18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z utworu Courtesy Call zespołu Thousand Foot Krutch wyrwał ją widok twarzy komisarza Johna Granta. Wydawało się jej że ostatnio posiwiał. Policzki miał czerwone a w rękach miął plik kartek, co chwila poprawiał krawat który wisiał na nim jak za duża obroża na chudym psie. Łypnął groźnie na rząd barometrów prxymocowanych do ściany i ruszył w jej stronę. Teresa Lobster wiedziała, że komisarz nienawidzi morza całym sercem, a praca w otoczeniu przedmiotów, które przypominały mu dawne lata musiała być wykańczająca. 

- Lobster, nareszcie! Chodź, chodź, słyszałem czego się dowiedziałaś od tego ćpuna. Wysłaliśmy tam Bernsona, będzie pełnić wartę na zmianę z McAdamsem aż ten wrak człowieka nie powróci do częściowego zdrowia, by przekręcić śrubę na przesłuchaniu. Teraz chodź, pokażę ci wasze nowe biuro...

- Nasze nowe biuro, ma pan na myśli moje, Freda i Ecklanda? - zapytała dotrzymując kroku komisarzowi, który był wyraźnie o krok od zapowietrzenia się.

- Tak… to znaczy nie! Dopisz jeszcze Willa.

- Bez Bergmana się nie obejdzie. Ale nie skomentował pan Ecklanda. Po chuj…

- Poczekaj, pożyczysz? - John Grant wskazał na butelkę wody, którą Tamara trzymała pod pachą.

- Tak, ale… - Patrzyła, jak zawartość H2O znika z plastikowego pojemnika w tempie szybszym niż bolid formuły jeden na horyzoncie toru wyścigowego.

- Wybacz, dziś mam konferencję prasową, i ledwo wytrzymuję - Uśmiechnął się przepraszająco i wyrzucił pustą butelkę do kosza. - Dziś jeszcze była akcja z dwoma gangami, słyszałaś?

- Widziałam nawet jedną ofiarę, znalazła go bratanica w alejce. Cały pobity, jak go widziałam w szpitalu to… To była rzeźnia w tym klubie…

- I myślę, że proces robienia podrobów jeszcze się nie skończył, do cholery… Dobra, chodź - Grant przepuścił ją w drzwiach windy i wcisnął guzik oznaczony jako minus jeden. 

- I co z Ecklandem?

- Co mam ci powiedzieć?

- Może prawdę? Już nawet Fred gubi się w wyjaśnieniach. Czemu musimy z nim pracować? 

- Ech, każda instytucja ma swoje...

- Ma swoje sekrety, wiem, tak samo mówił Krohn, brzmicie jak jedna i ta sama zepsuta płyta. Ale jeśli mam pracować z kimś spoza policji, może powinnam znać tego przyczynę, komisarzu?

Grant spojrzał na nią mrużąc oczy.

- Mam ci przypomnieć, Lobster, dlaczego zostałaś tu przeniesiona z Indianapolis?

Zadrżała. 

- Ta sprawa jest zamknięta… - powiedziała głucho.

- Tak. I dopóki chcesz, by taką pozostała. I Dopóki ja tego chcę. A bardzo chcę. Jesteś dobrym gliną. A teraz cię potrzebujemy. Więc wykonuj swoją robotę, dobrze? Wszyscy będą zadowoleni - Grant przywołał na spoconą twarz niewyraźny grymas, który miał być uśmiechem. Weszli do piwnicy, byłego archiwum które teraz było przekształcone w prowizoryczne biuro. Pod ścianą stały dwa biurka z komputerami chyba z poprzedniej epoki,bo były całe zakurzone. 

Z lewej usłyszała plusk spłukiwanej wody i z toalety wyszedł Fred Krohn, który zaczerwienił się na ich widok.

- Toaleta się zapchała, pójdę po Elona.

Minął ich szybko i wskoczył przez zamykające się drzwi windy. 

- No, i teraz tu będziesz pracować, Lobster. Zapoznaj się z systemem i do roboty. - Grant uśmiechnął się.

- A nie sądzi pan, że jak na taką sprawę przydałby się lepszy sprzęt?

- Miasto na razie wstrzymało dofinansowanie przez akcję z modernizacją parków, więc na razie macie to. - mruknął Grant i odwrócił się, by wezwać windę. - Znajdźcie coś, bym mógł pochwalić się na konferencji, dobra? Macie chyba jakiś samochód?

- Tak, ale szukamy go. 

- To go znajdźcie, do kurwy nędzy - Grant wsiadł do windy i nacisnął przycisk. - Powodzenia, Lobster.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro