Rozdział ♦ Trzydziesty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To już ostatni rozdział. Więcej informacji na końcu. 

Autor: Nieznany

Książka: Dzieje Wampirów Tom 1

Dział 1: Rodowód wampirów

Rozdział 6: Epoka miedzi 

Dostępność: Brak, książka zakazana

Kiedy Złoci zauważyli, że mogą krzyżować się z ludźmi, rozpoczęła się epoka chalkolitu. Jednak nie należy ją zestawiać z epoką miedzi definiowaną przez człowieka. U wampirów jej początek przypada na pierwsze narodziny Miedzianego. Zauważono, że przy ciąży z mieszańcem Złotego i człowieka istniała większa szansa donoszenia. Prawie każda ciąża kończyła się narodzinami dziecka. Nadto poród był bezpieczniejszy dla matki. Kobiety z klasy najwyższej po połogu nie były tak wyczerpane, jak to miało miejsce w przypadku ciąży z dzieckiem Złotym. Takoż ludzkie kobiety w większości przeżywały ten okres. Niedługo po tym populacja Miedzianych zrosła do takich rozmiarów, że przewyższała liczebnością Złotych. Jednakże po wielu latach spostrzeżono, że umiejętności klasy średnio wyższej znacznie odstawały od klasy najwyższej. Początkowo nie sądzono, że barwa tęczówek ma jakiekolwiek znaczenie. Uznawano, że była to niemająca znaczenia oznaka krzyżowania się z człowiekiem. Wprawdzie, jak zaobserwowano, żaden Miedziany nie dorównywał nawet słabemu Złotemu. Ogromna przepaść w umiejętnościach doprowadziła do odstąpienia od stosunków z ludźmi i powrotu do związków Złotych. Ta decyzja wyznaczyła koniec epoki chalkolitu inaczej nazwanej epoką miedzi. Odtąd rzadko rodziły się Miedziane w wyniku stosunku Złotego z człowiekiem. Zwrot nastąpił w X wieku, kiedy przez wielowiekowe wojny między rodami populacja wampirów znacznie zmalała. Zezwolono na narodziny mieszańców, atoli wyłącznie poprzez stosunek ludzkich kobiet z mężczyznami z klasy najwyższej. Kobiety Złote miały absolutny zakaz krzyżowania się z ludźmi [...] Od XIII wieku po dziś dzień obowiązuje zakaz stosunku z człowiekiem. Nie stosowanie się do niego grozi karą śmierci człowieka, jak i Złotego lub Miedzianego oraz dziecka, które byłoby owocem tego związku [...]

Złoty. Przed drzwiami stał Złoty.

Z automatu w jej głowie pojawiło się zdanie, że spotkanie Złotego jest równoznaczne ze śmiercią. I pewnie właśnie ta myśl pchnęła ją do następnych działań.

To był instynkt. Zatrzasnęła drzwi i zamknęła je na każdy z możliwych zamków. Wiedziała, że była to marna obrona, która i tak nie zatrzyma Złotego, ale przynajmniej da jej cenne sekundy.

Pognała do kuchni i zgarnęła telefon, po czym popędziła co tchu do sypialni. Po wbiegnięciu do pomieszczenia jej wzrok padł na łóżko, następnie na łazienkę, a na koniec na otwartą szafę. Te miejsca nie należały do najlepszych schronień, ale musiała wybrać którekolwiek.

Słysząc huk, bez rozmysłu wbiegła do szafy, zasuwając za sobą front. Złoty wywarzył drzwi.

– Śmiem twierdzić, że nie jesteś zbyt gościnna. – Rozniosło się po domu.

Skuliła się w kącie szafy, podciągając kolana do brody.

Światło uderzyło w jej twarz, kiedy odblokowała telefon. Ręce trzęsły się jej tak bardzo, że nie dała rady napisać wiadomości, dlatego wybrała numer Xandera.

Przez jej głowę przelatywało tysiąc myśli. Szczególnie jedna wyróżniała się spośród pozostałych.

Nieważne, co zrobi, i tak nie mogła mierzyć się ze Złotym.

Była świadkiem, co Xander zrobił Zackowi i Amandzie, a ona przecież nawet z czerwonookim wampirem nie potrafiła sobie poradzić. W przypadku Japsera miała jakieś głupie szczęście początkującego, które nigdy więcej się nie powtórzyło.

Również przypomniała sobie, jak Xander wspominał, że Złoci rzadko kiedy opuszczają pałac. A to już drugi złotooki w Bar Harbor w ciągu ostatniego miesiąca.

– Czy to normalne u amerykanów? Chować się, gdy przychodzi gość?

Donośność jego głosu pomogła jej ustalić, że był jeszcze w salonie.

Sygnał z telefonu przestał rozbrzmiewać. Xander nie odebrał. Zadzwoniła ponownie.

Usłyszała kroki. Nie spieszył się. Powoli wręcz leniwie spacerował po domu, sprawdzając po kolei wszystkie pomieszczenia. Było to dziwne zachowanie, bo Cynthia uważała, że na pewno wiedział, gdzie się ukryła. Jej serce biło tak szybko i głośno, że sama je słyszała. Do tego musiał zarejestrować dźwięk sygnału z telefonu, mimo głośności ustawionej na minimum. Zbyt dużo elementów ją zdradzało, żeby Złoty nie zdawał sobie sprawy, gdzie dziewczyna się znajdowała.

A może w taki sposób się z nią bawił? Dawał jej złudne wrażenie, że miała szansę przeżyć.

Kiedy znalazł się w sypialni, wstrzymała oddech.

– Nie schowałaś się w szafie, prawda? To byłaby naprawdę nieprzemyślana kryjówka.

Choć początkowo nie sądziła, że to możliwe, jeszcze bardziej przywarła plecami do ścianek szafy. Najchętniej zlałaby się z nimi w jedność.

On wiedział.

Wiedział i postanowił się z nią zabawić. Tym właśnie byli ludzie dla wampirów. Formą chwilowego odprężenia.

Usłyszała głos w słuchawce. Xander odebrał.

Jednak zanim zdołała cokolwiek mu przekazać, front szafy przesunął się, a światło z lampy sufitowej padło na jej skulone ciało. Nie zdołała jakkolwiek zareagować, nawet krzyknąć, gdy Złoty wyrwał telefon z jej rąk. Wszystko zadziało się tak szybko, że ledwo to zarejestrowała.

– Alexander, stary przyjacielu. Dawno się nie słyszeliśmy – powiedział wampir, wydając się uradowany, choć Cynthia miała wrażenie, że jego ton podszyty był wzgardą.

Złoty przestał zwracać uwagę na dziewczynę i jakby nigdy nic jak ona usiadł w szafie, uprzednio jednak, jak wypada, rozpiął guzik w marynarce. Zajął kąt naprzeciw dziewczyny, choć on nie siedział skulony ze strachu, tylko rozluźniony, z niespodziewaną oznaką dostojeństwa. Zasunął front i jedynym źródłem światła stał się ekran telefonu oraz złote tęczówki wampira, które w ciemności prezentowały się jeszcze bardziej przerażająco.

– Spokojnie, nic jej nie zrobię. – Spojrzał na nią takim wzrokiem, że aż zesztywniała.

Mówił o niej, a to, że siedzieli w ciemnej szafie we dwójkę, wcale nie sprawiało, że mu uwierzyła.

– Lecz radzę ci się pośpieszyć – powiedział niepokojąco spokojnym głosem. Pobrzmiewała w nim jakaś groźba. Nie słyszała, co odpowiedział Xander, ale musiała być to długa wypowiedź, bo nastała dłuższa cisza, która nagle została przerwana krótkim grobowym śmiechem nieznajomego wampira. – Do zobaczenia. Już nie mogę się doczekać, aż się spotkamy – powiedział na pożegnanie i się rozłączył.

Wyciągnął rękę, aby oddać telefon, jednak Cynthia tylko przelotnie spojrzała na jego dłoń. Bała się, że jakikolwiek ruch zachęci go do ataku.

Zauważyła, jak Złoty podniósł brwi, ale nie skomentował jej zachowania i po prostu odłożył urządzenie koło siebie. Nie odrywał od niej spojrzenia. Złote tęczówki przygniatały ją do powierzchni za jej plecami. Jednak to cisza była najgorsza. Potęgowała w niej uczucie niepokoju. Bała się, że chwilowy pozorny spokój był zaczątkiem i wampir zaraz ukaże jaką wstrętną istotą był w rzeczywistości.

Miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy. Biło tak mocno, że aż zaczęła odczuwać ucisk w klatce piersiowej.

– Nie chcę przerywać tej jakże miłej atmosfery, lecz czy nie masz nic przeciwko zmianie miejsca? Mimo że jest mi tu bardzo wygodnie, chętnie bym się czegoś napił.

Odruchowo kiwnęła głową, zgadzając się na wszystko, byle nie zrobił jej krzywdy. Jednak po chwili pomyślała o jednym. Chciał się czegoś napić. A spragniony wampir może mieć na myśli tylko jedno.

– Moja krew jest ohydna – wypaliła, choć po chwili pożałowała. Co, jeśli to jeszcze bardziej zachęci Złotego do sprawdzenia smaku czerwonej cieczy płynącej w jej żyłach? Mogła siedzieć cicho i po prostu czekać na Xandera, licząc, że wróci, zanim nieznajomy wbije kły w jej skórę.

– Nie interesuje mnie twoja krew. – Ściągnął brwi i zmrużył lekko powieki, wydając się zagubiony, a może i nawet urażony. – Nie przychodzę w gości, żeby wypijać krew gospodarza. Nie jestem barbarzyńcą. Wystarczy herbata lub szklanka wody.

– Oo... – Rozdziawiła usta. Nie wiedziała, co miała powiedzieć. Czy z nią pogrywał? – Przepraszam, nie chciałam cię urazić – dodała prędko, bojąc się, że wampir poczuje się znieważony. A ostatnie co potrzebowała to być zamknięta w szafie z rozgniewanym Złotym.

Mimo to nie zauważyła oznak złości na twarzy wampira. Tak w ogóle mało co z niej potrafiła wyczytać. Sprawiał wrażenie bycia nobliwą osobą. Gdyby nie jego złote tęczówki uwierzyłaby, że jest szarmanckim mężczyzną. Jego spojrzenie wywiercało dziurę w jej duszy, jakby za pomocą tego mógł dowiedzieć się o niej wszystko. Zasadniczo odnosiła wrażenie, że nieznajomy był starszy od Xandera, który mimo swoich lat posiadał ślady młodzieńca zarówno w rysach twarzy, jak i w zachowaniu. Natomiast wampir siedzący przed nią wydawał się mieć co najmniej ludzkie trzydzieści lat. Bezsprzecznie to ubiór i sposób zaczesywania włosów, jak i delikatny, zadbany zarost mogły na to wpływać. Choć miała wrażenie, że nawet gdyby ubrał się jak Xander w zwyczajną bluzę i dresy w dalszym ciągu wyglądałby starzej niż on. To chyba przez jego oczy, które wzbudzały takie wrażenie. Z początku wyglądały dla niej identycznie jak wampirze tęczówki Xandera, ale po przyjrzeniu się, były inne. W jego dostrzegła coś niepokojącego. Nie potrafiła stwierdzić, co dokładnie wywoływało w niej to uczucie, ale miała wrażenie, że nie powinna ufać temu wampirowi. Mimo że teraz zachowywał się w stosunku do niej kulturalnie, a sama jego postawa była bardzo dyplomatyczna a wręcz pompatyczna, czuła, że powinna na niego uważać.

– Więc idziemy? – przerwał ciszę.

– Gdzie? – Poruszyła się niespokojnie, kiedy w głowie pojawił się nieprzyjemny obraz tego, co wampir mógł jej zrobić.

– Na herbatę – stwierdził uprzejmie. Miała wrażenie, że jego usta nieco się podniosły, jednak kiedy zamrugała, ponownie tworzyły wąską linię.

– Racja, herbata – przypomniała sobie, pocierając mokre ręce o siebie. W dalszym ciągu była zestresowana i racjonalne myślenie nie było jej sprzymierzeńcem.

Chciała wstać jako pierwsza, ale wtedy musiałaby zbliżyć się do wampira, żeby przesunąć front. Dlatego tkwiąc w ciszy, błądziła po męskiej twarzy i czekała na jego ruch.

– Panowie przodem – zasugerowała, kiedy ten najwyraźniej również przyjął tę samą postawę i po prostu natarczywym spojrzeniem wiercił w niej dziurę.

Nie zareagował. Po jej słowach jedynie zmrużył powieki i bacznie przyjrzał się jej twarzy. Czyżby nieświadomie go obraziła?

– Jesteś naprawdę dziwną personą – wypalił tak niespodziewanie, że aż się wzdrygnęła.

I mówi to wampir, który siedzi ze mną w szafie – pomyślała i z nagła uderzyła ją jedna myśl.

Co, jeśli nieznajomy, jak Xander potrafił przejrzeć jej myśli? Czemu wcześniej na to nie wpadła? Już nawet nie mogła być pewna czy w obecnej sytuacji jej myśli należały tylko do niej.

Instynktownie przymknęła powieki, kiedy oświetliło ją światło. Wampir wstał i zapinając guzik marynarki, zrobił krok do przodu, dając dziewczynie miejsce do wyjścia. Wyczołgała się z szafy, z mniejszą gracją niż on. Nogi jej zdrętwiały i miała problem ze staniem, ale starała się po sobie tego nie pokazać.

– Wiem, gdzie znajduje się kuchnia, więc jeżeli nie masz nic przeciwko, pójdę pierwszy – oznajmił pełen kurtuazji wampir i nie czekając na odpowiedź dziewczyny, skierował się ku drzwiom. Nie była pewna czy jego słowa były spowodowane potrzebą kontroli, czy spostrzegł, jak bardzo się stresowała i szybciej połamałaby sobie nogi, niż pozwoliła wampirowi iść za nią. Mógłby wtedy łatwo wgryźć się w jej szyję, choć była świadoma, że w każdej chwili bez większego trudu mógłby to zrobić. Chciała przynajmniej odczuwać pozory bezpieczeństwa.

Ruszyła za nim, choć przeszło przez jej głowę, żeby chwilę odczekać i uciec przez okno. Szybko uznała to za zły pomysł. Nie zdążyłaby opuścić choćby ogrodu i wampir by ją złapał.

– Jaką herbatę możesz mi zaproponować? – zapytał, kiedy zatrzymała się w kuchni. Ten siedział na stołku barowym, który zajmowała przed jego przybyciem.

Żadną – pomyślała, choć oczywiście tego nie powiedziała.

– Sprawdzę, jakie mam – odrzekła półgłosem. Nogi trzęsły się jej tak bardzo, że był to cud, że podchodząc do szafki, nie wywróciła się. – Mam jaśminową i... – Musiała ustać na palcach, żeby sięgnąć po drugie pudełeczko. – Drugą jaśminową. – Odwróciła się, chcąc spojrzeć na wampira, jednak jej wzrok poleciał na książkę, która leżała przed nim. Nie chcąc zwrócić jego uwagę na wolumin, uniosła wzrok, krzyżując z nim spojrzenie.

– Tak ogromny wybór, że nie wiem, na co się zdecydować. – Udał, że się zastanawia. – Niech będzie jaśminowa.

Z jej ust wydostało się coś na kształt śmiechu. Brzmiało to sztucznie i drętwo, jednak jej myśli były tak nakierowane na książkę, że nawet tego nie zauważyła.

Wstawiła kubek z wodą do mikrofali. Odgłos działającego urządzenia kuchennego był jedynym dźwiękiem rozchodzącym się w kuchni. Podskoczyła przestraszona, kiedy rozległo się pikanie.

Przez drżenie rąk prawie oblała się wrzącą wodą. Niosąc kubek, cudem nic się z niego nie wylało.

– Dziękuję – powiedział, kiedy odłożyła kubek przed wampirem i przy okazji niby przypadkiem przesunęła książkę na bok jak najdalej od Złotego. Wyprostował się i wzrokiem przeszukał blat kuchenny. – Nie zrobiłaś sobie? 

Nie rozumiała sensu zadanego pytania. Przecież nawet na chwilę nie spuścił jej z oczu, a więc doskonale wiedział, że przygotowała herbatę tylko dla niego.  

– Nie... Nie jestem spragniona.

Nawet gdyby była, nic nie przeszłoby przez jej gardło. Miała problem z przełknięciem własnej śliny.

Rękoma oparła się z tyłu o blat kuchenny, próbując opanować trzęsące się ciało. Mimo że usiłowała przekonać samą siebie, że na razie nic jej nie groziło, nie potrafiła pozbyć się tego niepokoju.

– Gdzie moje maniery. Zapomniałem się przedstawić – powiedział znienacka. – Jestem Kallias z rodu Caius.

Jej twarz skrzywiła się ze zdziwienia, słysząc to nietypowe przedstawienie, jednak szybko przybrała w miarę neutralny wyraz twarzy. Najwyraźniej u wampirów tak to właśnie wyglądało.

Po oczekującym spojrzeniu Złotego domyśliła się, że czekał, aż ona również się przedstawi.

– Mia Campbell – wypadło z jej ust, zanim zdążyła się zastanowić. Nie chciała podawać mu prawdziwych danych i może jej kłamstwo by przeszło, gdyby miała do czynienia z człowiekiem. A wampir przed nią, nawet jeśli nie czytał w jej myślach, na pewno po reakcji fizjologicznej ciała domyślił się prawdy. Jednak było już za późno na sprostowanie.

– Mia. – Sposób, w jaki wymówił to imię, potwierdziło jej, że znał prawdę. – Jesteś poddenerwowana – stwierdził stoicko.

– Wydaje ci się.

Uśmiechnął się. Tym razem dobrze to zauważyła. Jego kąciki poleciały wyżej, jednak szybko wróciły do wcześniejszej pozycji.

– Niepotrzebnie się boisz. Zapewniam, że nie zrobię ci krzywdy.

– Czyżby?

– Uwierz, że gdybym chciał, coś ci zrobić, to nie prowadzilibyśmy właśnie sielankowej rozmowy.

Dla niej nie była to sielankowa rozmowa...

– Wierzę – przyznała szczerze.

– Nie krzywdzę osób, które sobie na to nie zasłużyły. A ty mi nic nie zrobiłaś. Dodatkowo jesteśmy w domu Alexandra. Nie zrobiłbym bałaganu w gościnie u mojego drogiego przyjaciela. – Nie dało się nie usłyszeć drwiny w jego przesadnie podniosłej wypowiedzi.

– Masz na myśli Xandera? – odważyła się zapytać. Nazywanie go Alexandrem było dla niej nienaturalne i za każdym razem, kiedy wypowiadał to imię, potrzebowała chwili, żeby skojarzyć, o kim mówił.

– Xander... – powiedział emfatycznie, mrużąc powieki. – Zapomniałem, że nie lubi swojego pełnego imienia. Kiedyś przedstawiał się przy pomocy innego. Zrobił postęp, stosując teraz jedynie skrót. Może za parę lat dojrzeje na tyle, że będzie używać pełnego.

– Co chcesz od niego? – zapytała, przypominając sobie, że to właśnie jego szukał.

– To, co chcę od niego, powiem mu. Ty powinnaś się spytać, co chcę od ciebie.

Poruszyła się gwałtownie, przestępując z nogi na nogę. Nie spodobało jej się to sformułowanie.

– A co chcesz ode mnie? – zapytała niemrawo.

– Zacznijmy od imienia. Prawdziwego imienia.

Gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc. Była pewna, że wiedział o jej kłamstwie, ale usłyszeć to na głos to inna sprawa.

– Cynthia Fuller.

– Cynthia... – powtórzył, tym razem wydając się uwierzyć. – To imię, które nadali ci rodzice czy osoba, która cię porwała?

Jej ciało się napięło.

– Nie rozumiem. – Mimo że wiedziała, o czym mówił, jego pytanie ją zaskoczyło. Nie sądziła, że domyślał się, że nie była człowiekiem.

– Wiesz, o co chodzi... I ja też wiem. Nie ma potrzeby udawać, że jest inaczej.

– Naprawdę nie rozumiem – Z zaciętością przybrała zdumiony wyraz twarzy.

Gdzie był Xander? Robiło się niebezpiecznie.

Westchnął, jakby był zawiedziony jej zachowaniem.

– Dwadzieścia trzy lata temu w północnej Norwegii, niedaleko Skaidi, znaleziono ciało Złotej w leśnej chatce. Zaraz po porodzie została zamordowana, jednak nigdzie nie znaleziono ciała noworodka. Uznano, że zostało porwane.

Jeszcze chwilę temu udawała niewiedzę, ale teraz naprawdę się pogubiła. Jak to dwadzieścia trzy lata temu?

– Mam osiemnaście lat.

– Czy mam też pochwalić się swoim wiekiem?

– Mam osiemnaście lat – powtórzyła nieco zirytowana, jednak natychmiast się zbeształa i próbowała uspokoić. Nie mogła pozwolić swojej impulsywności przejąć kontrolę. Nie rozmawiała z Xanderem. Nie wiedziała, jak na jej wybuch mógłby zareagować wampir siedzący naprzeciw niej. – Urodziłam się osiemnaście lat temu, nie dwadzieścia trzy – wyjaśniła mu, gdy ten albo udawał, albo faktycznie nie zrozumiał sensu jej słów. – Parę dni temu obchodziłam osiemnastkę.

– Ktoś opowiedział ci niezłą bajkę.

Ciocia.

– To jakaś pomyłka. – Odrzuciła tę możliwość.

Przecież wiedziałaby o pięciu dodatkowych latach swojego życia. Nawet nie wyglądała jak dwudziestotrzylatka. Bliżej jej było do piętnastolatki.

– Jesteś Złotą, Cynthio. Z krwi i kości. Choć teraz przypominasz marnego człowieka, urodziłaś się jako potężny wampir. – Miała wrażenie, że mężczyzna nieco się zirytował. – W jakiś sposób na parę lat zatrzymałaś się w jednym okresie. Wnioskując po twojej reakcji, musiało być to zaraz po twoich narodzinach.

– To niemożliwe...

Przewrócił oczami. Był coraz bardziej poirytowany.

– Nie chciałem tego robić, ale nie dajesz mi wyboru.

Jej twarz pokryło skołowanie, bo nie wiedziała, o czym mówił, ale bardzo szybko zrozumiała.

Tęczówki wampira zalśniły jaśniej, a po pomieszczeniu przeszła niewidzialna fala czegoś ciężkiego. Nie wiedziała co to, jednak była pewna, że wampir był tego źródłem. Wywołało w niej nieprzyjemne uczucie. Miała wrażenie, że siła naciskała na jej ciało, rozrywała skórę i gruchotała kości. Z jej ust wydostało się stęknięcie, kiedy ta moc boleśnie zacisnęła się wokół jej serca, miażdżąc je.

– Spójrz w prawo. – Usłyszała, jednak w tej chwili ledwo udawało jej się ustać na nogach. Bała się, że nawet minimalny ruch naprawdę połamie jej kości. – Spójrz w prawo – powtórzył, tym razem z bezwzględnością, której się zlękła. Bała się, że jeżeli samodzielne tego nie zrobi, wampir podejdzie do niej i siłą przekręci jej głowę.

Nie było to łatwe, ale powoli skierowała głowę w prawo. W szybie piekarnika zobaczyła swoje odbicie. Jej oczy jarzyły się złotem.

Nagle niewidzialna siła zniknęła. Padła na kolana i złapała się za koszulkę w okolicy serca. Jej klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, kiedy łapczywie łapała oddech.

– Sama widziałaś, jesteś Złotą. A ostatnie Złote dziecko urodziło się dwadzieścia trzy lata temu. To jesteś ty, nieważne jak bardzo byś z tym walczyła.

Wysłała mu srogie spojrzenie spod gniewnie zmarszczonych brwi. Naprawdę starała się zamaskować wrogość w stosunku do niego, jednak kiedy zobaczyła, jak beztrosko popijał herbatę, kiedy chwilę temu zesłał na nią katuszę, nie potrafiła ukryć swoich prawdziwych emocji. Oddychała ciężko z tłumionej wściekłości, walcząc ze sobą, żeby nie powiedzieć o parę słów za dużo.

– Wiem, że moje tęczówki stają się złote, ale nie świadczy to, że jestem Złotą – powiedziała, choć bliżej było temu do wysyczenia jak wąż. Podparła się o szafkę i wstała na proste nogi.

– A jakie inne istoty mają oczy o takiej barwie? – spytał z denerwującym dla niej spokojem.

Nie odezwała się, bo nie znała odpowiedzi. Wiedziała tyle, co powiedział jej Xander. A on również do końca nie był pewien czy była Złotą.

– Podpowiem. – Przerwał ciszę. – Żadne. Zapamiętaj to sobie. Złoto należy jedynie do Złotych.

Tym razem też się nie odezwała. Ostatnie zdanie wampira zawisło między nimi. I komu miała wierzyć? Xander uważał, że mogła mieć w sobie cząstkę Złotego, ale nie potrafił stwierdzić czym była. Za to wampir siedzący w zasięgu jej wzroku zdawał się pewien jej pochodzenia.

– Wydajesz się skołowana tym wszystkim – stwierdził i popił herbatę.

– Ponieważ jestem.

Chciała odczuwać taki spokój, jaki on właśnie miał.

– I to właśnie mnie zadziwia. Z tego, co udało mi się ustalić, Xander przebywał tu już pewien czas. Dlatego zastanawiam się, dlaczego ci tego nie powiedział.

– Musiał nie wiedzieć.

Xander nie mógł wiedzieć. Nie mógł ją kolejny raz okłamać.

– Od dwudziestu trzech lat każdy Złoty jest zaangażowany w poszukiwaniu ciebie, a ty mi mówisz, że on nie wiedział. – Jego niski perlisty śmiech zerwał maskę dżentelmena. Nieświadomie chciała zrobić krok do tyłu, ale jej noga uderzyła jedynie w szafkę. Niepokój powrócił. – Teraz nie dziwię się, że nikt nie mógł cię znaleźć. Szukaliśmy Złotego. Kobietę czy mężczyznę, ale Złotego. Nikt nie pomyślał, żeby szukać człowieka. Osoba, która zmieniła cię w tę człeczynę, jest geniuszem. Aż jestem zaskoczony, że to Alexander cię znalazł. Choć myślę, że to akurat nastąpiło przypadkowo. Głupi ma zawsze szczęście.

Nie odezwała się, a jedynie zacisnęła wargi. Poczuła, jak w jej oczach pojawiły się pierwsze łzy. Przetarła je szybko, nie chcąc płakać przy nieznajomym wampirze.

Nie, nie, nie. Xander nie mógł wiedzieć. Nie mógł mnie kolejny raz okłamać – pomyślała.

– Tylko nie potrafię dojść, dlaczego nie powiedział ci prawdy. Jaki miał interes w twojej niewiedzy... – urwał, a jego oczy raptownie się szeroko otworzyły. Kąciki ust powoli unosiły się, jakby z każdą sekundą rozumiał coraz więcej. – Zakochałaś się w nim, nie mam racji?

Po jego słowach serce zabiło jej mocniej. Czuła, że wniosek, do jakiego doszedł, ponownie skruszy świat, który dopiero co odbudowywała.

– A zagubiona dziewczyna, która nie rozumie, co się dzieje w jej życiu, jest podatniejsza na miłość. Niech zgadnę: udawał chłopaka w twoim wieku i uczęszczał do tej samej szkoły co ty?

Nie odpowiedziała, ale po boleści w jej oczach, mógł wszystko wyczytać.

Zaśmiał się gromko. Gdyby nie obecna sytuacja, uznałaby, że znajdują się w kabarecie.

– Książę na białym koniu. Cały Alexander. I niech mi ktoś powie, że nie znam go na wylot.

Zatoczyła się, łapiąc za koszulkę w okolicy serca. Obraz wampira stał się rozmyty. Nie była pewna czy skutkiem tego były łzy, czy to, że zrobiło jej się słabo. 

– Nie płacz. Nie jesteś pierwszą osobą, którą skrzywdził. Kiedyś... – zamilkł, ale nie wiedziała, co było tego powodem. Dopiero jego następne słowa objaśniły sytuację. – Zbliża się nasz książę.

Przed jej oczami pojawiła się rozmyta postać. Do nozdrzy dostał się charakterystyczny zapach. Jeszcze pięć minut temu cieszyłaby się na powrót Xandera, jednak teraz jej serce było niepokojąco ciche. Jakby wszystko w niej zamarło. 

– Co jej zrobiłeś? – Usłyszała głos, któremu było bliżej do zwierzęcego niż ludzkiego. 

Kiedy niebezpiecznie się zachwiała, poczuła mocny chwyt na ramionach, który podtrzymał ją przed upadkiem. 

– Alexander, witaj. W końcu zaszczyciłeś nas swoją obecnością – oznajmił ze spokojem w głosie. Nie wychwyciła w nim zaniepokojenia, które za to ona odczuwała, mimo że gniew Xandera nie był skierowany na nią. 

– Pytałem się, co jej zrobiłeś? Powiedziałem ci, że jeżeli choćby spadnie jej włos z głowy... 

– Tak, tak, zabijesz mnie. Pamiętam – zbył go. – To nie ja ją skrzywdziłem, lecz twoje kłamstwa. Ja stałem się jedynie orędownikiem prawdy. 

Powoli wracało jej ostre widzenie. Przeraziła się widocznym rozjuszeniem Xandera. Kiedy wpatrywał się w siedzącego naprzeciw wampira, wydawał się całkowicie inną osobą. Obcą osobą.

Usiłowała zrzucić z siebie jego dłonie, kiedy zaczął sprawiać jej ból. Nieświadomie zaciskał coraz bardziej palce na jej ramionach.

– Xander... – Spróbowała zwrócić na siebie uwagę, kiedy okazała się zbyt słaba, aby samodzielnie uwolnić się z jego dotyku.

Spojrzał na nią, jednak zanim ta zdołała się odezwać, tonem niedającym jej miejsca na sprzeciw, nakazał:

– Musisz iść.

– Gdzie? – Zmarszczyła brwi.

– Jak najdalej stąd. – Puścił ją i odsunął się od niej, robiąc krok w bok.

Spojrzała na niego nieco skołowana i nieco zaniepokojona.

– Będę tuż za tobą – zapewnił ją. – Idź.

Spojrzała na drugiego Złotego. W dalszym ciągu zajmował stołek barowy i z kamiennym wyrazem twarzy przyglądał się sytuacji.

Wróciła spojrzeniem do Xandera. Kiwnęła głową i będąc cały czas odwrócona w ich stronę, udała się w kierunku dalszej części domu. Jeżeli chciałaby wyjść przez główne drzwi, musiałaby przejść koło stołu barowego, przy którym siedział Złoty. Chociaż teraz jedynie ją obserwował, obawiała się, że kiedy zbliży się do niego, odważy się coś jej zrobić.

Kiedy zniknęła z pola widzenia tej dwójki, dopiero się odwróciła i zarazem odetchnęła.

Postanowiła wyjść przez drzwi w przeszklonym korytarzu. Wtedy znajdzie się w ogrodzie. Jednak w jej głowie nasuwało się pytanie, co dalej? Nie miała kluczyków od samochodu, więc była zdana na własne nogi, ale gdzie miała biec? Do lasu, wzdłuż głównej drogi? Do cioci?

Planowanie tego, okazało się zbyteczne. Nie dałaby rady opuścić nawet tarasu. Tuż za ogrodzeniem w ciemności zalewającej las dostrzegła miedziane tęczówki. Wiele miedzianych tęczówek, które miała wrażenie, że właśnie spoczęły na niej. Widok ten przywiódł jej na myśl Amandę. Ona jedna potrafiła samym spojrzeniem zmrozić jej krew w żyłach, a teraz Cynthia miała do czynienia z wieloma takimi Amandami i może nawet silniejszymi. W samej prostej linie naliczyła ponad dwunastu, ale była pewna, że dom otaczało znacznie więcej.

– Xander – wyszeptała niemal bezgłośnie, ale to wystarczyło, żeby wampir ją usłyszał.

Już po chwili poczuła jego obecność za plecami.

– Synowie Rady... – Choć go nie widziała, miała wrażenie, że na moment zesztywniał. – Powiadomiłeś ich? – podniósł głos. Kierował te słowa do drugiego Złotego. Ona pierwszy raz słyszała to dziwne sformułowanie.

Synowie Rady... Czy tak mówiono na Miedzianych?

– Oczywiście – odpowiedział arogancko. Po pomieszczeniu rozbrzmiały kroki, jednak Cynthia nie spojrzała w ich stronę. Nie odrywała wzroku od miedzianych tęczówek. Nawet jeśli chciałaby, to nie mogła. Czuła się jak ryba złowiona na hak. – Od razu, kiedy odkryłem twój sekret, powiadomiłem Radę Najwyższych, która w nagrodę powierzyła mi zadanie odzyskania Złotej z rąk porywaczy. Synowie Rady dostali polecenie eskortowania mnie i w razie potrzeby zainterweniowania. Rada była bardzo niezadowolona z twojego małego sekretu. – Zmierzył Cynthię spojrzeniem. – Choć w tym przypadku raczej powinienem rzec z twojego dużego sekretu. Za ukrywanie Złotego a szczególnie kobiety grozi śmierć. Choć ty chyba nie musisz się przejmować. Dobrze mieć ojca w radzie, nieprawdaż?

– Tak bardzo mnie nienawidzisz? – Barwa głosu Xandera wstrząsnęła jej ciałem. Spojrzała na niego, odczuwając nagle niezrozumiały ból. W jego głosie... było tyle emocji, choć głównie cierpienia. Nie wiedziała, co łączyło tę dwójkę, ale była pewna, że w przeszłości między nimi musiało się stać coś strasznego, co zabolało ich obaj.

– Nic personalnego. Zrobiłem to, co musiałem. Dostałam zlecenie od członka rady. Twoje ostatnie ruchy były niejasne i miałem się im przyjrzeć. Przypadkowo odkryłem to, co tak bardzo próbowałeś ukryć. – Jego wzrok ponownie padł na Cynthię.

Zauważyła, jak ścięgna na szyi Xandera się napięły, mięśnie w szczęce zadrgały, kiedy zacisnął zęby, a żyły górnych kończyn uwypukliły, kiedy zamknął palce w pięści.

– Zamknij się w pokoju i nie wychodź, dopóki po ciebie nie przyjdę. – Nawet na nią nie zerknął, kiedy przekazywał jej polecenie.

Poczuła na skórze ciężkie powietrze, które jak igły zaczęły kłuć jej skórę. Uczucie to było nieco podobne do wcześniejszego, które zaserwował jej Złoty. Tylko tym razem odnosiła wrażenie, że jego źródłem był Xander.

– Jesteś tego pewien? – Wampir skierował swoje słowa do Xandera. – Wiesz, że zaatakowanie Synów Rady jest równoznaczne z zaatakowaniem członków rady. Wtedy nawet ojciec ci nie pomoże. Zastanów się drugi raz.

– Nie muszę ich atakować. Wystarczy, że zaatakuję ciebie. Ręczę, że nikt ci nie pomoże.

Po słowach Xandera wampir nie jawił się już tak nieustraszenie. Wyłapała moment, jak wysunął do przodu barki, nieznacznie garbiąc sylwetkę, a nogi nieco zgiął, zapierając się. Wyglądało to trochę, jakby szykował się na huragan. Jego wyraz twarzy również uległ zmianie. Stał się kalkulujący, a wszelka drwina zniknęła. Musiał zdać sobie sprawę, pewnie nawet bardziej niż ona, że Xander nie żartował.

Powietrze zrobiło się naprawdę ciężkie, nie tylko przez atmosferę, która zapanowała. Miała wrażenie, że z ciała drugiego Złotego również wyemitowała niewidzialna siła, która zderzyła się z tą Xandera. Po panach nie było widać, że właśnie to nastąpiło, ale Cynthia nie była tak wytrzymała, jak oni.

Jej ciało poleciało na szybę. Stała blisko niej, więc uderzenie nie było mocne, ale narobiło na tyle hałasu, że Xander zwrócił na to uwagę. Powiódł wzrokiem po jej ciele, sprawdzając, czy coś jej się stało. Chciał złapać za jej dłoń, ale ta umknęła przed jego dotykiem. Zobaczyła jak jego złote tęczówki na moment przygasły, ale gdy ponownie powróciły do drugiego wampira, ogień rozpalił się w nich na nowo. Choć bez wątpienia były to inne płomienie niż te, które paliły się, gdy jego wzrok lądował na Cynthii. Dla niej tworzyły one swego rodzaju bezpieczną przystań, domowe ognisko, dawały ciepło, ale nie były niebezpieczne. Jednak kiedy tęczówki zatrzymywały się na drugim Złotym, płonęły ogniem, który miał na celu wszystko spalić.

– Zapytam ponownie: Jesteś tego pewien, Alexandrze? – spróbował jeszcze raz. – Nic dobrego z zaatakowania mnie nie wyniknie. Nieważne czy wygrasz, czy nie, będziesz na straconej pozycji. Rada ci tego nie wybaczy. Jednak jeśli teraz zrezygnujesz, jest duża szansa, że nie poniesiesz żadnych konsekwencji.

– Zaryzykuję. – Przesunął się, zakrywając swoim ciałem Cynthię, choć z tego powodu nie poczuła się bezpieczniej. Mógł ją osłonić przed Złotym, ale za nią, za ogrodzeniem czyhali Miedziani. Byli otoczeni.

Wampir pokręcił głową, jakby nie dowierzał w zachowanie Xandera.

– O własne życie się nie martwisz, ale co z tą małą człeczyną? Dobrze wiesz, że ściana nie ochroni jej od naszej mocy. Z naszej trójki ona ucierpi najbardziej. A tego nie chcę. Dałem słowo, że nic się jej nie stanie, jednak teraz nie jestem pewien, czy będę mógł je dotrzymać. 

Wtedy spojrzenie Xandera znowu spoczęło na niej. Dostrzegła w jego oczach, jak bardzo się wahał.

– Nie chcę jej skrzywdzić – kontynuował wampir, najwyraźniej również zauważając, że to była odpowiednia strategia. – I rada też tego nie zrobi. Do cholery, Alexander. Ona jest kobietą, a dobrze wiesz, jak bardzo cenne są u nas. Nikt nie zrobi jej krzywdy. – W jego głosie pobrzmiewała nuta desperacji... a może nawet i strachu. Nie było już nawet najmniejszego śladu po wcześniejszym spokoju.

– W zwyczajnym rozumieniu nie, ale dobrze wiesz, że mają swoje inne sposoby, żeby kogoś skrzywdzić – nie ugiął się Xander.

– Ona nie jest niczemu winna. Wychowywała się w niewiedzy. Nikt ją za to nie ukarze.

– Nie narażę jej.

– Więc naprawdę chcesz to zrobić?

Nie odpowiedział już nic więcej.

Cynthia miała wrażenie, że powietrze nagle stało się gęstsze i cięższe. Jakby gdzieś uwalniał się gaz. Zaczęło kręcić się jej w głowie.

Usłyszała szelest a może szum rozmów. Nie wiedziała, co to było, ale odnalazła jego źródło. Miedziani zaczęli zmieniać swoje położenie. Kolorowe tęczówki skupiły się w jednym miejscu. Z tego, co kiedyś mówił jej Xander, zapamiętała, że Miedziani mieli również bardzo dobry słuch. Bez wątpienia słyszeli każde słowo jakie padło w tym domu, a więc zdawali sobie sprawę, co zaraz mogło się wydarzyć i najwyraźniej szykowali się do tego.

– Alexander, wystarczy! – Podniósł głos Kallias.

Cynthia nie wiedziała, o co chodzi, dopóki delikatnie nie wychyliła się zza pleców Xandera i nie spojrzała na Złotego.

Na pierwszy rzut oka nie dostrzegła nic niepokojącego. Dopiero kiedy się przyjrzała, jak wampir nieznacznie mrużył powieki, a rękę trzymał na głowie, połączyła fakty.

Xander zaczął już swój atak. Jednak wszystko działo się na poziomie umysłu.

Złote tęczówki atakowanego wampira padły na nią. Nie spodobał się jej nagły błysk w jego oczach. Czuła, że był to zwiastun czegoś złego.

Spod nóg wampira zaczął uwalniać się dym. Aż zmarszczyła brwi, bo nigdy nie widziała czegoś  podobnego. Początkowo niemal bezbarwny aż przybrał beżową barwę i bardziej zaczął przypominać postacią mgłę. Ta sunęła po ziemi promieniście od wampira.

– Uciekaj stąd! – nakazał jej Xander. – Teraz.

Mimo przejęcia w jego głosie nie potrafiła się ruszyć. Jej ciało zesztywniało. Mgła zaczęła zalewać przeszklony korytarz, na którym się znajdowali. Szybko znalazła się pod jej nogami i pięła się w górę. Kiedy dotknęła najpierw jej kostek, a potem rąk poczuła delikatne mrowienie.

– To twoja ostatnia szansa, żeby się wycofać. Jeżeli nie przestaniesz, nie zamierzam się hamować. Nawet jeżeli przy okazji będę musiał skrzywdzić ją.

A więc to był tylko zawiązek jego mocy. Xander potrafił manipulować umysłami innych, za to ten Złoty tworzył mgłę, która potrafiła ranić. Cynthia stopniowo zaczęła odczuwać coraz więcej. Początkowe delikatne mrowienie zmieniło się w pieczenie, jakby dotknęła gorącego garnka. Nie chciała się dowiedzieć, co będzie czuć, kiedy zaatakuje bez oporu. Jednak napięta, niezachwiana postawa Xandera mówiła jej, że ten się nie wycofa. I choć ponownie została przez niego skrzywdzona, nie chciała, aby cokolwiek mu się stało. Kochała go. A za osoby, które obdarzyła tym uczuciem, była gotowa zrobić wszystko. Nawet jeśli ryzykowałaby przy tym własne życie.

– Jeżeli z tobą pójdę, przestaniesz? – zapytała, wychylając się. 

– Oczywiście. Tylko o to mi chodzi.

– Więc pójdę z tobą.

– Cynthio, nie. – Szarpnął ją za rękę, przyciągając do siebie.

– Pójdę z nim – stwierdziła stanowczo.

– Nie musisz tego robić. Ochronię cię.

– Przestać, Xander. To moja decyzja. – Wyrwała się z jego uścisku i zrobiła krok w kierunku drugiego Złotego.

Nie wiedziała kiedy, ale mgła zniknęła, jak również niewidzialna siła uwalniana z jego ciała. Ta Xandera też nieco osłabła, choć w dalszym ciągu miała trudności w oddychaniu tym powietrzem.

– Tak jak powiedziałam, pójdę z tobą. Chcę jednak przedtem porozmawiać z Xanderem w cztery oczy i... pożegnać się z nim.

– Oczywiście. Tylko pamiętajcie, że posiadłość jest otoczona przez czterdziestu trzech Miedzianych, którzy mają świetny słuch i uwielbiają wtrącać się w sprawy innych. Będę czekać na zewnątrz – oznajmił niemal śpiewnie. Nie było po nim widać nawet najmniejszego śladu wcześniejszych emocji, jakby to, co chwilę temu się wydarzyło, nie miało miejsca, a oni właśnie kończyli przyjacielski podwieczorek.

Cynthia podążyła za nim wzrokiem i dopiero kiedy zniknął za drzwiami, odwróciła się w stronę Xandera.

– Okłamałeś mnie – zaczęła prosto z mostu.

– To prawda – przytaknął apatycznie, co jeszcze bardziej ją podburzyło.

– Od początku wiedziałeś, że jestem Złotą. Córką kobiety, która została zamordowana dwadzieścia trzy lata temu. Wiedziałeś, a mimo to bez mrugnięcia okiem mnie okłamywałeś. – Jej ton niebezpiecznie wzrastał. Nawet nie starała się mówić cicho. Nie miało dla niej znaczenia, że słyszało ją tyle wampirów. Była zdenerwowana, smutna i zawiedziona.

Nie odpowiedział. Jedyną oznaką tego, że słuchał, była reakcja jego ciała. Nie było już napięte, a nawet wydawało się nieznacznie zmaleć pod naporem jej słów. W porównaniu z tym, jak wyglądał w obecności drugiego Złotego, teraz jawił się mizernie. Nawet jego oczy stały się ludzkie.

– Wydawałeś się w tym tak szczery... że we wszystko ci uwierzyłam. Ile z tego było kłamstwem? To co mówiłeś, co do mnie czujesz, to też była nieprawda? Abym łatwiej wpadła w twoje ramiona? Nasze pierwsze spotkanie też nie było przypadkiem? Wszystko zaplanowałeś? – Prychnęła, kiedy zdała sobie sprawę, że te słowa już kiedyś padły z jej ust. Scenariusz się powtarzał.

Ponownie wybrał milczenie.

– Odpowiedz mi, Xander. Dlaczego mnie oszukałeś?! – Zamaszystym krokiem pokonała tę niewielką odległość między nimi. Xander nie wykonał żadnego ruchu. W milczeniu przyglądał się dziewczynie, a z jego twarzy nie dało rady się nic wyczytać. – Miałeś okazję wyznać mi wszystko. Dobrze wiesz, że wtedy jeszcze bym wybaczyła ci to kłamstwo. Ale teraz... – Pokręciła zgorszona głową. Nie mogło jej to przejść przez gardło. To był koniec. Ich koniec. – Dlaczego mnie okłamałeś? Dlaczego pozwoliłeś zniszczyć to, co dopiero zbudowaliśmy? Dlaczego po prostu wtedy tego nie powiedziałeś? – Brak odzewu z jego strony wzbudzał w niej jeszcze więcej nieokiełznanych emocji. – Słyszysz?!– ryknęła, uderzając wierzchem zamkniętej dłoni w jego klatkę piersiową. Jednak ten stał tak twardo, że nawet nie przesunął się o milimetr, przeciwieństwie do niej, gdy po uderzeniu jak pijana zatoczyła się do tyłu. Jakby zderzyła się ze ścianą. Mimo to nie poddawała się i ponownie nieopanowanie uderzyła w jego klatkę piersiową, po czym jeszcze raz i kolejny. Jej dłonie stały się czerwone, a z gardła nieprzerwanie wypadało tylko kilka słów: – Dlaczego mnie oszukałeś? Dlaczego, Xander? – Powoli wkładała w uderzenia coraz mniej siły, aż w końcu zaprzestała ruchów. Oprócz dłoni przyłożyła czoło do jego klatki piersiowej, opierając się na niej. Jej policzki, jak i jego koszula tonęły w łzach. Uniosła głowę i spoglądając głęboko w jego oczu, po raz ostatni smętnie zapytała: – Dlaczego?

Przez cały wybuch dziewczyny, jego twarz wyglądała na otępiałą. Aż nagle po ostatnim jej słowie niepokonany mur został zburzony.

A to, co zobaczyła w jego złotych tęczówkach, ją przeraziło.

Szaleństwo. Czyste szaleństwo w złotej postaci.

Chciała się wycofać, ale nie zdążyła. Złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie.

– Dlaczego? – powtórzył pytanie.

Poznała zdenerwowanego Xandera. Smutnego. Kochającego. Jednak nie miała jeszcze okazji poznać tego, który właśnie krzywdził ją samym spojrzeniem. Było w nim coś zatrważającego, dzikiego i nieprzewidywalnego. Wyglądał jak zranione zwierzę, które nie mając nic do stracenia, było gotowe zaryzykować wszystko. 

– Chcesz wiedzieć dlaczego? – Jego głos wstrząsnął jej ciałem.

Nawet nie kiwnęła głową. Bała się wykonać jakikolwiek ruch. Bała się Xandera.

– Tak, wiedziałem od początku, że jesteś Złotą. Tak, okłamałem cię. I zrobiłem to bez mrugnięcia oka. Byłem pewien, że kiedy dowiesz się, choć zalążka prawdy, zapragniesz wiedzieć więcej... O sobie, o swojej rodzinie. Będziesz chciała wrócić, stamtąd skąd pochodzisz. A to znaczyło, że musiałbym się tobą podzielić. A ja chciałem cię tylko dla siebie. Jestem egoistyczny, bezwzględny i nienawidzę, gdy muszę się dzielić. Dlatego cię okłamałem. Gdybym mógł cofnąć czas, okłamałbym cię jeszcze raz. Okłamałbym cię tysiąc razy, jeśli dzięki temu mógłbym mieć cię tylko dla siebie. I nie czuję z tego powodu wyrzutów sumienia. Od chwili kiedy cię zobaczyłem, stałaś się moja i nikomu nie pozwolę nas rozdzielić.

Nie zwróciła uwagi, kiedy dokładnie z jej oczu spłynęły kolejne łzy. Po prostu zaczęły nagle lecieć i nie wydawało jej się, że ten strumień kiedyś się zatrzyma.

Kiedy puścił jej nadgarstki, chwiejnym krokiem odsunęła się od niego, choć nie odczuła z tego powodu ulgi. Wiedziała, że przebywając z nim w jednym pomieszczeniu, nie mogła czuć się bezpiecznie.

– Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia. – Jej głos brzmiał obco nawet dla niej samej. Był wyprany z emocji, choć w niej kłębiło się ich tak wiele.

Właśnie stali się świadkami śmierci. To w jej wnętrzu coś umarło. Chyba serce.

Uśmiechnęła się do niego na pożegnanie, bo był to ostatni jej uśmiech, jaki dane będzie mu zobaczyć. To nic, że był pełen boleści i goryczy.

– To koniec, Xander.

Rzuciła ostatnie spojrzenie wampirowi.

To naprawdę był koniec.

Skierowała się w stronę drzwi. Kiedy złapała za klamkę, usłyszała jego głos. Był równie pusty co jej.

– Nie, lisico. To dopiero początek.

KONIEC


Druga część już jest. 

❤❤

Trzydzieści rozdziałów i jeden prolog, by napisać to jedno zdanie „Nie, lisico. To dopiero początek". Nie żartuję. Kiedy jeszcze nawet nie miałam początku książki, wiedziałam, jak się skończy. Dziwne, aczkolwiek u mnie to chyba normalne. Ale teraz to nieważne, a ważniejsze jest coś innego:

Czy będzie druga część? - pewnie wiele z Was teraz się zastanawia. Tak jak powiedział Xander. To dopiero początek. Przewiduje oprócz tego jeszcze dwa tomy, a więc musicie się ze mną jeszcze trochę pomęczyć.

Kiedy druga część? - Jest już. W tym miejscu chciałabym barrrdzo podziękować wszystkim, którzy wskazywali błędy. 

Gdzie będzie publikowana druga część? - TUTAJ. Nie zakładam nowej książki, w tej będzie to wszystko dodawane.

Jeżeli macie jakieś inne pytania to zapraszam do ich zadawania. 

Chcę podziękować wszystkim Wam, którzy doczytali do tego momentu, którzy pisali komentarze, snuli teorie, dawali gwiazdki. Choć nie odpisywałam na każdy, to każdy przeczytałam i nieraz się uśmiechnęłam.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro