Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aiden's POV

Anioł ze sztyletem w dłoni...

Nieznajoma miała falowane blond włosy do ramion i brązowe oczy. W prawej dłoni trzymała sztylet. Muszę przyznać, że była bardzo ładna. Miała delikatne rysy twarzy i wyglądała spokojnie i bezpiecznie.

Tylko szkoda, że planuje mnie zabić.

- Chodź za mną- powiedziała po czym ruszyła przed siebie.

- Zdradzisz mi teraz swoje imię?

- Widzę, że jesteś niecierpliwy, ale nie, nie zdradzę.

Uparta

- Gdzie idziemy?

- Przed siebie- odpowiedziała.

Jeszcze możesz uciec Aidenku.

Tylko szkoda, że poruszasz się tempem ślimaka.

Nawet mój mózg we mnie nie wierzy.

Droga, którą wybrała tajemnicza nieznajoma, prowadziła przez las.

Ostatnio rzadko bywałem w lesie. Mój ojciec uznaje, że jest tam niebezpiecznie. Aczkolwiek ja czuję się tam najlepiej. Dlatego właśnie po kłótni znalazłem się tutaj.

Gdy byłem mały, potrafiłem spędzać w lesie całe dnie. Uwielbiałem się wspinać po drzewach, biegać i czuć się wolnym. Wszystko się jednak zmieniło w dzień pierwszego ataku na królestwo. Rebelianci, chcący objąć tron, wtargnęli do zamku. Od razu zaprowadzono mnie do schronu, lecz wciąż słyszałem odgłosy walki. Byłem przerażony. Najbardziej bałem się o Mary- moją służącą i drugą matkę. Nie chodzi o więzy krwii, lecz o zachowanie. To ona uczyła mnie chodzić i mówić. Z nią spędzałem najwięcej czasu. Wciąż spędzam. Moi rodzice mają dla mnie mało czasu. Wiem, że mam 17 lat, a nie 7, ale wciąż chciałbym poczuć, że ich choć trochę obchodzę.

-Czemu uciekłeś z zamku?- z rozmyśleń wyrwał mnie głos nieznajomej.

- Ojciec chce, żebym się ożenił.

- A ty tego nie chcesz?- zapytała.

-A ty byś chciała, żeby ktoś wybrał za ciebie, z kim masz spędzić resztę życia?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

Nieznajoma była ubrana na czarno. Miała szerokie spodnie i bluzkę z długim rękawem. Na nogach miała kozaki. Szła przez las z wielką gracją. Nie to co ja. Co chwilę potykałem się o jakiś konar lub obrywałem gałęzią w twarz.

- Powiesz mi teraz jak masz na imię?- zapytałem.

- Widzę, że jesteś bardzo niecierpliwy Aidenie. Spodziewałam się, że będzie cię zżerać ciekawość.

Pierwszy raz ktoś, kogo nie znam powiedział do mnie po imieniu. Zawsze mówiono do mnie Paniczu. Muszę przyznać, że podoba mi się to. Poczułem się jak normalny nastolatek, a nie jak następca tronu, niekochany syn oraz chłopak, który ma znaleźć narzeczoną, chociaż tego nie chce.

Mam dosyć dziwne życie.

- A więc mam na imię Maya- odezwała się- nie zdradzę ci mojego nazwiska, więc nawet nie pytaj.

Więc nie zapytałem.

***

Maya's POV

- A więc mam na imię Maya- powiedziałam.

Co ty robisz Maya!?

-Nie zdradzę ci mojego nazwiska, więc nawet nie pytaj- dodałam.

Dlaczego postanowiłam powiedzieć mu jak mam na imię? Chyba sama nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie. Prawdopodobnie nie mam mózgu.

Popatrzyłam na Aidena. Szedł obok mnie potykając się o konary. Jeden brązowy kosmyk opadł mu na twarz, a jego niebieskie oczy obserwowały drogę.

- Co planujesz ze mną zrobić?- zapytał.- Dopadłaś mnie i raczej nie masz zbyt dobroczynnych zamiarów.

- A więc nie zamierzam cię zabić, no może, że postanowisz uciekać czy coś. A potem się zobaczy- odparłam.

- Na pewno masz w tym jakiś cel.

No mam.

Jestem jedną z Rebeliantów. Przewodnicząca rebelii- Jane Walker, postanowiła, że osoba, która znajdzie i przyprowadzi księcia do naszej kryjówki dostanie nagrodę. Jaką? Odpowiedź na to pytanie zna tylko ona sama. Udało mi się schwytać księcia, więc już niedługo dostanę to, co obiecała. A przynajmniej, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem.

-Też to słyszysz?- zapytał Aiden.

-Co?

I wtedy to usłyszałam.

Straż królewska.

Chwyciłam moją ofiarę i zaciągnęłam do najbliższych krzaków.

-Teraz bądź cicho, bo jak nie, to twoje gardło będzie miało niezbyt przyjemne spotkanie z moim sztyletem-wyszeptałam.

Nie lubię grozić ludziom, ale to działa najlepiej, ponieważ Aiden nie odezwał się ani słowem.

Zobaczyłam ich. Trzech jeźdźców na koniach. Oczywiście z łatwością domyśliłam się, co tutaj robią: szukają pewnego księcia, który uciekł z pałacu, a teraz siedzi w krzakach z rebeliantką.

Ciekawy dzień, czyż nie?

Jeździec z czarnymi włosami zszedł z konia i zaczął szukać w pobliskich krzakach. Cały czas miałam nadzieję, że mnie nie znajdą.

O  patrz Maya, zdradziłaś księciu swoje imię więc z łatwością strażnicy cię znajdą i zabiją nawet jak uciekniesz.

Grunt to pozytywne myślenie.

Strażnik zbliżał się do nas, a moje serce zaczynało bić coraz szybciej.

Wtedy zauważyłam kamień. Oczywiste jest to co, zamierzałam zrobić. A więc, chwyciłam kamień w prawą dłoń i rzuciłam w lewą stronę. Tajemniczy dźwięk zaciekawił strażników, więc udali się na lewo.

Po paru minutach uznałam, że jest już bezpiecznie i można iść dalej. Lecz jedna rzecz mnie bardzo zaciekawiła. Dlaczego Aiden mnie nie wydał? Mógł przecież pokazać się strażnikom i wrócić do zamku. Byłby bezpieczny. Oczywiście groziłam mu wcześniej, ale każdy kto mnie znał wiedział, że nikogo bym nie zabiła, ani nic. Po prostu brzydzi mnie krew, więc moje wszystkie groźby kończą się na słowach.

Ale może to i dobrze.

***

Hejka!

Mamy nadzieję, że się podoba.

Nasze głowy są pełne pomysłów, a to co teraz widzicie to dopiero początek.

Gwiazdki i komentarze bardzooo nas mobilizują do pracy, więc będzie miło jak zostawicie tu po sobie jakiś znak.

Miłego dnia/nocy <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro