Tom 2 ♦ Rozdział ♦ Piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Złoto płynące wpatrujących się w nią tęczówkach było jak morze w czasie sztormu. Wicher śmierci wzbudzał uczucie przerażenia i niemocy. Na samą myśl o nim pragnęło się być jak najdalej, ukrytym gdzieś w głębi lądu. Jednak kilkumetrowe ściany wodne nie pozwalały uciec. Każdy statek tonął w objęciach wzburzonych fal. Zatopione opadały na dno, gdzie przez kolejne lata zostają trwale przymocowane. I choć pozostaną tam na zawsze, nigdy nie staną się częścią morza. Zawsze będą obcym elementem.

Tak jak złoto jarzące się w jej tęczówkach. Nie pasowało do niej. Zdawało się obcym elementem, który nigdy nie powinien znaleźć się na jej twarzy.

– Jak je wyłączyć? – pomyślała na głos. Wpatrywanie się w to złoto zaczynało sprawiać jej ból, jak gdyby przez długi czas nie spuszczała wzroku z zapalonej lampy.

– Co takiego?

– To światło w oczach. Chcę je wyłączyć.

– Dlaczego?

– Nie lubię go. Chcę moje oczy z powrotem.

– To są twoje oczy.

– Nie są. Te są zbyt obce.

– Wydają się obce, bo zostały ci odebrane na wiele lat. A te, które przywdziewasz zazwyczaj, są jedynie maską.

– Kto je odebrał? – zapytała zagubiona. Miała pustkę w głowie.

Ktoś odebrał jej oczy? Jak? Dlaczego?

A tak właściwie kim ona była?

– Namieszali ci w głowie, prawda?

– Kto?

Usłyszała westchnięcie.

– Czas się obudzić, Cynthio.

Zdała sobie sprawę, że kojarzyła ten głos, a dokładnie charakterystyczną dla niego manierę. Wydawał się bardzo poważny, ale po skupieniu się na nim, było można usłyszeć ukrytą wzgardę. Jakby celem właściciela głosu, było drwienie z rozmówcy, przy jednoczesnym braku wiedzy tej osoby.

Zrozumiała z kim rozmawiała.

Jaśniejące złoto przygasło. Nigdy nie sądziła, że tak bardzo ucieszy ją widok jej miodowych tęczówek.

– Jak się tutaj znalazłam? – zapytała skołowana, rozglądając się dookoła. Zatrzymała wzrok na stojącym tyłem do niej Złotym. Wpatrywał się w widok z okna. Próbowała sobie przypomnieć, jak się tutaj znalazła i czy wampir miał w tym swój udział.

– Witaj wśród żywych – powitał ją Kallias, odwracając się. – Dobrze, że wróciłaś – dodał po chwili, odbijając się z miejsca i ruszając w jej stronę. – Zobligowałem się do pilnowania ciebie, jednak gdybym wcześniej wiedział, że tyle będzie to trwać, zleciłbym to zadanie komuś innemu.

Śledziła wzrokiem wampira do momentu zajęcia przez niego jednego z krzeseł znajdujących się koło niej. Ponownie rozejrzała się po salonie, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Pustka w głowie była niepokojąca. Im bardziej się starała, tym większy ból odczuwała. Doszło nawet do tego, że jej twarzy skrzywiła się, a z ust wyleciało ciche jęknięcie.

– Dobrze się czujesz? – zapytał Kallias bez większego przejęcia.

– Nie.

– A to pech.

Słysząc obojętność, zmusiła się do spojrzenia na niego, a dokładnie na jego odbicie w lustrze. Kiedy spojrzała w złote tęczówki, przypomniała sobie zdarzenie z udziałem ich właściciela.

– Wepchnąłeś mnie do środka – zagrzmiała z wyrzutem, zapominając o bólu.

Przypomniała sobie jego twarz, kiedy drzwi się zamykały. To był moment, w którym wpadła w jeszcze większą panikę.

– Z własnej woli nie weszłabyś – oznajmił nieprzejęty oskarżeniem.

Próbowała odwrócić wzrok od jarzących się tęczówek Kalliasa, ale nie mogła. Więcej wspomnień zalało jej głowę.

Po tym, jak wampir wepchnął ją do środka, pożarła ją ciemność i wypluła dopiero w dziwnym pokoju otoczonym lustrami. Tam spotkała członków Rady. Pięć par złotych tęczówek paliło jej skórę. Na samo ich wspomnienie zrobiło jej się duszno. Jakby znowu tam była, a mrok ponownie oplatał lepkie macki wokół jej ciała. Potrzebowała świeżego powietrza. Ruszyła pędem w kierunku okien, jednak zatrzymała się w połowie drogi.

– Jest noc – pomyślała na głos. Jakoś wcześniej nie zwróciła na to uwagi. A może nie pamiętała, że kiedy wychodziła na spotkanie z radą, było popołudnie.

– W rzeczy samej – przytaknął.

– Ile trwało moje spotkanie z radą? – Odwróciła się w stronę Kalliasa. 

– Krótko.

– Ile dokładnie? – Podłużne zagłębienia pojawiły się na jej czole, kiedy zmarszczyła brwi, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Jednak tak jak wcześniej im bardziej jej zależało, tym nasilało się bolesne pulsowanie w głowie.

Ostatnim co pamiętała, były jej tęczówki świecące tak samo jak członków rady, ale co wydarzyło się potem?

– Straciłam przytomność? – Z jednej strony stwierdziła, z drugiej zapytała. Nie było innej możliwości, dlaczego nic nie pamiętała.

– Z tego, co mi wiadomo, to nie. Wyszłaś ze spotkania na własnych nogach i na własnych nogach udałaś się do apartamentu.

– Ja... Ja nie...

– Nie pamiętasz? – dokończył za nią. – Nic dziwnego. Wrota Heliosa potrafią wywoływać chaos w głowie.

– Czym one są? – zapytała, pamiętając, że już spotkała się z tą nazwą. Wtedy Kallias nakazał Miedzianym otworzyć "Wrota Heliosa".

– Ich zadaniem było odstraszanie takich jak my. Członkowie rady zmodyfikowali ich pierwotną funkcję i za pomocą ich potrafią wejść do głowy.

– Byli w mojej głowie – skwitowała z ciężkim westchnięciem. Nogi się pod nią ugięły. Musiała usiąść. Zajęła tapicerowany taboret, który znajdował się najbliżej niej.

– Wiele osób reaguje tak za pierwszym razem. Kolejne będą łatwiejsze. – Nie potrafiła stwierdzić czy ją pocieszał, czy drwił z niej.

– Nie będzie kolejnych – wymamrotała, choć zdawała sobie sprawę, że i tak musiał ją usłyszeć.

– Im więcej spędzisz czasu w ciemności, tym mniej będziesz się jej obawiać. Wtedy nawet Wrota Heliosa nie dadzą rady zamącić ci w głowie. 

Przejechała palcami po skórze ręki. Miała ciarki. Uznała, że nie było najlepszym pomysłem kontynuowanie tego tematu i zapytała o zgoła co innego.

– Przynajmniej uznali mnie za Złotą?

– Decyzja jeszcze nie została podjęta.

– Nie zabili mnie, więc chyba już tego nie zrobią. – Kiedy odpowiedziała jej cisza, dopytała: – Czy zrobią?

– Nie wiadomo. Rada się jeszcze naradza.

– Więc w każdej chwili mogą tu przyjść i jednak mnie zabić? – zapytała podniesionym głosem, będąc jednocześnie wzburzona i przerażona. 

– O nie. Oczywiście, że nie.

Odetchnęła.

– Gdy zdecydują, że jednak nie jesteś Złotą, zlecą komuś brudną robotę. Masz za duże mniemanie o własnej osobie, jeżeli myślisz, że członkowie rady we własnej osobie pofatygowaliby się do ciebie.

Rozdziawiła usta z zamiarem odpowiedzenia, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że nie wiedziała, jak mogła to skomentować. Miała już dość kąśliwych komentarzy z jego strony, jednak nie pozwoliła sobie na wypowiedzenie tego na głos. Kallias wzbudzał w nią dwojakie odczucia. Nie dawał jej powodów świadczących o tym, że powinna obawiać się go, z drugiej strony miała co do jego osoby niepokojące wrażenie, które mówiło, że nie życzył jej dobrze. Dopóki nie przejrzy go, dopóty musiała się bardzo pilnować.

W jej głowie pojawiła się jedna myśl. Wahała się, czy powinna ją poruszyć na głos, jednak po zastanowieniu, stwierdziła, że może to dać jej pewne odpowiedzi.

– Czy byłbyś tą osobą?

Skrzyżowała spojrzenie z Kalliasem. Uniósł brwi, sugerując, aby rozwinęła myśl.

– Czy mógłbyś być tą osobą, którą rada wyznaczyłaby do zabicia mnie? – doprecyzowała.

– Niewykluczone, choć mało prawdopodobne. Prędzej wyznaczyliby to Synom Rady.

Odwróciła spojrzenie od złotych tęczówek i spojrzała bez większego celu przed siebie.

– A zrobiłbyś to, gdyby ci kazano?

Nie odpowiedział od razu. Na moment spojrzała na jego odbicie w lustrze.

– Tak. – Nie zawahał się. Krótka, rzeczowa odpowiedź. Spojrzał na nią, jednak dziewczyna nie odrywała wzroku od tafli szkła. – Mógłbym cię zabić i najprawdopodobniej zrobiłbym to bez mrugnięcia okiem. – Już w samym sposobie, jakim się wypowiedział, było coś zatrważającego. 

Odwróciła wzrok, spoglądając za panujący mrok na zewnątrz.

– Spodziewałaś się innej odpowiedzi?

– Nie.

Znała odpowiedź, zanim ta jeszcze padła. Zastanawiała się jednak jej przyczyny. Zabiłby ją chętnie, aby dopiec Xanderowi? Czy może życie innych osób było dla niego tak bardzo nieistotne? 

– Cieszy mnie to, że rozumiesz. Wszystko ku chwale Rady Najwyższych. Niech żyją i panują jak najdłużej.

Może nie znała powodu, czemu z taką łatwością mógłby ją zabić, choć jeden mogła na pewno odrzucić. Nie był zwolennikiem rady. Już wcześniej dawał znaki, że nie darzy ich szczególnym szacunkiem.

Podeszła do okna i wlepiła wzrok w widok. Cały ogród był rozświetlony i równie dobrze widoczny, jak za dnia.

Próbowała wykorzystać ten moment i przypomnieć sobie, co się stało w czasie spotkania z radą. Jednak tym razem również zamiast wspomnień przywołała rozrywający ból. Rozmasowała palcami skroń, nie poddając się.

– Xander odwiedził mnie po tym, jak wróciłam? – zapytała niespodziewanie, odwracając się w kierunku Złotego.

– Nie.

Miała wrażenie, że luki w pamięci nie były spowodowane tylko przejściem przez Wrota Heliosa. Ktoś grzebał w jej głowie. Mógł być to Xander, choć odrzucała tę opcję. Nie miałby w tym żadnego celu.

– Ojciec Xandera jest członkiem rady? – zapytała, zamyślona.

– Zgadza się.

– I teraz wszystko wiadomo – skwitowała na głos, kierując się w kierunku fotela. Zajęła ten najbardziej oddalony od Kalliasa. Limit przebywania koło niego wyczerpał się już chwilę temu.

– Podzielisz się z tym, do czego doszłaś?

– Kiedy rada skończy obrady?

– Kiedy dojdzie do konsensusu. – Odpowiedział od razu, wydając się nieprzejęty, że dziewczyna zignorowała jego pytanie.

– A kiedy możemy się tego spodziewać?

– Nie mam zdolności przewidywania przyszłości. Nie to, co twój ojciec.

– No tak... – odpowiedziała bez namysłu, wznosząc wzrok ku sufitowi, jakby spodziewała się znaleźć tam odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania. Dopiero po chwili przetworzyła całkowicie jego słowa. – Co powiedziałeś?

– Nieważne. Ktoś się zbliża.

Otworzyła usta, ale nie odezwała się. Nie wiedziała, czy w obecnej chwili lepiej będzie drążyć temat, czy skupić się na nowoprzybyłym. Co jeśli rada wysłała kogoś do pozbawienia jej życia?

Nie, nie. To niemożliwe – zaprzeczyła natychmiast. Była Złotą. Co do tego nie miała już wątpliwości.

Mimo to wytężyła słuch i nasłuchiwała kroków. Osoba musiała przemieszczać się bardzo cicho albo być jeszcze na tyle daleko, że jej ludzkie uszy nie mogły wychwycić dźwięku poruszania się. Siedzieli w martwej ciszy przez dłuższy czas. Nikt nie przyszedł, a co więcej nawet nie uchwyciła najmniejszego dźwięku świadczącego, że ktoś przynajmniej przeszedł korytarzem. Aż zdała sobie sprawę, że została oszukana. Kallias po prostu chciał odwrócić jej uwagę od tego, co powiedział.

– Rozwiń myśl o moim ojcu – nakazała za pozór spokojnym głosem. W środku aż się gotowała.

– Może Alexander opowie ci o nim więcej – oznajmił, gdy w drzwiach stanął nie kto inny jak czarnowłosy wampir.

Jeszcze jego tu brakowały...

– Rada zakończyła obrady – oznajmił Xander i jak gdyby nigdy nic skierował się w stronę Cynthii. Zajął fotel koło niej, w czasie gdy dziewczyna w milczeniu jedynie mu się przyglądała.

Obecnie nie obchodziło ją, jak blisko znalazł się Xander. Nie po tym, co obwieścił. Nie sądziła, że ta wiadomość może ją tak zaniepokoić. Jej serce rozpoczęło szaleńcze bicie.

– A ty jesteś tutaj w jakim celu? – zapytał Kallias, kierując swoje słowa do drugiego Złotego.

Xander nawet nie spojrzał na wampira. Siedział zgarbiony ze wzrokiem wbitym w swoje ręce. Po przyjściu tutaj nawet nie spojrzał na Cynthię. Nie, żeby jej to przeszkadzało, choć nie mogła powiedzieć, że nie zwróciło jej uwagi.

– A więc tym razem twoją strategią przeciw mnie jest ignorowanie. Niech tak będzie – podsumował Kallias, gdy nie doczekał się odpowiedzi.

Cisza jednak nie trwała długo. Kallias nie zdołał wytrzymać dłużej niż minutę bez powiedzenia czegoś.

– Rozumiem, że wyniki obrad dotyczą również ciebie, dlatego tu jesteś.

Xander i tym razem się nie odezwał. Czego jednak nie dała rady zrobić Cynthia i zaciekawiona, co miał na myśli Kallias, dopytała:

– Dlaczego? Co Xander ma do tego, czy jestem Złotą, czy nie?

– Tu nie chodzi jedynie o to. Tylko o całokształt. Decyzja ma zostać podjęta o twoim życiu. Całym życiu. Przeszłości i przyszłości. A Xander był przez krótki czas jego częścią, czego nie powinien robić bez zgody rady...

– Rada ma ustalić konsekwencje, jakie poniosę za nie poinformowanie ich o tobie, jak tylko cię odnalazłem – przerwał mu Xander, wyjaśniając wprost.

Dlaczego po jego słowach poczuła nieprzyjemne uczucie w sercu?

– Jakie to będą konsekwencje? – Nie chciała o to pytać. Żałowała, że w ogóle rozwinęła temat. Jednak z drugiej strony nie dała rady nie zapytać.

– Nie musisz się martwić, Cynthio – odpowiedział Kallias za czarnowłosego. – Nasz Alexander jest synem członka rady. To tak jak być synem prezydenta. Pewnie zlecą mu jakieś nieistotne zadanie tak jak ostatnio... To właśnie dzięki jednemu nieistotnemu zadaniu znalazł ciebie. Może i tym razem, Alexandrze, uda ci się znaleźć złotą rybkę.

– Uwielbiasz brzmienie własnego głosu – powiedział Xander z niepokojącym spokojem.

– Nie zaprzeczę.

– Ale my nie. Więc bądź tak miły i się zamknij.

Zanim zdołała się powstrzymać, z jej ust wymsknęło się prześmiewcze prychnięcie. Szybko zasłoniła usta ręką i odwróciła głowę w stronę okien, chcąc ukryć uśmiech, jaki wpłynął na jej twarz.

Miała ochotę powiedzieć mu to już dawno. Przybiłaby piątkę Xanderowi, gdyby nie fakt, że jego również nie miała ochoty słuchać.

O dziwo słowa czarnowłosego zadziałały. Kallias nie odezwał się więcej, Xander również nie był szczególnie chętny do rozmowy, a Cynthia tym bardziej. Oczekiwali w ciszy na decyzję rady. Przez dłuższy czas nikt nie nadchodził. W pewnym momencie przemknęło przez jej głowę, że może Xander ich okłamał i powiedział to jedynie, żeby mieć pretekst, aby wejść do apartamentu. Jednak szybko wyrzuciła tę myśl. Stresował się. Udało jej się dostrzec, jak mięśnie żuchwy drgały. Do tego zaciskał ręce w pięści, a następnie rozluźniał. I tak na okrągło.

Nie wiedziała, ile minęło czasu, bo nie miała zegarka, ale wydawało jej się, że mogłaby to przeliczyć na godziny, kiedy rozległo się pukanie.

Do pomieszczenia żołnierskim krokiem wkroczył Miedziany. Odziany w bufiastą białą koszulę i złoty krawat z broszką. Jasne włosy miał zaczesane do tyłu. Cynthii wydawało się, że już go widziała, ale mogła się mylić. 

– Najwyżsi. Pani. – Pokłonił się. – Dostałem zaszczyt przekazania decyzji Rady Najwyższych.

Cynthia instynktownie wstała. Nie była pewna, czy tak właśnie powinna się zachować. Wydawało jej się, że są takie momenty, kiedy po prostu należy stać. A decyzja o jej życiu takim właśnie się wydawała.

Xander również się podniósł. Kallias za to pozostał na miejscu.

– Członkowie Rady Najwyższych po wielogodzinnej obradzie, rozważając wszystkie dowody, oficjalnie uznali ciebie za Złotą. Pełnoprawnym członkiem staniesz się za dziewięćdziesiąt dni, kiedy przejdziesz test. Termin nie jest wiążący. W zależności od wyniku testu Rada Najwyższych podejmie decyzje o twoim dalszym losie. Do czasu testu twoim opiekunem staną się członkowie Rady Najwyższych, którzy polecenia będą wydawać bezpośrednio tobie lub twoim nauczycielom. Najwyższy, Kalliasie z rodu Caius. – Zwrócił się do Złotego. – Rada pozytywnie rozpatrzyła twoją prośbę i uznaje ciebie za nauczyciela. Od godziny dwunastej dnia dzisiejszego przez następne dziewięćdziesiąt dni będziesz przekazywać niezbędną wiedzę pani Cynthii. Termin nie jest wiążący. Od godziny dwunastej dnia dzisiejszego przez następne dziewięćdziesiąt dni drugim nauczycielem zostanie Bahati. Termin nie jest wiążący. Jest to pierwsza część oświadczenia. Czy mam przekazać jakieś pytania Radzie Najwyższych?

– Nie – odpowiedział Kallias z niepokojącym zadowoleniem.

– Nie – oznajmiła także Cynthia. Miała wrażenie, że Miedziany również czekał na jej odpowiedź.

– Druga część oświadczenia dotyczy ciebie, Najwyższy, Alexandrze z rodu Khaos. Rada Najwyższych zawiodła się na tobie. Nie wykonałeś żadnego z dwóch poleceń, jakie otrzymałeś. Dodatkowo zataiłeś prawdę. Jednakże Rada Najwyższych jest miłosierna i nie skaże cię jeszcze. Jako karę, a zarazem możliwość poprawy, Rada Najwyższych wyznaczyła kolejne zadanie. Masz odnaleźć potomkinie Hel i dowiedzieć się, jak przywrócić pani Cynthii jej prawdziwą postać. Rada Najwyższych wyznaczyła na to osiemdziesiąt dni. Termin jest wiążący. W przypadku niewywiązania się z zadania twoją karą będzie śmierć. Oto była druga i zarazem ostatnia część oświadczenia. Czy mam przekazać jakieś pytania Radzie Najwyższych?

Nie umknęło jej uwadze, jak Xander za swoimi plecami zacisnął dłonie w pięści.

– Nie. – Jego głos był jednak obojętny. Jakby w ogóle nie usłyszał wzmianki o śmierci, którą za to Cynthia bardzo dobrze uchwyciła.

Nieprzyjemne uczucie rozlało się w jej wnętrzu. Nie chciała tego przyznać, ale była to troska. Troska o Xandera. Mimo tego, co jej zrobił, nie chciała jego śmierci. A co gorsza na samą myśl atakowała ją panika.

– To wszystko, co członkowie Rady Najwyższych mieli do oświadczenia. Za pozwoleniem, oddalę się. – Ukłonił się i wyszedł, zostawiając po sobie grobową atmosferę.

Na moment nastała cisza. Nikt z obecnych nie zdawał się chętny do jej przerwania, a przynajmniej tak myślała Cynthia.

– Dobre informacje z samego rana – powiedział Kallias, nie kryjąc zadowolenia. Jego złote tęczówki błyszczały z ekscytacji. – Zapowiada się wspaniały dzień, nieprawdaż, Alexandrze?

Ten jednak nie odpowiedział. Nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem, opuścił apartament. Tak jak niespodziewanie się pojawił, tak również niespodziewanie zniknął.

– Nie da się zadowolić każdego. – Kallias nie wydawał się z tego powodu smutny. Entuzjazm w jego głosie wzmagał w Cynthii czujność. – To do zobaczenia o dwunastej, uczennico.

Odprowadziła Kalliasa wzrokiem do drzwi. Kiedy została sama, odwróciła się w stronę okien. Był już ranek.

Wraz ze wschodzącym słońcem na zewnątrz budziło się życie, gdy w niej właśnie coś umierało. Jakby wyrok na Xandera już padł, a ona sam nie żył... A ona razem z nim. Nienawidziła siebie za to.

Nienawidziła siebie za to, że jakaś część jej serca ciągle przeznaczona była dla złotookiego wampira.

Nienawidziła siebie za to, że dla jej serca ważniejszy był Xander niż ona sama.


Zapraszam do komentowania i dzielenia się przemyśleniami :D

TikTok: julita.books

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro