Rozdział ♦ Jedenasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skaleczysz się, co robisz?

Przeleciała wzrokiem po odpowiedziach i zaznaczyła najbardziej prawdopodobną „Zabezpieczam ranę".

Przejechała do następnego pytania, jednak zanim je przeczytała, dyskretnie zerknęła na chłopaka. Xander w dalszym ciągu stał wśród grupki znajomych, beztrosko oparty o szafki. Wydawało jej się, że na razie się nie zamierzał opuszczać tego miejsca, więc wróciła do quizu, który znalazła w Internecie pięć minut temu.

Gdy widzisz krew innej osoby, co czujesz?

Prychnęła nieco rozbawiona, ale i skwaszona czytając możliwe opcje. „Rzucam się na nią niczym narkoman na głodzie" – to na pewno nie była ona. Wybrała odpowiedź, która była jej najbliższa „Krew nie robi na mnie żadnego wrażenia".

Posiadasz jakieś nałogi?

Tak, nałóg uczenia się – pomyślała i po chwili ze smutkiem stwierdziła, że nie było takiej opcji. Zaznaczyła nie.

Zaobserwowałeś u siebie nietypowe dla zwykłego człowieka zdolności?

Machinalnie wyprostowała się po przeczytaniu tego pytania. Oderwała wzrok na chwilę z ekranu telefonu i przerzuciła go ponownie na Xandera. W dalszym ciągu był pochłonięty rozmową, dlatego powróciła do odpowiedzi.

„Tak, jestem bardzo silny."

To nie była ona. Ledwo zanosiła książki z szafki do sali lekcyjnej.

„Tak, potrafię widzieć w ciemności."

Ona nawet w dzień dobrze nie widziała, a co dopiero nocą.

„Tak, moje oczy świecą, jak u zwierząt nocnych."

Jej oczy świeciły. Czasami.

Zaznaczyło tę odpowiedź i przejechała w dół strony. Kliknęła ikonkę kończącą quiz i z niecierpliwością czekała na wyniki. Jak na złość jej Internet w telefonie postanowił ją podrażnić i ładował stronę w nieskończoność.

Na ekranie pojawił się duży i czerwony napis: „Nie jesteś wampirem".

Przyłożyła policzek do ściany, mając nadzieje, że zimno bijące od niej nieco rozluźni nietęgi wyraz jej twarzy.

– Serio? Test na bycie wampirem?

Podskoczyła gwałtownie na przyciszony głos drażniący jej ucho. Instynktownie odwróciła się i uderzyła wprost w twardy tors. Naprawdę twardy.

– Kur... Kurczaki. – Ledwo powstrzymała się od wypowiedzenia na głos pewnego niekulturalnego słowa. Rozpromieniający ból rozchodził się po twarzy dziewczyny. Po chwili poczuła jak ciepła ciecz wyciekła z jednej dziurki jej nosa. – Kurczaki. – Niekontrolowanie po raz kolejny wyleciało z jej ust. 

Zdążyła jedynie zasłonić nos ręką i lekko obniżyć głowę, kiedy palce chłopaka owinęły się wokół jej nadgarstka. Nie zaprotestowała, kiedy Xander zaczął gdzieś ją prowadzić. Analizując kierunek, w którym szli, domyśliła się, że ciągnął ją do łazienki. Miała rację. Już po chwili została posadzona na blacie szafki umywalki. Między jej nogami natychmiast znalazł się Xander.

– Głowa do dołu – nakazał, kładąc rękę na potylicy dziewczyny i delikatnie zmusił ją do pochylenia. Drugą ręką zerwał kilka listków papieru z wiszącego na ścianie pojemnika i przyłożył je do nosa dziewczyny.

Cynthia poruszyła się niespokojnie, będąc dziwnie skrępowaną bliskością chłopaka. Wystarczyło, aby jeszcze trochę pochyliła głowę, a ich czubki nosów by się zetknęły. Mimo dzielącego ich papieru czuła jego oddech, a nozdrze drażnił jego zapach. Nie podobało jej się to, ale musiała przyznać, że używał perfum, które uwielbiała u facetów. Był to dość wyrazisty, słodki zapach, ale nie duszący. Poczuła się nieco pozytywnie zamroczona. Spojrzała na jego dłonie. Nagle pojawił się w jej głowie pomysł przejechania palcami wzdłuż jego widocznych żył. Zaczęłaby od dłoni, następnie podążyłaby przedramieniem, a w połowie ramienia jej ręka musiałaby zniknąć pod białą koszulką. Nieco by skręciła z drogi i zatrzymała się dłużej na jego klatce piersiowej. Jasny materiał opinał jego wysportowane ciało, co jeszcze bardziej pobudzało jej myśli. Wracając do podróży, jechałaby palcem wzdłuż klatki piersiowej, przez szyję i kończąc swoją wędrówkę na ustach. Instynktownie zagryzła dolną wargę i wzięła przez nos głęboki wdech, zapominając już dawno o cieknącej krwi. Zrobiło jej się gorąco.

Jej skóra płonęła. W tej chwili jedynym ugaszeniem jawił się dotyk Xandera. Wyprostowała się, jakby miało to jej jakoś pomóc i uniosła nieznacznie wzrok. Ich spojrzenia się skrzyżowały.

Ciemne tęczówki błysnęły jak rozjaśnione gwiazdami niebo. 

Xander zabrał niespiesznie rękę. Nie odrywając spojrzenia od dziewczyny, rzucił zużyty papier gdzieś w bok. Cynthia nie miała już muru, za którym mogła chować swoją reakcję. Chłopak tylko na chwilę oderwał wzrok od oczu dziewczyny, by przerzucić go na zagryzioną wargę. Cynthii wydawało się, że przez krótki moment na jego twarzy błysnął uśmiech, który jednak szybko zniknął za zasłoną obojętności, którą tak ciężko było jej przejrzeć. Jedynie jego oczu podpowiadały jej, że był pochłaniany przez te same płomienie.

Cynthia nie pamiętała, kiedy Xander zabrał rękę z tyłu jej głowy i umieścił ją na wewnętrznej stronie jej uda. Zarejestrowała jego dotyk, dopiero kiedy ręką zaczął jechać wyżej. Nie zaprotestowała. Za bardzo spodobało się jej rozchodzące ciepło dotyku.

Przeciągły oddech opuścił jej usta i mimowolnie uchyliła wargi. Chłopak, wykorzystując moment, zbliżył twarz. Wydawał się już jedynie skupiony na jej ustach tak jak Cynthia na jego. Zatrzymał się, gdy dzieliły ich dosłownie milimetry. Tym razem to Cynthia zdobyła się na pokonanie dzielącej odległości. Delikatnie musnęła miękkie usta Xandera. Kusząco i zachęcająco.

Coś huknęło, krusząc między dwójką to gorące uczucie, które jak ogień wystarczyło zalać wodą, aby zgasło.

Cynthia zerwała się na nogi, odsuwając od chłopaka. Wbiła wzrok w podłogę i twarz zakryła rdzawą taflą włosów, chcąc ukryć swoją tożsamość. Miała nadzieję, że dziewczyna, która weszła do łazienki i tym samym przerwała im tę bliskość, która o zgrozo, spodobała się Cynthii, nie przyjrzała się jej twarzy. Ostatnie czego teraz pragnęła to wymysły o niej i Xanderze. Już nawet w głowie słyszała zarozumiały głos Winter „A mówiłaś, że Xander ci się nie podoba".

– To ja przyjdę później – wymamrotała niejasno dziewczyna, wskazując palcem drzwi. Zniknęła za nimi, równie szybko co się pojawiła, zabierając ze sobą palące pragnienie. W zamian zostawiła po sobie zimno, które szybko pochłonęło ciało Cynthii.

Z każdą mijaną sekundę docierało do niej, co zrobiła. Jej policzki ponownie zalała fala czerwieni, tym razem spowodowana zażenowaniem. Prawie pocałowała Xandera. Chłopaka, któremu nie ufała. Jakby teraz jakimś cudem z rur kanalizacyjnych wyskoczyła złota rybka i powiedziała, że spełni jej trzy życzenia, odrzekłaby, że ma tylko jedne. Marzyła o usunięciu paru ostatnich minut z istnienia, tak żeby one nigdy się nie wydarzyły.

– Przyłapani – zaświergotał Xander, w ogóle nieprzejęty tym faktem.

Cynthia poczuła, jak w jednej chwili krew w jej żyłach zaczęła się gotować. Miała ochotę zmazać ten wesoły uśmiech chłopaka.

– To damska toaleta, a ty mi nie wyglądasz na dziewczynę, więc... – Jej przerażająco zimny głos odbił się od kremowych kafelków. Ręką wskazała drzwi, jakby wyganiała niechcianego gościa, mrożąc spojrzeniem chłopaka.

Uśmiechnął się zuchwale.

– Jeszcze chwilę temu ci to nie przeszkadzało.

Policzki zaczęły ją piec trochę z zawstydzenia, trochę z wściekłości. Xander dostrzegł, jak jego słowa zakłuły dziewczynę i uniósł przebiegle lewy kącik ust.

– Dziękuję, że przypomniałeś mi o tej tragicznej chwili słabości...

– Chwili słabości – powtórzył niejednoznacznie. Jego kącik ust podniosły się jeszcze wyżej.
Wzięła głęboki wdech, czując jedynie irytację za łapanie się słówek.

– Tak, chwili słabości – potwierdziła, z zaciśniętą szczęką, co było zbyteczne, bo nawet bez tego można było wyczuć buzujące w niej zdenerwowanie. – Chwili słabości, które swoje podłoże miało w utracie dużej ilość krwi. Z twojego powodu. Tak tylko przypominam. – Uśmiechnęła się niemile.

Prychnął. Cynthia nie do końca była pewna czy z rozbawienia, czy z rozdrażnienia.

– To było zaledwie kilka kropel – nie zgodził się.

– Naprawdę? Bo wydawało mi się, że byłeś tak przejęty, jakbym umierała.

Mina chłopaka stężała.

– Byłem jedynie miły – rzucił bez zaangażowania i sztywno wzruszył ramionami. – Jakby nie patrzeć miałem w tym swój niewielki udział.

– Niewielki? – rzuciła przez zęby. – Ponosisz sto procent winy. Prawie złamałeś mi nos.

– Twoja matematyka ssie. Ja tam jedynie stałem. To ty na mnie wpadłaś. Tak tylko przypominam. – Uśmiechnął się równie nieprzyjemnie, co dziewczyna.

– Nie nazwałabym tego wpadnięciem, a raczej zderzeniem ze ścianą cegieł. Kto normalny jest tak twardy.

W kruczych tęczówkach chłopaka coś błysnęło, co natychmiast zaniepokoiło dziewczynę. Przeanalizowała dokładnie swoje słowa i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak dwuznacznie mogły zabrzmieć.

– Jeszcze nie wiesz, jak bardzo twardy mogę być.

Wybałuszyła oczy, a jej żuchwa opadła z niedowierzania. On naprawdę to powiedział, czy tylko jej się przesłyszało?

Jego dumna postawa ciała i zadowolony wyraz twarzy potwierdził, że jeszcze nie wariuje i nie były to jej wymysły. Choć może nie do końca to było prawdą. Jeżeli pozwoliła sobie na takie zbliżenie do chłopaka, coś musiało się z nią dziać. W normalnym przypadku nie byłoby możliwości, że chciałaby go pocałować. Fuj... Na samą tę myśl ściskał jej się żołądek.

– Dupek – rzuciła ze skwaszoną miną.

Chłopak nie przejął się wyzwiskiem i w dalszym ciągu bezwstydnie aroganckim uśmiechem, oznajmił:

– Do zobaczenia na boisku, lisico.

Nonszalanckim krokiem skierował się w stronę wyjścia. Jak tylko drzwi zamknęły się za nim i pozostała sama, wzięła do ręki najbliższy przedmiot. Były to resztki papieru, którymi Xander wcześniej wycierał krew cieknącą z jej nosa. Rzuciła je z całych sił w stronę drzwi, chcąc tym samym wyładować nadmiar energii. Papier, jak to papier, nie okazał się najlepszym materiałem do rzucania i rozleciał się po drodze, opadając w różnych miejscach kafelkowej podłogi.

– Dupek – jęknęła głośno przez zaciśnięte zęby, winiąc chłopaka również za to.

Zanim opuściła toaletę i udała się na to nieszczęsne boisko, o którym mówił chłopak, bo właśnie tam teraz mieli zajęcia z wychowania fizycznego, posprzątała po sobie bałagan. Jak wypadało na grzeczną uczennicę. Zostawiając po sobie porządek, wyszła z łazienki.

W szatni się nie spieszyła. Jeszcze nigdy tak długo nie zajęło jej się przebranie. Z jednej strony robiła to świadomie, chcąc jak najbardziej opóźnić ponowne spotkanie z Xanderem, z drugiej była tak zamyślona, że samoistnie jej ruchy stały się wolniejsze. W dalszym ciągu nie mogła uwierzyć, że prawie go pocałowała. Oczywiście muśnięcie wargami uznawała jedynie za niewinny dotyk, nie chcąc dopuścić do siebie, że to również zaliczało się do pocałunku. Nie potrafiła zrozumieć, jak do tego doszło. Miała z nim tylko porozmawiać. Po wczorajszej wyznaniu prawdy Winter, uznała, że przystanie na propozycję Xandera. On udzieli jej potrzebnych informacji o wampirach, a ona mu zapłaci adekwatną do tego cenę. Jeszcze nie wiedziała, co zażąda, bo wątpiła, że były to pieniądze. Widziała jakim samochodem jeździł Xander, więc na pewno nie zaliczał się do ludzi o pustym portfelu, bo przecież porsche nie kupują biedni ludzie. Gdyby tak było, pewnie miałaby już kilka w garażu.

Mimo że zamierzała z nim dzisiaj porozmawiać i przedyskutować te kwestie, nie miała do tego okazji. Od rana chodziła za nim i czekała na moment, gdy zostanie sam. Nie chciała, aby inni wiedzieli, że miała z nim jakieś powiązania, co oczywiście i tak nie wyszło, gdy została przyłapana z chłopakiem w łazience w dość jednoznacznej pozycji. Do tego dochodził fakt, że nie ufała Xanderowi. Brała pod uwagę opcję, że gdy podejdzie do niego, kiedy będzie rozmawiał ze znajomymi, ten nie omieszka się wykorzystać posiadanych informacji i wszem wobec obwieści, że szukała informacji o wampirach. Samo w sobie to nie było złe, ale wszystko zależało od formy oznajmienia. Xander wydawał się osobą, która posiadała zdolności mówcze, a tym bardziej manipulatorskie. Ostatnie czego potrzebowała to, aby pół szkoły uważało ją za świruskę na punkcie wampirów. Mimo że mogło w tym kryć się ziarenko prawdy.

Włosy zatańczyły na wietrze, jak tylko wyszła z budynku i wkroczyła na stadion sportowy. Ostatnio wuefistka pani McCarthy zapowiedziała, że jak tylko będzie lepsza pogoda, zajęcia odbędą się na dworze. Najwyraźniej szalony wzrost aż o cztery stopnie z dziesięciu do czternastu był wystarczający, aby przeprowadzić zajęcia na zewnątrz. Cynthii od początku nie podobał się ten pomysł. Była zmarzluchem, który nawet w najcieplejsze dni lata chodzi w puchatych skarpetach. W pogodę taką jak ta, mimo nałożenia dwóch bluz  trzęsła się, jakby właśnie wyskoczyła z jeziora w środku zimy. Nie pomagały subtelne promienie słońca muskające twarz dziewczyny.

– Dawaj, dawaj Fuller. Nie będzie ci zimno, jak się ruszysz – krzyknęła pełna energii McCarthy, podbiegając do Cynthii. Przystała przy jej boku i wkładając dwa palce do ust, gwizdnęła, na co aż dziewczyna podskoczyła. Zawsze zastanawiała się, jak pani McCarthy udawało się wydobyć z siebie tak ogłuszający dźwięk, w czasie gdy jej próby zawsze kończyły się opluwaniem samej siebie. – To na dobry początek dziesięć okrążeń! – oznajmiła, jak tylko zwróciła na siebie uwagę reszty uczniów. – Fuller nie obijamy się, biegniemy. – Tym razem zwróciła się do Cynthii, jednak równie donośnym głosem co przed chwilą do reszty.

– Za chwilę – odparła dziewczyna, starając się wyszczerzyć wargi w uśmiech. Przez przeraźliwe zimno wyszedł jej jedynie grymas.

– Nie ma na co czekać. – Klasnęła w dłonie i zaczęła truchtać w miejscu. – Przy twoich ruchach to nas zaraz noc zastanie.

Cynthia spojrzała w niebo. Słońce dopiero szczytowało.

Zanim zdołała wymyślić jakiś sposób wykręcenia się od ćwiczeń w taką pogodę, usłyszała śmiech. Nie musiała się odwracać, choć i tak to zrobiła, aby wiedzieć, do kogo należał. W jej stronę szedł Xander.

– Racja, nie ma co czekać – zwróciła się do nauczycielki. – Chętnie pobiegam. – Tym razem uśmiech, który z siebie wykrzesała był bardziej przekonujący niż ostatni.

McCarthy twarz oblała duma, jakby Cynthia przynajmniej oznajmiła, że wygrała olimpiadę z rzutu oszczepem, który tak à propos był ulubioną dyscypliną kobiety. Rudowłosa dziewczyna, wykorzystując to, że chłopak jeszcze jej nie zauważył, dołączyła do biegu, maskując się pomiędzy innymi osobami.

Nie przebiegła dużo, gdy zaczęła szybciej oddychać, a po chwili do tego doszły stęknięcia. Co chwilę odwracała się, aby ustalić lokalizację Xandera. Wiedziała, że będzie musiała z nim porozmawiać, jednak wolała odwlekać to jak najdłużej... gdyby się dało to w nieskończoność.

Wykryła go wzorkiem po drugiej stronie boiska. Jej policzki jeszcze bardziej się zaczerwieniły, mimo że wydawało się to niemożliwe, bo od biegu i tak były czerwone jak pomidor. Odwróciła od niego wzrok, łapiąc się na tym, że zbyt często na niego zerkała, a w konsekwencji zbyt dużo o nim myślała. 

Skupiła się na biegu. Dzisiejsze zajęcia utwierdziły ją w przekonaniu, że nie zostanie biegaczem. Była już wykończona, a był to dopiero początek katorgi. Nigdy jej kondycja nie była za dobra, zapewne przez to, że nie zwracała na sport tak dużej uwagi, jak na pracę przy biurku. Jednak teraz zdała sobie sprawę, że było tragicznie. Oczywiście tłumaczyła sobie, że byłoby lepiej, ale tylko odrobinę, gdyby była pełna sił. Od tamtej pamiętnej nocy nie spała najlepiej, co przekładało się na jej stan fizyczny. Każdego dnia czuła się coraz bardziej wyczerpana. Była tego świadoma, aczkolwiek dzisiejszy bieg tylko potwierdził ją w przekonaniu, jak bardzo osłabła. Jeszcze na początku roku na tym etapie zajęć bez problemu pokonywała stadion, czując tylko nieznaczne zmęczenie. Teraz jedyne, o czym marzyła, to położenie się plackiem na ziemi i leżenie tak przez przynajmniej parę godzin. Nawet myśl o zimnie, które zaatakuje jej ciało, jak tylko się zatrzyma, nie była wystarczająco silna, aby zniechęcić ją do tego pomysłu. Nie zrobiła tego z tylko jednego powodu, który miał czarne włosy i równie ciemne oczy. Jak tylko przypomniała sobie o Xanderze, przeleciała pobieżnie wzorkiem po stadionie, poszukując chłopaka. Skrzywiła się, nie widząc go nigdzie. 

Spojrzała za siebie i osłupiała... ale tylko na moment. Nagle wystrzeliła. Biegła jakby gonił ją sam diabeł... choć według niej tak właśnie było. W niewielkiej odległości za nią mknął Xander.

Nagle zapomniała o zmęczeniu. Jej ciało uderzyło jak piorun zbawienna adrenalina.

Mimo że osiągnęła swoje maksimum prędkości, okazało się niewystarczające, aby uciec od samego diabła. Zanim zdążyła się obejrzeć, Xander biegł już przy niej, ramię w ramię i uśmiechał się, jakby byli dwójką przyjaciół, którzy właśnie udali się na popołudniowy jogging.

Wyglądało to dość komicznie, jak dziewczyna szybko przebierała rękami i nogami, wkładając to wszystkie swoje siły, aby uciec od chłopaka, w czasie kiedy on wydawał się spokojnie biec, w ogóle nieprzejęty wysiłkiem. Na jego twarzy nie znajdowała się ani jedna kropla potu. Cynthia kątem oka zerkając na ruch atletycznego ciała chłopaka, zastanawiała się, czy aby nie biegał zawodowo.

– Czego chcesz? – rzuciła z grymasem na twarzy, między głośnymi wdechami.

– Niczego. – Przekrzywił głowę i najwyraźniej nie zamierzając ułatwić dziewczynie zadania, przybrał zdumiony wyraz twarzy.

– To dlaczego przy mnie biegniesz?

– Po prostu podoba mi się obserwowanie, jak się męczysz.

Natychmiast się zatrzymała, co nie było najlepszym pomysłem. Jej nogi zrobiły się jak z waty, a serce biło tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć.

– Czego chcesz? – powtórzyła natarczywie spod gniewnie zmarszczonych brwi. Nieco przykucnęła i oparła ręce na kolanach, pozwalając sobie na kilka bardzo długich oddechów. 

– Relaks, lisico.

Zacisnęła szczękę i równie mocno dłonie w pięść. Wyprostowała się. 

– Teraz będziesz mnie tak nazywał?

– Przy naszej ostatniej wymianie zdań w jakże wysublimowanym miejscu zaobserwowałem, jak twoje czoło marszczy się w irytacji i bardzo wtedy przypominasz nastroszonego lisa.

Przewróciła oczami i uniosła brwi, uwydatniając miodowe tęczówki. 

– Więc to przezwisko nie ma nic związanego z moim kolorem włosów?

Popatrzył się na jej włosy. Wyglądał, jakby doznał szoku.

– Jesteś ruda – obwieścił zbyt głośno, zwracając przy tym uwagę przebiegających obok nich osób.

Cynthia machinalnie poczuła się skrępowana. Nie myśląc za wiele, złapała za nadgarstek chłopaka. Xander bez słowa sprzeciwu pozwolił zaciągnąć się pod trybuny, a wręcz wydawał się zadowolony z tego obrotu sprawy, co było można stwierdzić po jego następnych jowialnych słowach.

– Będziemy się całować?

Spojrzała na chłopaka, krzywiąc się.

– Wolałabym zjeść ziemię, na której właśnie stoimy, niż cię pocałować.

Nie skomentował tego, jedynie na jego twarzy wpłynął trudny do określenia uśmiech – zarazem rozbawienia, jak i zniesmaczenia... albo może urażenia.

– Śledziłaś mnie – stwierdził nagle, wkładając ręce do kieszeni ciemnych dresów.

– Nie śledziłam – odparła zbyt narwanie i zbyt nerwowo, aby zabrzmiało to szczerze.

Xander podniósł wyżej prawą brew w geście niedowierzania i oparł się ramieniem o belkę przytrzymujące trybuny. Jego kruczoczarne włosy, które od biegu były w większym nieładzie niż zazwyczaj, opadły na lewą stronę.

– Musiałbym być głupi albo ślepy, żeby nie zauważyć, jak co chwilę wychylasz się zza ściany. Od rana się na mnie czaisz.

– Nie czaję się – brnęła, mimo że zdawała sobie sprawę, że nie będzie mogła tej rozmowy odwlekać w nieskończoność.

– Czaiłaś się, śledziłaś, obserwowałaś, pilnowałaś. Jak zwał, tak zwał. Mogę znać powód? – Jego pretensjonalny ton nie pasował to grzeczności zadanego pytania.

– Chciałam porozmawiać – odpowiedziała bezpośrednio na wydechu.

– O czym? Czyżbyś zdała sobie sprawę, że jesteś we mnie na zabój zakochana i chcesz spędzić ze mną całe życie?

Nie mogła powstrzymać śmiechu, który wystrzelił z jej ust. Rechotała jak osioł. 

– To tylko w twoich snach – zakpiła, gdy nieco się uspokoiła.

– W moich snach robimy coś całkiem innego – odparł niemal natychmiast. Jego oczy zalśniły, jakby właśnie przed nimi pojawił się obraz z jego snów. W konsekwencji Cynthia cofnęła się o krok. Prawy kącik ust chłopaka poleciał wyżej.

– I ty jesteś przedstawicielem homo sapiens? – Zlustrowała go wzrokiem i prychnęła zniesmaczeniem. – Neandertalczyk był mniej prymitywny niż ty. Co się stało z miłym chłopakiem z pierwszego dnia? Co prawda dziwnym, ale przynajmniej posiadał krztę powściągliwości.

Nieprzejęty wzruszył ramionami. Cynthii nie spodobała się obojętność chłopaka.

– Ty za to na początku wydawałaś się grzeczną dziewczyną. A po tym, co zrobiłaś w łazience. – Zagwizdał. – Rzuciłaś się na mnie jak wygłodniały gepard.

W tym momencie miała ochotę również „rzucić się" na chłopaka, ale z innym zamiarem niż ostatnio. Nie zrobiła tego tylko, dlatego że zdawała sobie sprawę o motywie wypowiedzianych przez Xandera słów. Była to tylko kolejna gierka, mająca na celu wyprowadzić ją z równowagi. A że bardzo łatwo było można to osiągnąć, bo jak co należała do bardzo impulsywnych osób, nie musiał się nawet zbytnio starać, aby skoczyło jej ciśnienie.

– Gepard nie żywi się padliną – powiedziała po krótkim namyśle. – On woli świeże mięso. I to chyba cecha, która mnie z nim łączy. Nie interesują nas pozostałości po innych.

Reakcją chłopaka był uśmiech niedocierający do kruczych tęczówek, które teraz wydawały się ciemniejsze niż zazwyczaj.

– To o czym chciałaś porozmawiać? - zapytał po dłuższej chwili bez większego zaangażowania.

Cynthia nie mogła powstrzymać się od triumfalnego uśmiechu.

– Miało to związek z robionym przez ciebie quizem? Sprawdź, czy jesteś wampirem – kontynuował.

– Zrobiłam go z nudów – zaprzeczyła, wzbudzając reakcję nieprzejętej.

– I co ci wyszło? – Cmoknął, wygiął wargi i przejechał wzrokiem po ciele dziewczyny. – Niepotrzebnie pytam. Bliżej ci do psowatych niż wampirów.

– Haha. Bardzo zabawne. – Jej pierś zawibrowała od śmiechu pozbawionego humoru.

Tym razem to na twarzy chłopaka zagościł zuchwały uśmiech.

– Przechodząc do meritum. – Wrócił rozmową na główny tor. – Zmieniłaś zdanie co do mojej propozycji?

Westchnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

– Może – oznajmiła przeciągle i zabujała się raz na nogach. – Co do za cena, o której ostatnio mówiłeś?

Jego uśmiech zwiastował, że nie spodoba jej się, co zaraz usłyszy.

– Niewielka, a za którą wiele otrzymasz. Nigdzie nie dowiesz się o wampirach tyle, co ode mnie...

Przewróciła oczami.

– Meritum, pamiętasz? – weszła mu w słowo. – Po prostu podaj cenę.

Zamilkł. Całą swoją uwagę zwrócił na oczy dziewczyny, które, mimo słabego oświetlenia, przypominały rozgrzany miód.

– Będziesz na każde moje zawołanie. Jeżeli czegoś będę potrzebować, zrobisz to dla mnie.

– Chyba śnisz – wypaliła bezzwłocznie i z jej ust wydostało się gorzkie prychnięcie.

– Już ci mówiłem, o czym śnię...

– Zapomnij.

Wzruszył ramionami.

– Więc ty zapomnij o informacjach.

– Nie potrzebuję ich.

Kłamała. Tak bardzo kłamała. Jednak jeszcze nie była na tyle zdesperowana, aby się na to się zgodzić... i miała nadzieje, że nigdy nie będzie.

– Oczywiście, że nie potrzebujesz – zadrwił. – Zapewne więcej dowiesz się z tych swoich quizów niż od osoby, która przeczytała dziesiątki książek na temat wampirów.

– Właśnie tak.

Była zbyt uparta, aby przyznać coś innego.

– To powodzenia.

– Nie dziękuję. – Zmusiła się do uśmiechu.

Xander odpowiedział jej równie formalnym uśmiechem i najwyraźniej uznając, że rozmowa została zakończona, odwrócił się i chciał odejść. Jednak zanim to nastąpiło, Cynthia zwróciła na siebie jego uwagę następującymi słowami:

– Jeszcze jedna sprawa. Zapomnij o tym, co się dzisiaj stało między nami.

Chłopak zatrzymał się i bardzo powoli odwrócił się w stronę rozmówczyni.

– A co się stało? – Jego wzrok wprowadził ją w zakłopotanie. Cynthia miała wrażenie, że jej skóra płonęła od nieprzeniknionego spojrzenia Xandera. Przełknęła ślinę.

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. – Jej głos stracił na sile, a sama postawa prezentowała się na niepewną.

– Nie wiem, Cynthio. Powiedz mi, o czym mam zapomnieć.

Dziewczyna zrobiła krok w tył, kiedy Xander zrobił jeden w jej stronę.

– Czyżby mam zapomnieć o tym, jak rozpalona byłaś za sprawą mojego dotyku? – Zrobił kolejny krok. – Czy może jak twoje wygłodniałe oczy jeździły po moim ciele? – Kolejny krok. – Czy może jak zagryzałaś swoją wargę, myśląc o moich ustach?

Zrobiło jej się gorąco. Xander zrobił kolejny krok... ostatni. Stał tak blisko dziewczyny, że musiała unieść głowę, aby nie spuszczać wzroku z oczu chłopaka. Tym razem krucze tęczówki przypominały glans księżyca na nocnym niebie pozbawionym gwiazd.

Zadrżała, gdy Xander nieco się schylił i założył kosmyk jej włosów za ucho.

– O czym dokładnie mam zapomnieć, Cynthio. – Jego szept łaskotał jej skórę. 

Jej imię wypowiadane przez jego usta wywierało na niej duży wpływ. Za każdym razem jak je wypowiadał, rozpadała się, ułatwiając płomieniom pochłaniać jej ciało. 

– Ja... – Jej głos uwiązł w gardle. Zapomniała, o czym w ogóle toczyła się rozmowa. W tej chwili był tylko Xander... jego głos...  zapach... usta. – To, co się stało – spróbowała ponownie, jednak i tym razem z niepozytywnym rezultatem. Jej głos drżał równie mocno co ciało. Musiała nieco odchylić się do tyłu, gdy ciemne tęczówki naparły na nią... pochłaniały ją. Zwilżyła wargi i spróbowała jeszcze raz. – Zapomnij o wszystkim. Nic między nami nie ma? – Jej ton nie brzmiał jakby była o tym przekonana. Sama nie potrafiła stwierdzić czy oznajmiła fakt, czy zadała pytanie.

Zassała powietrze, kiedy Xander jeszcze bardziej się nachylił. Jego oddech pieścił jej skórę.

– Nawet przez chwilę nie pomyślałem, że coś między nami jest. Dla mnie to tylko biznes.

Jego słowa były jak wiadro lodowatej wody, które zarazem wybudziło ją z stanu oszołomienia, ale także obudziło wrodzoną impulsywność. Nie zajęło długo, a w jej żyłach krążyła czysta, rozgrzana żądza odwetu. Jednak mimo tej salwy emocji, nie była w stanie cokolwiek powiedzieć... Nawet nie miała pomysłu, co mogłabym odrzec. 

Dlatego tym razem nie zrobiła nic. Bez słowa sprzeciwu pozwoliła chłopakowi spojrzeć na nią z góry i odejść. 

Gdy została już sama, zadała sobie pytanie, co ona robiła. Sytuacja w łazience z Xanderem, jak i ta przed chwilą nigdy nie powinna się wydarzyć. Co ją napadło, że pozwoliła chłopakowi zbliżyć się do niej... że ona zbliżyła się do niego. Stała pod trybunami jeszcze przez dłuższy czas, najprawdopodobniej aż do zakończenia zajęć, bo jak tylko odważyła się wyjść, na boisku pozostała zaledwie garstka osób. Odetchnęła, że wśród nich nie było Xandera. Przez cały ten czas rozmyślała nad jednym.

Jak bardzo musiała oszaleć, że jak tylko pomyślała o Xanderze, paliło ją od środka. Jakby rzucił niezgaszony skrawek drewna prosto w czeluść jej serca i ogień objął w swe szpony całe jej wnętrze.


Zapraszam do komentowania, snucia teorii i dzielenia się przemyśleniami :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro