Rozdział ♦ Drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Autor: Nieznany

Książka: Dzieje Wampirów Tom 2

Dział 6: Odżywianie

Rozdział 6: Podchody

Dostępność: Brak, książka zakazana

Wampir jest drapieżnikiem. Podobnie jak u wielu zwierząt (m.in kotowatych), w ich uzyskaniu pożywienia występuje etap podchodów. Aliści nie wynika to z elementu zaskoczenia, bądź ułatwienia polowania, lecz z wewnętrznej potrzeby zaspokojenia swoich pierwotnych pragnień. Daje im to swego rodzaju spełnienie na tle psychicznym, fizycznym lub seksualnym. Według dokonanych obserwacji, podchody nie mają wpływu na długość okresu pomiędzy spożyciem krwi [...] Podchody nie są wymogiem u wampirów. Mogą pijać krew, pominąwszy tę fazę. Wampirzych podchodach można wyróżnić trzy etapy: przyczajenie, odurzenie, atak.

Przyczajenie – rozpoczyna się, kiedy wampir dokona wyboru swojej ofiary. Zależy od czynników, takich jak: okoliczności, preferencji wampira do wieku, płci, zapachu, rodzaju krwi (ofiary) i wiele innych. Gdy już naznaczy daną osobę jako swoją ofiarę, będzie ona nią, dopóki wampir nie spożyje jej krwi (po tym może znaleźć kolejną albo, jeżeli ofiara przeżyła, znów obrać ją za cel). Po wybraniu ofiary może pożytkować krew innych osób, ale będzie to nie więcej niż zaspokojeniem głodu. Długość tego etapu nie jest bliżej określona. W zależności od upodobania wampira i sytuacji może trwać parę sekund, minut, miesięcy, a nawet lat [...]

Odurzenie – na ten etap składa się kilka czynników: aura, wygląd, ruchy, głos oraz spojrzenie. Używając tych wszystkich elementów, wampir odurza ofiarę [...] Enigmatyczna aura wzbudza u ofiary zarówno lęk, jak i niewyjaśnioną ciągot. W tym momencie następuje wewnętrzna walka ofiary. Ten czynnik uważany jest za bazowy i ma istotne znaczenie na dalszy etap podchodów. Ofiara może oprzeć się aurze i uznać ją instynktownie za coś niebezpiecznego. W takim przypadku wampirowi będzie trudno dokończyć odurzenie (albo w ogóle może to nie nastąpić) i będzie wymagało to znacznie więcej czasu [...] Ważnym zaznaczenia jest: piękno wampira (a tym bardziej zrodzonego w sposób naturalny) nie można porównywać do piękna człowieka. Dla oka ofiary jawi się to jako metafizyczne. Jego ludzka natura nie pozwala odrzucić tego rodzaju piękna [...]. Oczy, a dokładnie spojrzenie wampira odgrywa kluczową rolę. To właśnie ono zamyka etap odurzania. Powoduje, że ofiara pod nadzmysłowym spojrzeniem wampira, zaczyna do niego czuć pociąg seksualny. Rozmyśla o nim na tle erotycznym i za najwyższy cel uznaje osiągnięcia swoich intymnych pragnień [...]

Atak (ten etap można uznać za część podchodów, jak również jako oddzielną fazę) – ofiara jest już odurzona i całkowicie podatna na wszelkie sugestie wampira. W tej chwili poczyni dla niego wszystko – tudzież odda swoje życie. W tym momencie wampir zaczyna odczuwać wewnętrzne uniesienie. Aby przypieczętować podchody, następuje atak. Wydłużają się kły oraz wszelka wykształcona wcześniej otoczka wokół wampira zanika (mowa o czynnikach z podpunktu odurzenie). Wtem człowiek zdaje sobie sprawę, że został nie więcej jak pożywieniem. Drapieżnik wbija kły w skórę ofiary [...]. Wampir szuka swojej kolejnej ofiary. Rozpoczynają się kolejne podchody.

Włosy na karku zjeżyły się, a na bladej twarzy skraplały się krople potu. A to wszystko za sprawą ciemnego spojrzenia, które spowiło jej postać. Czerwone tęczówki spoglądały na nią w sposób nieufny i krzywy. Od początku odczuwała wrogość ochroniarza do jej persony. Gdyby strach nie sparaliżował ciała, sama wysłałaby mu złowrogie spojrzenie. Nie wzbudził jej zaufania – dwumetrowy, umięśniony wampir, stojący przy wejściu do klubu. Jego ręka bez wątpienia była większa od jej głowy. Sama różnica w proporcjach ciała budziła u niej lęk. A dodatkowo był wampirem. Pierwszy raz jakiegokolwiek zobaczyła na żywo z tak bliska. Ten moment zakotwiczy na długo w swojej pamięci i na pewno nie jako coś pozytywnego. Będzie to przypomnienie na przyszłość. To uczucie, jakie teraz doświadczyła – to będzie niczym znak stop ostrzegał przed jakimkolwiek spotkaniem z wampirem.

Z ulgą spojrzała na grupę wychodzących osób z klubu. Po chwili zdała sobie sprawę, z czym to się wiązało. Wejdą do klubu, gdzie spotkają się z jeszcze większą ilością wampirów.

– Dowody – rzucił niewyraźnie ochroniarz. Jego niski i gardłowy głos odbijał się długo w bębenkach dziewczyny.

Momentalnie ciało Cynthii napięło się jeszcze bardziej. Winter zauważyła zachowanie przyjaciółki i uderzyła ją dyskretnie łokciem, a do ochroniarza wysłała szeroki, zwalający z nóg uśmiech.

– My do Zacka – poinformowała Winter, zakładając kokieteryjnie włosy za ucho.

Ochroniarz bezceremonialne przejechał po niej wzrokiem, nie starając się nawet nie zatrzymać dłużej na obfitym biuście. Cynthia skrzywiła się z niesmakiem na tak lubieżny wzrok, za to Winter wydawała się tego nawet nie zauważyć.

– Włazić – burknął krótko, w dalszym ciągu niestosownie im się przyglądając.

Cynthia miała ochotę zwymiotować. Poczuła mocne szarpnięcie za ramię, na co odruchowo zaparła się nogami. Spojrzała na Winter. Ta spoglądała na nią wymownie, oczami mówiąc „Nie rób scen". Prawda była taka, że nie zamierzała. Obawiała się nawet mrugnąć. Posłusznie pozwoliła siebie dociągnąć do klubu. Przechodząc koło ochroniarza, mimowolnie spojrzała na niego, napotykając czerwone tęczówki. Przez jej ciało przeszły ciarki. Ich barwa przypominała krew. Wydawało jej się, że patrzyła w oczy samej śmierci. Czy było to słuszne stwierdzenie? Czy wampiry były odzwierciedleniem śmierci?

– Myślałam, że nas tam zabije – wyszeptała Cynthia, jak tylko oddały płaszcze kobiecie po drugiej stronie okienka w szatni i odeszły od niego parę kroków.

Winter spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem pełnym powątpienia, jakby ta była niespełna rozumu.

– O czym ty mówisz? – zapytała, chichocząc głośno. – Przemiły i diabelnie przystojny.

Cynthia zatrzymała się nagle na słowa przyjaciółki. W normalnym przypadku zaśmiałaby się z tej ironii. Problem polegał na tym, że Winter nie powiedziała tego w sposób drwiący. Ona mówiła na poważnie.

– O czym TY mówisz? – Teraz to z jej ust padło to pytanie. Nie mogła do siebie dopuścić, że jej przyjaciółka naprawdę tak myślała. Miała nadzieję, że okaże się to tylko żartem. Nie zapowiadało się na to, dlatego dodała: – On wyglądał jak radziecki sztangista, który sprzeda nas na milicje przy lepszej, pierwszej okazji.

– Na pewno mówimy o tej samej osobie? – dopytała Winter, krzywiąc się z konsternacji. Powstały jej widoczne zagłębienia na nosie i czole, a prawa brew poleciała wyżej.

Cynthia nie zdążyła odpowiedzieć, gdy ciszę w holu przerwała krótka melodia, a następnie radosny pisk Winter.

– Zack napisał, że czeka na nas już przy barze – zaskomlała uradowana, podskakując w miejscu. Jej wargi wyszczerzyły się w pełnym podekscytowania uśmiechu, a oczy rozświetliły iskry.

– Ty się zakochałaś – zauważyła ponuro Cynthia.

– No co ty – rzuciła luźno i machnęła beztrosko ręką, po czym wróciła do pisania wiadomości na telefonie.

Cynthia nie dodała nic więcej. Jej twarz zastygła w pełnej przerażenia minie. Zbyt dobrze znała Winter i widziała, jak się zachowywała podczas związków. Także rozpoznała, czego efektem były  świecące oczy. Oto jej przyjaciółka zakochała się w wampirze. W istocie, która nie znała definicji miłości.

– To się źle skończy – przewidywała złowróżbnie Cynthia po dłuższej chwili, kręcąc posępnie głową.

Winter albo była za bardzo zaaferowana swoim telefonem i nie usłyszała, albo po prostu puściła to mimo uszu. Szybko wystukiwała litery na klawiaturze, wyszczerzając wargi w uśmiechu docierającym do oczu. Według Cynthii jej przyjaciółka oszukiwała samą siebie, zaprzeczając, że się nie zakochała. Było można to stwierdzić po samej mimice twarzy, jaka formowała się, jak tylko wspomni o Zacku.

– Możemy iść – oznajmiła nagle Winter, odkładając telefon do torebki. Na jej twarzy w dalszym ciągu błąkał się szeroki uśmiech. Nie oglądając się za przyjaciółką, z wysoko uniesioną głową poszła w kierunku schodów prowadzących na wyższe piętro, gdzie mieściła się dalsza część klubu. Cynthia niechętnie udała się za nią.

Przyspieszyła tempa, gdy zaczęły mijać coraz więcej osób. Bała się, że gdy wkroczą do głównego pomieszczenia, szybko zgubi z oczu Winter. Muzyka, która z szatni nie była słyszalna, teraz uderzała mocno o bębenki ich uszu. Aktualnie z głośników leciał remiks bardzo popularnej francuskiej piosenki, której Cynthia nie potrafiła przypomnieć sobie nazwy.

– Złap mnie za rękę! – nakazała Winter, próbując przekrzyczeć hałas, jaki wydobywał się tuż zza drzwi.

Cynthia kiwnęła głową i złapała za wystawioną w jej stronę dłoń. W tym samym momencie wkroczyły do głównego pomieszczenia. Mimowolnie opadła jej szczęka z wrażenia. Była zaskoczona, jak niepozorny klub wciśnięty pomiędzy sklepikami, okazał się ogromny. Posiadał dwa piętra, z czego drugie należało do lóż VIP-owskich. Na dole z jednej strony były stoliki, z drugiej parkiet oraz bar. Wszystko było utrzymane w ciemnych kolorach, w których głównie przeważał fiolet. To był pierwszy raz Cynthii w takim miejscu. Musiała przyznać, gdyby klub nie należał do wampirów, z wielką chęcią mogłaby spędzić tutaj dzisiejszą noc.

Posłusznie szła za przyjaciółką. W pewnym momencie mocniej ścisnęła jej rękę, gdy nabrała niewyjaśnionego wrażenie, że ktoś ją obserwował. Rozglądnęła się najpierw po bliższym otoczeniu, później zapoznała się z dalszym, a następnie skierowała oczy na piętro wyżej. Jej serce przyspieszyło bicie. Przejeżdżając wzrokiem po kolejnych odsłoniętych lożach, w jednym momencie przewinęło jej się coś czerwonego. Po chwili zdała sobie sprawę, co to było.

Czerwonokrwiste oczy świecące niczym neon szyldu klubu. Wampir patrzył centralnie na nią.

– Stój! – krzyknęła nagle, pociągając gwałtownie Winter w swoją stronę.

– Co? Co się stało? – zapytała zdezorientowana. Popatrzyła na przyjaciółkę zmartwiona i dokładnie przyjrzała jej się. Nie widząc nic niepokojącego na pierwszy rzut oka, spojrzała w stronę, w którą patrzyła Cynthia.

Czerwonych oczu już tam nie było. Cynthia zamrugała parę razy, jakby mogła tym sprawić, że znów wyłonią się ciemności i udowodnią, że nie były to tylko zwidy. Czy może były?

– Tam był wampir – wyjawiła cicho, nie spuszczając czujnego wzroku z tego miejsca.

– Kto był? – dopytała Winter, nie usłyszawszy słów towarzyszki. Przysunęła się bliżej przyjaciółki i złapała za jej ramię w geście uspokojenia.

– Wampir.

Jak tylko Winter usłyszała to jedno słowo, spojrzała na przyjaciółkę wyraźnie zdezorientowana, po czym sarknęła rozjuszona.

– Żartujesz sobie ze mnie?! Naprawdę myślałam, że coś się stało – podniosła głos zirytowana. Trzymając rękę na ramieniu przyjaciółki, odepchnęła ją słabo w geście oburzenia. – Właścicielami klubu są wampiry. To oczywiste, że ich tu spotkasz...

– Patrzył się na mnie – wtrąciła natychmiast równie wzbudzona co towarzyszka i przygniotła ją swoim spojrzeniem. Cynthię denerwowało lekceważące podejście Winter. Nawet nie dawała jej szans wytłumaczyć.

– Nie wiedziałam, że jest to zakazane...

– Jego oczy były wygłodniałe. Patrzył się na mnie jak na jedzenie – starała się wytłumaczyć, jednak po minie i spojrzeniu, jakim została obdarowana, wiedziała, że na nic się to zdało.

– Jesteś stukniętą paranoiczką – skwitowała pompatycznie. Pusząc się jak paw i bez dalszych wyjaśnień, odwróciła się i podążyła w dalszą część klubu.

Cynthia walczyła sama ze sobą, żeby teraz również się nie odwrócić i pójść w przeciwną stronę, tuż do wyjścia. Nie zrobiła tego tylko z jednego powodu. W jej głowie dźwięczało jedno zdanie: Należy zawsze trzymać się razem!

Przez zaciśnięte usta krzyknęła piskiem. Muzyka była tak głośna, że jedynie najbliższe osoby z otoczenia spojrzały na Cynthię niepokojąco i odsunęły się od niej, zachowując bezpieczny dystans.

Z boleśnie zaciśniętymi szczękami i pięściami – co wydawało się bardziej słodkie niż groźne – podreptała w kierunku Winter, którą już zgubiła z oczu.  Zack czekał przy barze, więc właśnie tam się udała. Przedzierała się przez tłum, krzywiąc się, gdy kolejna osoba nadepnęła jej na stopy. Była to prawdziwa walka przedrzeć się do baru. Gdy jej się to udało, nie miała nawet chwili odetchnąć. Zobaczyła Winter przytulającą się do mężczyzny. Wtem naszła ją niewyjaśniona odwaga i bez cienia lęku, podeszła do nich i tuż przy ich uszach, głośno chrząknęła.

– Cynthia. – Winter zrobiła zaskoczoną minę, jak gdyby nie widzieli się dosłownie minutę temu.

Rudowłosa dziewczyna nie poświęciła jej dłuższej uwagi, wzrok od razu nakierowała na towarzysza. Miała ochotę się głośno zaśmiać. Wampir, którego Winter opisywała jako najprzystojniejszego mężczyznę, jakiegokolwiek w życiu widziała, prezentował się... przeciętnie. Po namyśle stwierdziła, że jego wygląd był gorszy niż przeciętny. Powątpiewała, czy aby przypadkiem Winter jej nie wkręcała. Prezencja wampira jawiła się jako oszusta próbującego sprzedać kamień w pudełku po odkurzaczu. Jego chuderlawe ciało było okryte wiszącym na nim, obskurnym garniturem, a ciemne włosy oblepione w dużej warstwie wosku. Dodatkowo śmierdział tanią wodą toaletową, powodującą u niej odruch wymiotny.

– Ty musisz być Cynthia. – Jego głos również był nieprzyjemny. Ociekał udawaną żarliwością. Według dziewczyny, brzmiał, jakby wcale nie podobała mu się jej obecność. – Zack – przedstawił się i wystawił w jej stronę kościstą rękę. Nie ukrywając niechęci, odwzajemniła uścisk dłoni. Wzrok miała wlepiony w ziemię, nie chcąc dłużej, niż było potrzeba, patrzeć w czerwone oczy wampira. Z bliska – z daleka również – były przerażające.

– Zaprowadzę was do loży i pójdę po jakieś drinki – zaproponował, wysyłając w kierunku Winter lubieżny uśmiech, na który w odpowiedzi zachichotała.

Twarz Cynthii skrzywiła się z niesmaku. Obiecała sobie szczerze porozmawiać z przyjaciółką o jej standardach wobec chłopaków. Nie potrafiła zrozumieć, co ona w nim widziała.

Winter wystawiła rękę w stronę Zacka, na co Cynthia instynktownie wyrwała z miejsca. Wampir nie miał nawet możliwości zdążyć, złączyć swoich palców z jej. Cynthia rzuciła się na ramię przyjaciółki i dwoma rękoma owinęła smukłą dłoń.

Czuła na sobie srogie spojrzenie przyjaciółki. Z większą łatwością udało jej się je zignorować i wzrok skierowała na wampira, wysyłając mu nieszczery przepraszający uśmiech. Ten w odpowiedzi tylko uśmiechnął się słabo. Cynthii bardziej uwagę zwróciły jego oczy. Tęczówki nabrały wyraźniejszego kolorytu. Jakby... przyjął wyzwanie. Cynthia przełknęła ślinę na samą tę myśl.

– Walnęłaś się w głowę? – wysyczała jej do ucha Winter, jak tylko posłusznie ruszyły za Zackiem znajdującym się kilka kroków przed nimi. Cynthia w dalszym ciągu mocno ściskała dłoń przyjaciółki, jakby bojąc się, że jak tylko puści, ta ucieknie do wampira.

– Ratuję ci tyłek – oznajmiła równie gniewnym tonem co towarzyszka.

Winter przewróciła oczami.

– To lepiej zajmij się swoim – wysyczała przez zaciśnięte szczękę. Jak tylko znalazły się przed schodami prowadzącymi na wyższe piętro, Winter mocno odepchnęła przyjaciółkę, tym samym uwalniając rękę z uścisku.

Cynthia walnęła biodrem o barierki. Winter zeskanowała ją od dołu do góry i prychnęła drwiąco. Rudowłosa dziewczyna obserwowała z opadniętą żuchwą i szeroko otwartymi oczami z niedowierzania, jak jej przyjaciółka szybko wchodziła po stopniach, aby dogonić wampira. Już któryś raz tego wieczoru przeklęła w myślach i, lekceważąc ból, ruszyła natychmiast za ciemnowłosą dziewczyną. Jej buty były na o wiele niższym obcasie niż te Winter, dlatego z łatwością udało jej się ją dogonić, a po chwili nawet przegonić. Jak tylko Zack wszedł na piętro i odwrócił się, pierwsze, co ujrzał, to zbyt nerwowy i fałszywy uśmiech Cynthii stojącej tuż za nim. Przechylił nieco głowę, dostrzegając Winter. Próbowała przecisnąć się między przyjaciółką i także wejść na piętro, jednak Cynthia bez trudu zasłaniała drogę swoim ciałem i szeroko rozłożonymi rękoma. Winter napierała na nią, do czasu aż poczuła spojrzenie na sobie. Skierowała wzrok na Zacka i wykonała do niego niejasny ruch – machnęła ręką, pokręciła głową i uśmiechnęła się głupio.

Zack starał się udawać, że nie zauważył walki pomiędzy przyjaciółkami – według Cynthii słabo mu to wyszło – i odchrząknął.

– A teraz, drogie panie, w lewo i ostatnia loża – poinstruował i wskazał stronę, w którą mają się kierować, postawą przypominając lokaja. 

Cynthia czekała, aż on pójdzie pierwszy, jednak najwyraźniej wampir miał ten sam plan w stosunku do nich. Odsunął się z przejścia i odsłonił im drogę. Zack wysłał jej zbyt śmiały uśmiech. Nie spodobał się rudowłosej, jednak postanowiła na razie odpuścić, tym bardziej, kiedy czuła ciężkie spojrzenie i wiszącą na plecach Winter. Bezsłownie zrobiła trzy kroki do przodu w kierunku loży. Poczekała, aż podejdzie do niej przyjaciółka i dopiero wtedy cała trójka ruszyła przed siebie.

Zack szedł tuż za dziewczynami. Czuła jego ciężki oddech tuż przy uchu. Miała wrażenie, że zaraz wbije w nią kły. Ta myśl wzbudziła w niej stan gotowości. Nie da się tak łatwo.

Mijając to kolejne loże, Cynthia czuła coraz bardziej napierający na nią niepokój. Głównie za sprawą niezidentyfikowanych dźwięków docierających tuż za kotarą zasłoniętych pomieszczeń. Większości to były rozmyte odgłosy rozmów, śmiechów. Jednak zdarzały się jęki – niekoniecznie te przyjemności. Cynthii w głowie stworzył się obraz wampirów pijących ludzką krew wprost z jej źródła. Zaraz po tym pomyślała sobie, że również może tak dzisiaj skończyć. Szybko odgoniła tę myśl. Za bardzo ją dekoncentrowała, a przecież zwłaszcza teraz musiała być nadzwyczaj czujna i gotowa na wszystko.

Zatrzymali się przy czerwonej, dość tandetnej kotarze ostatniej loży. Nie minęły sekundy, a nagle została rozsunięta, za sprawą kolejnego wampira. Wyglądał trochę lepiej od Zacka – nie był tak kościsty i odpychający. Gdyby nie obleśny uśmiech ociekający sztuczną życzliwością oraz to, że był wampirem, według Cynthii zaliczał się do mężczyzn, na których mogła dłużej zatrzymać wzrok.

– No witam – powitał dziewczyny, podnosząc butnie jedną brew. Krótko spojrzał na Winter. Wydawał się w ogóle niezainteresowany jej personą i od razu wzrok skierował na Cynthię. Bezwstydnie przejechał po niej oczami, nie kryjąc wielkiego zachwycenia – A kim jest ta piękna pani? – zapytał, pożerając ją wzrokiem.

– Pozwól, że przedstawię – dołączył Zack, wychodząc zza dziewczyn. Wysłał towarzyszowi dość długie spojrzenie. – Winter i Cent.

– Cynthia – poprawiła go, wysyłając mu cierpkie spojrzenie. Nie uszło jej uwadze, że ta pomyłka nie była przypadkowa.

– Cynthia – wymówił jej imię zbyt wielką intymnością jak dla niej. – Jasper – przedstawił się i wystawił rękę.

Popatrzyła na nią i prychnęła niemile, odwracając wzrok. Poczuła mocnego kuksańca między żebra. Spojrzała spod zwężonych oczu na swoją przyjaciółkę. Winter, gdyby mogła, swoim krwiożerczym wzrokiem zabiłaby rudowłosą. W tej chwili Cynthia czuła większe zagrożenie ze strony towarzyszki niż dwójki wampirów, dlatego posłusznie podała dłoń Jasperowi. Wampir w mgnieniu oka złapał za nią i, nie odrywając czerwonych oczu z tęczówek Cynthii w kolorze wypłowiałej słomy, schylił się. Na wierzchu jej dłoni złożył długi – jak dla niej za długi – pocałunek. Nie ukrywała niesmaku, który objawił się  w postaci grymasu. Gdy tylko wampir puścił jej dłoń, ta wytarła mokry wierzch o tył swojej sukienki.

– Śmiało, rozgośćcie się – zaproponował Zack, wskazując ręką na ogromną, skórzaną kanapę o barwie gorzkiej czekolady.

Cynthia nie zdążyła nawet zareagować, gdy została popchnięta przez Zacka wprost w ramiona jego kolegi. Wampirzy refleks Jaspera bez problemu pozwolił mu złapać dziewczynę. Cynthii wydawało się, że był przygotowany na ten ruch towarzysza. Nie tylko wampir otoczył ją swoimi ramionami, ale także zimny strach. Jak najszybciej chciała odsunąć się od mężczyzny, dlatego zaczęła się kręcić i go odpychać. Ten w efekcie objął ją tak mocno, że ledwo dała radę złapać oddech.

– Pasujecie do siebie.

Cynthia miała ochotę zwymiotować, słysząc komentarz Zacka.

– Ale nie tak bardzo, jak my.

Jeszcze sekundę temu myślała, że nie może się czuć gorzej. Myliła się. Przesłodzony głos Winter spowodował ciarki na jej ciele.

– Nie bądź zazdrosna – wyszeptał zmysłowo Zack wprost do ucha jej przyjaciółki.

– To spraw bym nie była – odpowiedziała zalotnie i kokieteryjnie zarzuciła włosami do tyłu, odsłaniając swoją długą szyję.

– Okej, wystarczy – wtrąciła Cynthia, z wyraźnie wymalowanym niesmakiem na twarzy.

– Nie martw się. Tak się tobą zajmę, że nie będziesz przejmować się ich obecnością. – Głos Jaspera nieprzyjemnie podrażnił jej skórę wokół ucha. Gula w jej gardle niebezpiecznie zbliżała się do góry.

Miała ochotę zwymiotować. Zwymiotować i płakać. Czuła obrzydzenie do samej siebie, będąc w jego objęciach. Nie pomagał jej jego zapach. Śmierdział krwią.

Nie wiedziała skąd, ale poczuła nagły przypływ odwagi. Nie myśląc za wiele, skoncentrowała swoją siłę w rękach, a nogami zaparła się mocno. Położyła ręce na jego klatce piersiowej. Jasper uśmiechnął się do niej niejednoznacznie, zapewne wyobrażając sobie coś całkiem innego. Nie spodziewał się tego, co nastąpiło po chwili. Odepchnęła go. Bardzo mocno. Gdyby nie jego szybka reakcja, runąłby na ziemię.

Nie ukrywał zdziwienia, wpatrując się w chuderlawe ciało dziewczyny. Nawet gdyby nie był wampirem, postura ciała rudowłosej nie pozwoliłaby jej tak łatwo go odepchnąć. Między nimi nastała cisza. Wydawało się, że nawet muzyka nieco przycichła, jakby również oczekując rozwoju wydarzeń. Pierwszy odezwał się Zack.

– Dziewczyno, jesteś silna – pochwalił żartobliwie, jednak w jego głosie przemawiało głównie niedowierzanie.

– Albo on słaby – skwitowała Cynthia ponuro, przenosząc wzrok na Zacka. Ten, jak tylko spojrzał w jej tęczówki, zastygł w bezruchu. Miał wrażenie, że przez bardzo krótki moment rozbłysły. Rozbłysły złotem.

– To, co z tymi drinkami? – zmieniła temat Winter, czując nieprzyjemną atmosferę, która zagościła między całą czwórką.

– Ach, tak – napomknął Zack, wybudziwszy się z chwilowego zawieszenia. – Co chcecie? Jakieś konkrety, czy zdajecie się na mnie?

– Ja zdam się na ciebie – przyzwoliła od razu ciemnowłosa.

– A ty? – zapytał, kierując spojrzenie na Cynthię.

– Wodę – odpowiedziała lakonicznie.

– Wodę z...? 

– Z wodą.

Skrzywił się, ale nic więcej nie powiedział. Machnął jedynie głową i odszedł. Pozostała trójka stała w milczeniu i bezruchu przez dłuższą chwilę, aż głos zabrał Jasper.

– Zapraszam, usiądźcie – polecił wesoło, wskazując na kanapę. Po jego chwilowym oszołomieniu nie było już śladu.

Pierwszą myślą Cynthii było, że ona nigdzie się nie wybiera i zamierza w tym jednym miejscu stać całą imprezę. Jej plan został pokrzyżowany przez Winter. Podeszła do niej i bezceremonialnie pociągnęła na kanapę. Niechętnie na niej się usadowiła. Z jej jednej strony usiadła Winter, z drugiej miejsce zajął Jasper. Odetchnęła, że zachowywał bezpieczny dystans.

– Długo wam zajęło przyjście. Już z Zackiem myśleliśmy, że rozmyśliłyście się – zaczął rozmowę, sięgając po swoją szklankę wypełnioną bursztynowym trunkiem.

– Była długa kolejka – wyjaśniła Winter, dostrzegając, że jej przyjaciółka nie zamierzała nawet się odezwać.

– To, czemu nie napisałyście? Mogliśmy wam załatwić wejście bez kolejki.

– Nie chciałyśmy się narzucać – skwitowała kulturalnie i spojrzała czujnie na rudowłosą.

Na twarzy Cynthii pojawił się słaby uśmiech. Prawda była taka, że czekali w tej długiej kolejce przez nią. Był to warunek, na który Winter się zgodziła, oczywiście nieświadoma prawdziwych zamiarów takiej decyzji. Cynthia miała nadzieję, że w czasie czekania, jej przyjaciółka rozmyśli się i grzecznie wrócą do domu. Jednak okazała się bardziej cierpliwa niż zazwyczaj i cały plan okazał się fiaskiem.

– Żadne narzucanie. Następnym razem piszcie. Nasze dziewczyny zawsze mają pierwszeństwo przed innymi.

Winter zaczerwieniła się, słysząc to stwierdzenie. Cynthii policzki również stały się czerwone, jednak w jej przypadku ze złości i powstrzymywania się od rzucenia bardzo niemiłego komentarza. Nie zrobiła tego, dlatego że widziała, jak Winter reagowała na każdy jej przejaw oburzenia. Zamierzała wyrzucić z głowy przyjaciółki chęć spotykania się z wampirem, jednak na razie tylko odpychała ją od siebie. Musiała przyjąć nieco inną strategię, w której to Winter sama przejrzy na oczy – przy ukrytej pomocy Cynthii.

– Skąd pomysł założenia klubu w Bar Harbor? Nigdzie indziej was nie chcieli? – rzuciła luźno Cynthia, przybierając postawę, jakby naprawdę była tym zainteresowana.

Jasper zaśmiał się głośno, przyjmując słowa dziewczyny jako żart.

– O czym rozmawiacie? – Do rozmowy wtrącił się Zack, wychodząc tuż zza rogu. Położył tacę z drinkami i przekąskami na stół, a następnie zasłonił kotarą pomieszczenie loży. Cynthia wyprostowała się instynktownie.

– Pytała się, dlaczego Bar Harbor – wyjaśnił Jasper, pochylając się nad stolikiem i biorąc dwie szklanki. – Dla pięknej pani. –  Położył jedną przed Winter. – I dla drugiej pięknej pani – dodał, odkładając pozostałą przed Cynthią.

Zack, jak tylko zasłonił kotarę, usadowił się wygodnie przy Winter, obejmując jedną ręką ją w pasie. Ta wysłała mu uśmiech i oparła o niego.

– Dowiedzieliśmy się o wolnym lokalu – podjął rozmowę Zack. – W przystępnej cenie, w dobrym miejscu...

– W dobrym miejscu – przerwała mu Winter, nieco rozbawiona. – Czasami mam wrażenie, że mieszkam na końcu świata. Tu nic się nie dzieje.

– Wręcz przeciwnie – wtrącił się do rozmowy Jasper. – Z tego, co wiem, to często odwiedzane turystyczne miasto.

– Turystyczne pod względem spędzania czasu na świeżym powietrzu. Raczej mało kto przyjedzie tu do klubu – wyjaśniła delikatnie Winter i popiła swojego różowego drinka. 

– Niunia, zaczynam wątpić, że widziałaś tą długą kolejkę przed wejściem.

Cynthia skrzywiła się, słysząc, jak Zack nazwał Winter. Ta za to zarumieniła się i odwróciła nieśmiało wzrok.

– Musi być wam ciężko w Maine – zmieniła temat Cynthia, próbując podejść do nich z innej strony.

– Dlaczego niby? – zainteresował się Jasper, przybliżając się do niej bliżej, niż powinien.

Cynthia starała się udawać, że nie zauważyła tego. Na razie przyjęła taktykę ignorancji w tej kwestii.

– No wiecie... – zaczęła, dokładnie dobierając słowa. – W Maine jest całkowity zakaz spożywania ludzkiej krwi. 

W tej samej chwili mężczyźni spojrzeli na siebie wymownie. Uśmiechnęli się niejednoznacznie, a następnie obaj wybuchli śmiechem, jakby Cynthia opowiedziała naprawdę zabawny żart.

– Państwo zapewnia nam potrzebną porcję krwi do przeżycia – wyjaśnił Zack, jak tylko się uspokoił.

– Zwierzęcej – drążyła dalej.

– Nie jest taka zła. – Wzruszył beztrosko ramionami.

– Fakt. Nieraz piłem gorszą ludzką. – Białe zęby Jaspera błysnęły w zuchwałym uśmiechu.

Cynthia po raz kolejny dzisiejszego dnia miała ochotę zwymiotować. Jak tylko wyobraziła sobie ich, pijących krew, wprost z człowieka, poczuła się słabo.

– Muszę do łazienki – wybełkotała, wstając gwałtownie i przypadkowo uderzając w kant stolika. Alkohol nieznacznie rozlał się ze szklanek, choć w obecnej chwili starcie tego wydało się drugorzędne.

– Wszystko gra? – zapytała zaniepokojona Winter, widząc zły stan przyjaciółki.

– Tak, tak. – Machnęła ręką, jakby odganiała namolne muchy. – Zaraz wrócę – dodała, wychodząc już z loży.

Wcześniej, gdy prowadził ich Zack, zauważyła, gdzie znajdowały się toalety. Udała się do tej ulokowanej na piętrze VIP-owskim. Nie przejmując się niczym, wbiegła do toalety – przez jej stan, nawet nie była pewna czy do dobrej, choć teraz wydawało się to najmniej istotne. W toalecie były trzy ubikacje, które wszystkie wydawały się puste. Zajęła pierwszą. Zdążyła tylko przymknąć za sobą drzwi i zwymiotowała do muszli klozetowej. Przestała tylko na moment, jednak gdy doszło do niej, co z siebie wypuściła – ciemnobordową, kleistą substancję – złapały ją kolejne torsje. Wymiotowała krwią. Zrobiło jej się słabo. Cały sedes, jak i jej twarz pokryty był krwią. Oparła głowę o zimną posadzkę. Nie obchodziło ją w tej chwili, jak bardzo niehigieniczne to było. Czuła się tak źle, że nie miała siły podnieść głowy. 

Co się z nią działo? – zadawała sobie to pytanie. To był pierwszy raz, gdy coś takiego jej się przydarzyło. Uważała także, że nie było to normalne. 

Nie potrafiła określić, ile leżała w bezruchu w pozycji embrionalnej. Zimno pochodzące od lodowatych kafelków przeniknęło ją na wskroś. Pomogło jej nagłe ochłodzenie ciała. Czuła, że z każdą chwilą było coraz lepiej. Odzyskała na tyle energię, że podniosła się do siadu. Spoglądając w górę, spuściła wodę. Wzięła dużą warstwę papieru toaletowego i wytarła wszelkie pozostałości krwi z twarzy, muszli i podłogi. Wrzuciła wszystko i ponownie spuściła wodę, pozbywając się śladów jej obecności. Podpierając się ściany, wstała na nogi. Potrzebowała chwilę pozostać w bezruchu, gdy poczuła zawroty. Powoli otworzyła drzwi i dyskretnie rozejrzała się dookoła. Pusto. Tylko ona i odgłos przygaszonej muzyki. Odetchnęła i zbliżyła się do umywalki. Skrzywiła się, widząc dolną część twarzy we krwi. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znalazła, może zaśmiałaby się z faktu, jak zabawnie wyglądała. Przypominała Świętego Mikołaja, tylko zamiast białej brody miała czerwoną. Odkręciła wodę i pochylając się nad umywalką, zaczęła obmywać twarz. Nie obchodziło ją, że zapewne tym ruchem zmyje swój makijaż, który Winter tak staranie robiła przez ponad dwie godziny. Chciała pozbyć się wszelkich śladów tego, co się przed chwilą wydarzyło, a najlepiej wykreślić to z pamięci. Uznała udawanie, że nic się nie stało, za najlepsze wyjście.

Spojrzała w swoje odbicie w lustrze, chcąc zobaczyć, czy pozbyła się pozostałości krwi, jednak to, co ujrzała, sparaliżowało ją. Jej oczy... świeciły. Przybrały kolor słońca. Nie, nie słońca. Złota. Wyglądały tak samo, jak czerwone tęczówki poznanych dzisiaj wampirów. Różniły się jedynie kolorem.

Gwałtownie potrząsnęła głową, jakby jakiś owad usiadł na jej twarzy i mrugnęła parę razy. Spojrzała w lustro. Tęczówki wróciły do swojej naturalnej barwy. Nie mieniły się złotem... albo nigdy takie nie były i tylko jej się wszystko wydawało. Prawda? To strach namieszał jej w głowie. Dzisiejszy dzień był trudny i męczący. Na domiar złego od paru dni bardzo źle spała. Brak energii, niepokój – to wszystko musiało się skumulować i spowodować, że za dużo sobie wyobrażała. Jak inaczej mogła sobie to wyjaśnić? Nie była wampirem – to był bezsprzeczny fakt. Do tego żaden z nich nie posiada złotych tęczówek. W telewizji zawsze miały czerwone i tak figurowały w społeczeństwie. Nigdy nie słyszała o przypadku, w którym wampir posiadał inną barwę oczu.

Potrząsnęła szybko głową, chcąc również i tego pozbyć się z myśli. Mówiła sobie w kółko, że to wszystko tylko wyobraźnia, która płata jej figle. I z tym nastawieniem wyszła z łazienki.

Szła powoli, cały czas wycierając nerwowo brodę. Bała się, że pozostały tam resztki krwi. Słyszała, że wampiry miały bardzo wyczulony węch. Gdyby któryś z nich wyczuł od niej krew... Nawet nie chciała myśleć, co mogłoby się stać.

Ignorowała wszelkie spojrzenia wysyłane w jej stronę. Bała się, że gdy, choć spróbuje, na któreś odpowiedzieć, napotka czerwone tęczówki. Nie czuła się tu dobrze. Planowała już, co powie Winter, żeby ją stąd zabrać. Za swoją wymówkę postanowiła podać okres. Cóż, nie będzie to za duże kłamstwo. Za dwa dni wypada jej kalendarzowy początek. Powie, że zaczął się wcześnie.

Zwolniła, a następnie zatrzymała się przy kotarze jednej z lóż. Pociągnęła nosem. Do jej nozdrzy dostał się obrzydliwy smród. Zbliżyła się do zasłony. Sama nie wiedziała, co pociągnęło ją do następnego ruchu – ciekawość czy głupota. Odsunęła nieznacznie rąbek kotary. Spodziewała się tego, co może tam ujrzeć, jednak gdy jej myśli się spełniły – przerosły ją. 

Blond włosa kobieta siedziała okrakiem na mężczyźnie, twarz mając usytuowaną w zagłębieniu jego szyi. Koło nich siedział bezczynnie kolejny, który głowę miał luźno puszczoną do tyłu. Najbardziej uwagę zwrócił jej ten trzeci mężczyzna. Leżał bez ruchu na szklanym stoliku. Bladą twarz miał skierowaną na kotarę. Teraz wiedziała, czym był ten smród. To był zapach krwi.

Podniosła wzrok na kobietę, czując, że właśnie to teraz powinna uczynić. Blond włosa oderwała się od mężczyzny. Jego ciało opadło bezwiednie bokiem na kanapę. Na szyi utworzyły mu się dwie czerwone strużki. Kobieta wyprostowała się i wciągnęła powietrze w płuca.

Cynthia mimowolnie złapała się za szyję, jakby to w ogóle mogło jej pomóc. Kobieta zeszła z mężczyzny i swoje długie jasne włosy, zarzuciła na plecy.

– Chcesz dołączyć, czy przyszłaś po prostu popatrzeć?

Nie potrafiła z siebie nic wydusić, a co gorsza ruszyć ciałem, sparaliżowana obrazem, jaki zobaczyła. Kobieta odwróciła się, ukazując swoją twarz. Jej oczy... nie były typowo wampirze. Jaśniały podobnie, ale miały inny kolor. Świeciły brązem.


Zapraszam do komentowania, snucia teorii i dzielenia się przemyśleniami :D 

TikTok: julita.books

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro