19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ta noc nie była przyjemna dla mieszkańców Kribston w stanie Michigan. Bo to wtedy na miasto padł terror nieznanego zwyrodnialca podpisującego się złotą agawą w sprayu. 

Była pierwsza w nocy, gdy do Fredericka Krohna zadzwonił telefon, przerywając mu równocześnie sesję masturbacji do filmów uważanych powszechnie za obżydliwe i niesmaczne. Westchnął i wyrzucił chusteczkę, równocześnie starał się uregulować oddech. 

- Halo? 

- Wstawaj, Krohn. Znaleziono ciało. 

- Co? Gdzie? Czyje?

- Czyje to się dopiero okaże jak je zdejmiemy. - mruknęła Tamara Lobster.

- Skąd zdejmiecie ciało? - Dopytywał zdumiony Fred ubierając szybko koszulę, przytrzymywał komórkę uchem.

- Z żurawia. Jesteśmy przy Crimson Av. 4, tam gdzie budują nową oczyszczalnię. 

- Dobra, niedługo będę, muszę wykonać jeden telefon…

- Ciekawe do kogo. Chociaż ujrzę go na własne oczy, tego "Vox Populi"...

Fred nie czekał, aż skończy, przełączył rozmowę, drugą ręką wkładając but.

Eckland odebrał po drugim sygnale.

- Co dla mnie masz, detektywie?

- Gówno. A tak poważnie, to ciało.

- Nigdy nie byłeś dobry w żarty.Eckland - Żachnął się dziennikarz.

- A ty w pisaniu. Chciałeś cynków, to masz jeden z nich. 

- Chyba nie uśmiecha ci się nasza współpraca, w przeciwieństwie do mnie. Razem możemy wiele zdziałać, Fred.

- Dobra, nie rób z siebie durnia, starczy że robisz to w internecie. Widzimy się na Crimson Av. 4…

- Do zobaczenia, detektywie. Coś czuję, że to będzie coś dobrego - Edward Eckland rozłączył się.

Fred dojechał w dwadzieścia minut, ale już po drodze widział policyjny kordon z technikami i ciężarówki stacji telewizyjnych. Westchnął. To na takich oszołomach kasę zbija Eckland, takich żyjących każdym byle dramatem, a ludzką tragedię traktują jak gorący temat, wyzbywając się moralności, zakłamują bezczelnie fakty, by tylko podnieść oglądalność. Dlatego nienawidził Edwarda Ecklanda, nie jako człowieka, ale za jego talent do niszczenia innym życia.

Zaparkował swoją starą Toyotę Yaris obok skutera należącego do Tamary. Zdziwił się, bo kiedyś mówiła że nigdy nie wsiądzie już na motor. I przez ostatni rok trzymała się tego postanowienia, nie bardzo wiedział czemu. Zobaczył ją w skórzanej kurtce i narzuconej kamizelce odblaskowej od której odbijały się światła z nieszczęsnej budowy. Zgasił silnik i wysiadł z auta. Równocześnie zobaczył, jak z drugiej strony bramy parkuje czarny Jaguar i wysiada z niego postać w brązowym płaszczu i kapeluszu. Zobaczył błysk okularów. Eckland. Tamten spostrzegł Krohna i pomachał do niego. 

Fred westchnął i podszedł do dwóch funkcjonariuszy i polecił im przepuścić dziennikarza. Nie uszło to uwadze niskiego mężczyzny z mikrofonem Stacji 6, który zaczął się wykłucać, ale został odciągnięty przez operatora.

- Burner, kawał drania - zaśmiał się Eckland wskazując kciukiem za siebie na sytuację. - Nie może przeboleć, że jestem popularniejszy…

- Ale czy lepszy? - warknął Krohn prowadząc go w stronę Tamary, która stukała niecierpliwie nogą w beton.

- Wątpisz w to? Czytałeś mój pierwszy artykuł o "Agawie"? Muszę przeprowadzić wywiad z tym Doubough…

- Wstrzymaj się na razie, co? Mamy ważniejsze rzeczy do roboty. 

- Wy macie. 

- Tak, ale dzięki naszej pracy masz o czym pierdolić do kamer, więc zamknij się. To moja partnerka, Lobster.

- Odważna - Edward zlustrował kobietę od stóp do głów zatrzymując się na czerwonym pasemku we włosach. - Lubię takie.

- Nie rób sobie nadziei, może być lesbijką.

- Ale nie masz pewności, co znaczy że nie byłeś z nią w łóżku.

- Nie. A ty co, taki wielki ogier i podrywacz, gdy nagle masz możliwość pracy w policji? Uważaj na nią, może ci skopać jaja. Zna karate.

- Też znam - Uśmiechnął się Eckland i podszedł do Tamary. - Jestem Edward, pewnie mnie znasz.

- Ta, czytałam kilka, hmm, artykułów. - zawahała się Tamara patrząc niepewnie na Freda, który wzruszył ramionami i pokręcił głową.

- Podobały się? - Kontynuował Eckland i wyciągnął do niej rękę.

- O tyle o ile. Styl mi się podobał. Ale tematyka… chyba nie jestem targetem, niestety.

- Dobra, bo zaraz technicy zadeptają nam ślady, dobra? - Przerwał Krohn. 

Przeszli na placyk pełny worków z cementem i części rusztowań. Na końcu znajdował się betonowy podest ze stalowymi prętami, zbrojeniami, nad którym dyndała lina z hakiem, należącym do niedużej wciągarki zaparkowanej kilka metrów dalej. Tamara puściła snop światła z podręcznej latarki i wskazała na zakrwawione pręty.

- Przed godziną strażnika zaniepokoił hałas na zamkniętej budowie, usłyszał tą wciągarkę, mimo że wszyscy budowlańcy od dawna skończyli pracę. Pomyślał, że to wandale i wezwał patrol, ale w tym czasie hałas ustał. Gdy Steve i Marge przyjechali, od razu wezwali kogo trzeba i poprawnie zabezpieczyli miejsce. Ciało wisiało tu, na haku, przywiązane za nogi. Kilkakrotnie było opuszczane na zbrojenia, czego efekt mamy tam - Tamara wskazała na mały namiot, taki sam w jakim spoczywało ciało z pierwszego morderstwa. 

- A jakieś poszlaki dotyczące autora tej masakry? - zapytał Eckland robiąc zdjęcie telefonem. 

- Taaa, sam się podpisał. Zrób sobie selfie, jak chcesz. Albo lepiej nie.

- He he, dobre, dobre… - zachichotał Ed i zrobił ostatnie zdjęcie. Tamara poprowadziła ich do namiotu, gdzie spoczywało to, co zostało z ofiary. Ciało było w strzępach, całe podziurawione, jak ser szwajcarski. Połamane kości wystawały spod skóry, a resztki mięśni, skóry i ubrań tworzyły jakby skorupę, kleistą zbroję. Tylko twarz pozostała w miarę bez skazy, poza dziurą na wylot w lewym oku, przez które przeszło zbrojenie. 

Krohn ukląkł i z obrzydzeniem poświecił na twarz. Rozszerzyły mu się źrenice. Widział już denata. Rok temu w Kanadzie. Poczuł ucisk w pęcherzu, wstał ciężko. Ręce mu drżały. 

- A… a podpis? - wyjąkał Fred i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. Nie umknęło to uwadze Tamary.

- Co ci jest? Zbladłeś - zauważyła.

- Co? A no tak… Słabo się czuję, muszę skoczyć na drinka. Pokaż ten podpis.

Przeszli do kabiny dźwigu. Zamek był wyłamany, a drzwiczki obijały się o framugę dzięki silnemu wiatrowi. Zbliżała się burza. Zobaczyli na szybie szary kształt, a światło rozpędziło mrok pozwalając przeczytać wiadomość:

"Nie ma dobrych ludzi. Są tylko grzesznicy. A ja jestem Świętym". Pod tym napisem widniał rysunek agawy. Namalowany złotą farbą.

- Kurwa - jęknął Edward i wyciągnął telefon by zrobić zdjęcie.

- A selfie? - spytała Tamara z lekkim uśmieszkiem. Ed spojrzał na nią rozbawiony. 

- Kiedyś opowiem ci o moim poczuciu humoru, Tamaro. Jeśli będziesz tego chcieć - wyszczerzył się do niej. Ta uśmiechnęła się lekko. Fred tymczasem jakby stracił czucie, zatoczył się nieco, oparł się o betonowy słup.

- Dobra, naprawdę potrzebuję drinka.

- To widzimy się jutro? Chyba dostanę wszystkie autoryzacje, prawda Fred? - zapytał Eckland zapisując coś w telefonie. 

- Ta, jasne. Postaram się o to. 

- Macie jakieś tropy? Coś, co mogę zbadać? - doytywał dziennikarz.

- Niedawno mówiłeś, że jesteś tylko obserwatorem. - warknął Fred zapinając kurtkę.

- Ale spodobała mi się ta robota. Teraz pracujemy razem, prawda?

- Mógłbyś… poszukać BMW. Srebrne. Prawdopodobnie jest już w częściach, ale było przedwczoraj w dokach. Model BMW 730D F02. Z 2014 roku. 

- Zobaczę, co da się zrobić - Po tych  słowach Eckland ruszył do swojego samochodu. Tamara odwróciła się do Freda, zmieniła wuraz twarzy. 

- Co za typ. Taki szczur, co wszędzie się wciska. Ale… muszę przyznać że ciekawy szczur.

- Nie gadaj, że cię zaciekawił. Przecież go nie lubiłaś.

- Tak, bo znałam go tylko z twoich opowieści i artykułów, ale teraz… może warto mieć go po swojej stronie? 

- Co tylko chcesz. Muszę się napić. Idziesz? - Fred ruszył w stronę swojej Toyoty.

- Nie, jeszcze tu posiedzę, muszę raport spisać. W tym twój zaległy. Bo jak zwykle o tym zapomniałeś.

- Dzięki. Naprawdę. Ale teraz muszę się napić.

- Czemu? Co cię tak zachwiało, inspektorze Krohn? 

- Widziałem go, tego trupa. Derrick Dupuis. Skurwiel należy do Czarnych Żuków. Czy raczej, należał. Dziś mieli burdę w klubie "Demencja". Nie zgadniesz do kogo należy. 

- Do Billa Marone.

- Tak jak auto z doków. Może czas złożyć mu wizytę, co?

- Może. Ale na razie ogarnijmy sprawy z Ecklandem. Jutro, albo raczej dziś, widzimy się całą ekipą w naszej piwnicy. Kurwa, na razie - Fred machnął jej ręką. Naprawdę musiał się napić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro