Rozdział 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Catherine's POV

Dziesiąty kwietnia jest jednym z moich bardziej lubianych dni w roku, bo właśnie wtedy mam urodziny.

Zawsze przyjaciele robili mi imprezę niespodziankę. Oni wszystko przygotowywali, żebym nie miała jeszcze więcej na głowie. Wszyscy bowiem znali doskonale moją sytuację rodzinną.

Z roku na rok grono moich przyjaciół się powiększa, z czego jestem bardzo zadowolona.

Po przemyśleniu całej sytuacji z moją mamą, postanowiłam wrócić do domu. Nie wybaczyłam jej jeszcze całkowicie, ale może się to kiedyś zmieni. Chociaż parę dni spałam u Mayi, to brakowało mi mojego miejsca na ziemi, którym jest mój pokój. Wróciłam więc do domu, a w nim zastałam moją mamę, która sprzątała. Zdziwił mnie ten widok i poczułam, że może jeszcze będzie lepiej.

Dzisiaj rano przyszedł do mnie Louis i zabrał mnie na pole zboża. Gdy zobaczyłam, że ubrany jest w białą koszulę, postanowiłam założyć moją sukienkę w kwiaty.

Teraz ubrani elegancko, leżeliśmy na zbożu i jedliśmy truskawki w czekoladzie.

Co chwilę Louis delikatnie całował mnie po twarzy.

- Jestem w tobie tak bardzo zakochany, Cat... - wyszeptał.

Poczułam ciepło rozlewające się w moim sercu.

- Też jestem w tobie bardzo zakochana - powiedziałam i pocałowałam go przelotnie. - bardzo... - kolejny pocałunek. - bardzo...

Oboje się uśmiechnęliśmy.

- Czas na prezenty - oznajmił brunet, wyjmując z koszyka piknikowego album na zdjęcia.

Gdy otworzyłam album, zobaczyłam zdjęcie moje, Louisa i Mayi z czasów jak mieliśmy sześć lat. Uśmiechaliśmy się promiennie, ukazując nasze braki w uzębieniu. Pod spodem był podpis z datą wykonania zdjęcia. Na kolejnej fotografii byliśmy wszyscy razem - ja, Maya, Louis, Zara, Connor, Jamie i Skye. Wszyscy obejmowaliśmy się ramionami i byliśmy przebrani za Indian. Przeglądałam kolejne strony albumu, czując ogromną nostalgię i radość.

Zdjęć było naprawdę bardzo wiele, a każde wiązało się z mile wspominanym przeze mnie wydarzeniem. Dla przykładu zabawa w chowanego i Connor, który wlazł na samą górę drzewa, przez co pół godziny zajęło Skye znalezienie go; Maya cała w mące, bo przypadkowo potknęłam się i wysypałam całą zawartość miski na jej głowę; ja z dziewczynami, śpiące każda w inną stronę, chociaż idąc spać, leżałyśmy tak samo; Louis w pełnym makijażu i wiele innych zdjęć.

Uśmiechnęłam się także, widząc mnie i Louisa na balu, a z tyłu Maya i Aiden posyłający sobie ukradkowe spojrzenia za czasów, gdy nikt nie wiedział o ich znajomości.

Nagle zobaczyłam błysk migawki aparatu. Gdy podniosłam głowę, zobaczyłam Louisa z aparatem w ręku. Zdjęcie od razu się wywołało. Chłopak pokazał mi zdjęcie, a następnie wkleił je do albumu, podpisując z dzisiejszą datą.

- Myślę, że czas już stąd iść - oznajmił chłopak, patrząc na zegarek na jego lewym ręku. - Jeszcze wiele może się wydarzyć tego dnia i bardzo byś żałowała, gdybyś to przegapiła. Uwierz mi.

***

Louis zabrał mnie na plażę. Już z daleka zobaczyłam moich przyjaciół, wyczekujących mojego przyjścia. Na środku było rozpalone ognisko, a wokół koce, poduszki oraz wiele przekąsek.

Każdy po kolei podchodził i składał mi życzenia oraz dawał prezent. Pierwsza podeszła Maya, a z nią Aiden.

- Już myślałam, że już nigdy nie wrócicie z tego zboża - zażartowała, po czym złożyła mi bardzo obszerne w słowa życzenia.

Cały czas gdy mówiła, Aiden nie odrywał od niej wzroku i lekko się uśmiechał.

Podchodzili do mnie wszyscy po kolei. Usłyszałam wiele ciepłych słów oraz żartów skierowanych w moją stronę. Przy tych ludziach czułam się naprawdę dobrze i swobodnie.

Starałam się nie myśleć o bitwie, ale na każdej osobie widziałam jej skutki. Lucas stracił nogę i przy pomocy Zary uczył się przez ostatnie tygodnie chodzenia z protezą. Skye straciła jedno oko, ale przy Lottie - jej dziewczynie, wręcz promieniała i wcale nie zamartwiała się okiem. Ja oraz wiele innych osób mamy blizny po ranach czy oparzeniach.

***

Aiden's POV

Po zjedzeniu, postanowiliśmy zagrać w "prawda czy wyzwanie". Cały ten czas się śmialiśmy, a ja dodatkowo dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy na temat innych.

Bardzo dobrze czułem się w tym gronie. Chyba wręcz mogę nazwać tych ludzi moimi przyjaciółmi.

Siedziałem z Mayą na kocu, przy ognisku. Miała opartą głowę na moim ramieniu, gdy butelka wskazała na mnie.

- HA! Prawda czy wyzwanie? - zapytał Jamie, który wcześniej dostał zadanie, aby włożyć sobie jak najwięcej pianek do buzi. Teraz na jego ustach pojawił się szyderczy uśmieszek, gdy padło na mnie.

- Prawda - odpowiedziałem, bo wyzwania dawane przez tych ludzi są naprawdę nie z tej ziemi.

Jamie zaczął dotykać swojej niewidzialnej brody, w ramach zamyślenia.

- Kiedy się oświadczysz Mayi? Hm?

Ostatnio dużo o tym myślałem. Chciałbym spędzić z tą dziewczyną resztę życia, ale nie wydaje mi się, że zaręczyny w tym momencie są potrzebne. Mamy przecież po osiemnaście lat. Jeszcze całe życie przed nami. Dodatkowo temat zaręczyn niezbyt dobrze mi się kojarzy. Przecież jeszcze parę miesięcy temu byłem do tego zmuszony. Nikt mnie nie pytał czy chce tego, czy nie.

Dlatego postanowiłem, że oświadczę się Mayi dopiero, gdy oboje będziemy na to gotowi.

Może to być za rok, za dwa, a nawet za pięć. Najważniejsze żebyśmy byli pewni, że to jest odpowiedni czas.

- Kiedyś, gdy oboje będziemy pewni, że to odpowiedni moment - odpowiedziałem.

- Poetycko - zacmokał Jamie. - Teraz tylko mam nadzieję, że na wszystkie inne gołąbeczki ta butelka wskaże, bo chcę poznać ich odpowiedzi na to samo pytanie.

***

Wracałem z Mayą po imprezie urodzinowej Catherine.

Chwilowo mieszkam w pałacu, ale chciałbym w niedalekiej przyszłości zamieszkać w jakimś domu, z daleka od mojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Ku mojemu zdziwieniu, sam pałac stał się nagle jakiś milszy odkąd panuje William. Nie zmienia to jednak faktu, że za każdym razem, gdy przechodzę obok byłego gabinetu mojego ojca, czuję ukłucie w piersi.

Zdecydowanie zbyt wiele złych wspomnień mam związanym z tym miejscem.

Teraz przyszedł czas na zaczęcie czegoś nowego i stworzenia nowych, dobrych wspomnień.

***

Hejka!

Nie ma zaręczyn, sorka! I ślubu też nie (przynajmniej chwilowo, kto tam wie, co się wydarzy później).

Jeszcze epilog i koniec (nie wiemy czy mamy płakać czy się cieszyć, bo jednak napisałyśmy książkę, która osiągnęła sukces! Przynajmniej my to odbieramy jako sukces, bo obstawiałyśmy max tysiąc wyświetleń, a tu nagle 39k).

Odpowiadając na pytanie z ostatniego rozdziału, dotyczące naszego wieku: mamy 16 lat! (gdy zaczynałyśmy pisać to opowiadanie miałyśmy 15) Tak, owszem, rocznik 05 pozdrawia haha <3

Epilog będzie... fajny chyba XD Taki wspominkowy mocno, więc chyba git będzie.

Miłego dnia/nocy <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro