23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mężczyzna wypadł z samochodu i zataczając się dopadł do szklanych drzwi. Odtrącił ochroniarza, równocześnie z kolejki dobiegły pełne dezaprobaty głosy nowobogackich snobów spragnionych zabawy. Herman zmrużył oczy, gdy ostre laserowe światło trafiło go w źrenice, lekko się zatoczył i wpadł prosto na ochronę, która złapała go pod pachy wymiętej marynarki i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia. Devit jakimś cudem zdołał się wyswobodzić i pognał na parkiet by wmieszać się w tłum. 

Po minucie ciężko odetchnął, złapał się za obolały brzuch i zaczął powoli lustrować otoczenie w poszukiwaniu bratanicy. Zjeździł całe miasto ścigając jedną nieudaną transakcję za drugą, by osaczyć ją w tym klubie. Po kwadransie odbijania się od imprezujących par udało mu się ich znaleźć. W poszukiwaniach kierował się zmysłem słuchu, gdyż podbite oko skutecznie obniżało jego zdolności orientownia się w ciemnej przestrzeni. Zdołał wyłonić spomiędzy muzyki i krzyków głosy Lisy i jej przyjaciół. 

- Lisa. Wracamy. Do. Domu - warknął przez zęby i złapał ją za ramię.

- Ej, gościu, kolejka jest! Chcesz cracku, to czekaj na swoją kolej - wtrącił się masywny Afroamerykanin z afro większym od głowy.

- Crack? Lisa…

Lisa wyrwała mu się i w biegu zgarnęła torebeczkę od dilera, który nadal patrzył na Devita z gniewem. W grze świateł i dymu Herman dostrzegł, że Rebecca również ucieka, ruszył za nią. Wtedy dostał sierpowym w ucho i upadł na jedno kolano. To był Alvin Barows, chłopak Lisy.

- Głupi dziadu, przestań ją ograniczać, rozumiesz? - krzyknął Alvin, ale po chwili twarz zrobiła mu się blada ze strachu gdy Herman skoczył chwiejnie na nogi i przygwoździł go do ściany.

- Kurwa, Barows, zawsze grałeś mi na nerwy! Mów! Ty ją namówiłeś na to gówno? Czy może tamta suka, Rebecca Atkinson, co! 

- Twoja przybrana córeczka nie jest taka święta, jak myślisz. To ona dostarczyła nam niezłego towaru, przychodzimy tylko po odbiór. I gdyby nie nasza wczorajsza wizyta w Demencji, kto wie czy byś tu teraz stał, niewdzięczniku…

- Zamknij mordę i mów, kto jej załatwia działki! - Herman już miał podejrzenia, ale musiał się upewnić.

- Chuja się dowiesz! 

Herman złapał go za ramię i pociągnął mocno tak, że wyrwał łokieć ze stawu.

- O ja pierdole, ty pojebańcu! - wrzasnął Alvin i osunął się na ziemię. - Dobra, kurwa, i tak mamy aż nadto stafu… jakiś jej wujek, nie wiem… 

- Co "nie wiesz"?! Mam ci przetrącić drugą rękę? - Devit dyszał ciężko. Masywna łapa spoczęła na jego ramieniu, był to diler z afro.

- Chyba ci starczy, kolego. Zaraz przyjdzie ochrona i cię zleją tak, jak nigdy. Zostaw moich klientów - szepnął do ucha Hermana, ale ten wywinął się za jego plecy i złapał go za tył głowy. Następnie rozbił jego twarz o ścianę.

- Nie lubię złych odpowiedzi, mały gnoju. Mów teraz, bo za chwilę ochrona znajdzie twoje ciało obok tego gościa!

- Ty psycholu! Dobra, nie podchodź! Wujek Bill, tak mówiła! Że wujek Bill załatwi kolejną dostawę - Nim Alvin Barows skończył, Devit już zniknął w tłumie na parkiecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro