Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


„Mój znajomy jest znowu w mieście". Jedno zdanie, które przyprawiło mnie o gęsia skórkę i szybsze bicie serca. Jest środek nocy, a ja dalej nie mogę zasnąć, cudownie! Powierciłam się jeszcze godzinę i doszłam do wniosku, że to bez sensu. Wstałam i z kubkiem gorącej herbaty ruszyłam na strych. Tym razem muzyki słuchałam przez słuchawki. Charakterystyczne dźwięki muzyki zespołu Skorpions pozwoliły mi się zrelaksować. Powoli spod mojej reki wychodził kolejny obraz. W pewnym momencie poczułam, że ktoś mnie obserwuje.Miałam to jednak w głębokim poważaniu, delikatny blask złota odbijający się w lustrze pozwolił mi stwierdzić kto to. Pociągniecie za pociągnięciem ulatywało ze mnie napięcie.Nieświadomie zaczęłam nucić, coraz bardziej pogrążając się w błogiej bezmyślności.

-The wise man said just walk this way

To the dawn of the light
The wind will blow into your face
As the years pass you by
Hear this voice from deep inside
It's the call of your heart
Close your eyes and you will find
The passage out of the dark

Here I am
Will you send me an angel
Here I am
In the land of the morning star...

Spojrzałam na zegarek. Ja tu śpiewam, a jest dopiero czwarta rano, mam nadzieję, że nikogo nie obudziłam moim wyciem. Spojrzałam na obraz. Tylko ja mam na tyle zrytą banię by namalować archanioła Michała jako największe ciacho jakie stąpało po ziemi. Jednak byłam dumna. Surowe oblicze, które łagodziła delikatna biel skrzydeł. Westchnęłam i odłożyłam płótno na bok. Czas na śniadanie.

Na strych wróciłam z kolejnym kubkiem herbaty oraz górą kanapek. Założyłam nowe płótno i puściłam płytę od nowa. Tym razem już przez głośniki, jednak ciszej niż zazwyczaj. Na płótnie zaczął się rodzić kolejny górski krajobraz. Malownicza polana z pojedynczymi drzewami, w tle wysokie szczyty, wszystko tonące w śniegu. Dobrze, że jest sobota, bo skończyłam po 9. Rodzice już w pracy. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Agata. Gdy odebrałam od razu uderzył mnie jej radosny ton głosu. Boże, skąd w niej tyle energii?

- Cześć stara! Masz dziś może czas.

Szybko przemyślałam sprawę.

- Jasne młoda, a co?

- To świetnie! Będę u ciebie za 20minut i masz być gotowa. Papatki!

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć franca się rozłączyła. Zrezygnowana ruszyłam się ogarnąć.Ledwie skończyłam zadzwonił dzwonek u drzwi. Otworzyłam i nim zdążyłam odskoczyć, do oczu wleciały mi blond włosy.

- Dobrze Cię widzieć, stara.

- Ciebie też młoda, ale mnie dusisz.

Próbowałam odsunąć od siebie blondynkę, jednak jak na jej wzrost jest niespotykanie silna i oddychać mogłam dopiero gdy sama się ode mnie odsunęła.

- To zdradzisz mi gdzie idziemy?

Agata spojrzała na mnie tym chytrym wzrokiem.

- Dowiesz się na miejscu.

Zrezygnowana ruszyłam za nią.

Droga minęła nam na rozmowie o różnych bardziej i mniej ważnych rzeczach. Nim się spostrzegłam stanęłyśmy przed cyrkiem. Kurwa!

- Ty se jaja robisz?

Spojrzałam na nią, jak na osobę którą dopiero co wypuścili z wariatkowa.

- Nie. Trzeba pokonywać strach.

Nim zdarzyłam się przeciwstawić zostałam siła zaciągnięta na teren cyrku. Gwar i ogólny rozpierdol, tak bym opisała to co działo się w cyrku. Wszędzie biegały rozwrzeszczane dzieci, a mój instynkt macierzyński wziął urlop. Mnóstwo kolorowych atrakcji i stoisk zapełnionych pluszakami i słodyczami, mój dentysta chyba by zszedł na zawał gdyby zobaczył taka ilość cukrów złożonych w jednym miejscu, o zgrozo!

Gdy przemierzałyśmy stoiska podszedł do nas dwumetrowy czarno biały klaun. Przez plecy przebiegły mi ciarki. Zdecydowanie za dużo Stephena Kinga, za dużo..

- Cukierki dla młodych dam.

Podał nam cukierki na otwartej dłoni.Spojrzałam w jego oczy. Czy ja dostrzegłam w nich błysk szaleństwa? Fajnie moja przyjaciółka się zajada cukierkami, a ja prawie, że umieram ze strachu.

- Ja podziękuję. Mama zawsze powtarzała: nie bierz cukierków od nieznajomych.

Na moje słowa tylko się zaśmiał.

- Nie jestem nieznajomym. Jestem dalszym znajomym, bo jestem znajomym twojego znajomego, który włada złotymi sznurkami. Weź różowego smakuje jak krówki.

Niepewnie wzięłam cukierka i po odpakowaniu włożyłam go do ust. Klaun wyglądał na usatysfakcjonowanego. Gdy tylko od nas odszedł wyplułam cukierka i ruszyłam za przyjaciółką. Nim się zorientowałam stanęłyśmy przed kolejka górską.

- To już lekka przesada.

Skrzyżowałam ręce na piersi. Moja przyjaciółka tylko się zaśmiała.

- Chodź. Odrobina adrenaliny nikomu nie zaszkodziła.

Spojrzałam na nią niepewnie.

- A jak skończymy jak ci z „Oszukać przeznaczenie"?

- To przynajmniej wiele osób nagle stanie się naszymi przyjaciółmi, jak to zawsze na pogrzebach. A teraz chodź.

Nim zdążyłam wyciągnąć jakiś jeszcze argument przeciw tej atrakcji zostałam siła wepchnięta do wagonika. Wszyscy Święci, miejcie mnie w opiece. Moja przyjaciółka miała tak szeroki uśmiech, że Joker mógłby jej pozazdrościć. Kurde jak można się tak szeroko uśmiechać nie rozcinając sobie policzków? Z rozmyślań wyrwał mnie blask złotych nici, niestety niedane mi było im się przyjrzeć gdyż kolejka ruszyła.

Po przejażdżce ledwo trzymałam się na nogach i miałam ochotę zwrócić śniadanie.

- Możemy już iść do domu?

Spojrzałam na nią błagalnie.

- Nie.-Jej spojrzenie wyrażało, że błagania nie mają żadnych szans.- A teraz chodź, za chwilę zacznie się pokaz w głównym namiocie.

Spojrzałam na nią zrozpaczona.

- Aga proszę! Ja ledwo na nogach stoję.

Przewróciła oczami i pociągnęła mnie za sobą.

- Nie dramatyzuj, najwyżej Ci ładny wieniec kupię. Oczywiście, będzie pełen różowych kwiatów.

-Jak to zrobisz to przysięgam, pozbieram swoje prochy to kupy i zamorduje cię zniczem.

Posłała mi rozbawione spojrzenie i zaprowadziła na tył widowni.

Gdy światła zgasły i tylko reflektor punktowy oświetlił środek sceny. Byłam w niemałym szoku gdy wyszedł tam czarno-biały klaun. Szczyt zdziwienia osiągnęłam gdy na scenę wszedł lalkarz. Złote oczy Puppeteera spojrzały na mnie i posłały mi jeden z tych jego cwaniackich uśmiechów. Muszę przyznać, iż nie skupiłam się za bardzo na przedstawieniu gdyż nadal walczyłam z mdłościami wywołanymi przez kolejkę górską. Po pół godzinie przegrałam nierówna walkę i wyszłam. Poszłam za namiot gdzie kolana się pode mną ugięły i zwróciłam wszystko co zjadłam. Poczułam jak ktoś niemal pieszczotliwym ruchem odgarnia mi włosy z twarzy. Po kilku minutach udało mi się opanować na tyle, że przestały mną szarpać suche spazmy.

- Lepiej?

W pytaniu lalkarza dało się wyczuć nutę troski.

- Nie.

Zaprzeczyłam stanowczo, na co on tylko westchnął.

-Chodź zrobię Ci herbaty.

Wstałam z klęczek, lecz był to błąd.Momentalnie zrobiłam się biała jak ściana a przed oczami zatańczyły mi mroczki. Zachwiałam się i poleciałam do tyłu.Gdyby nie refleks Puppeteera wylądowałabym na ziemi.

- Wiem, że mnie lubisz, ale żeby od razu lecieć mi w ramiona?

Spojrzałam na niego lekko nieobecnym wzrokiem.

- Zamknij się, bo głupota przez ciebie przemawia.- Wyszeptałam.

Zaniósł mnie do jakiegoś wozu,trochę przypominał wóz Drzymały. Położył mnie na czymś co pełniło role łóżka i zrobił mi herbatę.

- Powiedz Agacie co się stało.

Powiedziałam patrząc w jego oczy mimo, że obraz zaczął mi się rozmazywać. Dałabym sobie w tym momencie głowę uciąć iż na jego twarz wpełzł uśmiech rasowego psychopaty. Mam złe przeczucia.

- Nie martw się, powiem jej.

Zaczęła ogarniać mnie ciemność. Próbowałam walczyć, jednak nie szło mi to dobrze i po chwili straciłam przytomność.

********************************************************************************************

I tym sposobem "love story" poszło się kochać *śmiech niczym u psychopaty*

Do zaś myszki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro