Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po obiedzie udałam się do sypialni. Miałam dokładnie 2 godziny, aby przygotować się do zajęć. Dziś czeka mnie studium martwej natury. Nie specjalnie lubię ten dział, ale co poradzę? Nie mam wpływu na to co aktualnie robimy na zajęciach malarskich.

Dwie godziny...Co ja mogę robić przez tyle czasu? Książka. To jedyny słuszny wybór! No, poza jedzeniem,ale te dwie czynności można ze sobą połączyć.

Nawet nie zauważyłam kiedy te dwie godzinki minęły, pochłonięta lekturą. Na zajęcia prawie się spóźniłam, ale to u mnie standard. Jedno trzeba przyznać, pani prowadząca zajęcia potrafi dobrać kompozycje tak żeby pasowała każdemu. Kwiaty cięte w kryształowym wazonie, stary kandelabr i do tego czaszka, wszystko ułożone na błękitnym atłasie. Czyżby motyw vanitas? Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Lubię takie klimaty, więc gdy tylko dobrałam podkład muzyczny, niekoniecznie pasujący do przerabianego motywu, zabrałam się do pracy. Nasza pani jest o tyle fajna, że pozwala nam słuchać muzyki podczas pracy, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Co jakiś czas po prostu podchodziła i gestem prosiła o ściągnięcie słuchawek. Nie lubię malować w ciszy...Wróć, ja w ogóle nie lubię ciszy. Choć patrząc na to co wydarzyło się dziś na strychu hałasu też powinnam unikać. Delikatne pociągnięcia pędzla powoli pokrywały płótno, stopniowo ukrywając szkic wykonany węglem. Każdy gest jest jak muzyka, możesz do woli definiować kształt, wielkość i kolor za pomocą, z pozoru nic nieznaczącego, ruchu. W takich momentach mam władzę, pełną kontrolę. Mogę tworzyć, ale mogę też niszczyć. Uwielbiam malować, ale lubię też patrzeć jak płomienie trawią moje dzieła. Delikatne płomienie stopniowo ogarniają płótno czy kartkę, powoli zmieniając dany materiał i kilkugodzinna pracę w popiół. Płomienie wyglądają wtedy jakby tańczyły. Odprawiają taniec śmierci. To właśnie piękno żywiołów, potrafią tworzyć, ale również niszczyć. Czemu ja zawsze malując pozwalam myślą płynąć w niezrozumiałych kierunkach? Może jednak powinnam przemyśleć propozycję taty? Ale z drugiej strony to jest całkowicie normalne, przynajmniej tak myślę. Za oknem stopniowo zapadał zmierzch. Uroki zimy, szybko się ściemnia, w dodatku piździ niemiłosiernie. Pewnie bym się tym przejmowała, ale jest mi wiecznie ciepło, no, prawie. Kątem oka zauważyłam złotą poświatę. Teraz tylko poszukajmy racjonalnego wyjaśnienia. Wiem! Zapalono latarnię. Gdyby tak łatwo było oszukać samego siebie... Choć, to nie w jego stylu bawić się w stalkera. Nawdychałam się farb i zaczynam gadać jak popieprzona i to we własnej głowie! Gdzieś z mroków zapomnienie wypływa na powierzchnie świadomości informacja: „On jest stalkerem, w końcu skądś musi wiedzieć jak czują się jego ofiary". Potrząsnęłam głową odpędzając tę informację. Akurat w moją stronę szła uśmiechnięta prowadząca. Dziękuję! Teraz będę mogła uciec od tych myśli.

- Jak zwykle, moja droga, technika nienaganna. Popracowałabym jednak nad tym cieniem.-Pokazała na kandelabr, który narodził się na płótnie jakiś czas temu. -Przyjrzyj się jak układa się cień zaraz przy świecy, a jak przy czaszce. Niby drobnostka, ale jak to poprawisz twoja praca będzie wyglądała lepiej.

- Dobrze.

- Pamiętaj co zawsze powtarzam. -Spojrzała na mnie oczekując dokończenia zdania.

- Ad universale ad particulari.

- Dokładnie, więc zabieraj się do pracy.

Odwzajemniłam uśmiech zabierając się do dalszej pracy. Pani dalej krążyła po sali, a ja by nie oddać się we władanie myślom skupiłam się na muzyce sączącej się z moich słuchawek. Po pierwszych nutach można było wywnioskować co to za zespół, mimo iż odbiega od standardowej tonacji zespołu. The Offspring- Kristy, Are You Doing Okay. Mój ulubiony utwór tego zespołu. Mało kto za nim przepada, czy chociażby darzy choć cząstka sympatii, ale nie każdy ma mój gust. Najlepszym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości jest nucenie i pozwolenie myślom na swobodny bieg, ale ja wolę tu pozostać. Nie chce znowu rozmyślać nad złotymi nićmi, ukojeniu...STOP! Dziewczyno ogarnij się! Skup się na tym co akurat robisz! Jeszcze chwila i koniec zajęć. Rozmyślania zostaw na bezsenne noce. Czasami nawrzeszczeć na własną osobę to najlepszy sposób na osobiste nieogarnięcie. Do końca zajęć w spokoju skupiałam się na pociągnięciach pędzla, śledziłam jego ścieżkę i dopracowałam cień kandelabru. Udało mi się skończyć większość obrazu nim pani ogłosiła koniec zajęć. No tak już 19:30. Szybko posprzątałam i udałam się do wyjścia. Każdy był pochłonięty rozmową, a ja szłam sama, zasłuchana w muzykę. Nie powinnam tak robić, ten świat jest niebezpieczny. Nigdzie nie widziałam złotej poświaty, więc założyłam, że jestem bezpieczna. Moje założenia były słuszne do momentu, gdy czyjaś ręka nie zasłoniła mi ust i nie zaciągnęła w ciemny zaułek. Pierwsza próba uderzenia go zakończyła się upadkiem mojego telefonu, przejęłabym się tym, gdyby jakiś facet nie miał dłoni na mojej twarzy a drugiej na mojej talii. Na nic się zdały moje kopnięcia i inne, bądźmy szczerzy, żałosne próby wyswobodzenia się. W pewnym momencie napastnik odwrócił mnie twarzą do niego i zaraz popchnął mnie na ścianę.Nie zdążyłam zasłonić głowy, co spowodowało chaotyczny taniec mroczek przed oczami. Nim doszłam do siebie poczułam jak jego ciało dociska mnie do ściany. Przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia gdy poczułam jego oddech przy uchu.

-Dziewczynki w twoim wieku nie powinny o tej porze chodzić same, jest tyle niebezpieczeństw, które na nie czyhają. Skoro jednak już wyszłaś z domu to teraz ja się zabawię.

Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach gdy jego usta spoczęły na mojej szyi a ręka zaczęła wędrować w górę po udzie. Miałam ochotę się drzeć, jednak napastnik skutecznie mi to uniemożliwił wciąż zasłaniając mi usta ręką. Pozostały mi tylko rozpaczliwe próby uwolnienia się. Każdy mój gwałtowniejszy ruch zbywał śmiechem. Wiedziałam, że czeka aż się zmęczę. Wiedziałam, że prędzej czy później ten moment nastąpi. Łzy płynące mi po policzkach skutecznie uniemożliwiały mi odzyskanie ostrości widzenia. Słone krople rozmazywały widok, jednak złoty blask zdołał się przez nie przebić. Strumień moich łez się powiększył. Nie wiem czy z radości czy ze strachu.

-Nie powinieneś jej dotykać.

Jego głos sprawił, że poczułam się bezpiecznie. O Ironio...

-Nie wtrącaj się facet, to moja zdobycz.

Ręka mężczyzny przeniosła się z mojej nogi na zapięcie kurtki.

-Jeśli tylko spróbujesz jej rozpiąć tą kurtkę, to wiedz, że rodzona matka nie pozna twoich zwłok.

W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech oraz dźwięk rozpinanego zamka. Na nic się zdało moje szarpanie. Nagle poleciałam do przodu, a mój niedoszły gwałciciel krzyknął. Przetarłam oczy i drżącymi rękoma zapięłam kurtkę. Podniosłam oczy i napotkałam złote oczy mojego wybawiciela. Wokół nas tańczyły złote nici, a ja miałam ochotę rzucić mu się na szyję i podziękować. Niestety mężczyzna który był prowodyrem całej sytuacji znów rzucił się w moim kierunku. Odruchowo przycisnęłam się do ściany. Jednak zanim zdążył mnie dotknąć złote nici, do tej pory swobodnie unoszące się w powietrzu, oplotły go. Powietrze wypełnił odgłos rozrywanego materiału a po chwili jego krzyki. Siedziałam jak sparaliżowana pod ścianą, podczas gdy pierwsze krople krwi nieznajomego skapywały na ziemie.

- Zwą mnie lalkarzem. Moje palce chude i moje ręce poplamione mymi łzami. Do lalek którymi steruję. Moimi nićmi i snami.

Melodyjność jego głosu zakłócił trzask łamanej kości i kolejnej. Żołądek mi podszedł do gardła a ja rozpaczliwie starałam się odciąć od dźwięku.

Nie wiem ile siedziałam skulona pod ścianą. Pewnie bym w tej pozycji została do usranej śmierci, ale czyjeś dłonie delikatnie odsunęły moje ręce z uszu.

- Nie musisz się bać, on Cię już nie skrzywdzi.

Zerwałam się jak oparzona, odsuwając się jak najdalej od niego.

- Przecież nic Ci nie zrobię.

Uśmiechnął się i podszedł w moją stronę. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego dźwięku. Czułam jak serce mi wali. Gdy zrobił jeszcze jeden krok w moja stronę rzuciłam się do ucieczki. Nie wiem czemu to zrobiłam, zadziałałam instynktownie. Jakaś cześć mnie chciała tam wrócić, druga cześć mnie kazała dalej biec. Czułam jak pieką mnie płuca, jak mięśnie powoli odmawiają posłuszeństwa, lecz dalej biegłam. Przed oczami wciąż miałam tego mężczyznę w pułapce złotych nici, w uszach odbijał się echem dźwięk łamanych kości. Po policzkach znów spływały łzy. Gdy wbiegłam do domu. Od razu rzuciłam się do drzwi mojego pokoju. I tu czekała na mnie kolejna niespodzianka. Na łóżku leżał mój telefon a firanka tańczyła poruszana zimowym powietrzem. Z mojego gardła wyrwał się rozpaczliwy krzyk a ja upadłam bez sił na kolana. Resztkami sił pozbierałam się z podłogi i po sprawdzeniu czy jestem na pewno sama w pokoju zamknęłam okno. Udało mi się nawet opanować łzy. Telefon o dziwo działał. Zaraz, zaraz. Dlaczego tu tak cicho? I czemu nikt nie przybiegł jak zaczęłam się drzeć? Na drżących nogach zeszłam na parter, po drodze łapiąc w ręce wazon mamy. Czemu wiatrówka musi być w szafie pod schodami? Jak tylko tam doszłam od razu wymieniłam prowizoryczna broń na porządną. Sprawdziłam czy jest naładowana i ruszyłam na obchód domu. Powód braku reakcji ze strony rodziców odkryłam w kuchni. Na stole czekały na mnie naleśniki oraz wiadomość, że pojechali do cioci i wrócą jutro. Świetnie! Ja tu umieram ze strachu, jakiś facet chciał mnie zgwałcić a ci jadą do cioci. Narzekając pod nosem zamknęłam wszystkie drzwi na klucz oraz zaciągnęłam rolety antywłamaniowe. Jeśli ktoś będzie chciał mnie zabić to raczej na wiele mi się to nie zda, ale da mi na tyle czasu bym zdarzyła zadzwonić po policję. Chyba...

***************************************************************************************************

wena wróciła i może zostanie na dłużej?

Miłego czytania myszki i proxy XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro