Rozdział ♦ Dziesiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Autor: Nieznany

Książka: Dzieje Wampirów, Tom 2

Dział 8: Eksterminacja

Rozdział 2: Zabicie Czerwonookich

Dostępność: Brak, książka zakazana

Warte zaznaczenia na sam początek jest, że wampir o czerwonej barwie tęczówki cechuje się odpornością na choroby ludzkie, jednakże z racji tego, że narodził się człowiekiem, nawet po przemianie jest równie śmiertelny co on. Znaczy to, że ingerencja w jego ciało może go zabić (jednak wymaga znacznie większej niż w przypadku człowieka). Wyjątkiem od tej zasady jest wykrwawienie. Ciało czerwonookiego wampira nie potrzebuje krwi do przeżycia. Cechą umożliwiającą przetrwanie w takich warunkach jest tak zwana hibernacja [...] Bez wątpienia uznawanym za najlepszym sposobem zabicia czerwonookiego wampira jest odcięcie jego głowy lub wyrwanie serca [...] Równie dobrą metodą jest spalenie. Ciało czerwonookiego wampira jest mniej odporne na ciepło niż człowieka. Wiąże się to z jego słabością na promienie słoneczne [...] Jedną z trudniejszych możliwości, a zarazem najpopularniejszą wśród ludzkiego gatunku, jest przebicie serca. Jeżeli wbicie nie będzie wystarczająco głębokie i nie nastąpi z odpowiednią szybkością, istnieje duże prawdopodobieństwo przeżycia wampira. Wskutek tego rzadko kiedy śmierć następuje już po pierwszym wbiciu broni, narzędzia lub przedmiotu. Najczęściej trzeba od dziesięciu do dwudziestu przebić, żeby pozbawić wampira życia [...]


Przed napierającym mrokiem broniły ją jedynie ściany samochodu. Bała się opuścić ich wnętrze. Na zegarze wybiła równo trzecia w nocy. Ciemność pochłonęła las i nawet pojedyncze gwiazdy na niebie nie były w stanie jej odgonić. Cynthia jak tylko dostała telefon od przyjaciółki, ubrała się i wymknęła z domu, tak aby nie obudzić ciotki. Ta zapewne nie pozwoliłaby dziewczynie wyjść o tak późnej godzinie. Cynthia sama zaczęła żałować tej decyzji, pomimo iż wiedziała, że nie wytrzymałaby do rana. Po telefonie Winter przebrała się i bez namysłu czy przejawu strachu przyjechała pod jej dom. Wraz z przebytą drogą powracało jej logiczne myślenie, powtarzające, że nie najlepszym pomysłem jest wychodzić w środku nocy, w czasie gdy gdzieś w tym lesie może czaić się morderca.

Jasper nie żyje. Ktoś go zabił. Ktoś na tyle potężny, że poradził sobie z wampirem.

Przez myśl Cynthii przeszło, że mogła być to złotooka istota. Była to insynuacja, ale wydawało jej się, że stworzenie nie miałoby najmniejszego problemu z zabiciem wampira.

Taka myśl pojawiła się w jej głowie w pobliżu domu Winter. Wówczas odczuła szpony przerażenia na swoim gardle. Cynthia do całej historii dodała, że pewnie morderca czekał już na nią. Próbowała sobie racjonalnie wytłumaczyć, że przesadzała, ale ten głos nie był na tyle ofensywny, żeby zagłuszył te wzbudzające panikę.

– Okej, nikogo tam nie ma – powtarzała sama do siebie, próbując tymi słowami pokrzepić ciało, które wydawało się niechętne do wyjścia z auta.

Kiwnęła raz stanowczo głową, zacisnęła mocno zęby i warknęła jak szykujący się do walki gladiator. Przy użyciu całych sił zacisnęła palce w pięść, tak że każda żyła na jej ręce była dobrze widoczna. Otworzyła drzwi jednym ruchem, co udało jej się zrobić sprawnie nawet bez użycia palców. Wybiegła z samochodu, po drodze popychając drzwi do tyłu. Jedynie huk potwierdził ją, że się zamknęły.

Nigdy w życiu nie biegła tak szybko. Nie minęła minuta, a już była pod oknem Winter i nerwowo pukała w szybę. Bała się nawet rozglądać dookoła, jednakże po usłyszeniu wydobywającego się z lasu szmeru, mimowolnie spojrzała za siebie.

Szelest ucichł między gęstym mrokiem pośród świerków. Nie dostrzegła niczego, co wzbudziłoby szczególnie niepokój, mimo to nie poczuła się lepiej. A kiedy Winter otworzyła okno, zanim którakolwiek się odezwała, Cynthia podpierając nogę o kłodę leżącą nieopodal (którą przydźwigała tu wraz z Winter jeszcze za dziecka, specjalnie na takie sytuacje), wpakowała się do pokoju, lądując na obłożonym poduszkami parapecie.

– Dlaczego nie weszłaś przez drzwi?

Cynthia nie poświęciła ani jednego spojrzenia Winter, skupiona na zasłonięciu rolet w oknach.

– Zbyt długo czekania – odpowiedziała lakonicznie.

Obawiała się, że zanim Winter przejdzie przez długi hol, coś wyskoczy z lasu. Tak podpowiadała jej wyobraźnia, którą po zmroku słuchała bardziej niż za dnia.

Czuła na sobie pełne niedowierzające spojrzenie przyjaciółki. Nie przejęła nim i tym razem zajęła się sprawdzeniem, czy każde okno w pokoju było zamknięte. Gdy miała już pewność, że były bezpieczne, odetchnęła, rozpinając zamek kurtki. Zgrzała się, wskutek czego krople potu osiadły na skórze jej nosa i czoła.

Po zdjęciu kurtki rzuciła ją na pudrowe prześcieradło z księżniczkami Disneya. Ono, jak i różowe meble były pozostałościami po dzieciństwie. Jedynie kolor ścian parę lat temu uległ zmianie z landrynkowego na nieskazitelną biel.

Cynthia usiadła na pufie, od razu się w nie zapadając. Na jej twarz wpłynął grymas, mimo że było jej bardzo wygodnie. Uznała, że nie było to odpowiednie miejsce do poważnej rozmowy i zanim Winter zdążyła zająć drugą pufę, Cynthia wstała i przeniosła się na łóżko. Skrzyżowała nogi, ręce odłożyła na kolana, a wyprostowane plecy oparła o narożnik. Teraz była gotowa na wszystko.

Skrzyżowała spojrzenie z Winter, która miała uniesione wymownie brwi. Ciemnowłosa nie skomentowała zachowania przyjaciółki i przesuwając Cynthii kurtkę w bok, usiadła naprzeciwko dziewczyny. Tak jak ona skrzyżowała nogi, za to ręce odłożyła za plecy, opierając na nich ciężar ciała.

– Więc od początku – zaczęła Cynthia pełnym podziwu formalnym głosem. Sama się dziwiła, że w tej sytuacji potrafiła zachować spokój. – Opowiedz mi wszystko.

Winter westchnęła ciężko i zgarbiła plecy, tak że wypięła brzuch.

– Przecież już ci powiedziałam – sarknęła z leniwym sykiem.

– Chcę usłyszeć to jeszcze raz. Na spokojnie.

Winter zdążyła opowiedzieć Cynthii główne informacje przez telefon, jednak rudowłosa potrzebowała usłyszeć to jeszcze raz. Na spokojnie, bez chaosu. Do tego w jej głowie tkwiło dużo pytań... bardzo dużo pytań, które nie miała okazji zadać w czasie rozmowy telefonicznej.

– Słyszałam, jak Zack rozmawiał z Amandą...

– Od samego początku.

Winter po raz kolejny westchnęła, po czym ziewnęła, zasłaniając ręką usta. Zmęczenie dziewczyny nie przeszło na Cynthię. Czuła się pełna energii, mimo że był środek nocy. Wiadomość o Jasperze postawiła ją na nogi w jednej sekundzie, będąc najlepszym budzikiem, jaki w życiu został jej sprezentowany.

– Umówiłam się z Zackiem, że jak skończy załatwiać sprawy z Amandą...

– Z jaką Amandą? – wtrąciła.

Cynthia słyszała wczoraj, jak Zack wspominał to imię i także kojarzyła je już wcześniej, ale nie potrafiła sobie przypomnieć skąd dokładnie.

– Współwłaścicielka klubu z Zackiem i Jasperem... – Skrzywiła się ponuro. – Choć teraz tylko z Zackiem. Mówiłam ci o niej.

Po usłyszanych słowach Cynthia przypomniała sobie, że faktycznie tak było i to właśnie od niej kojarzyła to imię.

– Jakie sprawy? – zadała pytanie, gdy ta myśl pojawiła się w głowie.

– Nie powiedział mi. Pewnie coś związane z klubem.

Albo Jasperem – pomyślała.

– Więc kontynuując – powróciła Winter na główny tor rozmowy. – Od samego początku.

***

Brat wysadził ją przed drogą prowadzącą na posesję. Była nieco niezadowolona, że nie podjechał pod sam dom, ale nie robiła mu z tej racji pretensji. I tak była mu wdzięczna, że poświęcił jej czas, żeby ją tu przywieźć. Dochodziła północ i zapewne miał lepsze rzeczy do roboty. Choć nie ukrywała, że byłaby mu jeszcze bardziej wdzięczna, gdyby wysadził ją pod samymi drzwiami. Droga prowadząca do domu była ziemista i mimo że przez ostatnie dni nie padał deszcz, bała się pobrudzić butów, które kupiła specjalnie dla Zacka. Raz, gdy rozmawiali, powiedział jej, że podobały mu się kobiety w czerwonych szpilkach. Jeszcze tego samego dnia pojechała do sklepu.

Idąc drogą, wyjęła telefon i zapaliła latarkę. Mimo że po bokach były poustawiane latarnie, nie oświetlały one dokładnie, na co stawiała nogi. Wykorzystując to, że wyjęła urządzenie, sprawdziła, czy aby przypadkiem Zack do niej nie dzwonił lub nie pisał. Wcześniej umówiła się z nim, że gdy skończy, przyjedzie po nią i pojadą do niego. Po godzinie dwudziestej trzeciej, w dalszym ciągu nie mając informacji od swojego chłopaka, nieco się poirytowała. Czekała na niego z niecierpliwością jak tylko wróciła od Starego Bena, gdzie spotkała się z Cynthią. W jej głowie pojawiła się myśl, że może zapomniał o niej, dlatego postanowiła zrobić pierwszy krok i sama przyjechać. No prawie sama. Musiała zwerbować brata, aby ją tu przywiózł. Miała prawo jazdy oraz własny samochód, ale już od paru miesięcy nie prowadziła. Nigdy nie czuła się dobrze za kółkiem, a gdy mało zabrakło, aby spowodowała wypadek, od tamtej pory nie wsiadła za kierownicę.

Zatrzymała się z opadniętymi ramionami, dostrzegając ciemność panującą za oknami. Jedynie latarnie porozstawiane przed wejściem oświetlały dom z bali sosnowych. Zdawała sobie sprawy, że Zacka mogło nie być, ale wypierała ta informacje i wmawiała sobie, że po prostu o niej zapomniał.

Jęknęła przeciągle, nie wiedząc, co powinna teraz zrobić. Ledwo udało jej się namówić brata, żeby ją zawiózł, więc nawet nie liczyła, że teraz po nią wróci. Już słyszała jego pełen oburzenia głos mówiący: Tylko zawracasz mi głowę. Radź sobie teraz sama.

Po krótkim namyśle (albo porywistym wietrze, który zadrżał jej ciałem), jednak postanowiła do niego zadzwonić. Będzie wisieć mu już nie jedną, a dwie przysługi.

Gdy wybierała numer, do jej uszu doszedł rozmyty dźwięk. Spojrzała w miejsce, z którego wydawało jej się, że odchodził. Dostrzegła falujące światło w tylnej części posiadłości. Natychmiast zablokowała telefon, wcześniej wyłączając w nim latarkę i skierowała się w stronę hałasu. Poczuła ulgę. Ktoś jednak był w domu.

Winter wydawało się, że światło pochodziło z salonu, który był odgrodzony od reszty pokojów, a okna były jedynie na tylnej ścianie, gdzie też było drugie wyjście prowadzące na niewielki taras z basenem.

Kiedy weszła na ścieżkę koło domu, była już pewna, że światło pochodziło z salonu. Uśmiechnęła się na myśl, jaką zrobi Zackowi niespodziankę i zatrzymała się przed zakrętem. Poprawiła czarne włosy, na których prostowanie poświęciła godzinę. Po końcówkach dostrzegła, że już nieznacznie się pofalowały. Przejechała koniuszkiem palca po kącikach ust, ścierając nagromadzony błyszczyk. Jeszcze raz poprawiła włosy. Rozpięła kremowy płaszcz, prezentując opiętą granatową sukienkę. Nieco ściągnęła trójkątne wcięcie na biuście, odsłaniając jeszcze więcej. Ostatni raz poprawiła włosy i gdy miała już wychodzić, usłyszała głośne trzaśnięcie drzwiami.

– Zabiję go! Zabiję go! Zabiję go!

Krzyk zmieszany z płaczem wstrząsnął jej ciałem. Furia przemawiała za tymi słowami, ale i rozpacz. Na początku nie poznała, do kogo należał ten głos, dopiero po następnych słowach zrozumiała.

– Amando, uspokój się.

– Zamknij się!

Tam była Amanda i jej Zack. Jej ukochany Zack.

– Popadanie w histerię to ostatnia rzecz, której teraz potrzebujemy.

– Nie mów tak do mnie! Nie masz najmniejszego pojęcia, jak się czuję.

– Był moim przyjacielem. Nie tylko ty teraz cierpisz. 

Nie rozumiała, o czym rozmawiali, ale wiedziała, że nie powinna być świadkiem tej wymiany zdań. Jednak nie potrafiła się wycofać. Coś przeszyło głęboko jej ciało, paraliżując wszystkie kończyny.

– Obiecuję – podjął dalszą rozmowę Zack, nieco cichszym głosem, choć przepełnionym tłumioną wściekłością. – Znajdziemy osobę, która zabiła Jaspera, a następnie zrobimy jej to samo.

– Nie. To za mało. Wbicie kołka w serce byłoby przysługą. Ja zrobię jej coś znacznie gorszego... Co będzie trwać wieki. Będzie błagała mnie, żebym zakończyła jej marny żywot. 

Słysząc niski, niebezpieczny ton Amandy, aż się wzdrygnęła. Na miejscu Zacka bałaby się przebywać z nią w jednym pokoju, mimo że to on był wampirem, a ona jedynie człowiekiem. 

Zapadła cisza, która szybko została przerwana przez rozmyty dźwięk przypominający sapnięcie połączony ze skrzypieniem kanapy.

– Co to za mina? – sarknęła Amanda.

Nastąpiła cisza, tym razem dłuższa niż ostatnia.

– Nie uważasz, że jego śmierć wygląda podejrzanie? Kołek w serce. Stereotypowo.

– Do czego dążysz?

– Jest tylko jedno społeczeństwo, które pokochało tak zabijać wampiry.

– Ludzie – skwitowała natychmiast, wypluwając to słowo. – Ale to nie jest możliwe. Widziałeś jego ciało. Nie miał żadnych zadrapań, ran... Idealne wbicie w sam środek serca. Nie lekceważ go. Nie poddałby się tak łatwo... a tym bardziej nie w walce z ludźmi.

– Miał ślady po połamanych rękach – przypomniał Zack.

– Mówiłeś, że to stało się w klubie.

– To prawda... Aczkolwiek wnioskowałem to jedynie na podstawie zapisów z monitoringu. Wychodząc z klubu, dziwnie trzymał dłonie... Jednak gdy tak o tym myślę, może sam sobie to dodałem, widząc jego ciało... – Zamilkł na dłuższą chwilę, a kanapa zaskrzypiała. – Sam już nie wiem... Coś mi tu nie gra. Co on w ogóle robił w środku lasu? Wygląda to, jakby sam poszedł wprost ręce mordercy.

– To niemożliwe! – krzyknęła, brzmiąc na urażoną takim domysłem.

– To jak inaczej to wyjaśnisz? Po imprezie nagle się zmył, nic nie mówiąc, a teraz dowiadujemy się o jego ciele od policji. Mam nadzieję, że zajęłaś się nimi i nie będą węszyć?

– Wszystko już załatwione – oświadczyła. – Ostatni raz widziałeś go na imprezie, tak?

Winter nie usłyszała odpowiedzi. Zack musiał przekazać to w niewerbalny sposób, którego nie mogła dojrzeć, stojąc w dalszym ciągu za ścianą.

– To musiało coś tam się wydarzyć.

– Jeżeli tak, to kamery i tak nic nie zarejestrowały.

– Więc potrzebujemy świadków – pomyślała na głos. – Mówiłeś, że ostatnią osobą, która go widziała, była jakaś dziewczyna.

– Tak, gadałem z nią dzisiaj – zgodził się. – Spytałem się o krew w loży. Powiedziała, że wbiła mu nóż w między żebra i uciekła.

– Wierzysz jej?

Cisza.

– Sprawdź więc wszystko jeszcze raz. Coś musiało się tam wydarzyć. Dowiedz się, kto zabił Jaspera i przyprowadź mi tę osobę, a spełnię twoją prośbę.

***

Cynthia przejechała ręką po przedramieniu, czując, jak włosy stanęły jej dęba.

Znajdziemy osobę, która zabiła Jaspera, a następnie zrobimy jej to samo."

Dowiedz się, kto zabił Jaspera i przyprowadź mi tę osobę."

Wbicie kołka w serce, byłoby przysługą."

Zack będzie szukał osoby, która zabiła jego przyjaciela, a wszystko wskazywało, że zrobiła to ona.

„Jestem ostatnią osobą, którą próbowałeś skrzywdzić. A jeżeli choć spróbujesz to zrobić... Jeżeli choć pomyślisz o tym, sam wbijesz sobie kołek w serce... Jeszcze dzisiaj opuścisz to miasto i już nigdy tu nie wrócisz".

Wykonywał jej polecenia. Najwyraźniej po drodze pomyślał o skrzywdzeniu kogoś... może nawet jej. Nie miała pomysłu, skąd wziął kołek, ale najwidoczniej, gdy go już znalazł, od razu przebił sobie nim serce. Zack i Amanda szukali mordercy, nie zdając sobie sprawy, że on już nie żyje.

Jasper popełnił samobójstwo, a to wszystko za sprawą słów Cynthii.

Czy to źle, że nie poczuła wyrzutów sumienia... że się ucieszyła?

– Nie wiem, jak powinnam się teraz zachowywać...

Cynthia spojrzała na Winter, jednak nic nie odpowiedziała, dając przyjaciółce czas na rozwinięcie tematu.

– Powinnam udawać, że nic nie wiem? Jak mam być szczera, nie wiem, czy będę umieć. Nie znałam długo Jaspera, a odkąd dotarło do mnie, co ci zrobił, zmieniłam o nim zdanie... Mimo wszystko... kurde... – Spojrzała na Cynthię wzrokiem pełnym zwątpienia. Walczyła z własnymi myślami. – Nie mogę w to uwierzyć, że on nie żyje... To jest chyba pierwszy raz, kiedy osoba, którą poznałam, umiera... To bardzo dziwne uczucie.

Cynthii twarz zelżała. Podsunęła się bliżej przyjaciółki, łącząc swoje palce z jej.

– Śmierć nigdy nie jest łatwą sprawą do przyswojenia... – zaczęła Cynthia, z namysłem dobierając słowa. – Jednak trzeba sobie z nią poradzić. Jak mam być szczera... ulżyło mi, że on nie żyje. Od tamtej imprezy co noc śniły mi się koszmary... – Spojrzała w dół, czując wielką trudność z wypowiedzeniem tych słów na głos. – Śnił mi się Jasper. Myślę, że za to, co mi zrobił, nie powinien umrzeć... ale gdy już to się stało, czuję ulgę. Może następnej nocy... będę mogła bez problemu zasnąć.

Nie miała pojęcia, kiedy zaczęła płakać. Dopiero gdy zobaczyła krople na swojej dłoni, zdała sobie z tego sprawę. Chciała rozplątać palce i wytrzeć policzek, ale Winter nie dała jej tego zrobić. Zanim Cynthia zdążyła jakkolwiek zareagować, jej ciało zostało zgniecione w uścisku przyjaciółki.

– Przepraszam, że byłaś w tym wszystkim sama. – Pełen żalu głos otulał ucho Cynthii.

Winter oderwała swoje ciało i spojrzała w zamglone, słomiaste oczy dziewczyny.

– Obiecuję ci, że od tej pory uwierzę ci we wszystko.

– We wszystko, wszystko? – upewniała się.

Kiwnęła głową i na potwierdzenie dodała:

– Wszystko... – Zmrużyła powieki, dostrzegając minę przyjaciółki. – Zaczniesz od teraz, prawda?

Odpowiedzią Cynthii był niemrawy uśmiech.

– Po słowach, które usłyszałaś, jaka jest twoja relacja z Zackiem?

Winter nie wydawała się zaskoczona tym pytaniem. Odpowiedziała od razu, jakby już wcześniej szykowała wyjaśnienia w głowie.

– Myślę, że dalej jesteśmy razem. Usłyszałam go z innej strony, ale w jakimś stopniu rozumiem, że był zły. Mimo wszystko Jasper był jego przyjacielem. Gdyby ktoś... zabił cię, zareagowałabym pewnie podobnie.

– Zdajesz sobie sprawę, że... prawdopodobnie będę główną osobą, którą będzie miał na oku.

– Zack by cię nigdy nie skrzywdził – broniła go.

– Gdyby ktoś mnie zabił, a Zack miałby informacje o tym, nie zrobiłabyś wszystkiego, aby się dowiedzieć?

– A masz takie informacje? – zapytała kontrolnie.

Odwróciła wzrok.

– Cynthia? – Jej głos zadrżał, najwyraźniej obawiając się odpowiedzi... i konsekwencji, które za sobą niosła. – Powiedz mi, że nie jesteś związana z jego śmiercią – dodała niemal błagalnie.

Zapadła cisza, w której Cynthia słyszała jedynie bicie swojego serca. Waliło mocno i szybko. W momencie, gdy spojrzała na przyjaciółkę, zwolniło, jakby zdawało sobie sprawę, jakie słowa padną z ust dziewczyny.

– To ja go zabiłam.

Cisza.

– Ty? – Winter wydawała się na tyle zaskoczona tymi słowami, że przeleciały jej jedynie przez głowę, jakby były jedynie głupim żartem.

– Uwierzysz mi, że jeżeli powiem, że zabiłam Jaspera, nawet go nie dotykając?

Nie odpowiedziała. Jej żuchwa opadła, a usta formowały się w różne kształty, ale żadne słowo z nich nie wyleciało.

– Myślę, że... – Cynthia starała się modelować głos, aby brzmiał jak najbardziej neutralnie, próbując ukryć strach. Okłamałaby samą siebie, mówiąc, że się nie bała. Ogarnęło ją przerażenie, kiedy zdała sobie sprawę, że po wypowiedzeniu tych słów nie będzie odwrotu. – Jestem wampirem.

Zdumienie na twarzy Winter zamieniło się w zakłopotanie. Zmarszczyła brwi i jeszcze bardziej rozdziawiła usta.

– Czy to ten etap, kiedy nienawiść do wampirów zamienia się w chęć bycia jednym z nich?

– Nie żartuję – oburzyła się Cynthia, wyrzucając ręce w powietrze, wzmacniając tym swoje słowa. – Coś się ze mną dzieje i nie potrafię tego wyjaśnić...

– Dlatego uważasz się za wampira? – wplątała, krzywiąc twarz jeszcze bardziej.

– Tak.

Cynthia zagryzła dolną wargę, rozumiejąc, jak absurdalnie to brzmiało... nawet dla niej. Jednakże nie mogła w dalszym ciągu tego wypierać.

Odwróciła wzrok, spodziewając się bycia wyśmianą przez przyjaciółkę... co nie nadeszło.

– Wierzę ci.

– Co? – Wróciła spojrzeniem do czekoladowych oczu, będąc pewna, że się przesłyszała.

– Czemu jesteś taka zdziwiona? – rzuciła półżartem.

– Bo ty... Ty nigdy mi w nic nie wierzysz.

Winter skrzywiła się, lecz nie z powodu tego zarzutu, ale winy, jakiej poczuła po tych słowach.

– Wiem... Ale zapomniałaś, co ci powiedziałam jeszcze chwilę temu? Będę wierzyć ci już we wszystko.

– Czyli wierzysz mi, że... jestem wampirem?

– Staram się. Choć nie powiem, to trudne. Znam cię całe życie i nigdy nie przejawiałaś... wampirzych cech. Aczkolwiek przez to, że znam cię tyle, wiem, że nie oznajmiłabyś tego bez powodu... Dlatego chcę usłyszeć o tym więcej i może pomóc ci... stwierdzić czy tak jest naprawdę.

Cynthia poczuła, jak jej serce staje się niesłychanie lekkie.

– Ej, nie płacz – wypaliła Winter, widząc zaszklone oczy przyjaciółki.

– Ja... Ja... To... – chlipała, nie kontrolując tego. – To ze szczęścia – wyjaśniła, uśmiechając się mimo łez.

Winter zrobiła minę, jakby sama zaraz miała się popłakać i podsunęła do przyjaciółki, owijając jej ciało w uścisku.

– Po prostu... – kontynuowała Cynthia. – Cieszę się, że nie jestem w tym już sama – wyznała na jednym wdechu.

– No, już... Ciii... – uspokajała ją, przyciskając mocniej do swojej klatki piersiowej i jeżdżąc delikatnie po rudawych pasmach na głowie. – Już w niczym nie będziesz sama, obiecuję.

Cynthia wygięła wargi w ledwo dostrzegalnym uśmiechu i wystawiła jedną dłoń przed siebie.

– Przyjaźń do końca świata.

Skrzyżowały palce wskazujące.

– I jeden dzień dłużej.

Tkwiły w uścisku przez dłuższy czas. Cynthia nie chciała przerywać tej bliskości, ale wiedziała, że nie mogła odwlekać reszty rozmowy. Czekała ją najtrudniejsze zadanie – uzasadnienie, dlaczego uważała się za wampira.

Oderwała się od Winter, bardzo leniwie i niechętnie. Wyprostowała kręgosłup i wzięła głęboki wdech, jakby miał być to jedyny w ciągu następnych paru minut.

– To wszystko zaczęło się od sobotniej imprezy – rozpoczęła ściszonym głosem. – Tamtej nocy... coś się we mnie zmieniło. Nie potrafię wyjaśnić, co dokładnie, ale... czuję, jakby ktoś wyjął mnie z ciała i wsadził do innego... tego samego z wyglądu... ale jednak nieco innego... – Potrząsnęła głową, kiedy zalała ją przytłaczająca niemoc. – To nie ma sensu – rzuciła nagle, podniesionym głosem.

– Spokojnie. – W geście wsparcia przykryła swoją dłonią rękę Cynthii, natychmiast zwracając tym uwagę dziewczyny.

Zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki wdech.

– Tamtej nocy wydarzyło się bardzo dużo – spróbowała ponownie, tym razem z większym spokojem. – Zacznę od chwili, gdy wyszłam do łazienki. Wymiotowałam krwią. Miałam wrażenie, że było jej więcej niż tej krążącej w moich żyłach. To nie było normalne... A potem jak wróciłam do loży... Gdy Jasper mnie zaatakował... Nie wbiłam mu noża, tak jak przyznałam Zackowi. Nawet wtedy żadnego nie miałam przy sobie. Powiedziałaś mi, że gdy mnie zobaczyłaś na parkingu, nie wyglądałam jak osoba, która właśnie przeżyła atak wampira... I miałaś w tym dużo racji. Choć dziwnie to brzmi, moją obroną były słowa. Kazałam Jasperowi mnie zostawić... I tak zrobił. Bez żadnego słowa, walki, po prostu zszedł ze mnie... równie zdziwiony co ja. Wtedy powiedziałam mu, że ma opuścić miasto i jeżeli pomyśli, chociaż o skrzywdzeniu kogoś... kazałam mu wbić sobie kołek w serce. I zanim wyszłam, rzuciłam, tak po prostu, że za to, co próbował zrobić, powinien połamać sobie ręce...

– Słyszałam, jak Zack powiedział, że Jasper miał połamane ręce – napomknęła ledwo słyszalnie.

– Za to ja słyszałam, jak Jasper je naprawdę łamie.

– Kurwa. – Winter zakryła rozdziawione usta dłonią.

Cynthia uśmiechnęła się smętnie, bo bądź co bądź, to było najtrafniejsze podsumowanie jej słów.

– Jaka jest szansa, że to tylko zbieg okoliczności?

Mina Cynthii wyrażała wszystko. Żadna.

– Tamtej nocy wydarzyło się wiele rzeczy... – kontynuowała. – O których nawet nie pamiętasz.

– Co masz na myśli? – Zdziwiła się.

– Jak wracałyśmy, uderzyłyśmy w zwierzę...

– To pamiętam.

– Według ciebie leżało już na drodze czy wyskoczyło z lasu?

– Wyskoczyło z lasu. Pamiętam, że krzyknęłam wtedy do ciebie.

– Czyli było żywe, tak?

– No na pewno niemartwe – rzuciła ze słyszalną drwiną, mrużąc powieki.

Cynthia uśmiechnęła się półgębkiem.

– Cóż... bo według pana Batesa było już martwe. On był pewny, że w chwili uderzenia nie żyło.

– Ale... Ale ja widziałam, jak leci.

– Ja też. I to dobre słowo. Leci. Ono nie wybiegło, ale zostało rzucone. Najpierw zabite, a potem rzucone w nasz samochód.

– Co? – Skrzywiła się. – Po co ktoś miałby to robić... I czy w ogóle miałby tyle siły, żeby to zrobić? Biegło na nas... Albo leciało bardzo szybko.

– Człowiek nie – stwierdziła, po czym na chwilę zamilkła. – Ale pewna złotooka istota, którą widziałyśmy w lesie, tak.

– Jeżeli powiem, że był to wilk, nakrzyczysz na mnie?

Cynthia spojrzała na przyjaciółkę karcącym wzrokiem, choć nie mogła ukryć drżących warg. Jak szybko się denerwowała, tak łatwo było można ją rozśmieszyć.

– To nie był wilk. – Wystawiła rękę, uciszając tym samym przyjaciółkę, która już zamierzała się wtrącić. – Myślisz, że był to wilk, ponieważ ono każe ci tak myśleć.

– Ono?

– Złotooka istota... albo wampir o złotych oczach. Nie za bardzo wiem, co to jest.

– Nigdy nie słyszałam o wampirze innym niż czerwonookim.

– Ja też... Ale to nie znaczy, że nie istnieją. Myślę, że oni chcą, żebyśmy tak właśnie myśleli.

– Kto taki chce?

– Wampiry... Wampirzy rząd... – Wzruszyła ramionami, jakby nie było to najważniejsze. – Ktoś na pewno.

– Mam wrażenie, że ta rozmowa przechodzi w jakieś dziwne konspiracje.

Cynthia wzniosła oczy do góry, choć rozumiała Winter. Dla niej również to wszystko brzmiało nierealnie.

– Wiem, że jest to trudne do zrozumienia... Ponieważ nie pamiętasz tej istoty i pewnie myślisz, że ją wymyśliłam... Ale ona była tak realna, jak jestem ja lub ty. Również dobrze jej nie pamiętam. Tamta noc wydaje mi się tylko snem... albo bardzo dalekim i rozmytym wspomnieniem... A to wszystko, dlatego że ktoś mieszał w mojej pamięci... tak jak w twojej.

– Ta istota?

Przytaknęła skinieniem głowy.

– Jeszcze nie wiem, dlaczego to zrobiła, ale najwyraźniej miała jakiś powód... Może nie powinniśmy wtedy jej widzieć... Albo coś nie poszło według jej planu. Nie potrafię tego stwierdzić.

– Okej... Rozumiem. – Mimo że tak powiedziała, wydawała się całkowicie zagubiona. – Tylko dlaczego ty pamiętasz tę istotę, a ja nie?

– Bo jestem wampirem.

– To ma sens. – Winter wcale nie brzmiała, jakby tak było. – Więc zaatakowała nas wtedy, dlatego że jesteś wampirem?

– Tak... Nie... Możliwe... Aktualnie jeszcze nie jestem w stanie tego stwierdzić. 

Zauważyła, jak Winter walczyła z własną mimiką, żeby się nie skrzywić. Jej twarz wygięła się w niepokojący sposób, który mimo starań, ukazywał jej wszystkie odczucia. 

– Nie wierzysz mi.

– Wierzę – odparła natychmiast Winter. Za szybko i za porywczo.

Cynthia uniosła brwi i przechyliła lekko głowę w bok. Z taką pozycją wpatrywała się milcząco w Winter, wywierając na niej powiedzenie prawdy.

– Nie kłamię. Naprawdę ci wierzę – zapierała się.

– Ale... – nadmieniła, czując, że to zaraz miało paść. – Po prostu powiedz, co myślisz.

– Uważam... – zawahała się przez moment, ale natarczywe spojrzenie przyjaciółki popchnęło ja do kontynuowania. – Chcę zaznaczyć na początek, że to nie tak, że ci nie wierzę... Tylko... chcę przedstawić mój aspekt, jak ja to widzę...

– Jasne – wtrąciła Cynthia, dając tym samym znać, że jak najbardziej jej to pasowało.

– Powiedziałaś, że poczułaś się... wampirem od imprezy, więc to znaczy, że wcześniej nim nie byłaś. Jednak z tego, co wiem, żeby przemienić się w wampira, ten musi wprowadzić swój jad do organizmu człowieka. Tak więc... – zawahała się, uciekając na chwile wzrokiem, po czym pewnym spojrzeniem powróciła do przyjaciółki. – Czy Jasper tamtej nocy cię ugryzł?

Cisza.

– Nie – odparła krótko.

– A inny wampir... albo ta istota, o której mówiłaś?

– Nie.

– Więc nie możesz być wampirem... – Dostrzegając otwierające się usta Cynthii, natychmiast dodała: – Choć to nie znaczy, że nie jesteś czymś innym. Może ta istota była czymś w ogóle innym niż wampir...

– Wyglądała jak wampir... – Gdy tylko wypowiedziała te słowa, przypomniała sobie swój sen... Jeżeli to w ogóle mogła nazwać snem.

Po telefonie do ciotki, gdy ta zaprowadziła ją na dół, siedząc na fotelu, zauważyła, jak klucze same obracały się w zamku. Albo wampiry nie miały takiej zdolności, albo bardzo dobrze ukrywały to przed światem przez ostatnie sto lat. To, co powiedziała Winter, miało większy sens, niż na początku myślała. Może ta istota nie była wampirem, a czymś jedynie przypominającym go.

– Jakie to skomplikowane – jęknęla przeciągle, ukrywając twarz w dłoniach.

Poczuła, jak materac koło niej się zapada i po chwili dłoń sunęła krzepiąco po jej plecach.

– Dowiemy się prawdy.

Słowa przyjaciółki nie poparły Cynthii na duchu. Nie, kiedy ona sama brzmiała, jakby w to nie wierzyła.

– Jeśli chcesz... – zamilkła.

– Jeśli chcę co? – dopytała Cynthia. Uniosła nieznacznie głowę i spojrzała na przyjaciółkę kątem oka. Dostrzegła, że czekoladowe tęczówki błądziły wszędzie, unikając zatrzymania się na niej.

Cisza.

– Jeśli chcesz, mogę dowiedzieć się czegoś od Zacka. Jest wampirem, na pewno coś by wiedział – zaproponowała bezpośrednio.

– Nie – zagrzmiała, natychmiast się prostując. Oczy zwęziły się niebezpiecznie, gdy spojrzała znacząco na przyjaciółkę, owijając mocno palce wokół jej ramion. – Nie rozmawiaj z Zackiem o mnie. Gdy cokolwiek się zapyta w mojej sprawie, odpowiedz, że nic nie wiesz. Nie ważne jak bardzo nalegałby... on lub ktoś inny, nie możesz powtórzyć niczego, co ci dzisiaj powiedziałam. Rozumiesz?

– Rozumiem – odpowiedziała bez słowa sprzeciwu bezbarwnym tonem.

Cynthia zmarszczyła brwi i powoli odsunęła się od przyjaciółki. Spoglądała na nią czujnie, niedowierzająco, że tak łatwo ją przekonała.

– To dobrze – mruknęła jedynie.

Po wybrzmieniu słów zapanowało grobowe, pełne napięcia milczenie. Żadna z nich nie wydawała się skora do dalszej rozmowy. Winter wpatrywała się bez większego celu w ścianę, za to Cynthia podgryzając skórki kciuka, obmyślała dalsze posunięcia. Potrzebowała informacji, a znała tylko jedną osobę, od której mogła je uzyskać. Cena przestała mieć znaczenie. Zrobi wszystko, byle dowiedzieć się prawdy.


Zapraszam do komentowania, snucia teorii i dzielenia się przemyśleniami :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro