Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jednak życie potrafi zaskakiwać i to głównie w złym znaczeniu. Kto przeprowadza testy, w których główną rolę będzie odgrywała temperatura? No ale cóż, skoro Pan Gouenji Katsuya sobie tego życzy, to ja jako dobra pacjentka powinnam wykonać polecenie.

Zabrał mnie do podziemi, gdzie stała ogromna kabina, z której wydobywała się para. W piwnicy było okropnie zimno, chciałam nawet poprosić o bluzę, ale to i tak by nie pomogło. Zatrzymałam się przed urządzeniem i dokładnie go obejrzałam. Spojrzałam na doktora, który z niecierpliwością czekał na mój ruch. Weszłam więc do środka, drzwi się zamknęły, a podłoga poruszyła się.

- Nie bój się, to tylko bieżnia.- mężczyzna podszedł do urządzenia, nacisnął jakieś przyciski i założył mi bransoletkę- To będzie przesyłało mi wszystkie potrzebne informacje. Za dziesięć sekund zaczynamy.

Wydawało mi się, że z dziesięciu sekund zrobiła się godzina. Czekałam na najgorsze, ku mojemu zaskoczeniu tylko buchnęła para i bieżnia ruszyła.  Moje ciało przeszło zimno, na skórze pojawiła się gęsia skórka, a zapięta wcześniej na nadgarstku bransoletka zapiszczała. Ruszyłam wolnym marszem, by po chwili przyspieszyć do biegu. Temperatura nie zmieniła się w ogóle, tylko jeden raz i na ułamek sekundy fala ciepła zalała moje ciało.

Robiło się coraz zimniej, miałam wrażenie że z każdą sekundą temperatura spada o dwa stopnie. Biegłam i rękoma próbowałam ogrzać ramiona. Nic to nie dało, w pewnym momencie straciłam czucie w palcach. Bransoletka ponownie zapiszczała i powietrze zaczęło się ocieplać. Bieżnia zwolniła, lecz się nie zatrzymała. Po krótkiej chwili znów ruszyła, a z nią temperatura. Biegłam w suchym powietrzu, czułam się jak na pustyni. Pot spływał z czoła, ubrania przemokły... Nie wiem ile czasu bylam w tym stanie, ale bieżnia w końcu się zatrzymała.
Wzrokiem odszukałam lekarza, trzymał tablet i ewidentnie był zadowolony z wyników.

- Mam wrażenie, że pozytywnie zdałam test.- uśmiechnęłam się.

- Tak, masz rację. Dałaś sobie radę w ekstremalnych warunkach.

- Co ma Pan na myśli?- wyszłam z urządzenia i usiadłam na podłodze.

- Zniosłaś dziesięć stopni na minusie bez większych problemów, przy dwudziestu było gorzej. Musiałem przerwać ze względu na stan twoich dłoni. Upał nie był dla Ciebie dużą przeszkodą aż do czterdziestu pięciu stopni. Narazie nikt poza Tobą nie osiągnął takiego wyniku, a uwierz mi wielu próbowało.

- Czym ja sie stałam.... Dlaczego mi to zrobiliście!?!-schowałam twarz w dłonie i zaczęłam szlochać.

- Oj, ktoś tutaj zapomniał, że chciał się pozbyć choroby za Wszelką Cenę.... W twoim przypadku ceną jest zostanie najlepszym, uniwersalnym graczem jakiego posiada Piąty Sektor.

- A co jeśli ja nie chcę!!- wstałam i spojrzałam lekarzowi w twarz- Jeśli popełniłam błąd i chce go naprawić!?

- Nie ma już odwrotu. Weźcie ją stąd.

Dwóch mężczyzn wyłoniło się z cienia, chwycili mnie pod ręce i zaczęli prowadzić do wyjścia. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć, lecz oni byli nie wzruszeni. Oboje byli dobrze zbudowani, ubrani w mundury ochraniarzy i nie wyrażali emocji.

- Zabierzcie ją do sali 505, zbyt dużo emocji jak na jeden dzień.

Gouenji Katsuya od dziś jesteś numerem jeden na mojej czarnej liście.

Przestałam się rzucać, bo po co tracić energię na tak błachą sprawę. Próbowałam innego sposobu, mianowicie wziąść ich na litość. Płakałam, opowiadałam smutne historie z życia, kilkukrotnie omdlałam, ale oni nadal swoje. Załamana zamknęłam oczy i wspominałam radosne chwile z przyjaciółmi, wszystkie przygody z Isao, pierwsze dni w Piątym Sketorze, Tsurugi'ego i Hakuryuu.... Tej dwójki najbardziej mi brakuje. Dlaczego ich, a nie Isao? Otóż mój ukochany "brat" nie odezwał się do mnie ani razu od wyjazdu. Obiecał, że będzie dzwonił i pisał... Próbowałam się z nim kontaktować, daremnie.

- Jesteśmy- otworzyłam oczy, byłam przed metalowymi drzwiami z tabliczką 505- Będzie bolało, ale nie przejmuj się, tylko za pierwszy razem.

- Dzięki, pocieszyć to Pan umie.- przewróciłam oczami, a mężczyzna lekko się uśmiechnął.

Drzwi otworzyła nam niska blondynka o zielonych oczach. Miała na sobie szary fartuch, z kieszeni wystawały długopisy, a klapki miała za małe. Uśmiechnęła się zadziornie i gestem zaprosiła do środka. Nie miałam ochoty tam wchodzić, ale moi szanowni koledzy mnie wyręczyli i razem weszliśmy do środka. Posadzili mnie na łóżku, odwrócili się i w tym momencie ostatkiem sił zaczęłam uciekać. Zeskoczyłam z łóżka, otworzyłam drzwi i biegłam przed siebie. Moja ucieczka nie trwała długo, gdyż blondyna włączyła alarm i przede mną pojawiło się co najmniej dziesięciu ochroniarzy. Próbowałam wycofać się i skręcić w inny korytarz, lecz dwóch wcześniej poznanych mężczyzn zablokowało mi drogę.

- No i po co Ci to było? Teraz będę musiała zapisać to w twojej karcie...- zero reakcji z mojej strony-  Jeszcze jeden incydent i skończysz w kaftanie bezpieczeństwa.

- Phh, prędzej czy później by mnie to czekało. Mam dość tego miejsca! Dlaczego Cesarz zgodził się na przeprowadzenie tej operacji!? Dlaczego pozwala by dzieci były tak traktowane?!

- Piąty Sektor potrzebuje silnych ludzi!- szczupły, ubrany w bordowy "garnitur" mężczyzna rozpoczął przemowę. Poznałam go już kiedyś, on to Święty Cesarz...- Niektórym brakuje motywacji, innym przeszkadza choroba, jeszcze inni nie mają warunków, ale każdy dzięki chojności mojej i całego Sektora staje się niepokonany! Czy oczekuję dużo w zamian za wyleczenie z choroby, zapewnienie edukacji? Nie sądzę.

- Święty Cesarzu przepraszam za zamieszanie...- wszyscy spuścili wzrok oprócz mnie, ja wpatrywałam się w białowłosego mężczyznę z niedowierzaniem.- Mieliśmy właśnie przeprowadzić zabieg 38, ale uciekła z pomieszczenia...

- Rozumiem, zamiast 38 przeprowadzić 21.- spojrzał na mnie, szepnął coś kobiecie obok niego, odwrócił się i odszedł.

- Ale to nam w niczym nie pomoże!!

- To moje ostatnie słowo w tej sprawie.

- Jak karzesz Panie...-kobieta złapała mnie za ramię i zaciągnęła do pomieszczenia.- Same z Tobą problemy! Nie umiesz posiedzieć w spokoju pięć minut!?

- Nie, jeżeli nie wiem co mnie czeka!- zamknęła drzwi, posadziła mnie na łóżku i zaczęła szukać- Czego Pani szuka? Chcę wiedzieć co mi podacie.

- Pozbędzimy się kilku zbędnych odczuć, czyli emocji. Użyjemy do tego specjalnie przygotowanych ampułek- zaczęła grzebać po kieszeniach, wyjęła "długopisy"- O właśnie tych.

- W czym mają mi pomóc? Usuniecie wszystkie emocje i co dalej?!

- Trafisz do kogoś innego, jego już znasz...

- Gouenji Katsuya....-spojrzałam na nią z nienawiścią.

Kobieta podeszła do mnie, chwyciła za nadgarstek i wbiła igłę idealnie w żyłę. Fioletowy płyn powoli opuszczał szklaną fiolkę, a pojawiał się w moich żyłach. Ręka zaczęła piec i swędzieć, jakby ten płyn chciał się wydostać. Próbowałam się podrapać, lecz dłoń kobiety mi na to nie pozwoliła. Gdy ręka przestała być fioletowa, ból minął, ale tylko na moment, gdyż dopadła mnie migrena. Złapałam się za głowę i zaczęłam prosić lekarkę, by przestała, żeby ból minął...

- Jedna seria zakończona.

- Jedna!? A ile ich jest...

- Dla Ciebie mam przygotowane siedem.

Siedem!? Dlaczego aż tyle?
Dlaczego ja się w ogóle na to zgodziłam....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro