Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dni mijały na monotonnych obowiązkach i staraniach się nie zamordować pewnego osobnika co mi się plątał non stop pod nogami. Candy wybitnie działał mi na nerwy, głównie jego debilne uśmiechy i próby flirtu. No, ale są też dobre strony! Udało mi się wyprosić parę normalnych płyt i przybory do rysowania, a to już coś.

- Ziemia do Natalii!

Głos Jasona wyrwał mnie z zamyślenia. Mało nie upuściłam porcelanowej głowy, którą akurat malowałam. Gdyby tak się jednak stało to doznałabym bardzo szybkiego nawrócenia na chrześcijanizm.

- Przepraszam, zamyśliłam się.

Jason tylko się zaśmiał. Paradoksalnie, pomijając Puppeta, jako jedyny był dla mnie miły i przyjaźnie nastawiony. Jack był dalej obrażony o to, że nie chciałam wtedy w cyrku jego cukierków, choć momentami był bardzo miły. Candy zaś wkurzał mnie samą swoją obecnością, swoimi ciągłymi próbami podrywu, dwuznacznymi tekstami. Jednak najbardziej doprowadzał mnie do szewskiej pasji fakt, że Lalkarz nic z tym nie robił, a każdą rozmowę na ten temat zbywał słowami „on już tak ma".

- I znowu odpłynęłaś.

- No bo mi tyle myśli krąży pogłowie, że sama nie umiem ich poukładać!- Spojrzałam na Jasona. -A tak z innej beczki, jaki ta piękność ma mieć kolor oczek?

Jason zamyślił się na moment.

- Czekoladowe, będą się dobrze komponować z krynoliną w kolorze ecru.

- Spoko.

Starannie wymieszałam akryle i delikatnym pociągnięciem cienkiego pędzla zaczęłam nadawać tęczówkom barwę. Jak wylądowałam w pracowni Jasona pomagając mu malować nowe lalki? Cóż... Zaczęło się od tego, że Puppet oświadczył, że brak mu tu odpowiednich ofiar i musi się na jakiś tydzień przenieść w inny region, a mnie tu zostawia. Pierwsze co w tym momencie wyłapałam to obleśne spojrzenie Candiego. Pożegnałam się z Lalkarzem i gdy tylko drzwi się za nim zamknęły cudem uniknęłam lepkich łap klauna. Pierwsze drzwi do, których dopadłam prowadziły do pracowni czerwonowłosego. Niepewnie do niego zeszłam i ku własnej uldze zobaczyłam iż nikogo nie obdziera ze skóry, tylko pracuje nad nową lalka na sprzedaż. Tak więc zostałam by mu pomóc, co miało swoje plusy. Po pierwsze nawet niebieskowłosy tu nie schodził, po drugie było tu ciepło, trochę strasznie, jednak ciepło. Nie powiem, żebym czuła się tu całkowicie bezpieczna, miałam wszak okazję zobaczyć wkurzonego Jasona. Dalej nie wiem jak skończyła ta kobieta co trzy dni temu zbiła w sklepie jego lalkę. Jednakże mój umysł podsuwa mi chore i krwawe wizję tego jak twórca zabawek rozszarpuje jej ciało. Hektolitry krwi niczym w jakieś chińskiej bajce. Mój mózg nie rozumie chyba, że człowiek ma tylko 5-5,5 litra krwi... Głupi mózg... A nie to jednak wina wyobraźni... Przyjrzałam się uważnie dziełu. Piękne duże oczy niczym na obrazach Margaret Keane, jednak wypełnione jakimś rodzajem smutku i tęsknoty. Nie jestem pewna czy o to chodziło Jasonowi...No cóż, raz kozie śmierć.

- Jason, skończyłam. Choć nie jestem pewna czy o to ci chodziło...

Jason delikatnie wziął ode mnie główkę i okiem znawcy ocenił moje dzieło. Po cichu wstał i po chwili wrócił z przygotowana wcześniej czupryną. Delikatne pasemka kruczoczarnych włosów zaczęły spływać po głowie, bo po chwili pod sprawną dłonią Jasona zamienić się w staranny kok, chwile później do głowy dołączył korpus i piękna krynolina. Byłam zachwycona, jednak czegoś mi tu brakowała. Ciekawe czy mogłabym wprowadzić pewna zmianę?

- I jak?

W głosie Jasona można było wyczytać dumę i szczere zainteresowanie. Emocje do głosu dochodziły u niego tylko gdy tworzył lalki, lub wchodził w ten swój „tryb biały". Właściwie, mogę zaryzykować.

-Jest piękna, ale zmieniłabym jedna rzecz.

-Hmmmm, no dobrze. Zmień.

Lekka niepewność w jego głosie. Jak powiedziało się „a" należy powiedzieć też „b". Delikatnie postawiłam lalkę przed sobą i wyciągnęłam dwa pasemka z koka tak by delikatnie opadały po obu stronach twarzy, zaś z całego koka wyciągnęłam delikatnie pojedyncze kosmyki, by nadać mu lekko niechlujny wygląd, jakby miała go od rana. Nieświadomie podkreśliłam uczucia ukryte w jej oczach.

- Masz rację teraz jest lepiej.

Jason zachwycony porwał lalkę w dłonie i postawił na honorowym miejscu. Zaczęłam się śmiać widząc jego zachwyt.

- Ej, Jason co to za podrywanie mi dziewczyny?!

Na dźwięk głosu Puppeteera, aż podskoczyłam. On jakby nigdy nic podszedł i mnie objął od tyłu opierając podbródek na mojej głowie.

- Nie podrywam jej, po prostu mi malowała lalkę.

Prychnęłam nieudolnie starając się wyswobodzić z uścisku.

- Zamiast się do mnie kleić, lepiej byś zobaczył na moje dzieło.

- Nope. A tak właściwie czemu ty tu siedzisz, co?

Poluźnił uścisk, co pozwoliło mi się wyrwać i stanąć z nim twarzą w twarz.

- Bo na górze siedzi Candy, a ja nie mam ochoty go oglądać na oczy.

Zaplotłam ręce na piersi. On tylko zaśmiał i zarzucił mnie sobie na ramię. Zaczęłam się drzeć i okładać go pięściami po plecach. Pewnie zaczęłabym też kopać,ale strategicznie przytrzymał moje nogi pod kolanami.

- Jesteś słodka jak się denerwujesz, wiesz?

Tego było już za wiele! Nie jestem słodka, nigdy nie byłam i nigdy nie będę! Zaczęłam mocniej go bić i się drzeć jakby mnie ze skóry obdzierali, moje wrzaski przeplatane były solidną dozą przekleństw i wyzwisk kierowanych w stronę Lalkarza. Moje wrzaski przerwało rzucenie mną na łózko i przygwożdżenie do niego przez mojego porywacza. Spojrzałam na niego zdezorientowana. No ludzie, ja tu prowadzę krucjatę przeciw idiocie, który stwierdził, iż jestem słodka a ten cham rzuca mną o łóżko!

- Nie patrz tak, stęskniłem się.

Przybliżył swoja twarz do mojej szyi i zaczął znaczyć ją delikatnymi pocałunkami. Tego już za wiele. Może było by inaczej gdybyśmy byli parą, a nią nie jesteśmy! Nie było by dokładnie tak samo bo jestem zdenerwowana. Pozostałam w bezruchy dając mu do zrozumienia, iż powinien się odsunąć. Jednak idiota opatrzenie to zrozumiał i cicho mrucząc pogłębił pocałunki, jednocześnie delikatnie luzując uścisk na moich nadgarstkach. Delikatnie mu się wyrwałam i sięgnęłam po pierwszą rzecz która miałam pod ręką. Zamachnęłam się i ceramiczny kubek roztrzaskał się mu na głowie. Syknął z bólu i siadł na mnie okrakiem.

- Co jest?

- Ty się jeszcze pytasz?!

Gwałtownie go z siebie zrzuciłam i niedelikatnie wywaliłam za drzwi. Jako, że w dalszym ciągu chciał protestować poleciał jeszcze ze schodów.

- Mam nadzieję, że to Cię nauczy szacunku do kobiet i z łaski swojej ogranicz kontakt z tym niebieskowłosym zboczeńcem bo chyba ci się mózg zlagował!

Mój głos na kilometr wiał chłodem, jednak czarnowłosy tylko się na mnie patrzył. Gwałtownym ruchem odwróciłam się za siebie i mocno, chyba nawet za mocno, trzasnęłam drzwiami i zamknęłam je na klucz. Po chwili wypełnionej rzucaniem po całym pokoju poduszek, gdyby ktoś mi się teraz nawinął pod rękę pewnie bym zabiła, udało mi się względnie uspokoić. Nagle usłyszałam szczek zamka i po chwili zostałam unieruchomiona przez złote nitki.

- Chyba trochę przeholowałaś moja droga, ale skoro nie chcesz być uległą marionetką czas nauczyć Cię dobrych manier.

W jego oczach czaił się jakiś złowrogi błysk, jednak mój instynkt samozachowawczy poszedł spać i zostawił mnie na pastwę losu.

- Ja przeholowałam?! Ja? Kto mną do kurwy nędzy rzucił o łóżko?!

W moich oczach czaił się mord, a on tylko się zaśmiał.

- Bo się stęskniłem, słonko moje drogie.

- Wiesz co? Pierdol się!

Ku mojemu przerażeniu przybliżył usta do mojego ucha, delikatnie je przygryzł i wyszeptał.

- Chętnie, jednak dziś nie wyglądasz na chętną. Nie martw się mam jeszcze kilka pomysłów co mogę z tobą zrobić.

Czułam jak nitki wrzynają się coraz mocniej w moje ciało. Teraz nie dawały poczucia bezpieczeństwa, niosły strach, zwierzęcy, pierwotny strach czający się głęboko w duszy każdego z nas. Z moich ust wyrwał się jęk bólu.

- Zwą mnie lalkarzem

Moje palce chude i moje ręce poplamione mymi łzami

Do lalek którymi steruję

Moimi nićmi i snami.

Zwą mnie lalkarzem

Nie mam nikogo, jak Ty.

Nikt nie dostrzegł wartości mojej przyjaźni

Ale na końcu i tak nazywają mnie przyjacielem

Z nitkami i snami.

Mimo walki każdy wers kończył jęk bólu wydobywający się z moich ust. Spojrzałam na niego ostatni raz zza zasłony łez i straciłam przytomność.

*********************************************************************************************

Tego się nie spodziewaliście, prawda? Na początku miałam zabić nasza główna bohaterkę, ale potem pomyślałam o czytelnikach i..... Dobra kogo ja oszukuję. Wpadłam na pewien pomysł i mam zamiar go zrealizować. Co prawda spowoduje to pewien mroczny zwrot akcji

V:Takie są najlepsze!

J:Varen nie wtrącaj się! Wracając, czekajcie z niecierpliwością, bo to będzie coś nietypowego *mroczny śmiech* Do zaś myszki! Miłego słuchania Scorpions! Niech rock będzie z wami!

Marta patrzaj! Mysz wróciła!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro