiałam, że nigdy nie zostanę Miss Ameryki, co nie oznacza, że nie mogę dobrze się czuć we własnej skórze. Nie zamierzałam zatruwać sobie życia tylko dlatego, że posiadałam nieco więcej ciała. Byłam pełnowartościową kobietą i starałam się trzymać tej myśli.

Otrząsnęłam się i ruszyłam do szafy, aby znaleźć strój do pracy. Byłam wykwalifikowaną masażystką w prywatnym gabinecie masażu i odnowy biologicznej, jednym z wielu w Lexington, w stanie Kentucky. Kochałam swój zawód, masowanie przynosiło mi mnóstwo satysfakcji.

Kontakt z ludźmi stanowił główny powód do radości. Czasami zdarzali się natrętni klienci, zwłaszcza ci, którzy próbowali namówić mnie na masaż erotyczny. Szybko wyprowadzałam ich z błędu co do rodzaju usługi, jaką świadczyłam.

Mój dom znajdował się na przedmieściach. Może nie do końca mój. Należał do mojej kuzynki, która w obecnej chwili mieszkała z narzeczonym w Europie. Żeby nie stał pusty, pozwoliła mi w nim zamieszkać na czas nieokreślony. Dla mnie to było idealne rozwiązanie. Zyskałam mnóstwo wolnej przestrzeni, do tego nie płaciłam za wynajem.

Leniwie przesuwałam ubrania, szukając czegoś odpowiedniego na dzisiaj. Pogoda za oknem nie sprzyjała, ale był dopiero marzec. Nie mogłam doczekać się pełnej wiosny
i cieplejszych dni.

W końcu znalazłam sukienkę, która mogła sprawdzić się zarówno w pracy, jak i na eleganckiej imprezie. Długie rękawy subtelnie zakrywały ręce, a taliowanie idealnie dopasowywało się do figury i podkreślało atuty sylwetki. Na plecach został wszyty praktyczny, maskowany suwak. Do tego wybrałam cieliste rajstopy, długie kozaki i czarny płaszczyk sięgający bioder.

Jakiś czas później, czekając na kawę, spojrzałam przez okno, za którym niebo zasnuły ciemne chmury. Ciche pstryknięcie ekspresu zakomunikowało, że napój bogów już na mnie czekał. Z przyjemnością rozkoszowałam się ciepłem oraz smakiem. Nie wyobrażałam sobie poranka bez kofeiny. Nie wyszłabym bez niej z domu.

Dojazd do salonu zajmował mi od pół godziny do godziny, w zależności od tego, czy trafiłam na korek. Oczywiście towarzyszyła mi muzyka – nie wyobrażałam sobie jazdy w ciszy. Śpiewałam głośno razem z wokalistką bądź wokalistą zespołu, którego kawałek aktualnie leciał w radiu.

Na parking wjechałam równe trzydzieści minut przed pracą. Zapas czasu pozwolił mi wstąpić do pobliskiego sklepu po ulubioną prasę. Ostatnio odkryłam nowy cykl artykułów. Nie znałam autora – podpisywał się pseudonimem – jednak spodobał mi się jego styl i z zapartym tchem czekałam na dalsze publikacje.

– Dzień dobry! – przywitałam się radośnie z panią Gilmoure, która od samego rana krzątała się po swoim małym sklepiku.

– Natalie! – Jej radosny głos sprawił, że mój uśmiech odrobinę się poszerzył.

Rozejrzałam się za swoją gazetą.

– Odłożyłam ci ją. Zauważyłam, że często ją kupujesz. – Starsza kobieta podała mi pismo.

– Jest pani cudowna. – Z utęsknieniem rzuciłam okiem na pyszny sernik na wystawie za szybą.

– Zapakować ci dwa kawałeczki? – Właścicielka przyglądała się z tym swoim dobrotliwym wyrazem twarzy, jak walczę z własnym pragnieniem.

– Tak – odpowiedziałam, przełykając ślinę.

– Nat, skarbie. Wiesz, że jesteś śliczną dziewczyną, która absolutnie nie ma niczego za dużo?

– Wiem. – Uśmiechnęłam się w pełni. Walić to wszystko.

– Razem będzie sześć dolarów.

Po uiszczeniu zapłaty chwyciłam za papierową torbę i wyszłam.

Wiatr smagnął moją twarz, więc zadrżałam. Dwie minuty później weszłam do budynku, w którym pracowałam. Lubiłam to miejsce, głównie ze względu na atmosferę, która tu panowała.

Nikt na nikogo nie krzyczał, nie pospieszał. Traktowaliśmy się z szacunkiem
i byliśmy dla siebie mili. Szefostwo wyznawało zasadę, że w salonie powinien panować przyjazny klimat.

Pracowało u nas pięć osób. Ja i Vanessa byłyśmy masażystkami, Ted zajmował się magnetoterapią i elektrostymulacją, a Barry aplikatorem Kuzniecowa. Jessica była recepcjonistką. Byliśmy zgraną drużyną i ludzie chętnie do nas przyjeżdżali.

Salon nie był usytuowany w samym centrum, co stanowiło jego zaletę. Mieścił się na spokojnej ulicy, dzięki czemu do środka nie docierały nadmierne hałasy, a to sprzyjało lepszej atmosferze pracy i pomagało klientowi się zrelaksować.

– Co przyniosłaś do kawy? – usłyszałam przyjaciółkę, która czekała na mnie w pokoju socjalnym.

– Sernik. – Odłożyłam torbę na stolik i przy okazji ściągnęłam płaszczyk.

Van gwizdnęła cicho. Rzuciłam jej rozbawione spojrzenie i wyjęłam z torby gazetę oraz ciasto.

– Kocham ten smak – jęknęła po chwili.

– Ja też.

– Poczytam gazetę. – Przypomniałam sobie o prasie. Poszukałam artykuł niejakiego M. Corleone. Nie miałam pojęcia, kim naprawdę był autor tych artykułów.

– O czym jest tym razem? – Vanessa chyba też chciała poznać treść.

– Już sprawdzam. – Przerzuciłam kartki na stronę dwadzieścia siedem. Uśmiechnęłam się
na widok tytułu. – „Jak traktować kobietę w łóżku". – Rzuciłam przyjaciółce powłóczyste spojrzenie.

– Nadstawiam uszy. – Przysunęła się na krześle, dojadając sernik. – No czytaj! – ponagliła.

– Biedny Adam. – Parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie, jak jej chłopak ledwo przekracza próg mieszkania, a wygłodniała kobieta rzuca się na niego.
– Okej, czytam. „Kobiety marzą o wybuchowym seksie, chcą być rozpieszczane i liczą na to, że ich mężczyzna zaspokoi je w łóżku. Czy słusznie? Oczywiście, że tak!"

– Tego nie mógł napisać facet... – mruknęła Vanessa. – Kontynuuj.

Każda kobieta zasługuje na najlepsze zbliżenie" – wznowiłam.
– „Nie wystarczy, że jej partner wpadnie do sypialni, każe jej się rozebrać
i rozłożyć nogi, po czym wbije się do środka.
To nie o to chodzi, chyba że usilnie próbuje doprowadzić ją do załamania nerwowego
."

– Ma rację – wtrąciła się. – Większość facetów właśnie tak działa.

– Zdaje się, że Adam do nich nie należy. – Van często wspominała, jak udane było jej życie seksualne. Normalnie szczęściara pełną gębą. – Milcz! – Wskazałam na nią palcem. – „Jeśli dąży do tego, żeby kobieta po seksie odczuwała zadowolenie, powinien zadbać o jej potrzeby. Najważniejsze to podniecić ją jeszcze w czasie gry wstępnej."

– Święta racja! – Van przybrała minę niewiniątka, kiedy posłałam jej karcące spojrzenie.

To pierwsza i najważniejsza zasada udanego seksu" – ciągnęłam dalej. – „Czasami kobietom osiągnięcie stanu podniecenia zajmuje więcej czasu niż ich partnerom. Dlatego należy poświęcić im odpowiednią ilość czasu i nie robić tego od niechcenia. Kobiety uwielbiają być dotykane, jednak aby je odpowiednio rozgrzać, facet powinien pobudzić wyobraźnię i rozpalić pożądanie. Świetnie sprawdza się np. masaż. Zrelaksuje, rozbudzi zmysły. Może stać się swoistym wstępem do dania głównego, jakim jest zbliżenie. Kobieta czuje się rozluźniona i przygotowana na fajerwerki towarzyszące orgazmowi, który jest dopiero przed nią."

Westchnęłam. Ten, kto to napisał, znał się na rzeczy.

– Każdy facet powinien obowiązkowo przeczytać ten artykuł. – Van pokiwała głową.

– I tu przyznam ci rację – odpowiedziałam. – „Mężczyzna, organizując wieczór, powinien przygotowywać się na niego już od rana. Prawienie komplementów, podgrzewanie atmosfery tylko sprzyja rozwojowi sytuacji. Jeśli przebywa poza domem, idealnie nadadzą się pikantne sms-y. Oczekiwanie na coś, co dobrze się zapowiada, to świetny afrodyzjak. Drobne prezenty też nie zaszkodzą. Która kobieta nie lubi dostawać kwiatów, czekoladek czy innych tego typu rzeczy?" – Cholera, z tym facetem mogłabym być! – jęknęłam. – Ale bardziej prawdopodobne jest to, że artykuł napisała przedstawicielka naszej płci. Jaki mężczyzna przekazałby takie mądre rzeczy?

– Prawda? – rzuciła Van.

– Słuchaj dalej. – „Seks to nie fast food. Czasami owszem, szybki seks jest tym, czego akurat pragniemy. W większości przypadków kobiety wolą bardziej wyrafinowane propozycje. Najlepiej zacząć od pocałunków nie tylko w usta, ale również w szyję, uda, brzuch, piersi, a przede wszystkim w łechtaczkę. Już po takiej grze wstępnej partnerka rozpłynie się z zachwytu."

– Hihi, oj tak! – Czerwień zabarwiła policzki, szyję i dekolt Vanessy. – Kiedy Adam mnie tam całuje...

– Van! Nie byłam z facetem od trzech miesięcy, miej litość! – sapnęłam poirytowana.

Zbliżała mi się miesiączka i najchętniej nadziałabym się na soczystego penisa.
Jak na złość, nie miałam żadnego na oku, a nie zamierzałam rzucać się na pierwszego lepszego. Nie byłam aż tak zdesperowana. Chyba.

– Umówię cię... – zaczęła.

– Nie! – stanowczo zaprzeczyłam. – Kuzyn Adama przyprawia mnie o gęsią skórkę.
I nie z tych dobrych powodów.

– No cóż. Gdybyś jednak chciała...

– Nie chcę. Pozwolisz mi skończyć?

Gdy Van przytaknęła, wróciłam do artykułu.

Ciała kobiet są bardzo wrażliwe, ale każda inaczej reaguje na dotyk i pocałunki. Dlatego dobrze sprawdzić, co preferuje twoja partnerka. Pieszczoty powinny być intensywniejsze, ale lepiej nie przesadzić. Żadna kobieta nie lubi, kiedy mężczyzna ściska jej pierś zbyt mocno albo ssie łechtaczkę niczym nowy odkurzacz. Równie ważny jest nastrój. Kilka świec, nastrojowa muzyka i pachnąca pościel pobudzą zmysły. To wszystko zwiększy szanse, że uda się podniecić kobietę, a może nawet doprowadzić ją do pierwszego orgazmu."

– Kurczę. To niby takie oczywiste, a jednak nie każdy facet jest w stanie temu sprostać – skomentowała moja towarzyszka.

– Ciekawe dlaczego? Adam jakoś nie ma z tym problemów. Wystarczy, że spojrzy na ciebie, a ty już jesteś gotowa.

– Coś w tym jest. – Zachichotała jak nastolatka. – Może to wynika z tego, że po prostu podnieca mnie, jak mało kto. Tak było od momentu, kiedy go zobaczyłam. To jedyny mężczyzna, na którego zareagowałam w taki sposób.

– Jesteś szczęściarą – mruknęłam. – Weź udział w jakimś teleturnieju, w którym nagrodą jest mnóstwo kasy. Kupisz swój wymarzony dom.

– A wiesz, że to całkiem dobry pomysł?

– Najlepiej gdzieś w moim sąsiedztwie.

Podniosłyśmy się z krzeseł.

– Przyznaj się, że marzysz o podglądaniu Adama podczas koszenia trawnika przed tym domem. – Van puściła mi oczko.

Przyjaciółka miała stuprocentową rację – pewnie zerkałabym od czasu do czasu. W końcu było na czym oko zawiesić. I tylko tyle. Cieszyłam się, że Vanessa
go poznała i zamieszkali razem. Pasowali do siebie jak mało kto. On, wysoki i przystojny. Bujne, ciemne włosy, gdzieniegdzie lekko kręcone. Pracował jako trener personalny w siłowni, której był właścicielem. Dokładnie tam się spotkali.

– Wydało się. To co, namówisz go?

Lubiłam nasze poranne rozmowy. Przyjaźniłyśmy się od wielu lat i miałyśmy to szczęście, że razem pracowałyśmy.

– Na koszenie trawy? Czy na wspólne kupno domu? – Wydęła usta.

– Może na jedno i drugie. Przyjemniej by się wstawało z takim widokiem za oknem.

– Wariatka! – Vanessa zabawnie przewróciła oczami. – Zapytam go, jak się na to zapatruje. Na trawnik, oczywiście. Może przyjedzie w lecie, żeby skosić ten przed twoim domem.

– Sugerujesz, że mam jakiś inny? – Przybrałam groźną minę.

Van kochała mnie drażnić.

– Ależ skąd! A masz? – zagadnęła z przebiegłym uśmieszkiem.

– Lecz się. – Popukałam się w czoło na znak, że ma nierówno pod sufitem.

– Poproszę Dr Wilsona o natychmiastową wizytę. Zaraz po pracy.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, już jej nie było.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro