Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wieczór mijał monotonnie. Siedziałam z książką w ręku starając się nie myśleć o tym co wydarzyło się dzisiaj. Nie było to łatwe. Mój mózg ma niespotykaną zdolność do analizowania wszelkich dziwnych wydarzeń z mojego życia, nawet tych nic nieznaczących. Powoli odpływałam do krainy morfeusza. Resztkami świadomości zarejestrowałam, że ktoś wyciąga mi książkę z rąk i kładzie ją na nocnym stoliku. Powinnam jakoś zareagować, ale sen wygrał.


We śnie nawiedziły mnie wydarzenia sprzed czterech lat. To jak go poznałam i jak odszedł...


Na początku był wir wymieszanych wspomnień, delikatnie wyciągnęłam dłoń w przód i po chwili stałam na werandzie ubierając buty.

Słuchałam kolejnej kłótni rodziców. Starałam się skupić na dźwięku zamka w butach,  byle tylko nie słyszeć ich podniesionych głosów. Gdy tylko dopięłam buty, wybiegłam z domu nawet się nie oglądając. Swe kroki skierowałam prosto na drogę wiodącą do lasu. W okolicy mówiono, że tylko szaleńcy i samobójcy zapuszczają się wieczorem w jego rejony. Zresztą nie dziwota, skoro tyle tajemniczych zniknięć miało w nim miejcie. Powoli zapadał zmierzch a ja brnęłam przez chaszcze na łąkę. Gdy dotarłam na miejsce upadłam na kolana i po prostu się rozpłakałam. Zawsze mnie uczono, że łzy to oznaka słabości, ale ja tego teraz potrzebowałam. Gdzieś za mną trzasnęła złamana gałązka, poderwałam się z miejsca. Serce waliło mi jak oszalałe. Gdy poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu, mało nie zeszłam na zawał. Resztkami sił nakazałam sobie stać prosto.

- Jesteś tu dość samotna, prawda?

Jedno zdanie, które zmieniło moje życie. Coś wewnątrz mnie kazało mi powiedzieć mu prawdę.

- Tak... Czemu pytasz?

- Obserwuję Cię od jakiegoś czasu. Jesteś ciekawą osobą, jednak w twoich oczach czai się smutek, widać go na twoich pracach.

Odwróciłam się w jego stronę. Ciemne ubrania, szara skóra i te oczy. Całe złote, świecące własnym blaskiem. Gdy się uśmiechnął dokładnie taki sam blask bił z jego ust. Nie wiem czemu nie zaczęłam w tym momencie uciekać, jakaś siła mi nie pozwalała. Byłam idiotką, że jej posłuchałam. Choć pewnie gdybym zaczęła uciekać skończyłabym martwa.

- Nie bój się, nic Ci nie zrobię.-Delikatnie pogładził dłonią mój policzek. -Jest już późno,odprowadzę Cię.

Dopiero teraz się rozejrzałam, całą polanę spowijał mrok. Czego się spodziewałam, skoro jak wychodziłam to słońce zachodziło? Spojrzałam w stronę nowo poznanej osoby. Wyciągał w moją stronę dłoń. Niepewnie ją chwyciłam i pozwoliłam się prowadzić. Z mojej strony było to głupie, ale wtedy tak o tym nie myślałam. Chyba w ogóle w tym momencie nie myślałam. Po drodze prowadziliśmy rozmowę, taka o wszystkim i o niczym. Niezobowiązująca konwersacje jakie zazwyczaj prowadzi się z osobami, które dopiero co się spotkało. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się spokojna. Dowiedziałam się wtedy jak się nazywa, lecz we śnie mi to umknęło, jakby właściciel imienia nie chciał abym tak szybko je sobie przypomniała. Pod domem po prostu zniknął. Otworzyłam drzwi a gdy spojrzałam za siebie jego już nie było.


We śnie czas, jest pojęciem względnym, klatki z naszych wspólnych spotkań migały niczym na przyśpieszonym filmie. Dotknęłam delikatnie jednej.


Uwielbiałam jego wizyty, dawał mi poczucie bezpieczeństwa i sprawiał, że nie czułam się samotna. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, ale byliśmy przyjaciółmi. Dzięki niemu otworzyłam się na ludzi i nawet zyskałam kilka koleżanek, z którymi wybrałam się do cyrku. Z mgły snu wyłaniają się kolorowe namioty, śmiech dzieci i dorosłych. To właśnie tam widziałam go po raz ostatni. Weszłyśmy do gabinetu luster, który był istnym labiryntem. Nie potrzebowałyśmy dużo czasu by się zgubić i rozdzielić. Nie wiem ile błądziłam wśród szklanych tafli, gdy do moich uszu dotarł przeraźliwy krzyk, a po nim dźwięk, który mi się skojarzył z tłuczeniem kotletów. Nie byłam daleka od prawdy. Za kolejnym zakrętem ujrzałam coś co było kiedyś moja przyjaciółką, okropna, czerwona papka, którą szło rozpoznać tylko po torebce i ilości przypinek znajdującej się na niej. Zacisnęłam zęby by nie krzyknąć. Nie na wiele się to zdało, gdyż oprawca stał za mną. W lustrze ujrzałam stojącego za mną klauna z ogromnym młotem w ręku. Jego uśmiech był straszny. Powoli się odwróciłam, a mężczyzna jeszcze rozszerzył swój uśmiech. Coś do mnie mówił, lecz nie słyszałam go, słowa tonęły w dźwięku dzwoneczków wplecionych w jego niebieskie włosy. Nie wiem czy to wina mojej pamięci, czy snu. Jego słowa po prostu do mnie nie docierały. Widziałam jak podnosi młot do ciosu i w tym samym momencie poczułam jak coś oplata moje nadgarstki. Nim młot zdążył dosięgnąć mojej głowy coś szarpnęło mnie w tył, a ja wylądowałam w czyiś ramionach. Spojrzałam w górę i zobaczyłam złote oczy. Gdy upewnił się, że dam rady stać o własnych siłach, puścił mnie. Ruszył w kierunku niebieskowłosego klauna. Widziałam, że coś do niego krzyczy pokazując na mnie lecz znów nic nie słyszałam. Moje uszy wypełniał odgłos kropli uderzających o panele podłogi. Spojrzałam na swoje ręce. Złote nitki, którymi mój wybawca oplótł mi nadgarstki wbiły się w skórę przecinając ją. Kropla za kroplą ciemnoczerwona krew skapywała na podłogę. Nacięcia musiały być głębokie gdyż krew leciała obficie, co prawda nie na tyle jak przy przecięciu tętnic, ale na tyle bym ujrzała mroczki przed oczami. Zachwiałam się na nogach i poleciałam w przód. Nim straciłam przytomność zobaczyłam jak złotooki mnie łapie bym nie uderzyła w posadzkę.W jego oczach czaił się strach i troska. Potem była tylko ciemność.


Czułam się jakbym spadała w nicość. Gwałtownie się szarpnęłam momentalnie podrywając się do siadu. Mój oddech był ciężki. Nie wiedziałam gdzie jestem, dalej tkwiąc na granicy snu i jawy. Do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero czyjś dotyk. Nagły impuls kazał mi zamknąć oczy. Ktoś głaskał mnie po policzku, druga zaś rekom chwycił moja prawą dłoń.

- Nie bój się to tylko sen.

Ten głos. Otworzyłam oczy i szarpnęłam się w tył. Popatrzył na mnie zdezorientowany a ja zwinęłam się pod ścianą, podciągając nogi pod brodę.

- Nie bój się przecież nic Ci nie zrobię.

Pokręciłam głową a do oczu napłynęły mi łzy. Z odmętów podświadomości zaczęły wyłaniać się wspomnienia przyprawiając mnie ból głowy. Schowałam głowę w kolana.

- Idź sobie, proszę.

W moim głosie wyraźnie słysząc było nutę desperacji. On tylko się zaśmiał i po chwili materac obok mnie ugiął się pod jego ciężarem. Próbowałam się odsunąć jednak oplótł mnie ramionami i przyciągnął do swojej klatki piersiowej, tym samym skutecznie uniemożliwiając ucieczkę. Delikatnie głaskał mnie po głowie kołysząc w lewo i prawo, jak małe dziecko. W tym momencie miałam jedno pytanie, które musiałam mu zadać.

- Czemu wróciłeś?

- A czemu miałem nie wracać?

- To czemu odszedłeś?

- A czemu nie miałem odchodzić?

Szarpnęłam się w jego uścisku i spojrzałam mu w oczy.

- Chce byś mi odpowiedział choć na jedno pytanie. Przestań więc mówić zagadkami!

Pokój wypełnił się jego śmiechem.

- Niech Ci będzie. Zdecyduj się tylko na które mam Ci odpowiedzieć.

Zastanowiłam się chwilę.

- Czemu odszedłeś?

Spojrzał na mnie zdziwiony i podciągnął rękawy mojej bluzki w górę.

- Dlatego odszedłem, bo Cię zraniłem i naraziłem na niebezpieczeństwo. Brzmi to jak z taniego romansidła, ale taka prawda. Uwierz, że miałem wielka ochotę byś skończyła jako jedna z moich marionetek, ale widać darzę Cię jakimś sentymentem.

Marionetka, jedno słowo, które pozwoliło kolejnym wspomnieniom wypłynąć na światło świadomości.

- Puppeteer

- Tak mnie zwą. Widać te cztery lata tylko uśpiły twoje wspomnienia.- Podniósł mój podbródek w górę zmuszając bym na niego spojrzała. Uśmiechnął się do mnie delikatnie.- Jeszcze Cię odwiedzę.

- A jeśli ja tego nie chcę?

- Próbujesz o tym przekonać mnie czy siebie?

Nie odpowiedziałam, on zresztą chyba nie czekał na odpowiedź.

- Do zobaczenia Natalio.

Otworzył drzwi i po prostu wyszedł. Wiedziona nagłym impulsem zerwałam się i wybiegłam na korytarz. Szedł w stronę drzwi wejściowych, nawet nie racząc na mnie spojrzeć, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, podbiegłam i zamknęłam je na klucz. Jak on się tu dostał? Przecież wszystko było pozamykane. Jeśli on wrócił to czy ten niebieskowłosy też? Dlaczego wrócił? W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań, niestety wszystkie bez odpowiedzi. Ciekawe na ile z nich poznam w końcu odpowiedź...

*******************************************************************************************************

Hmmmm chyba za bardzo pogmatwałam wszystko, ale mniejsza o to XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro