Rozdział ♦ Dziewiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Autor: James Davis

Artykuł: Prawo wobec wampirów

Kodeks Stanów Zjednoczonych (U.S.C.) obowiązuje równie ludzi, co wampirów, jeśli pod danym paragrafem nie ma wzmianki o ustępstwach. Jeżeli jest informacja mówiąca, że wampira prawo nie dotyczy (w U.S.C. takich przypadków jest zaledwie kilka) lub że zmienia się w przypadku postępowania z wampirem, należy przestrzegać tego jako nadrzędne [...]

Przestępstwami popełnionymi przez wampiry zajmuje się agencja rządowa – Federalna Agencja Ochrony Ludzi (FAHP). Nie jest powoływana z każdym wykroczeniem popełnionym przez wampira. Przejmuje ona sprawy w momencie, gdy zawiodły inne organy ścigania [...]. Choć istnienie tej instytucji nie jest utajnione dla ludzi, jej działanie jest ściśle tajne i wszystkie podjęte sprawy nie są upubliczniane.

Nazwa Stary Ben mogła przynosić na myśl obskurny, przydrożny bar, w którym żywili się głównie kierowcy tirów, niemniej jednak lokal pod tą nazwą w Bar Harbor nie pokrywał się z takim skojarzeniem. Była to nowoczesna restauracja z przeważającym motywem retro. Już z zewnątrz zapraszała ludzi neonami świecącymi na różne fluorescencyjne kolory oraz taneczną, choć wyszukaną muzyką przedzierającą się przez ściany budynku. Z zewnątrz restauracja zapraszała do wejścia, za to wnętrze zachęcało do zostania, a jedzenie do przyjścia kolejny raz. W wystroju restauracji przeważały jaskrawe błękitne i pudrowe kolory, które najbardziej były widoczne na krzesłach i stołach. Ściany były udekorowane tablicami z hot dogami, burgerami, stekami oraz różnymi koktajlami (z dwóch ostatnich głównie słynęło to miejsce). Za dnia przez ogromne, prostokątne okna wpadały promienie słoneczne tworzące z tej restauracji idealne miejsce na rodzinny obiad. Za to po zachodzie słońca czarne zasłony zakrywały szyby, zmniejszano intensywność światła i włączano LED-owe lampki. Razem wszystko tworzyło niezwykłą atmosferę pokochaną przez tutejszą młodzież.

Cynthia także uwielbiała to miejsce, nie tylko za sam wystrój, który również wzbudzał w niej pozytywne odczucia, ale głównie za sprawą serwowanych koktajli. Do jej ulubionych zaliczał się jagodowy, chociaż truskawkowy i bananowy były w czołówce. Cynthia uważała je za idealne, niepotrzebujące żadnego udoskonalenia, aczkolwiek wiele osób, w tym głównie jeszcze niepełnoletnich, po kryjomu dolewało rumu albo tequili wzbogacając smak koktajlu.

Już z zewnątrz czuła przyjemny zapach grillowanego steka. Gdyby nie okoliczności, w jakich musiała tu przyjść, skusiłaby się na niego. Zanim przekroczyła dwuczęściowe drzwi o przyciemnianych szybach, wzięła głęboki wdech, jakby kolejny mogła pobrać dopiero po wyjściu.

Jeszcze zanim wkroczyła do budynku, słyszała przeplatające się odgłosy rozmów i muzyki. Dźwięki nasiliły się, gdy przekroczyła próg. Tak jak zawsze o tej godzinie restauracja była okupowana głównie przez osoby w jej wieku. Przejeżdżając wzrokiem po stolikach, skojarzyła kilka twarzy ze szkolnych korytarzy. Zatrzymała się spojrzeniem na jednej konkretnej osobie. Siedział z wlepionym obrzydliwym uśmiechem. Na sam widok miała odruch wymiotny. A kiedy czerwone tęczówki padły na nią, jej nogi zaczęły się trząść pod naporem napływających wspomnień. Zacka i Jaspera oczy były niemal identyczne, przez co przez dłuższą chwilę Cynthii wydawało się, że to właśnie ten drugi wpatrywał się w nią teraz. Zdołała się opanować, dopiero gdy usłyszała brzmienie swojego imienia wypowiedziane z czułością. Jak tylko wzrok przerzuciła na Winter, natychmiast się rozluźniła.

Ciemnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się pozytywnie zaskoczona i zaprosiła do podejścia machnięciem ręki.

Cynthia przypomniała sobie, że przyszła tu przecież dla niej. Mimo że pałała niechęcią do Zacka, postanowiła dać mu szansę. Może dlatego jak tylko podeszła do nich i rzuciła krótkie przywitanie, jej wzrok był równie ciepły, kiedy patrzyła na Winter, a później na Zacka.

– Super, że przyszłaś – rzuciła od razu Winter, przesuwając się i robiąc miejsce przyjaciółce.

– Jeszcze nic nie zamówiliśmy. Czekaliśmy na ciebie – odezwał się Zack, jak tylko Cynthia usiadła.

Rzuciła mu przelotne spojrzenie, nie chcąc dłużej, niż było potrzeba, trzymać na nim wzroku i skierowała uwagę na Winter. Kiwnęła głową i odrzekła ledwo słyszalnym głosem ciche podziękowanie.

Zapadła krótka i niezręczna cisza, którą szybko odgoniła Winter, proponując:

– Pójdę złożyć zamówienie.

Ciało Cynthii wzmogła panika. Zniknięcie Winter, nawet na chwilę, wiązało się z zostaniem sam na sam z Zackiem. I choć gdy była jej przyjaciółka, obawiała się wampira tylko trochę, to gdy zostaną we dwójkę, trochę zamieni się na kompletne przerażenie. Nawet jeżeli byli w restauracji pełnej ludzi, konfrontacja z mężczyzną wzbudzała w niej strach.

– Pójdę z tobą – stwierdziła, jak tylko Winter zaczęła przeciskać się między jej nogami a stolikiem. Już wstawała, gdy dłoń przyjaciółki zatrzymała ją w miejscu.

– Nie, nie. Jest pełno ludzi, nie ma co tworzyć niepotrzebnie tłumu przy barze.

To wyjaśnienie nie spodobało się Cynthii tym bardziej, kiedy wydało jej się tylko wymówką, aby została przy stoliku.

– Nie przesadzajmy – parsknęła i machnęła ręką. – I tak muszę z tobą o czymś porozmawiać – wymyśliła na szybko.

Usłyszała chrząknięcie. Jej wzrok padł na Zacka, wpatrującego się krwistymi oczami wprost na nią.

– Również chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.

– To super. Wy sobie porozmawiajcie, a ja pójdę nam po koktajle.

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy Winter zniknęła z jej oczu. Przez głowę dziewczyny przewijało się tylko kilka słów mogących wyrazić jej uczucia w tym momencie. Każde z nich było bardzo wulgarne. Postanowiła jednak zachować je wszystkie dla siebie i w ciszy wpatrywała się blond czuprynę loków dziewczyny siedzącej za Zackiem. Za wszelką cenę unikała spojrzenia wprost w jego oczy, aczkolwiek też nie chciała wydać się wystraszoną dziewczynką. Była nią, ale próbowała tego nie dać po sobie znać, a tym bardziej przed wampirem, który mógłby czerpać chorą satysfakcję z jej strachu.

– Wyszło dość słabo, co nie?

Walczyła z własnym ciałem, aby odruchowo nie spojrzeć na Zacka.

– Co takiego? – spytała, marszcząc czoło z niezrozumienia.

– Rozpoczęcie tej rozmowy. To nie tak miało wyglądać.

Zack zamilkł, zapewne mając nadzieję, że tym zwróci uwagę dziewczyny, jednak upartością godną podziwu nie rzuciła mu nawet jednego spojrzenia.

– Chciałem z tobą szczerze porozmawiać, dlatego zainicjowałem to spotkanie.

– Czyli to nie był pomysł Winter?

– Nie do końca... – zawahał się. – Wystąpiłem z propozycją, którą Winter podłapała. Zależy jej, żebyśmy się dogadali...

– Przypomnij, o czym to chciałeś porozmawiać? – wtrąciła Cynthia bezczelnie, nie mając ochoty słuchać na ten temat. Wystarczyło, że dostawała wykłady od Winter.

Zapadła cisza.

– Przepraszam.

Jej wzrok przesunął się na Zacka. To nie tak, że zaskoczyły ją jego słowa. Zdziwiło ją, że nie słyszała w nich nieszczerości. Może właśnie dlatego jej oczy spojrzały na bijące czerwienią kule. Szukała w nich przejawu zakłamania.

– Kiedy Winter powtórzyła mi twoje słowa, poczułem, że zawiodłem jako gospodarz... ale i jako człowiek. – Jego wargi wygięły się kwaśno na efekt jego własnych słów. – Wiem, że jako wampir nie powinienem nazywać się już człowiekiem. – Zamilkł na zwracającą chwilę uwagę. – Przed przemianą byłem człowiekiem... A po przemianie czuję się jak człowiek. Moje ciało stało się wampirze, choć dusza jest ludzka... Dlatego jest mi bardzo przykro, że taka sytuacja miała miejsce i to w moim klubie, z winy mojego przyjaciela. Nigdy nie powinna mieć miejsca, dlatego przepraszam. I zrobię wszystko, aby już nigdy to się nie powtórzyło... ani tobie, ani innej dziewczynie.

Cynthia oniemiała. Nie wiedziała co powiedzieć... Choć gdyby nawet miała w głowie jakieś słowa, nie mogłaby z wrażenia nic wypowiedzieć. Przez krótki moment nie patrzyła na Zacka jak na wampira, lecz człowieka. Uwierzyła w szczerość jego słów... a przynajmniej do czasu, gdy nie przypomniała sobie, jak obcesowo zachowywał się w klubie. A później na parkingu wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, kierując je głównie na szyję. Dostała brzydki prezent owinięty w ładny, dekoracyjny papier. Usłyszała piękne słowa, które pragnęła jako osoba skrzywdzona, aczkolwiek te jedynie były zasłoną dla kłamstw.

I choć w jej głowie buzowały właśnie te myśli, z wielką łatwością nieznacznie się uśmiechnęła. Przybrała postać niewinnej dziewczyny, która zamknęła się w skorupie twardziela, będąca tak naprawdę tylko cienką skorupką pękającą od lekkiego dotknięcia. I choć w rzeczywistości tak się właśnie czuła, w tym przypadku przybrała jedynie taką postać, którą miała pod swoją kontrolą.

– Zaufałam ci oraz twojemu przyjacielowi... i zostałam skrzywdzona. Mam nadzieje, że rozumiesz, że nie jest dla mnie łatwe zapomnieć o tym...

– Nawet nie oczekuję tego.

– To dobrze. To, co zrobił.... – zamilkła, gdy temu jednemu słowu trudno było przejść przez gardło... W rzeczywistości również tak było, ale teraz jeszcze potęgowała efekt. – Jasper... Było obrzydliwe.

– Zgadzam się – przytaknął formalnie. – Naruszył twoją przestrzeń osobistą, a do tego chciał bez twojej zgody pożywić się na tobie. Dlatego nawet uważam, że tę sprawę należy zgłosić na policję.

– Nie wiem, czy powinnam... – Ledwo ukryła zaskoczenie. Nie spodziewała się po nim takiej sugestii.

– Oczywiście, że powinnaś. Jasper musi ponieść karę, za to, co zrobił, bo jeżeli teraz za to nie odpowie, pewnego dnia znowu może się tego dopuścić... A kto wie, czy ta osoba będzie miała tyle szczęścia co ty. Jest moim przyjacielem, ale nie chciałbym, żeby niewinna osoba została zabita.

– Nie mam dowodów... Chyba że masz nagranie z kamery? – zapytała, starając się brzmieć, jakby był to promyk nadziei wśród mroku.

– Niestety nie. Cenimy prywatność. Mamy kamery jedynie przy barze, przy wyjściach i na zewnątrz.

– Więc jest słowo przeciwko słowu.

– Co prawda nie byłem świadkiem, ale mógłbym złożyć zeznania. Powiem, że takie sytuacje w przeszłości miały miejsce i tego dnia Jasper podejrzanie się zachowywał.

– Nie wiem... A co jeśli... – Rozejrzała się dookoła. Następne słowa wypowiedziała ściszonym głosem. – Co, jeśli w akcie zemsty, że poszłam na policję... Jasper będzie chciał dokończyć, to co zaczął.

Sztywny wyraz twarzy Zacka zmienił się na... bardziej ludzki, współczujący. Cynthia ledwo powstrzymała ciało od zadrgania, gdy wampir podniósł rękę i położył ją na dłoni dziewczyny odłożonej na blacie stołu. Wydawało się jej, że było to w akcie wsparcia, ale zimno bijące z jego skóry, powodowało u niej bolesne mrowienie. 

– Nie pozwolę, aby coś ci się stało. Masz moją obietnicę, nie ważne, jaką decyzję podejmiesz, nie pozwolę, aby Jasper cokolwiek ci zrobił. Jeżeli pójdziesz na policję, zlecę któremuś ochroniarzowi z klubu pilnować cię dwadzieścia cztery na dobę. Także są wampirami, więc poradzą sobie z Jasperem.

Cynthia chrząknęła, zabierając rękę spod dłoni Zacka. Udało jej się zrobić to dość naturalnie. Złapała się za kark i rozmasowała go, udając, że się zastanawia.

– Wiem, że jest to trudna decyzja. Sama rozmowa z policją przywoła wspomnienia, z którymi jeżeli nie wygrasz, pochłoną cię. A do tego funkcjonariusze będą zadawać ci wiele pytań, dopytywać i szukać oznak kłamstwa.

Jeżeli tymi słowami chciał ją zachęcić, to wywarł przeciwne wrażenie.

Najwyraźniej sam to dostrzegł, bo szybko dodał:

– Do wszystkiego da się przygotować. Możemy teraz zainicjować rozmowę, która czekałaby na ciebie na policji.

– Okej... – oznajmiła nieprzekonana, mrużąc powieki

– Zadam ci kilka pytań, które zapewne padną też z ust funkcjonariusza.

Kiwnęła ledwo widocznie głową, nie rozumiejąc, do czego zmierzała ta rozmowa.

– Myślę, że z pierwszych pytań będzie, co dokładnie się stało.

Gdy zapadła cisza, Zack kiwnął głową, dając znać Cynthii, że powinna odpowiedzieć.

– Yyy... Zostałam zaatakowana przez wampira.

– Kiedy i gdzie?

– Z nocy z soboty na niedzielę. W klubie Moon.

– Czy miał jakiś cel w atakowaniu ciebie?

– On... chciał pożywić się na mnie.

– Bez twojej zgody?

Kiwnęła głową.

– Musisz odpowiadać tak lub nie – upomniał ją Zack, nieco luźniejszym tonem niż tym używanym do zadawania pytań.

– Tak – poprawiła się, marszcząc brwi. Coraz trudniej było dla niej zachowywać się na przejętą i szczerze mającą nadzieje, że ta rozmowa pomoże. Jednak z każdym pytaniem odpowiadała po coraz dłuższym zastanowieniu, co nie uszło uwadze wampira. Nie chciała zdradzić czegoś, co później mógłby wykorzystać przeciw niej. 

– Udało mu się pożywić na tobie?

– Nie.

– Czyli nie naruszył twojej powłoki skórnej poprzez wbicie kieł.

Zmieszała się.

– Nie...

– To skąd wiesz, że chciał się pożywić?

– Powiedział mi... A potem rzucił się na mnie i zbliżył do mojej szyi.

– Więc był bardzo blisko wbicia kłów, ale tego nie zrobił. Dlaczego?

– Nie wiem... Ponieważ... – zamilkła.

– Mów dalej, spokojnie.

– Yyy... Ponieważ... Obroniłam się – oznajmiła, nie będąc pewna swoich słów.

– Jak to zrobiłaś?

– Normalnie.

– Ale powiedziałaś, że zaatakował cię wampir. Rzucił się na ciebie, więc to sugeruje, że zapewne trzymał twoje ciało. Do tego był już blisko wbicia kłów. Więc jak człowiek obronił się przed wygłodniałym wampirem? – Jego barwa głosu się zmieniła, podobnie jak postawa ciała. Starał się zapanować nad tym, co było zbyteczne, bo nawet krótka chwila wystarczyła, aby Cynthia wyczuła w nim buzujące zdenerwowanie. 

– Ja... Ja...

– Jak to zrobiłaś? 

Cynthia miała nawet wrażenie, że jego tęczówki przybrały jeszcze bardziej krwistej barwy. Zaczęła się denerwować, powodując, że jej umysł zamknął się przed racjonalnym myśleniem.  Nie wiedziała co powiedzieć... Nie, wiedziała, ale nie mogła. Nie mogła wyznać prawdy, bo sama jej nie rozumiała. Kazała Jasperowi zostawić ją, co grzecznie zrobił. Brzmiało to absurdalnie i mało kto (a na pewno nie Zack) uwierzyłby jej. 

– Ja...

– Tak – ponaglał niespokojnie.

– Ja... Ja go dźgnęłam.

Mina Zacka wyrażała, że nie to pragnął usłyszeć. Cóż... Cynthia również nie to zamierzała powiedzieć.

Naprawdę? Dźgnęłaś go? – pomyślała drwiąco.

– Czym?

– Co czym?

– Czym go dźgnęłaś?

Takiego pytania się nie spodziewała, choć było do przewidzenia, że padnie. Przecież nie dźgnęła go ręką.

– Nożem – pomyślała, nie mając innego pomysłu. – A dokładnie scyzorykiem. Nie był mój. Znalazłam go. Jak byłam w łazience, leżał na podłodze, więc go wzięłam... – Niekontrolowany potok słów wylewał się z jej ust, który przez paraliżującą ciało i umysł panikę, nie potrafiła nad tym zapanować. – Miałam w planach później oddać go do baru, gdzie może zgłosi się po niego właściciel. Wyglądał na kolekcjonerski... drogi... To znaczy kolekcjonerski i drogi – zaśmiała się zbyt nerwowo i głośno, drapiąc po głowie.

Zack nie wydawał się przekonany słowami dziewczyny. Ona sama nie była z siebie zadowolona, na jaki tor przeszła ta rozmowa. Miała wszystko pod kontrolą do czasu zadania ostatnich pytań przez wampira. Była na siebie zła, bo mogła się spodziewać tego i lepiej przeprowadzić tę rozmowę. A teraz wampir spoglądał nieufnym wzrokiem na dziewczynę, w czasie gdy ona się głupio uśmiechała do niego.

– Jak i w które dokładnie miejsce go dźgnęłaś?

– Był tak skupiony na mnie, że nie zauważył, jak wyjęłam scyzoryk. Wbiłam go szybko w bok, chyba między żebrami. Musiałam go tym naprawdę zaskoczyć, bo zszedł ze mnie, co wykorzystałam i uciekłam z loży.

– I tak po prostu cię puścił? Nie próbował zatrzymać? Dla wampira byłyby to sekundy, wyjąć nóż i ponownie zaciągnąć cię do loży i nawet nikt by nie zauważył.

– Miałam dużo szczęścia.

Nabrała do płuc znacznie więcej powietrza, gdy Zack zbyt długo wpatrywał się w nią w milczeniu.  W akcie bezsilności pokiwała głową, jakby to miało dodać jej słowom realności. Wampir z nieodgadnionym wyrazem twarzy, w końcu postanowił się odezwać: 

– I jak rozumiem, później już nie widziałaś Jaspera? Nie wiesz, co się z nim stało, co zrobił, czy gdzieś poszedł?

– Nic nie wiem. Uciekłam i już go nigdy nie widziałam.

A przynajmniej nie w rzeczywistości. Co noc pojawiał się w jej koszmarach.

– Zanim wbiłaś ten scyzoryk. – Przez brzmienie jego głosu te słowa rozbrzmiały jak fikcja, co bardzo nie spodobało się Cynthii. Dało to po sobie znać poprzez mocne zagryzienie zębów. Próbowała udawać, że uraził ją tembr mężczyzny, choć najbardziej bolało ją, że nie udało jej się go oszukać. – Jasper powiedział coś, co zwróciło twoją uwagę?

Zmarszczyła brwi. Cynthia wiedziała, że ta rozmowa nie była bezcelowa, tylko nie potrafiła  doszukać się, czemu wampir skupiał się tak bardzo nad jednym aspektem. Dlaczego po prostu nie zapyta Jaspera o to? 

A jeśli nie może tego uczynić? Nie może zadać pytanie komuś, kto zniknął.

Jeszcze dziś opuścisz to miasto i już nigdy tu nie wrócisz.

Kazała mu zostawić ją, co zrobił. Kazała połamać ręce, również to uczynił. Kazała wyjechać z Bar Harbor, co najwidoczniej także wykonał.

Tego celem było to spotkanie. Zack chciał dowiedzieć się, co wiązało się ze zniknięciem jego przyjaciela. Najwidoczniej inne sposoby kontaktu zawiodły, jeżeli Cynthia była jedyną osobą, która mogła cokolwiek wiedzieć. I oczywiście wiedziała, ale tego nie zamierzała zdradzać.

– Mało co mówił. Jak przyszłam do loży, wymieniliśmy kilka zdań, po czym mnie zaatakował. I tak jak mówiłam, po tym już go więcej nie widziałam.

Zack zacisnął mocno szczękę i skupił się na jakimś punkcie za dziewczyną. Nawet nie ukrywał już, że nie był usatysfakcjonowany z tej rozmowy. Za to Cynthia wręcz przeciwnie. Dzisiaj bardzo dużo się dowiedziała.

– I jak myślisz? Po usłyszeniu tego powinnam udać się na policję.

Zack zerknął na Cynthię ponurym wzrokiem, jakby była tylko insektem, przeszkadzającym mu w rozmyślaniu. 

– Rób, jak chcesz – rzucił jedynie, wracając wzrokiem do wcześniej obserwowanego punktu.

Cynthia wykorzystała moment nieuwagi wampira i uśmiechnęła się półgębkiem, wpatrując wprost czerwono-krwiste oczy. Nie wzbudzały w niej już strachu. Teraz wywoływały w niej śmiech.

Zack niespodziewanie wstał w momencie, kiedy przy stoliku pojawiła się Winter z tacą z koktajlami.

– A ty dokąd? – zapytała zmieszana, odkładając tacę na stół.

W odpowiedzi złożył pospieszny pocałunek na jej ustach i łajdacko miłym głosem, różniącym się znacząco od tego użytego w czasie rozmowy z Cynthią, wyjaśnił:

– Amanda już przyjechała. Miała być nieco później, ale taka właśnie jest. Wiecznie niecierpliwa.

Twarz Winter przygasła, co natychmiast zauważył Zack. Złożył kolejny pocałunek na jej ustach.

– Przyjadę po ciebie, jak już wszystko załatwimy i pojedziemy do mnie. Spróbuję zrekompensować ci ten wieczór.

Winter uśmiechnęła się zadowolona, ale i nieco zawstydzona. Tym razem to ona pocałowała Zacka. Za to u Cynthii, będącej świadkiem tej rozmowy, gula niebezpiecznie zbliżała się wzdłuż  gardła. Złapała za swój koktajl jagodowy i zrobiła sporego łyka. Musiała zapić to uczucie zniesmaczenia.

Zack złożył ostatni pocałunek na ustach Winter i skierował się w stronę wyjścia. Dziewczyna spojrzała na stół i głośno wciągnęła powietrze. Złapała za jeden z dwóch pozostałych napoi i pobiegła za Zackiem, przy tym krzycząc na całe gardło:

– Twój koktajl!

Cynthia z półprzymkniętymi powiekami obserwowała Winter, przy tym głośno wciągając napój ze słomki.

Zack nie odszedł daleko, dlatego słyszała, jak powiedział:

– Dziękuję, niunia.

Cynthia przewróciła oczami, gdy zobaczyła już o któryś raz za dużo pocałunek tej dwójki.

Jak tylko Winter wróciła i wypuszczając powietrze z ust ze zmęczonym sykiem, zajęła miejsce wcześniej zasiadane przez Zacka, Cynthia zadrwiła:

– Niunia, długo cię nie było.

Winter spojrzała na przyjaciółkę pytającym wzrokiem, czy naprawdę tak ją nazwała. Cynthia w odpowiedzi jeszcze głośniej zasiorbała.

– Pamiętasz Justina?

– Którego dokładnie? – Przekręciła z zainteresowaniem głową.

– Nie było ich tak dużo – oburzyła się, próbując kopnąć pod stołem Cynthię, jednak ta w porę zabrała nogę i uśmiechnęła się zuchwale. Winter skrzywiła twarz cierpko, ale nie odpowiedziała na zaczepkę przyjaciółki, którą sama zaczęła i kontynuowała: – Mojego Crusha Justina.

– Aa... Tego, który wyznał ci miłość, żeby tylko się z tobą przespać, bo wiedział, że następnego dnia wyjeżdża na stałe do Szkocji?

– Właśnie tego – przytaknęła z zaskakującym spokojem. Jeszcze niedawno na samo brzmienie tego imienia wpadała w szał. – Spotkałam go. Dlatego tyle mnie nie było.

– Podobno jest na twojej liście osób, którym chcesz obrzucić dom jajkami.

– Był – poprawiła ją. – Ale gdy go zobaczyłam, jakoś o tym zapomniałam. Nie poznałam go, gdy mnie zawołał. Przefarbował się na rudo. Pasuje mu do zielonych oczu.

– Dowiedziałaś się coś ciekawego, czy tylko straciłaś czas, rozmawiając z nim?

Winter spojrzała na przyjaciółkę karcąco i pokręciła głową z dezaprobatą.

– Przeprosił mnie. Powiedział, że zachował się jak gówniarz.

– Zawsze coś... Jeden dom mniej do obrzucenia jajkami. Zostało jeszcze sześć – mruknęła Cynthia.

 – A jak rozmowa z Zackiem? Udało wam się dogadać, czy po moim zniknięciu weszła ciężka artyleria?

– Myślę, że się dogadaliśmy.

– Naprawę? – Oczy Winter rozbłysły, a szczęście rozjaśniło twarz.

– Miałaś rację. Wcale nie jest taki zły.

Cynthii nigdy w życiu nie było tak trudno się uśmiechnąć, jak teraz. Jej policzki wydawały się ważyć tony, gdy próbowała je unieść.

– Mówiłam ci. Jest kochany.

– Bardzo.

Zacisnęła szczękę, czując pewnego rodzaju niemoc. Nie chciała okłamywać Winter, tym bardziej dostrzegając, jak tylko za sprawą wiadomości o dogadaniu się, jej humor znacząco uległ poprawie. Przez resztę wieczoru walczyła z wyrzutami sumienia. Nie zniknęły one również, gdy wróciła do domu. Nawet gorąca woda podczas kąpieli nie zmyła tego uczucia. Nie mogła zasnąć, nie przestając o tym myśleć. A gdy w końcu, choć na chwilę zmrużyła powieki, melodia rozbrzmiewająca z telefonu obudziła ją w środku nocy. Intensywne światło z ekranu spowodowało, że nawet nie wiedziała, od kogo odebrała telefon. Jednak słowa, które usłyszała od wywołującego chłód załamanego głosu Winter, spowodowało, że natychmiast oprzytomniała.

– Jasper nie żyje. Znaleźli jego ciało w lesie na obrzeżach miasta.


Zapraszam do komentowania, snucia teorii i dzielenia się przemyśleniami :D


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro