Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jack

Budynek stacji opuściłem w dobrym nastroju. Tylko wsiadłem do samochodu, zaraz sięgnąłem po telefon. Chciałem sprawdzić komentarze od widzów, jednak szybko sobie przypomniałem, że mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Dochodziło dopiero południe.

Parsknąłem śmiechem, przypominając sobie minę profesora w czasie trwania programu. Większość osób uważała, że moje wystąpienia zostały wyreżyserowane. Nic bardziej mylnego. Mówiłem, co mi się żywnie podobało, a ludzie po prostu to chwytali.

Poprzedniego wieczoru zadzwoniła do mnie Emma z pytaniem, czy znajdę dzisiaj czas na kolację, od której miał się zacząć nasz związek. Naturalnie się zgodziłem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w trakcie jutrzejszej emisji ludzie się dowiedzą, że David i Kate nie są jedyną parą z naszej stacji. Oczami wyobraźni zobaczyłem wściekłą minę Willmoore'a.

Z pracy pojechałem prosto do mieszkania. Musiałem znowu trochę popracować na laptopie, a później przygotować się do wieczoru. Nie kochałem Emmy, ona nie kochała mnie. Właśnie dlatego było nam ze sobą tak dobrze. Naszej relacji nie komplikowały niepotrzebne uczucia; to miał być w końcu czysto biznesowy układ, przynajmniej dla mnie. Pokazywanie się publicznie od czasu do czasu tu i tam nie stanowiło żadnego problemu.

Trzy godziny minęły, jak z bicza strzelił. W końcu zamknąłem pokrywę laptopa i rozprostowałem ciało. Miałem chwilę dla siebie, więc dla relaksu włączyłem telewizor. Zmieniałem kanały, aż natrafiłem na program, w którym uczono sztuki masażu.

Moje myśli automatycznie pofrunęły w kierunku Natalie. Nurtowało mnie, jak czuła się po stłuczce. Ta uparta kobieta wzbraniała się przed wizytą w szpitalu, a przecież bez jakichkolwiek badań nikt nie mógł zapewnić, że nic jej nie jest. Teraz zaś rozmyślałem nad jej stanem. Przecież nie mogłem przerzucić jej przez ramię i zabrać siłą do szpitala, wrzeszczącą oraz próbującą się uwolnić. Zaśmiałem się w duchu – wizja zdawała się niebywale kusząca. Już nie mogłem się doczekać, aż znowu ją zobaczę. Po weekendzie wybierałem się do niej na zabieg. Nie byłem w stanie sobie odmówić przyjemności podyskutowania z Nat.

Podobało mi się, że uciekała na mój widok, jeżyła się czy paliła wzrokiem. Podobało mi się, jak się wtedy czułem – pobudzony i bardziej żywy niż po czymkolwiek innym. Żaden człowiek, oprócz niej, tak na mnie nie działał. Fascynowało mnie to, musiałem przyznać.

Dodatkowym atutem Natalie była jej uroda – ogniście rude, długie włosy, które oczami wyobraźni widziałem owinięte wokół mojego nadgarstka; oczy o kolorze burzowego nieba; czy piegi pokrywające zgrabny nosek i policzki. Do tej pory nie byłem świadomy, że coś tak prozaicznego może mnie zafascynować, ale dzięki Nat to odkryłem. Reszta ciała też z pewnością nie odpychała. W biodrach czy w talii była okrąglejsza niż panny, do których się przyzwyczaiłem, a mimo to wyglądała seksownie i ponętnie.

Pomijając wygląd zewnętrzny, zdecydowanie wolałem laski, które się mnie słuchały, dla których moje zdanie było rzeczą świętą. Może Emma nie do końca spełniała ten wymóg, jednak bardzo się ze mną liczyła i łączył nas wspólny cel. Z Natalie nic mnie nie łączyło, lecz ostatnio coraz częściej pojawiała się w moich myślach.

Moje wewnętrzne rozterki przerwał dostawca jedzenia. Pochłaniając je, snułem rozważania na temat zbliżającego się wieczoru. Z Emmą umówiłem się na siódmą, a po kolacji liczyłem przynajmniej na szybki numerek. Nawet nie przeszkadzał mi fakt, że będę udawał wielce zakochanego. Czego nie robiło się dla kariery. Niedawno skończyłem trzydzieści sześć lat. Mimo że późno trafiłem do telewizji, to wiedziałem, że zdobędę należne mi uznanie. Nikt i nic mnie przed tym nie powstrzyma.

Po prysznicu stanąłem w sypialni przed otwartą szafą i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przekrzywiłem głowę, zastanawiając się, kogo przyniosło – przecież nikogo się nie spodziewałem. Tym bardziej, że portier nie zadzwonił, aby poinformować mnie o gościu.

Z ręcznikiem owiniętym wokół bioder ruszyłem do drzwi. Chwyciłem za klamkę, otworzyłem je na oścież i dosłownie zdębiałem.

Na progu mojego mieszkania stała Natalie razem z koszem pełnym owoców i słodyczy. W bardzo seksowny sposób zagryzała swoje wargi, a przy tym wyglądała, jakby zamierzała uciec, gdzie pieprz rośnie.

– Cześć – przywitała się cicho, rzucając mi krótkie spojrzenie.

Wtedy jej wzrok zjechał nieco niżej i zatrzymał się na mojej nagiej klatce piersiowej. Poczułem się, jakbyśmy znów byli w jej gabinetu. Wtedy też nie potrafiła oderwać ode mnie oczu. Paradoksalnie to wspomnienie pozwoliło mi otrząsnąć się z szoku wywołanego jej wizytą. Co prawda nadal nie wiedziałem, po co przyszła, jak tu weszła, a przede wszystkim – gdzie zdobyła mój adres, ale zamierzałem do tego dojść.

– Natalie. – Posmakowałem jej imię na języku. – Wejdź. – Zreflektowałem się i pozwoliłem jej przekroczyć próg mieszkania. – Co cię do mnie sprowadza? – postawiłem pytanie w drodze do salonu.

– Nie zajmę ci dużo czasu – odpowiedziała po namyśle.

Zatrzymałem się przed kanapą i odwróciłem w jej stronę. Jej delikatny, trochę nieśmiały uśmiech wywołał we mnie poruszenie, którego się nie spodziewałem. Chrząknąłem, udając obojętnego.

– Najpierw musisz mi coś zdradzić. Skąd wiedziałaś, gdzie mieszkam? Ta informacja nie należy do publicznej wiadomości.

Bardziej byłem ciekaw niż zły. Może gdyby chodziło o kogoś innego, wtedy sytuacja prezentowałaby się zgoła inaczej, ale chodziło o Natalie Marshall. Nie wyglądała na prześladowcę; do tej pory raczej mnie unikała. Z pewnością wzbudziła moje zainteresowanie.

– Uwierzysz, że po pracy pracuję FBI? – odbiła pytaniem, uśmiechając się szerzej. Nabrała pewności siebie i zdecydowanie nie przypominała tej kobiety, która chwilę temu stała w progu. – Nie obawiaj się, nikomu go nie podam. Nie należę do osób, które rozpowszechniają takie informacje. Nie narażę swojego informatora.

– Znam go? – Próbowałem wybadać, czy to ktoś z moich znajomych, czy nie.

– Nie sądzę. – Zaprzeczyła ruchem głowy. – To nie twój krąg przyjaciół. Nie zamierzasz się ubrać? – Przestąpiła z nogi na nogę.

– Przeszkadza ci to w czymś? – Uniosłem jedną brew.

Ta mała stanowiła dla mnie zagadkę. Na początku skołowana, by po chwili zmienić się w pewną siebie kobietę, która nie dawała się zbić z pantałyku. Natomiast teraz znów wyglądała na skołowaną. Kim była prawdziwa Natalie?

– Ależ skąd! – zaprzeczyła. Byłem gotów się założyć, że mimo wszystko czuła się skrępowana. – Możesz paradować, jak ci się żywnie spodoba. Jesteś u siebie.

– Czyli nie zdradzisz, kto podał ci mój adres? – upewniłem się.

– Nie mogę, przykro mi. Za to chętnie wyjaśnię, jak tu weszłam, bo pewnie ten aspekt też cię interesuje. – Odstawiła kosz na bok.

Po co go przyniosła?

– Czyli? – Podparłem się pod boki.

– Nie gniewaj się na swojego portiera. Nie wpuścił mnie dobrowolnie. Prawdę mówiąc, weszłam dopiero wtedy, kiedy udał się do łazienki. Na początku go prosiłam, żeby pozwolił
mi wjechać, ale stanowczo się opierał. To straszny służbista. Planował do ciebie zadzwonić, więc powiedziałam, że sama się z tobą skontaktuję. Zmierzałam do wyjścia, a on oddalił się w stronę toalety, więc skorzystałam z jego nieuwagi.

– W takim razie czemu służą te podchody?

Byłem coraz bardziej zaintrygowany. Po co wjechała na górę, po co robiła z tego taką tajemnicę?

– Oczywiście. Chciałam podziękować ci za pomoc – wyrzuciła z siebie jednym tchem.

– Nie potrzebuję podziękowań – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie posłużyłem jej pomocą, by później liczyć na jej wdzięczność.

– Tak jak ja nie potrzebowałam pomocy?

– Trafiony, zatopiony. Po co więc tyle zachodu z uciekaniem mojemu portierowi? – Skrzyżowałem ręce na piersi.

Zrobiłem dwa kroki do przodu. Natalie zjechała wzrokiem poniżej mojej twarzy, upewniając mnie po raz kolejny, że robię na niej spore wrażenie. Cholernie mi się to podobało.

– Najpierw doszłam do wniosku, że cię zaskoczę. Ale później trafiłam pod twoje drzwi i zwątpiłam. Bądź co bądź nie uśmiecha mi się, żebyś ścigał mnie za naruszenie twojej prywatnej przestrzeni. Chociaż nie wyglądasz na kogoś, kto czuje się urażony.

Czy mi się wydawało, czy jej głos ociekał kpiną? Nat Marshall zmieniała swoje nastawienie jak w kalejdoskopie. Z przestraszonej, na rozbawioną, a następnie starała się mnie sprowokować. Ta nieoczekiwana wizyta coraz bardziej mi się podobała.

– Po czym to wnioskujesz?

– Po tym, jak starasz się wyeksponować swoje ciało. – W jej głosie pobrzmiewało rozbawienie. – Rozmawiamy od dziesięciu minut, a ty nadal stoisz w samym ręczniku. Liczysz na coś, Jack? Chcesz pokazać, co tam chowasz? – Skinęła głową w stronę mojego krocza.

– Czy ty sugerujesz, że kombinuję, jak się przed tobą rozebrać?

Nie byłem pewny, czy się nie przesłyszałem. Czy Natalie była diablicą z anielską twarzą, która usiłowała mnie sprowokować?

– Jack, ile masz lat, że już miewasz problemy ze słuchem? – Ta wredna małpa puściła do mnie oczko.

Parsknąłem śmiechem, wyobrażając sobie jej minę, gdybym faktycznie rozwiązał ręcznik i pozwolił mu opaść.

– Trzydzieści sześć. Moim uszom nic nie dolega. A ty, Natalie? Ile masz lat? – Pewnie mógłbym to gdzieś sprawdzić, ale skoro właśnie przeprowadzaliśmy wywiad, to dlaczego miałbym nie spytać?

– Trzydzieści dwa. Pokazać ci moje prawo jazdy albo kartę ubezpieczeniową?

– Wierzę ci. Odpowiadając na twoją prośbę, najpierw zadam ci jedno, małe pytanie.

– Jakie? – Przypatrywała mi się nieufnie, węsząc podstęp.

– Chcesz tego, mała, prawda? – zwróciłem się do niej pieszczotliwie.

– Marzę o tym, Jack. Śniłeś mi się w ciągu ostatnich nocy – szepnęła,
a ja rozdziawiłem usta.

I w tym momencie Nat wybuchnęła głębokim, gardłowym śmiechem.

– W takim razie... – zacząłem, a ona momentalnie zamilkła. Przypatrywała mi z pewnym dystansem – odmówić ci. Może innym razem – dokończyłem.

Chcąc ukryć przed nią prawdziwe emocje, odwróciłem się do niej tyłem. Byłem przekonany, że wygrałem tę bitwę. Natalie – Jack: 0:1.

– Wiesz co, panie Foster? – Tym razem na dźwięk jej głosu strumień ciepła popłynął w dół mojego brzucha, docierając do strategicznego miejsca. Byłem tylko facetem, który nie pozostawał obojętny na takie rzeczy. Na powrót stanąłem do niej przodem.

Kiedy podeszła tak blisko mnie? Jej chytry uśmiech od razu dał mi do myślenia. Zrozumiałem, że miała mnie w garści dopiero wtedy, kiedy złapała za ręcznik i odrzuciła go na bok. Mało komu udało się mnie zaskoczyć, Natalie dokonała rzeczy niemal niemożliwej. Cofnęła się krok, lecz nie ze strachu, o nie. Nie widziałem go w jej oczach. Wciągnęła powietrze, jej piersi delikatnie się zakołysały, a ja, jak zahipnotyzowany, zagapiłem się na nie.

– Tak właśnie myślałam... – usłyszałem po chwili.

– Tak właśnie myślałaś? – powtórzyłem.

Ruda podniosła wzrok, aż nasze spojrzenia się skrzyżowały.

– Do zobaczenia, Jack! – wychrypiała pospiesznie.

Pomachała mi i odwróciła się na pięcie.

W końcu drzwi trzasnęły i kobieta zniknęła z mojego mieszkania równie szybko, jak się w nim pojawiła.

Zerknąłem w dół, przyglądając się penisowi. Co jej chodziło po głowie, gdy powiedziała „Tak właśnie myślałam"? Był za mały? Za duży? Za chudy? Za gruby? Nie narzekałem na jego wielkość, żadna z moich partnerek nigdy się nie skarżyła. Techniki też miałem opanowane. Co więc oznaczały jej słowa? Niestety nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.

Warknąłem, gdy zdałem sobie sprawę, że teraz będę się nad tym zastanawiał. Akurat dzisiaj, kiedy wybierałem się na kolację, na której musiałem zagrać zakochanego faceta.

W mojej głowie zapętliły się trzy słowa.

TAK WŁAŚNIE MYŚLAŁAM.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro