Rozdział 46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Nie sądziłem, że to jest naprawdę możliwe...-Cesarz wszedł pewnym krokiem na murawę w towarzystwie ojca Yamato

-Ewoluowanie Avatar'a, coś wspaniałego! Jednak udało nam się zobaczyć ją na własne oczy.-podniosłam głowę i zobaczyłam jak mężczyźni przeszukują wzrokiem trybuny. Na twarzy różowowłosego pojawiła się radość.-Kapitanie Dragonlink, zejdź do nas, pora na walkę wieczoru!-jego słowa ociekały wręcz sarkazmem.

Święty Cesarz milczał i z rękoma w kieszeniach przyglądał się wydarzeniom. Hakuryuu poruszył się niespokojnie, rzucając wrogie spojrzenie młodemu chłopakowi. Położyłam rękę na jego ramieniu, by go uspokoić, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu.
'Hakuyuu, zgodziłam się na pojedynek, pamiętasz? Nie chcę wyjść na tchórza, a już na pewno nie dam mu wygrać.'

Białowłosy wymamrotał coś, wziął głęboki wdech, po czym odwrócił wzrok od chłopaka. Zadowolona poklepałam go po ramieniu i zwróciłam uwagę na bramkarza, który właśnie pojawił się na murawie. Skinął głową Cesarzowi i przywitał się z ojcem.

-Egami-chan, domyślam się, że wiesz dlaczego mój syn znalazł się tej sytuacji...-skinęłam głową na potwierdzenie słów mężczyzny-Dobrze więc, chcę byście walczyli do pierwszego trafionego ciosu.

-Jak Panie chcesz to oceniać? Avatar Yamato-kuna ma dwie pary rąk i żadnej obrony, kiedy Hades ma porządny arsenał.-spojrzałam w oczy chłopkowi, nie chcąc go urazić uniosłam ręce przed siebie i zaczęłam nimi poruszać na boki.-Nie chcę nikomu ubliżać ani obrazić, po prostu uważam, że Pańska propozycja jest nie na miejscu.-przeniosłam wzrok na założyciela Piątego Sektora, ten nie był zadowolony z moich słów, już miał coś powiedzieć, gdy uprzedził go Cesarz.

-Ona ma rację, jeżeli chcemy by szanse były wyrównane powinniśmy zmienić zasady. Co prawda Avatar chłopaka nie jest najgorszy i przy odpowiednim wykorzystaniu jego zdolności mógłby pokonać Hadesa.-Święty zamyślił się a mężczyzna przyglądał mu się z mordem w oczach.

-Uważasz, że mój syn nie pokona Twojej ulubionej zawodniczki?! Sądzisz, że nie jest dla niej godnym przeciwnikiem? Tak właśnie myślisz?! Zobaczysz, że to właśnie mój syn zwycięży! Cios musi być trafiony w ciało przeciwnika, uderzenie w gardę czy narzędzie nie będzie zaliczone.-jego głos był wręcz jadowity, a wzrok morderczy. Cesarz zbytnio nie przejął się wybuchem mężczyzny i kontynuował rozmyślanie, co go bardziej rozjuszyło.-Na co czekacie!? Rozpocząć walkę!-wpatrywałam się przez kilka sekund w oczy mężczyzny z kamienną twarzą, jego spojrzenie mówiło jasno-on nie przyjmował porażki jego syna.

-Gotowa Egami-chan?-chłopak zdążył przywołać Avatar'a i ustawił się w bezpiecznej odległości.

-Jak zawsze...-przywołałam Hadesa i ze spokojem czekałam na pierwszy ruch przeciwnika.

-Skop mu ten przemądrzały tyłek.-Hakuryuu w towarzystwie mężczyzn udał się na trybuny, wcześniej zdążył wyszeptać te słowa wsparcia.

Gwałtownym ruchem bramkarz wystrzelił do przodu, próbując zaatakować Hadesa potężnym sierpowym. Prawie lekceważąco odbiłam cios tarczą i uderzyłam toporem celując w korpus. Chłopak zdążył jednak złapać rękojeść topora i zmienił trajektorię ciosu, tak że przeciął powietrze w bezpiecznej odległości od Avatar'a. Cofnęłam się do tyłu, zasłaniając tarczą pierś, a broń uniosłam wysoko nad głowę. Celne uderzenie z tej pozycji jest w stanie rozłupać czaszkę, więc z Avatar'em nie powinno być problemu.
Chłopak zasłonił pięściami korpus, a drugą parą podbródek. Nie czekając na jego ruch pomknęłam do przodu, uderzyłam w gardę tarczą, a toporem uderzyłam zza głowy. Wszystko wydało się pójść zgodnie z planem, lecz nie wzięłam pod uwagę małego szczegółu. Mokra trawa sprawiła, że po odbiciu się od Avatar'a poślizgnęłam się i chybiłam, bijąc bronią kilka centymetrów przed chłopakiem. 
Atak był na tyle szybki, że Yamato nie miał jak zareagować na mój błąd, stał i wpatrywał się w ostrze, które kilka sekund wcześniej mignęło mu przed oczami. Za ten czas zdążyłam uratować się od upadku i ustawić się do pozycji obronnej, gdyby jednak zaatakował. 

-Cholera, tak mało brakowało! Cholerna trawa! Dlaczego ten głupi deszcz musiał padać akurat dzisiaj!?-mamrotałam jak opętana i przeklinałam swój los, gdy nastąpił cios.

Uderzenie prawym prostym i równocześnie lewym sierpowym. Oba ciosy chciałam przyjąć na tarczę, co również zrobiłam, jednak pojawiła się trzecia pięść, która mierzyła idealnie w szczękę Hadesa. W ostatnim momencie schyliłam głowę, a pięść trafiła w szparę między rogami hełmu.
Jako szybką kontrę wykorzystałam topór, tnąc na wysokości brzucha Avatar'a, czym zmusiłam chłopaka do cofnięcia się. 
Postanowiłam wykorzystać moją szybkość, gdyż chłopak miał przewagę w walce w zwarciu. Biegałam dookoła jak szalona, tnąc na ślepo, przyjmując ciosy, uderzając tarczą i robiąc uniki. Nie mogłam znaleźć słabego punktu, chłopak dobrze krył plecy, a korpus i szczękę w szczególności. Jedynym momentem, kiedy się odsłaniał były ataki.
Wpadłam na genialny, a zarazem ryzykowny pomysł. 
Wykonam wypad taki sam, jak podczas pierwszej próby, lecz gdy zbliżę się na powiedzmy metr, ewentualnie pół, rzucę w Avatar'a toporem. Nie mam pojęcia jak zachowa się Hades w tej sytuacji, czy w ogóle rzut się uda, ale muszę spróbować. 

Odparłam następną serię prostych i cofnęłam się. Chłopak stał bez ruchu, czekając na mój atak, nie dałam mu tej satysfakcji, ja również czekałam. Kiedy bramkarz doszedł do wniosku, że marnujemy tylko czas, podszedł krok do przodu. W tej chwili podbiegłam do bramkarza, kiedy znalazłam się wystarczająco blisko zaczęłam ślizgać się po trawie, zupełnie jak Hakuryuu.
Różowowłosy na moment stracił czujność, opuścił nieznacznie gardę, to był ten moment. Wzięłam spory zamach i starając się trafić jak najcelniej rzuciłam. 
Avatar w jednej chwili padł na ziemię przecięty ostrzem, znajdującym się w jego piersi. Wytraciłam prędkość i zatrzymałam się w chwili, gdy Avatar zniknął, razem z nim broń Hadesa, a także on sam. 
Odetchnęłam z ulgą widząc, że bramkarzowi nic się nie stało, jest mi przecież potrzebny w drużynie. Tłum zamilkł i zatrzymał spojrzenie w różowowłosym mężczyźnie.

-Nie może być...Ona oszukiwała!-zaczęło się, ojciec Yamato nie wytrzymał i zaczął rzucać oszczerstwami w moim kierunku. Odetchnęłam głęboko i udając, że nic nie słyszę podeszłam do byłego kapitana.

-Nic Ci się nie stało?-chłopak przyglądał się mojej dłoni, chwycił ją i pomogłam mu wstać.

-Mi nic nie jest, gorzej z ojcem.-blado się uśmiechnął i skierował wzrok na trybuny, gdzie zajmował miejsce, głośno krzyczący mężczyzna.

-Spróbujemy uratować jego honor?-spojrzał na mnie i przekrzywił głowę w zamyśleniu.-Chyba domyślasz się o co chodzi, on nie powinien się tak zachowywać jako najważniejsza osobistość Piątego Sektora, to źle wpłynie na jego reputacje....

-Wiem co próbujesz powiedzieć, zastanawia mnie jednak, jak chcesz tego dokonać nie zdzierając przy tym sobie gardła.-krzywo na mnie spojrzał i założył ręce na piersi. Uśmiechnęłam się do chłopaka i odpowiedziałam.

'Tak jak zawsze, wykorzystam moje zdolności'

Skinął głową i ponownie skierował wzrok na trybuny. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam rozmowę z mężczyzną.

'Senguuji Gaigo-sama, nie musi Pan krzyczeć, byśmy Pana usłyszeli.'

Mężczyzna tym bardziej zaczął wykrzykiwać słowa mające brzmieć jak zdanie 'wyłaź z mojej głowy', pokręciłam głową z rozczarowaniem i wróciłam do mówienia.

'Czy naprawdę chce Pan, żebyśmy krzyczeli, zamiast przeprowadzić normalną, miłą konwersację?'

-Czyli mam rozumieć, że gdy mówię moim, naturalnie władczym tonem, słyszysz mnie doskonale?

'Zgadza się Panie'

-Cudownie, w takim razie żądam rewanżu lub w razie odmowy zrzeknięcia się funkcji Kapitana.-mogę się założyć, że chytrze się uśmiechnął.

'Zapytam co sądzi na ten temat Pana syn, proszę moment zaczekać'

-Yamato-kun,  twój ojciec pragnie rewanżu lub zrzeknięcia się funkcji kapitana, a ja nie mam siły z nim dyskutować, po tych jego krzykach pęka mi głowa. Co więc proponujesz?-bramkarz patrzył na mnie jak na kosmitę.

-Mówisz poważnie? Naprawdę chce się posunąć do czegoś takiego!?-przewróciłam oczami, gdyż ból powrócił, skinęłam głową chłopakowi i ponaglająco machnęłam ręką.-Zgoda więc, zrzekam się funkcji kapitana.

'Pana syn zgodził się na...Czekaj co?'

-Czekaj co?-wypowiedziałam te słowa zarówno do ojca jak i syna, zupełnie nie świadomie.-Przecież masz okazję odegrać się, ponownie zostać kapitanem, dlaczego nie chcesz skorzystać z okazji?

-Zrozumiałem, że Święty Cesarz ma rację, to Ty powinnaś zając moje miejsce, to  Ty stworzyłaś tą drużynę, trenowałaś ich i szkoliłaś w walce Avatar'ami. Ja jestem jedynie nic nie wartym pionkiem, który znalazł się w Dragonlink, tylko ze względu na ojca.-miałam zaprzeczyć, gdy przerwał mi ruchem ręki.- Przekaż ojcu moje słowa.-pewność w jego głosie kazała mi uczynić, o co prosił.

'Twój syn Panie, zgodził się na opuszczenie stanowiska Kapitana i przekazanie go mnie.'

-...-przez dłuższą chwilę panowało milczenie, dopiero po chwili mężczyzna odzyskał zdolność mowy-Kłamiesz! Yamato nigdy nie zgodziłby się na coś takiego!-ból głowy nasilił się, przyłożyłam dłoń do skroni, starając się zniweczyć ból.

-Egami-chan, wszystko w porządku?-machnęłam ręką chłopakowi, co miało znaczyć, że jest ok, jednak z każdym krzykiem ból stawał się coraz mocniejszy. Padłam na kolana i przycisnęłam obie ręce go głowy.-Egami-chan....

'Hakuryuu, weź mnie stąd....'

Straciłam przytomność, znowu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro