Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maya's POV

Aiden uklęknął na jedno kolano, wyciągając wianek przed siebie.

Czas rozpocząć przedstawienie.

- Mayo Seleno Carter - wypowiadał każde słowo z wielką dokładnością.

Od razu ciepło rozlało się po moim sercu, na myśl, że zapamiętał moje drugie imię.

- Jakżeż krótko myślałem nad tym co mam ci powiedzieć, przez co Moja Droga, będę zmuszony improwizować - roześmiałam się na te słowa. Widziałam również, że samemu Aidenowi trudno powstrzymać śmiech. - Kontynuując: patrząc na ciebie od razu przypominają się nasze wspólne chwile. Pierwszy raz, gdy cię ujrzałem, chciałaś mnie zabić. I chociaż sama ta sytuacja wydaje się nietypowa, to najdziwniejsze było to, że według mnie wyglądałaś jak Anioł ze sztyletem w dłoni.

Anioł ze sztyletem w dłoni.

- Myślę, że nie muszę ci wyjaśniać jak wyglądają Anioły - odchrząknął, po czym powrócił do "uroczystego" tonu. - Myślałem wtedy, że nigdy już cię nie spotkam. I szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi to. Ale wtedy znowu pojawiłaś się w moim życiu. Najpierw usłyszałem śpiew w sadzie. Po prostu ciągnęło mnie do tego głosu. I wtedy cię zobaczyłem. Wiedziałem, że to znak od losu - zauważyłam, że ton głosu Aidena był coraz mniej uroczysty. Tak jakby zaczynał mówić prosto z serca. - Chyba to był taki przełomowy moment naszej znajomości.

Zdecydowanie to był przełomowy moment.

- No a potem bal - kontynuował. - Wiedziałem, że ci się tam nie podobało, a chciałem żebyś była szczęśliwa. Dlatego postanowiłem się urwać stamtąd razem z tobą. Oglądaliśmy gwiazdy... Wyglądałaś pięknie w świetle księżyca.

Pięknie...

- No i nadeszła ta noc. Chyba najbardziej wyjątkowa z wszystkich nocy. Bałem się jak to będzie na balu i po prostu nogi same mnie tu poniosły. A potem zjawiłaś się ty. Wpadłaś mi w ramiona. Wtedy właśnie poczułem, że mi zaufałaś. Oczywiście, wcześniej też tak uważałem, ale wtedy... byłem po prostu pewny.

Cały czas patrzyłam na Aidena, nie będąc w stanie wypowiedzieć choćby słowa.

- A ten festyn... Jak cię zobaczyłem, na środku placu... Nie mogłem pozwolić, żeby cokolwiek ci się stało. Nie byłem i nie jestem w stanie wyobrazić sobie mojego życia bez ciebie. Każdy dzień staje się lepszy, gdy tylko mogę cię zobaczyć, a każdy twój uśmiech powoduje, że ja też się uśmiecham. Cały czas czuję potrzebę opieki nad tobą i chociaż jestem świadomy, że sama zawsze sobie poradzisz, to jednak chcę cię bronić przed całym złem tego świata. Pamiętam też, jak zapytałaś mnie kiedyś, czy to nie dziwne, że spędzam czas z tobą, gdy na sali tanecznej czekają na mnie setki dziewcząt. Wtedy jeszcze nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale teraz już znam odpowiedź. Jak to się mówi: "Przez lata poznajesz tysiące osób, aż pewnego dnia spotykasz kogoś, kto zmienia twoje życie na zawsze." I tak właśnie było. Zmieniłaś moje życie, Maya. Tylko ty potrafisz wywołać mój uśmiech. Tylko ty z setki innych dziewczyn. Dopiero ostatnio zdałem sobie sprawę, z tego, że nauczyłaś mnie cieszyć się życiem. Wcześniej żyłem bez celu, a teraz żyję żeby móc choć przez sekundę zobaczyć twój uśmiech.

No i mnie zatkało. Nigdy nikt mi nie powiedział aż tak szczerych słów. Musiałam jednak szybko się otrząsnąć.

- A więc Mayo Seleno Carter, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i wyjdziesz za mnie?

Stałam chwilę bez ruchu, nie wiedząc co odpowiedzieć. Na usta nasuwało mi się "tak". Ale od razu przypomniałam sobie cel naszego spotkania. To i tak nie było na serio. To były tylko głupie, próbne zaręczyny.

- Myślę, że Rosie powie tak.

- A ty?

- Wiesz przecież, że się tylko przyjaźnimy.

Uśmiechnął się blado.

- I tak dostaniesz nagrodę, za to że wytrzymałaś - wstał, nałożył mi wianek na głowę po czym pocałował mnie w czoło, na co moje policzki od razu zapłonęły rumieńcem. Odszedł parę kroków, a ja poczułam pustkę, spowodowaną jego nieobecnością. Myśli szumiały mi w głowie i nie byłam w stanie myśleć racjonalnie.

- Słyszałaś to? - zapytał Aiden, który lekko się spiął.

Przez chwilę sama się zastanawiałam, o co mu chodzi, do czasu, aż sama to usłyszałam. Jakieś szmery dochodzące z krzaków, ale nie były to dźwięki spowodowane przez wiatr. Aiden złapał mnie za nadgarstek, po czym pociągnął za niego i znalazłam się za jego plecami. Widziałam, że w razie potrzeby, był gotowy mnie obronić.

- Paparazzi - oznajmił, a ja od razu zrozumiałam, czym było spowodowane jego spięcie.

Nagrali nas.

Zaczęliśmy się wycofywać, by ostatecznie zacząć biec. W jednej dłoni miałam wianek, a druga była trzymana przez Aidena. Droga była nierówna, przed co nasza ucieczka była utrudniona. Nie patrzyliśmy za siebie, po prostu ślepo biegliśmy.

Niby stałam tyłem do kamery, ale co jeżeli udało im się nagrać moją twarz?

Po chwili Aiden stanął przy rzece.

- Przepraszam - powiedziałam ciężko dysząc po biegu. - To wszystko... moja wina... ja nie powinnam...

- Nie to... ja nie powinienem... Pewnie poszli za mną... - on również nie był w stanie złapać tchu.

Złapałam się czoła, po czym zaczęłam uważnie przyglądać się temu miejscu. Udało mi się je rozpoznać. Jak byłam młodsza, czasem przychodziłam tu z Cat i Louisem.

Obok nas znajdowała się rzeka, parę drzew, które zdążyły już zgubić liście oraz uschnięta trawa. Samo miejsce przesiąkało melancholią.

- Najpierw ta gazeta, a teraz to!? Przeze mnie będziesz miał kłopoty!

- Nie będę miał... - zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.

- Najpierw bronisz mnie na środku placu, tym samym sprzeciwiając się władzy! A nie wiem czy wiesz, ale twój ojciec ustala wszystkie te zasady! Potem w gazecie pojawia się cała strona opisująca to wydarzenie i dodatkowo nasze zdjęcie! A teraz prawdopodobnie nagrali próbę tych zaręczyn. I co jeżeli nagle wyjdzie, że zdradzasz Rosie?! Ludzie mogą sobie wiele dopowiedzieć. Już widzę te nagłówki: "Książę Aiden zdradza jego ukochaną. Czy można mu ufać?", "Książę Aiden- czy aby na pewno będzie dobrym królem?". Już nawet nie chcę myśleć, co zrobi Rosie! Mówisz jej, że ją kochasz, a później oświadczasz się jakiejś blondynce z wioski! - wszystkie te słowa wykrzyczałam. Bałam się skutków ostatnich wydarzeń oraz bałam się o Aidena. Wzięłam dwa głębokie wdechy, po czym powiedziałam, tym razem ciszej. - Tylko niszczę ci życie...

Milczał. Po prostu milczał. Nie zaprzeczył. Nawet się nie poruszył.

Odwróciłam twarz i tym razem patrzyłam na księżyc, który odbijał się od tafli wody. Byliśmy zwróceni do siebie bokiem.

- I mam jeszcze jedno pytanie - zaczęłam patrząc na księżyc. - Czy... to wszystko co mówiłeś na tych niby zaręczynach to... serio tak uważasz?

Przeniosłam znów wzrok na chłopaka.

- Co? A... nie. Chciałem po prostu żeby to wyglądało tak, jak powinno być na zaręczynach - posłał mi blady uśmiech, a ja miałam nadzieję, że kłamie.

Bo zrodziła się we mnie nadzieja, która po tych słowach umarła.

Poczułam, jak moje oczy zaczynają się szklić. Dawno nie doświadczyłam czegoś takiego. Dawno nie płakałam. Pomrugałam kilka razy, żeby pozbyć się łez.

- To ja już może pójdę. Robi się późno, a mam jutro szkołę i...

- Spróbuję jakoś wyjaśnić sytuację z gazetą i paparazzi - przerwał mi. - Może uda mi się uciszyć tą całą sprawę.

Pokiwałam lekko głową.

- Kiedy się znowu spotkamy? - zapytał, a w jego głos był pełen nadziei.

- Powinieneś spędzić trochę czasu z Rosie. Jakoś jej to wynagrodzić...

- A...tak. Tak powinienem - odpowiedział.

- To ja już pójdę. Pa Aiden.

- Cześć.

Ruszyłam w stronę mojego domu, z milionami myśli.

***

Aiden's POV

Wczoraj wracając wybrałem okrężną drogę, dzięki czemu udało mi się bezpiecznie wrócić do zamku. Całą noc nie mogłem zmrużyć oka, bo moje myśli były zajęte pewną blondynką.

Jestem głupi. Bardzo głupi. Mogłem się przyznać, że to co powiedziałem podczas "zaręczyn" było prawdą.

Każde słowo, które wyszło z moich ust było prawdą! Ale jestem zbyt wielkim tchórzem i postanowiłem zasłonić się kłamstwem!

Usłyszałem pukanie do drzwi, więc podniosłem się z łóżka. Do pokoju weszła Mary, a za nią Rosie.

- Cześć, kochanie - moja przyszła narzeczona przywitała się ze mną krótkim całusem.

- Aiden - zaczęła Mary. - Mogę cię poprosić na słówko?

- Jasne.

Stanęliśmy przed drzwiami mojego pokoju. Mary wyglądała na zestresowaną. Gdy upewniła się, że jesteśmy sami, zaczęła łagodnym głosem:

- Król kazał przekazać, że jutro publicznie wyjaśnicie sytuację z festynu. Dlatego przed tym wydarzeniem chce się z tobą spotkać. Jutro o 10. Przemyśl, co będziesz chciał powiedzieć.

Cały się spiąłem. Już jutro mam wyjaśnić to... to wszystko. I muszę to zrobić w ten sposób, żeby nie pogrążyć Mayi, ani samego siebie. Ani królestwa, ale o to chwilowo martwię się najmniej.

Moja służąca posłała mi współczujące spojrzenie, po czym pożegnała się ze mną. Wróciłem do Rosie mając mętlik w głowie.

- Co wczoraj robiłeś? - zapytała, gdy tylko znalazłem się obok niej.

- A... byłem tutaj. Praktycznie nie wychodziłem z pokoju - uśmiechnąłem się, żeby zatuszować kłamstwo.

- O... okej.

Nie wiem czy mi uwierzyła. Oczywiście, że nie chciałem jej okłamywać, ale nie mogła się dowiedzieć o niby zaręczynach z Mayą.

- Co byś chciała robić? - zmieniłem temat.

Zamyśliła się chwilę, po czym odpowiedziała.

- Jestem trochę głodna.

- Mogę poprosić służbę o coś...

- Nie - przerwała mi. - Zróbmy coś sami.

Parę minut później już szukaliśmy przepisu na ciasteczka, poruszając się po królewskiej kuchni.

- Znalazłem - powiedziałem trzymając kartkę w dłoni. Od razu moje serce przyśpieszyło, na wspomnienie, jak robiłem z Mayą te same ciasteczka. Jak musieliśmy się ukrywać i jak potem oglądaliśmy gwiazdy.

- Robiłeś je kiedyś? - zapytała.

- Tak, z Mary.

Kolejne kłamstwo.

Po zmiksowaniu wszystkich składników, Rosie dodała kawałki czekolady. Uformowaliśmy kulki, które spłaszczaliśmy i kładliśmy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Gdy wstawiliśmy nasze ciasteczka do piekarnika, rozpoczęliśmy sprzątanie blatu.

Rosie wzięła mąkę, zanurzyła w niej dłoń, a chwilę później biały puder znalazł się na moich włosach.

- Tak sobie pogrywasz? - roześmiałem się razem z nią, po czym wziąłem małą garść sypkiej substancji i tym razem to ona dostała.

Jeszcze przez chwilę bawiliśmy się robiąc bałagan na podłodze. Nie mogliśmy zahamować śmiechu. I wtedy podszedłem do niej, odchyliłem ją do tyłu tak, że znalazła się na moim udzie, po czym złączyłem nasze usta w czułym pocałunku. Trwaliśmy tak chwilę, to było cudowne. Kiedy staliśmy znów na przeciwko siebie, patrzyliśmy sobie w oczy. Ale mój wzrok zaraz przykuło coś innego. Blat. Ten blat, pod którym Maya chowała się przed służącą.

- Wszystko w porządku? - zapytała Rosie, która ewidentnie zauważyła, że coś się zmieniło.

- Oczywiście - odparłem z lekkim uśmiechem, ale nie czułem, że znów chcę ją pocałować. W głowie miałem teraz wspomnienie tamtego dnia.

I właśnie wtedy usłyszeliśmy odgłos piekarnika, który oznajmił nam, że ciasteczka się już upiekły. W duchu dziękowałem, że nastąpiło to w tej niezręcznej chwili. Podszedłem do piekarnika i wyjąłem gorące słodkości.

Razem spędziliśmy cały wieczór, oglądając filmy i jedząc ciasteczka. Mało rozmawialiśmy. Na ogół mało ze sobą rozmawiamy. Mimo wszystko lubię jej towarzystwo, ale teraz nie był odpowiedni moment. Jednak, z uwagi, że jest to moja przyszła narzeczona, kulturalnie jeszcze ze sobą pobyliśmy i finalnie pożegnałem się z Rosie krótkim pocałunkiem.

Po powrocie do pokoju zamknąłem drzwi i przeczesałem włosy palcami. Ostatnio nic nie idzie po mojej myśli. Ale czasu nie cofnę. Pozostawało mi tylko iść dalej. Postanowiłem zająć się bieżącymi sprawami, a dokładniej tym, co powiem jutro ojcu, gdy każe mi wyjaśnić ostatnie wydarzenia.

***

Hejka!

Już jakiś czas temu w naszych głowach zrodził się pomysł "niby zaręczyn" i czekałyśmy z niecierpliwością, aż będziecie mogli o nich przeczytać. I nareszcie możecie!

Mamy nadzieję, że Wam się podobało!

Miłego dnia/nocy <3





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro