2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy skończył golić jednodniowy zarost, wrócił do sypialni nie bacząc na krzątaninę w pokoju obok. Włożył czarną koszulę w kolorze grafitu, do tego ciemnoczerwony krawat i szarą marynarka ze srebrnymi spinkami do mankietów. Włosy zaczesał na prawo, a kark spryskał perfumami. Rozejrzał się po pokoju, bo brakowało jeszcze jednej części jego garderoby. Wreszcie dostrzegł to, czego szukał. 

Mała kabura od Smith&Wesson 637, niepozorny, sześciostrzałowiec zdolny ukryć się pod koszulą po wewnętrznej stronie spodni. Idealny do szybkiego wyciągnięcia i strzelenia paru kulek w samoobronie, ale podobnie jak Herman, wielu zawodowych gangsterów było zdania że taki kaliber działa tylko w ostateczności. Jeśli nie masz jakiegoś Glocka czy solidniejszego Heckler&Koch'a, to 637'a jest wystarczająca. A większe kalibry trzymał w swoim biurze i wynajętym garażu. Tak na wszelki wypadek. Nim wyszedł z pokoju zgarnął ze stołu skórzaną teczkę z dokumentami.

W korytarzu powitał go zapach jajecznicy wymieszany z odorem spalenizny.

- Dzień dobry, jeszcze w domu, młoda damo? - spytał i usiadł naprzeciw nastolatki, która w jednej ręce trzymała iPhone'a, w drugiej zaś tosta z dżemem. 

- Co? - Zdjęła słuchawki z głowy. Długie, gęste włosy miała zafarbowane na czarno i splecione w warkocz spoczywający na ramieniu dżinsowej kurtki. Podobnie jak Herman miała wystające kości policzkowe, jednak nie aż tak jak u niego, co tylko dodawało jej przyjaznej fizjonomii. 

- Czemu jeszcze nie jesteś w szkole? A, dzięki za śniadanie - Herman wyjął jej tosta i wziął gryza.

- To nie jest śmieszne! Ale choć ten raban cię obudził… Była jajecznica, gdybyś tylko ruszył się tu wcześniej, może byś coś dostał… A poza tym mam wolny poranek, bo pani Mcaffris jest na porodówce i na razie szukają zastępcy. 

- Uhm… Pozdrów ją ode mnie. - Devit dokończył tosta i wypił szklankę soku, który nalał w międzyczasie gdy jego bratanica stukała w telefon. 

- Nie ma mowy - zaśmiała się nerwowo i wstała z krzesła, by objąć wuja. - Na razie, pozmywasz?

- Może. Gdzie się tak spieszysz? 

- Do Solibius Atrium, umówiłam się tam z Alvinem i Rebbecą. Podrzucisz mnie? 

- Teraz to chcesz podwózki, a gdy chcę spokojnie pospać po ciężkiej robocie, ktoś rzuca garami po całej kuchni - zaśmiał się Herman i wstał. - Co wy tam chcecie w ogóle robić? Uczyć się? Z tej strony cię nie znałem, Liso.

- Ta, jasne… - mruknęła Lisa Devit. - Otworzyli nową kręgielnię, chcieliśmy ją tylko zobaczyć… Poza tym za miesiąc będę już pełnoletnia. Chcemy zorganizować tam małą imprezę. Możesz wpaść, jeśli będziesz chciał. A teraz mnie podwieziesz? Alvin już jest na miejscu.

- Dobra, i tak mam po drodze - skłamał Herman i spojrzał na wskazówki srebrnego seiko na przegubie dłoni. Zegarek z dalekiej Japonii wskazywał za kwadrans dziewiątą rano. - Tylko się pośpiesz!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro