Tom 2 ♦ Rozdział ♦ Szósty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga! 

Postanowiłam założyć TikToka wattpadowego. Zamierzam tam zamieszczać kolaże zdjęć, z których się inspirowałam opisując na przykład pałac. Pierwszy TikTok już jest i przedstawia on  Złotą Bibliotekę Pałacową [a przynajmniej tak według mnie ona wygląda, bo w rzeczywistości nie istnieje, choć kto wie, może gdzieś wampiry się przed nami chowają ;)]. W przyszłości również planuję dodać, jak wyobrażam sobie naszych bohaterów (i może zrobić zestawienie z Waszymi wyobrażeniami). Także może będę tam dawać jakieś spoilery, kto wie. Ogólnie plan co do tego mam i w zależności jak Wam się ten pomysł spodoba, to będę rozwijać profil. 

Na TikToku nazywam się julita.books (albo julita.books.watt, nie jestem pewna, która z nich to nazwa, boomer ze mnie. Aby łatwiej było mnie znaleźć na profilowe, ustawiłam zdjęcie okładki Złotych Cierni), a w przypiętym komentarzu przesyłam link do pierwszego TikToka, choć zachęcam, żeby go zobaczyć dopiero po przeczytaniu rozdziału ;) 


Autor: Nieznany

Książka: Dzieje wampirów Tom 3

Dostępność: Dostępna, Złota Biblioteka Pałacowa

Wprowadzenie

Tom ten przeznaczony będzie istotom o zdolnościach innych niż wampirzych [...]



Dział 1: Istoty o zdolnościach niezwykłych

Słowa kluczowe:

Wiedźma – osobnik płci żeńskiej lub męskiej posiadający zdolność (lub zdolności) niezwykłe.

Sabat (również potomkinie) – grupa wszystkich żyjących wiedźm praktykujących określony typ zdolności niezwykłej. Przynależność do poszczególnego sabatu następuje w chwili ujawnienia się zdolności niezwykłej. W trakcie życia przynależność ta może ulec zmianie. Można należeć do dwóch lub więcej sabatów jednocześnie w przypadku posiadania więcej niż jednej zdolności niezwykłej.

Zdolność niezwykła – umiejętność dziedziczona lub (rzadziej) uaktywniająca się w trakcie życia w następstwie zadziałania nieokreślonych czynników. Wśród ludzi nazywana czarami lub magią.

Zgromadzenie – grupa wiedźm o tożsamej zdolność niezwykłej lub różnych, zamieszkująca dany obszar w określonym czasie.

– Wygląda pani pięknie.

– Dzięki tobie. – Przywołała uśmiech, kiedy skrzyżowała spojrzenie z miedzianymi tęczówkami. Epione jak zazwyczaj, kiedy miało to miejsce, szybko speszona odwróciła wzrok i schyliła głowę.

Uśmiech tak szybko, jak się pojawił, tak szybko zniknął. Wiele ją kosztowało udawać dobry nastrój, kiedy wewnętrznie borykała się z czymś przeciwnym. Nie chciała jednak robić przykrości Epione. Nietrudno było dostrzec, z jaką ekscytacją wampirzyca szykowała ją na pierwszą lekcję z Kalliasem. Specjalnie przygotowała na to wydarzenie elegancki biało-jasnobrązowy komplet w kratę. Cynthia czuła się, jakby zaczynała pracę w jakiejś dobrze prosperującej firmie na stanowisku prezesa. Górę stanowił żakiet z dużymi kieszeniami na piersi i z metalowymi, ozdobnymi zapięciami z przodu. Był krótki, jednak nie było widać białej koszulki, którą miała pod spodem, dzięki spódnicy z wysokim stanem, sięgającą jej trochę przed kolana. Do tego miała perłowe czółenka, jak dla niej na nieco zbyt wysokim obcasie. Jednak nie zaprotestowała, kiedy Epione je przyniosła je. Również nic nie powiedziała, gdy wampirzyca spędziła wiele czasu nad jej włosami, kręcąc je w idealne loki.

Miedziana podeszła do drzwi radosnym, energicznym krokiem, kiedy rozległo się pukanie. Cynthia spodziewała się Clémence. Myślała, że przyszła ocenić pracę Epione. Jej ciało się napięło, przygotowując się na spotkanie z kobietą będącą na równi z demonem.

To nie Miedziana weszła do apartamentu, lecz młody mężczyzna, a przynajmniej na takiego wyglądał, jak każdy w tym pałacu. Wszyscy jawili się młodo i pięknie, choć mogli mieć za sobą już dziesiątki, a nawet setki wiosen.

Miał spuszczony wzrok, mimo to dostrzegła mizerny miedziany błysk. Wydawał się znacznie słabszy niż Epione, której brązowe tęczówki również nie jarzyły się szczególnie mocno. Nie to, co w przypadku Clémence. Kiedy mężczyzny i Epione tęczówki były jak lśniące kamienie, to Clémence były palącymi się kryształami.

Cynthia zwróciła uwagę, że nowoprzybyły nie miał na sobie białej koszuli i charakterystycznej złotej broszki, jak większość mężczyzn, których tutaj spotkała. Odziany był w paskowy garnitur.

– Nazywam się Zale i należę do rodu Kháos. Pozwól pani, że zaprowadzę cię do Złotej Biblioteki Pałacowej.

Czy tu wszystko musi mieć nawiązanie do złota? – pomyślała, wychodząc już na korytarz.

Epione została w apartamencie, informując Cynthię przed wyjściem, że przygotuje zastawę na obiad.

Rudowłosa szła za Zalem, spuszczając go na chwilę z oczu, gdy mijali posągi, obrazy, żłobione kolumny i freski na tle kolorowych marmurów z przeważającym złoto-białym akcentem. A że dzieł sztuki było tu więcej niż w niejednym muzeum, to więcej czasu spędziła na oglądaniu tych niesamowitych ozdób niż śledzeniu wzrokiem Miedzianego. Na szczęście droga nie była skomplikowana i nawet gdyby za długo zawiesiła wzrok na którymś z dzieł, to i tak nie zgubiłaby wampira. Głównie przemierzali jeden bardzo długi korytarz. Raz zeszli na niższe piętro i dwa razy skręcili w prawo. Szybko znaleźli się przed masywnymi, zdobionymi białymi drzwiami. Miedziany otworzył jedno ze skrzydeł i przepuścił Cynthię.

Architektura tego miejsca dotychczas wzbudzała w niej podziw, jednak to po wejściu do biblioteki jej serce zabiło mocno, jakby właśnie spotkała miłość swojego życia. Samo pomieszczenie do gromadzenia księgozbiorów nie należało do największych, lecz na pewno przeważało powierzchnią to w Bar Harbor. Było wąskie, ale bardzo długie i wysokie. Antresola w kształcie fali przebiegała wzdłuż opierających się o ściany regałów sięgających niemal sufitu i pomagała dostać się do woluminów znajdujących się na najwyższych półkach. Jej pozłacane balustrady mieniły się w świetle lamp. Nie były jedynym złotym elementem w tym pomieszczeniu. Odnosiło się wrażenie, że tam, gdzie tylko było to możliwe, wpleciono złociste ozdoby. Jedynie regały i meble były w kolorach ciężkiego i ciemnego brązu. Pomiędzy masywnymi stołami ciągnącymi się wzdłuż prostokątnego pomieszczenia znajdowały się globusy i stare zegary astronomiczne zdobiące przestrzeń. Bardzo ciekawe były freski na suficie. Cynthii wydawało się, że przedstawiały uczących się bogów.

Zaciągnęła się zapachem starych ksiąg, tak jakby ktoś przyłożył jej do nosa najpiękniejszy bukiet.

Miała ochotę pozwiedzać bibliotekę, dowiedzieć się jakie tomiszcza znajdowały się na których półkach. Jednak wiedziała, że jej plan dnia został już ustalony, a osoba, która go wykonała, już na nią czekała.

Kiedy podeszła do stołu, Kallias wstał z krzesła, zręcznie zapinając guzik marynarki.

– Możesz wyjść. Po lekcji samodzielnie odprowadzę moją uczennicę – polecił Kallias, rzucając krótkie spojrzenie Miedzianemu.

Wytarła mokre ręce o tweedowy materiał spódnicy i przełknęła ciężko, czując suchość w gardle. Wolała nie zostawać sama ze Złotym. Mimo że nie byłby to pierwszy raz, to i tak nie nie mogła nic poradzić przeciw negatywnym odczuciom.

– Jak się czujesz w nowej rzeczywistości? – zapytał Kallias, kiedy zostali już sami w Złotej Bibliotece Pałacowej.

Nie spodobało jej się to pytanie, choć nie ze względu, że nie odczuwała ochoty komuś się zwierzyć. Odkąd tu przyjechała, miała mętlik w głowie i w tej chwili bardzo żałowała, że nie mogła porozmawiać z ciocią i Winter. Tęskniła za nimi i z każdym dniem przekonywała się o tym jeszcze bardziej. Jednak Kallias nie był odpowiednią osobą do wysłuchania o jej rozterkach. Dodatkowo wiedziała, że jego pytanie nie było zadane z troski czy z grzeczności. Kryło się w tym coś innego, co jeszcze próbowała rozgryźć.

– Świetnie. Jak nowo narodzona – odpowiedziała w końcu z zachowawczym uśmiechem.

– Widać – przyznał z podobnym wyrazem twarzy. W jego głosie nie musiała być słyszalna kpina, by wiedzieć, że z niej drwił.

Wyglądała jak siedem nieszczęść. Po ogłoszeniu decyzji rady i opuszczeniu apartamentu przez Złotych nie udało jej się zasnąć. Jej fatalny wygląd był skutkiem nieprzespanej nocy oraz zamartwiania się odkąd tylko spotkała wampira stojącego teraz naprzeciw niej. Był on jak spadający kamień, który rozpoczął lawinę.

Nie przestając grać dalej, na jej twarzy gościł uśmiech, który nie docierał do oczu.

– Powinniśmy już zacząć, jeżeli nie chcemy tu siedzieć do wieczora – zalecił, patrząc na elegancki i zapewne kosztowny zegarek na ręku. – Choć nie miałbym nic przeciwko zostać z tobą do rana, pod warunkiem, że chciałabyś porobić coś innego niż siedzenie nad książkami – dodał po chwili, rzucając dziewczynie powłóczyste spojrzenie.

Musiała wziąć głęboki wdech, żeby się opanować.

– Lubię książki – rzuciła jedynie, wiedząc, że zrozumie jej przekaz.

– Kujonka z ciebie. – Brzmiało to jak pochwała.

– Wolę sformułowanie: prymuska.

– W takim razie jestem zaszczycony, mogąc uczyć prymuskę.

Zignorowała jego prowokacyjny komentarz i po prostu zajęła drewniane krzesło przy stole. Kallias przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w Cynthię, po czym mruknął coś do siebie, jakby właśnie doszedł do czegoś istotnego i zajął miejsce naprzeciwko rudowłosej. Stół był na tyle duży, że dzieliła ich wystarczająca odległość, aby nie czuła się niekomfortowo.

– Przygotowałem ci kilka ksiąg – zaczął, przechodząc w końcu do tego, po co się tu spotkali. – Przydadzą się, choć nie będę szczególnie się na nich skupiać. Rada wyznaczyła zaledwie dziewięćdziesiąt dni. Jest to za krótko, żebym nauczył cię całej historii, choć spróbuję przekazać ci jak najwięcej. Zanim jednak rozpoczniemy lekcję, chciałabyś o coś zapytać?

– Właściwie... – zaczęła impulsywnie, jednak szybko zamilkła. Zawahała się nad zadaniem pytania. 

– Może w odniesieniu do oświadczenia rady? – zachęcał, jakby czytał w jej myślach.

Wciągnęła powietrze do płuc i wyrzuciła z siebie w raz z wydechem.

– Kim są potomkinie Hel?

Cisza.

Przez twarz Kalliasa przeszedł szok. Na dłuższą chwilę zastygł nieruchomo, a następnie zmrużył brwi i zacisnął wargi. Intensywnie przyglądał się Cynthii. Jego spojrzenie wzbudziło w niej niepokój. Czy powiedziała coś nie tak?

– Zaskoczyłaś mnie tym pytaniem – przyznał w końcu, powoli budząc się z tego odrętwienia. Pogładził się po brodzie pokrytej delikatnym, zadbanym zarostem. – Nie sądziłem się, że to najbardziej cię zainteresuje. Spodziewałem się pytania nawiązującego do oświadczenia związanego z tobą. Kim jest mój drugi nauczyciel? Jaki test mnie czeka? Co po nim będzie? Byłem przekonany, że to cię trapi. Naprawdę bardziej interesuje cię los Aleksandra niż twój własny?

Nie odpowiedziała.

– To wynika z twoich cech charakteru czy to Aleksander jest wyjątkowy?

Znów zachowała odpowiedź dla siebie.

– Zwykle przekładasz życie innych nad swoim czy tylko na nim tak bardzo ci zależy, mimo tego, co zrobił?

Zacisnęła wargi, w dalszym ciągu milcząc.

– A może obie wersje są prawdziwe?

– Nie ma to żadnego związku z nim – stwierdziła ze złością. Czytał z niej jak z otwartej księgi.

– Oczywiście. Po prostu bardzo ci zależy, aby dowiedzieć się, kto zamienił cię w tę człeczynę – podsumował, dobrze wiedząc, że nie była to prawda. – Już ci powiedziałem. Nie musisz się martwić o Aleksandra. Synowi prezydenta nic nie grozi. Powinnaś skupić się na sobie. Kobieta, Złota, bez rodu. Członkowie rady już zacierają ręce.

– On może zginąć – przypomniała, krzywiąc się w trwodze. Nie dała rady już dłużej udawać.

– Ty też. Ja też. Każdy może zginąć – odrzekł bezwstydnie obojętnym głosem. – A powiem nawet więcej. Każdy w końcu zginie.

– Jeśli nie chcesz odpowiedź na moje pytanie, to powiedz wprost.

– Odpowiem. Nie będę się jednak nad tym rozwodził, bo wiedźmy nie są tematem naszych spotkań.

Wiedźmy. Choć nigdy nie było to potwierdzone, każdy wierzył, że również istnieją. Tak jak wilkołaki. Niektórzy również są przekonani o istnieniu elfów, trolli czy wróżek. Cynthia zawsze podchodziła do tego z przymrużeniem oka. Czasami kłóciła się o to z Winter, tłumacząc jej, że inne nadprzyrodzone stworzenia były tylko wymysłem ludzkiej wyobraźni. W głowie już słyszała kpiący głos przyjaciółki: „A nie mówiłam".

Tęskniła za nią. Zastanawiała się jak sobie radzi. Miała nadzieję, że lepiej niż ona.

– Słyszałaś o nordyckiej bogini Hel?

– Ma związek z podziemiami? – powiedziała niepewnie, a raczej zapytała. Oprócz bogów Thora i Lokiego, których kojarzyła z filmów Marvela, nie wiedziała nic o mitologii nordyckich.

– Zgadza się. Jest władczynią krainy zmarłych, personifikacją śmierci.

– Xander ma znaleźć potomkinie bogini? – Jej twarz stężała w niedowierzającym grymasie.

Jeszcze tego brakowało, aby udał się do podziemi. Ona nie zamierzała zostać Orfeuszem, jeśli Xander utknie w Hadesie, nawet jeśli pochodziło to z innej mitologii.

– Potomkinie Hel – poprawił ją.

Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. Czy nie było to tym samym?

– Inaczej również nazywany sabatem Hel. Pojęcie sabat dotyczy wiedźm mających pewny konkretny, identyczny rodzaj umiejętności. Każdy sabat ma swoją nazwę, która może mieć dwa źródła – tłumaczył zawile. – Może pochodzić od imienia pierwszej założycielki lub założyciela sabatu. Podobnie jak u wampirów rody. Jednak w przypadku nas, nie ma wątpliwości, kto założył ród, za to u wiedźm nie jest to takie oczywiste. Tak było w przypadku sabatu Hel. Potrzebowano go jakoś nazwać, ale nie wiadomo było, kto pierwszy narodził się z umiejętnością. Wybrano imię Hel, co nie było przypadkowe. Członkowie tego sabatu trzymają w rękach klucze do krainy zmarłych. Potrafią samym dotknięciem pozbawić kogoś życia... albo je przywrócić. Ze względu na to, że pochodzili ze Skandi, nazwali swój sabat od nordyckiej bogini uosabiającej śmierć.

– Nie rozumiem dalej jaki ma to związek ze mną? W jaki sposób jakiś sabat ma mi pomóc stać się Złotą? – Dziwnie było jej mówić o wiedźmach, gdy jeszcze chwilę temu nawet nie wierzyła, że istnieją.

– Dwadzieścia trzy lata temu, w leśnej chatce niedaleko Skaidi znaleziono nie tylko martwe ciało twojej matki, lecz również czternaście ciał ostatnich, jak jeszcze wtedy myślano, potomkiń Hel. Było wiadome, że współpracowali z twoją matką, ale nikt nie wiedział, na czym ta współpraca polegała. Było wiele niewiadomych do momentu odnalezienia ciebie. Rada stwierdziła, że sabat Hel pomógł twojej matce zmienić cię w człowieka, jakby...

– Zabili we mnie wampirzą część – dokończyła za niego, kiedy ten się zastanawiał.

– Lepiej bym tego nie ujął. Aleksander ma znaleźć potomkinie Hel, która przywróci ci ją z powrotem.

– Czy to w ogóle możliwe?

– Miej nadzieję, że tak. W przeciwnym razie wątpię, że będziesz potrzebna dla rady.

Przełknęła ślinę. Nie musiał tłumaczyć, co wtedy się stanie.

– Wspomniałeś, że już żadnej nie ma, a przynajmniej tak myślano – przypomniała, próbując skierować swoje myśli i tor rozmowy na coś innego. Od grobowej atmosfery miała aż ciarki.

– Od zawsze lękano się wiedźm. Były największym zagrożeniem dla wampirów. Przez długi czas jedyną obroną było po prostu ich unikanie. Od piętnastego wieku zmieniono strategię. Złoci rozpoczęli wojnę. Zaczęło się polowanie na czarownice, jak to nazwali ludzie. Wiele sabatów zostało zdziesiątkowanych, wiele przestało istnieć. Początkowo skupiono się na sabatach stwarzających największe zagrożenie dla Złotych. Padło między innymi na sabat Hel. Jego członkowie od samego początku byli zagrożeniem dla istnienia wampirów. Najpotężniejsi z sabatu mogli zabić nawet Złotego, a z historii wiemy, że nieraz im się to udało. Choć trwało to długo w końcu udało się pozbyć najsilniejszych z sabatu. Została zaledwie garstka, na tyle słabych, że pozwolono im uciec. Twoja matka znalazła ich potomków po wielu latach i w jakiś sposób namówiła do współpracy. Sądzono, że wraz z jej śmiercią odeszli również ostatni z sabatu Hel. Jak się okazało, został jeszcze jeden. Nie współpracował z twoją matką. Nawet gdyby chciał, nie mógł, bo w tym czasie przebywał pod niewolą członka rady, Deimosa z rodu Kháos, ojca naszego drogiego przyjaciela Aleksandra.

– I teraz uciekł? Dlatego kazano Xanderowi go odnaleźć?

– Oh, nie rozumiesz – Spojrzał na nią z politowaniem. – On jest dalej w jego rękach, dlatego zaproponował innym członkom rady przydzielenie tego zadania swojemu synowi. Aleksander musiał ponieść konsekwencje. Źle by to wyglądało, gdyby zdołał oszukać radę i nie odpowiedział za to. Zaczęto by uważać, że Rada jest słaba. A więc aby ochronić syna, a zarazem siebie, zaproponował to zadanie. Deimos jest okrutną osobą, ale nie pozwoliłby, aby jego krew została przelana. Wtedy to on wyszedłby na słabego. Aleksander jest prawdziwym szczęściarzem, mając ojca w radzie. – Trudno było określić, jakie emocje kryły się w jego głosie. Była to mieszanka drwiny z czymś jeszcze. Z zazdrością? Cynthia nie potrafiła dokładnie stwierdzić.

– Nikt z twoich bliskich nie zasiada w radzie? – Było to pomiędzy pytaniem a stwierdzeniem. Sposób, w jaki się chwilę temu wypowiedział, sugerowało, że nie był „szczęściarzem jak Aleksander".

– Ród Caius nie ma swojego przedstawiciela w radzie. Gdybyśmy rozpoczęli lekcje zgodnie z planem, już byś to wiedziała.

Zignorowała uszczypliwość w jego tonie i subtelnie, z dozą ostrożności zapytała:

– Zazdrościsz mu tego?

Swoim pytaniem nie chciała mu dopiec. Próbowała go zrozumieć. Czy to dlatego tak nienawidził Xandera?

– To coś więcej niż zazdrość. Obawiam się, że nawet gdybym spróbował ci to wyjaśnić, nie zrozumiałabyś.

– Przekonajmy się. Jestem przecież Złotą.

Zaskoczył ją nieznaczny uśmiech na jego twarzy. Wydawał się szczery. Kiedy się uśmiechał, uwidoczniały się dołeczki w policzkach.

– Jesteś – potwierdził, odchylając się na krześle. Przypatrywał się w nią bardzo uporczywie i przenikliwie. Nie wytrzymała długo i odwróciła wzrok. To tak jakby wpatrywała się prosto w słońce. – Już rozumiem, dlaczego Aleksander się tobą zainteresował. Co, jeśli powiem, że ja również jestem zainteresowany? – Jego głos stał się niższy, ochrypły.

– Co masz na myśli? – zapytała, sztywniejąc jak zwierzę nasłuchujące ataku drapieżnika.

Jego tęczówki rozbłysły, tak jakby ktoś potrząsnął kulą wypełnioną drobinkami złota. Przysunął się, oparł ręce o blat stołu i wsparł brodę na dłoni. Cynthia przyglądała mu się czujnie.

– Jesteś ciekawą osobą. Chętnie poznałbym cię bardziej. Sądzę, że dogadalibyśmy się lepiej niż ty z Aleksandrem. W tym miejscu zawsze przyda się o jeden sojusznik więcej, a że na razie nie masz żadnych, to lepiej mieć na koncie jeden niż zero, nie uważasz?

Po jego słowach nastała cisza. Cynthia opuściła wzrok na swoje dłonie. Nieświadomie zacisnęła je mocno na materiale spódnicy. Rozluźniła palce i wróciła wzrokiem do wampira.

– Przestań – nakazała stanowczo.

– Słucham? – Nie tej odpowiedzi się spodziewał. Przez jego twarz przeszło zmieszanie, jednak szybko zostało ukryte za grubą taflą obojętności.

– Przestań – powtórzyła twardo. – Przestań mnie wykorzystywać do skrzywdzenia Xandera. Rozumiem, nienawidzisz go. Może nie wiem, co między wami zaszło. Nie wiem, dlaczego tak siebie nienawidzicie. Jednak wiem, że używając mnie, chcesz go skrzywdzić. Nie mieszaj mnie do tego. W obecnej sytuacji i tak nie jest mi łatwo. Z dnia na dzień całe moje życie się zmieniło. Znalazłam się w miejscu, w którym, jak sam stwierdziłeś, nie mam żadnych sojuszników. Muszę liczyć tylko na siebie, a ty mi tego nie ułatwiasz. – Głos jej się załamywał. Była bliska płaczu. Mimo to nie zamilkła. Z rozedrganą brodą kontynuowała: – Nie udawaj mojego sprzymierzeńca, tylko po to, żeby zranić Xandera. – Podniosła się gwałtownie, przewracając krzesło. Huk rozniósł się po bibliotece. Wskazała na siebie drżącą ręką. – W tym miejscu chcę tylko przetrwać. Nie proszę cię, żebyś mi to ułatwiał. Proszę cię, żebyś mi tego nie utrudniał. – Podniosła krzesło i zasunęła. – Myślę, że na dzisiaj powinniśmy skończyć. Nie ma potrzeby, żebyś mnie odprowadzał. Pamiętam drogę – stwierdziła nieco bardziej opanowanym głosem. Wyprostowała się i poprawiła żakiet. – Dziękuję za dzisiejszą lekcję. Dużo się z niej nauczyłam.

Jeśli Kallias chciał na to odpowiedzieć, nie dała mu szansy. Opuściła Złotą Bibliotekę Pałacową i ruszyła korytarzem do apartamentu. Wzburzona emocjami nie bała się przemieszczać kolejne to części pałacu w samotności. Dźwięk obcasów uderzających o marmurową posadzkę roznosił się po korytarzu. Szła szybko, a miała ochotę biec. Uciec z tego miejsca. Była tu zaledwie kilka dni, a już nie dawała rady.

Jestem przecież Złotą – przypomniała sobie słowa, które powiedziała Kalliasowi.

Prychnęła gorzko, krzywiąc się kpiąco na samo ich wspomnienie.

Nie jesteś – odezwał się inny głos w jej głowie. – Jesteś słaba.

Wiedziała, że była to prawda.

W połowie drogi uchwyciła jakiś dźwięk. Nie potrafiła stwierdzić, co to było, ale od samego początku ją zaniepokoiło. Zatrzymała się, rozglądając. W zasięgu wzroku nikogo nie dostrzegła. Tak właściwie po opuszczeniu biblioteki nikogo nie spotkała. Nie zdziwiło ją to. Gdy Zale prowadził ją do biblioteki, wtedy też nikogo nie mijali. Pałac wydawał się opustoszały. 

Kiedy niezidentyfikowane dźwięki ustały, ruszyła dalej.

Była prawie na miejscu. Widziała już ostatni zakręt, po którym znajdzie się na korytarzu prowadzącym do jej apartamentu. Wtem dźwięki powróciły. Tym razem nie przyszły same.

Ktoś złapał za jej nadgarstek. Chciała się odwrócić, aby zobaczyć twarz osoby stojącej za nią, gdy drzwi po jej lewej stronie uchyliły się, a z pomieszczenia wynurzyła się dłoń. Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy została wciągnięta do środka.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro